Chyba dla nikogo nie jest tajemnicą, że starość zmienia ludzi. Gdy przychodzi jesień życia, niektórzy stają się zapominalscy, inni – łatwowierni i nadmiernie ufni, jeszcze inni – zrzędliwi.
Zmiany charakteru nie ominęły także moich rodziców. Nie, to nie tak, że nagle zrobili się trudni w obyciu. Nic z tych rzeczy. Oni po prostu oszaleli. Sprzedali cały swój dobytek, by kupić kampera i ruszyć w podróż przez Europę. A przecież zawsze obiecywali mi, że kiedyś odziedziczę rodzinny dom!
Nie wierzyłam, że zostaną nomadami
Jeżeli miałabym sięgnąć pamięcią do czasów dzieciństwa i jednym słowem opisać swoich rodziców, nazwałabym ich nudziarzami. Tata był księgowym. Nosił spodnie wyprasowane w kant, koszulę i blezer. Mama pracowała w ratuszu. Zaczynała jako referentka. W końcu awansowała na kierownika biura burmistrza i utrzymała to stanowisko aż do emerytury, mimo że w tym czasie dochodziło do wielu roszad na najwyższym szczeblu gminnej władzy.
Tata jeździł rodzinnym kombi, mama miała małe autko miejskie. Oboje mieli nudne hobby: filatelistykę (konik mojego taty) i szydełkowanie (wielka pasja mamy). Byli typowymi domatorami. Prawie nie wychodzili, a gdy już zdecydowali się spędzić popołudnie na mieście, najczęściej wracali już po godzinie.
Gdy przeszli na emeryturę, zaczęli powtarzać, że niedługo rzucą wszystko i wyruszą w podróż przez Europę. „Kupimy kampera i zwiedzimy wszystkie europejskie stolice, a jeżeli wystarczy nam zdrowia, następne w kolejce będą Stany” – ekscytowała się mama. Nie brałam tego na poważnie. Moi nudni i przewidywalni rodzice mieliby zostać nomadami? Prędzej piekło zamarznie. Niebawem miałam jednak przekonać się, że najwyraźniej mają w sobie pierwiastek szaleństwa.
Oni wcale nie żartowali!
– Córciu, mogłabyś podwieźć nas na zakupy? – zapytał tata, gdy zadzwonił do mnie pewnej soboty.
– Oczywiście, że tak. Też jadę do miasta, więc chętnie was zabiorę – odpowiedziałam. – A co stało się z waszymi samochodami? Oba u mechanika?
– Nie, nic z tych rzeczy – roześmiał się tata. – Oba mają już nowych właścicieli.
W pierwszej chwili pomyślałam, że rodzice podjęli odpowiedzialną decyzję. W końcu wielu seniorów rezygnuje z prowadzenia samochodu w obawie o bezpieczeństwo, swoje i innych na drogach. Tata miał jednak świetny wzrok, podobnie zresztą jak mama. Mieli już swoje lata, ale oboje byli w świetnej formie. Nie, to nie mogła być decyzja podyktowana zdrowym rozsądkiem. Pomyślałam, że wpadli w finansowe tarapaty.
– Tato, czy powinnam o czymś wiedzieć? Potrzebujecie pożyczki?
– A skąd! – odpowiedział i niemal zaniósł się śmiechem. – Mówiłem ci przecież, że wyruszamy w podróż. Sprzedaliśmy już samochody, a w przyszłym tygodniu...
– Zaczekaj – przerwałam mu. – Będę u was za piętnaście minut.
Sądziłam, że to tylko takie gadanie. Ot, dwójka emerytów snuje niemożliwe do spełnienia plany. Oni jednak naprawdę zamierzali to zrobić! Ubrałam się w pośpiechu, wsiadłam w samochód i popędziłam wyperswadować im ten głupi pomysł, póki jeszcze nie było za późno.
Nie chcieli mnie słuchać
– Co to znaczy, że sprzedaliście samochody i wyruszacie w podróż? – zapytałam w progu?
– Dzień dobry, córeczko. Miło cię widzieć – odpowiedziała mi mama karcącym głosem.
– Racja. Witajcie, kochani – powiedziałam i ucałowałam rodziców. – Skoro dopełniliśmy formalności związanych z powitaniem, to powiedzcie mi, co do jasnej ciasnej wam odbiło.
– Nie rozumiem, skąd twoje zdziwienie – stwierdził tata. – Przecież już rok temu mówiliśmy o tym.
– Tak, ale myślałam, że żartujecie.
– Jak widzisz, mówiliśmy serio. Wyprzedajemy nasz dobytek i ruszamy w wymarzoną podróż – oznajmiła mama, uradowana jak nastolatka.
– Co oznacza, że wyprzedajecie swój dobytek? Dom też?
– Oczywiście. Przecież musimy za coś kupić samochód kempingowy. No i życie w drodze kosztuje i to nie mało. Z naszych emerytur nie bylibyśmy w stanie sfinansować tych planów. Jeżeli kiedykolwiek wrócimy, sprzedamy kampera i kupimy sobie małą kawalerkę. Więcej nam nie trzeba – wyjaśnił tata.
– Ale bylibyśmy szczęśliwi, gdybyśmy całe życie spędzili na włóczędze – dodała mama.
Pomyślałam wtedy, że zupełnie oszaleli. Na taką beztroskę mogli sobie pozwolić w młodości, ale nie na starość. To nierozsądne, nieodpowiedzialne i... po prostu głupie!
– A wzięliście pod uwagę, że zdrowia wam nie przybywa? Przecież w tak długiej podróży może się zdarzyć wszystko.
– Córuś, byliśmy ostrożni przez całe życie. Teraz kiedy ty jesteś już dorosła, możemy sobie pozwolić na odrobinę ryzyka. Poza tym kiedy mielibyśmy spełniać marzenia, jak nie teraz?
Postanowiłam wytoczyć ostateczną broń
Naprawdę martwiłam się o nich. Tata nie jest młodzieniaszkiem i mimo że cieszy się dobrym zdrowiem, na drodze nie ma już refleksu dwudziestolatka. Poza tym w ich wieku choroby przychodzą nagle i niespodziewanie. Gdy stanie się coś złego, a oni będą na jakimś kempingu lub co gorsza, gdzieś z dala od cywilizacji... wolałam o tym nie myśleć.
Jeżeli jednak ten zdroworozsądkowy argument nie trafiał do nich, musiałam odwołać się do ich sumienia.
– A co z domem? – zapytałam.
– Mama powiedziała ci, że zamierzamy go sprzedać. W poniedziałek przychodzą pierwsi zainteresowani.
– Ale przecież obiecaliście, że kiedyś go odziedziczę.
– No... tak, masz rację – przyznał ojciec, wyraźnie zakłopotany i speszony.
– Ale musimy pomyśleć też o sobie – wtrąciła się mama. – Masz mieszkanie i męża. Poradzisz sobie w życiu.
– To prawda, ale mam też dwójkę dzieci, a nasze mieszkanie ma zaledwie pięćdziesiąt dwa metry kwadratowe.
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Rodzice od zawsze powtarzali mi, że odziedziczę nasz rodzinny dom. Gdy zaszłam w pierwszą ciążę i wzięłam ślub z Marcinem, specjalnie nie nie kupiliśmy dużego mieszkania, bo wiedziałam, że kiedyś się przeprowadzimy. Nagle okazało się, że jednak będziemy musieli w czwórkę żyć w ciasnocie, bo teraz ceny nieruchomości osiągnęły tak astronomiczny poziom, że na pewno nie pozwolimy sobie na nic większego.
– Skarbie, otrzymałaś od nas wyżywienie, wykształcenie i dach nad głową, gdy jeszcze byłaś na naszym utrzymaniu. Cała reszta nie jest naszą powinnością, a dobrą wolą – stwierdziła mama.
Jak powiedzieli, tak zrobili
Miesiąc później sfinalizowali sprzedaż domu i kupili nowiutkiego kampera. Byłam na nich zła, ale w duchu musiałam przyznać, że mogli rozporządzać swoim majątkiem wedle własnego uznania. Nie zmienia to jednak faktu, że rozczarowali mnie swoją postawą.
Z każdej kolejnej stolicy przysyłają nam pocztówkę, i raz w tygodniu kontaktujemy się online przez kamerki internetowe. Są zachwyceni swoim nowym życiem i nie zamierzają prędko wrócić. Już teraz zapowiadają, że gdy zdobędą Europę, przetransportują kampera do Stanów i ruszą w podróż od wybrzeża do wybrzeża. Cieszę się, że realizują marzenia, ale z drugiej strony wciąż jest mi przykro, że roztrwonili mój spadek.
Czytaj także:
„Panna próbowała wrobić mnie w dziecko. Powinienem ją pogonić, ale zakochałem się jak szczeniak. Nie wiem, co robić”
„Szef zasugerował, że powinnam dawać klientom więcej z siebie. Dosłownie. Jeśli odmówię, mogę pożegnać się z robotą”
„Po ślubie moja przyjaciółka zamieniła się w pustaka. Kiedy ja opowiadam o swoich problemach, ona papla o błyskotkach”