Rzadko odwiedzam restauracje, a już wcale, kiedy wyjeżdżam za granicę. Stąd, kiedy zasiedliśmy w jednym z lokali w Amsterdamie, natychmiast zabrałem się za studiowanie karty dań, aby upewnić się, że nie wybraliśmy zbyt drogiego miejsca.
Bolek, obserwując mnie, doskonale bawił się moim zmieszaniem i zdenerwowaniem. Cóż, trafiłem tu całkowicie przypadkiem. Początkowo do Amsterdamu miał polecieć mój szef, lecz coś mu nagle przeszkodziło... W efekcie ja go zastąpiłem, choć nie mam większego doświadczenia w negocjacjach i biznesowych wypadach Nagle śmiech Bolka ustał i zaczął coś szeptać do Andrzeja, naszego drugiego kolegi.
– Dlaczego szepczecie? Co się dzieje?
– Sugeruję, Michałku, abyś zajął to miejsce po prawej – Bolek wskazał mi na krzesło. – Mówię ci, warto. Takiej dziewczyny dawno nie widziałeś... Prawdopodobnie nigdy.
Przesiadłem się na wskazane miejsce
Dziewczyna, a właściwie już kobieta, której miałem okazję przyjrzeć się, wstała i nie zwracając na nas uwagi, oddaliła się od stolika. Zdążyliśmy zamówić obiad, a wtedy ona, powróciła na swoje miejsce. Od razu miałem wrażenie, że skądś znam tę kobietę. Jednak nie wiedziałem skąd.
Dopiero po czasie dotarło do mnie, kim ona jest. Poczułem się jak w filmie, odtwarzanym w zwolnionym tempie. Przypomniałem sobie wysoką blondynkę, która macha mi ręką na pożegnanie i mówi coś niezrozumiałego. Wówczas, ponad dziesięć lat temu, zrozumiałem tylko trzy słowa: „Tylko za tobą…”.
Przez lata zastanawiałem się, co to znaczyło. Czy Marlena chciała powiedzieć: „Będę tęsknić jedynie za tobą”.
– Zobacz, Jędruś, nasz kolega jest zaskoczony – zauważył Bolek, patrząc na mnie z głupkowatym uśmiechem. – Jest niezła, prawda? – podniósł kufel i stuknął nim w mój. – Nie gap się tak, bo to nie wypada. Dziewczyna może pomyśleć, że jesteśmy dzikusami z jakiegoś dziwnego, wschodniego kraju.
Nie mogłem się ruszyć z miejsca
Miałem zamiar podnieść się, podejść do stolika, przy którym siedziała Marlena, ale coś mnie powstrzymywało. Czułem się jakby sparaliżowany. Jakby moje nogi, ręce. Wszystkie mięśnie, odmówiły mi posłuszeństwa. Po wszystkim, co zdarzyło się w naszym życiu, po prostu czułem wstyd.
Jako starszy brat zawaliłem sprawę. Pozwoliłem jej opuścić dom rodzinny, kiedy była jeszcze praktycznie dzieckiem. Nie zrobiłem nic aby ją zatrzymać. Nawet nie dałem jej do zrozumienia, że ją kocham i że jej potrzebuje.
– Kiedy tylko osiągnę pełnoletność, ucieknę stąd – powtarzała to nieustannie, a ja jej nie wierzyłem.
Marlena zawsze była buntowniczką, sprzeciwiającą się rodzicom i z niezgodą na zastaną rzeczywistość. Nie miała bliskich znajomych, nawet zwykłych koleżanek. Zawsze szła swoimi własnymi ścieżkami, a w liceum całkowicie odseparowała się od społeczności szkolnej. Dom był dla niej miejscem, gdzie mogła coś zjeść i się przespać.
Nie interesowała niczym, nie było wiadomo, gdzie spędzała cały dzień. Dopiero późnym wieczorem zasiadała przy lampce nocnej i odrabiała zadania domowe, uczyła się angielskich i niemieckich słów. Wtedy matka zawsze ją karciła, ponieważ nie pozwalała jej spać. Mieszkaliśmy w jednym pokoju, a właściwie w połowie pokoju, ponieważ za cienką przegrodą z płyty wiórowej spał dziadek. Marlena nawet nie reagowała na uwagi matki. Żyła jakby w swoim własnym świecie. Wyznawała swoje zasady.
Trzeba jednak przyznać, iż nauka szła jej niezwykle łatwo. Opuściła dom zaraz po zdaniu matury, nie skończywszy jeszcze 19 lat. Zdecydowała się na samodzielność. Pewnego dnia spakowała swoje rzeczy do starej torby i plecaka, a potem wyjechała. Wiesiek, szofer z ośrodka wypoczynkowego niedaleko Olsztyna, zgodził się zawieźć ją do Szczecina.
Przynajmniej tak twierdził, ale gdzie tak naprawdę ją odwiózł? Nikt nie miał pewności. Nawet matka nie próbowała się dowiedzieć. Stosunki Marleny z rodzicami były skomplikowane. Nieustannie krytykowali ją za wszystko. Że jest leniwa, że w domu nie pomaga, że ma głupie pomysły, że zajmuje się swoimi rysunkami i szkicami. Że powinna iść do pracy i przynieść do domu pieniądze, zamiast marnować je na bloki, farby czy tusze.
– W ten sposób nie zarobisz na chleb – mówił ojciec, a matka tylko wzruszała ramionami. Ubolewając, że tak bardzo nie udało jej się młodsze dziecko.
Marzyli, że po szkole Marlena zostanie księgową lub zdobędzie jakikolwiek użyteczny zawód. Ona nie zwracała uwagi ani na ojca, ani na matkę. Patrzyli na nią z niechęcią, a ona odwzajemniała ich uczucia. Nie akceptowali jej pomysłu, że pójdzie na studia. Zawód – miała znaleźć pracę i być użyteczna. Kiedy opuściła dom, nic się nie zmieniło, poza faktem, że nikt już nie palił światła w nocy. Rodzice skupili się całkowicie na mnie.
Byłem przyzwyczajony do tego, że to matka zawsze o mnie dbała. Zapisała mnie do przedszkola, lecz ponieważ płakałem, natychmiast mnie z niego odbierała. Porzuciła pracę i tak to wyglądało aż do momentu, kiedy poszedłem do szkoły. Wówczas, ku niezadowoleni obojga rodziców, matka zaszła w ciążę.
Kiedy byłem uczniem drugiej klasy, przyszła na świat moja siostrzyczka, Marlena. To ironia losu, ale okazało się, że niedaleko naszego mieszkania otwarto właśnie żłobek. Dzięki temu mama nie musiała rezygnować z pracy, a Marlena od najmłodszych lat spędzała czas poza domem.
Tylko kiedy była chora, mogła zostać w domu. Mama często narzekała na trudności związane z opieką nad tak małym dzieckiem. Cała rodzina od początku miała do Marleny pretensje, właściwie tylko o to, że w ogóle pojawiła się na tym świecie. Gdy zniknęła, nikt za nią nie płakał. Szczerze mówiąc, ja też nie, choć zawsze byłem dumny z tego, że mam tak piękną siostrę.
Marlena była niezwykle atrakcyjna
Jej klasyczna uroda, skóra o odcieniu oliwkowym oraz długie włosy jasne jak len, sprawiały, że żaden mężczyzna nie mógł przejść obok niej obojętnie. Marlena, podobnie jak wiele innych dziewczyn z Olsztyna i okolicznych miejscowości, każdego lata podejmowała pracę w różnorodnych ośrodkach wypoczynkowych, gdzie pracowała jako pomoc kuchenna czy kelnerka.
Zawsze pojawiał się jakiś przyjezdny, który obiecywał jej cuda, jeśli tylko zgodzi się spędzić z nim noc. Kiedyś nawet opowiadała mi, jak spoliczkowała jednego kombinatora z Warszawy, który próbował się do niej dobierać. Twierdził, że jest studentem i że zabierze ją do stolicy, ale Marlena nie dała się nabrać na jego opowieści.
Gdy opuściła rodzinne strony, pojawiły się plotki, że się prostytuuje. Co bowiem innego mogłaby robić, tak młoda dziewczyna, która nie ma rodziny ani dachu nad głową? Kiedyś wysłała list do matki. Prosiła, żeby na nią nie czekać i nie próbować jej odnaleźć. Jest bezpieczna i dobrze sobie radzi.
– Oczywiście, kto by się nią przejmował? Lepiej niech tu nawet nie wraca, bo tylko przyniesie wstyd rodzinie. Co za niewdzięczna dziewczyna!
Rodzice skreślili Marlenę. Ja, będąc już dorosłym oczekującym dziecka, człowiekiem, nawet nie próbowałem jej szukać. Pewien kierowca z ośrodka, Wiesiek, opowiedział mi, że spotkał Lenę w Szczecinie – tam właśnie ją z początku odwiózł. Marlena oznajmiła mu, że planuje wyjechać na Zachód.
– W Reichu takie młode dziewczyny zawsze znajdą zajęcie – powiedział.
Nie chciałem nawet zgadywać, co miał na myśli. Obawiałem się, że wszystkie te plotki, które sąsiadki podszeptywały matce, niestety, mogą być prawdą, a Marlena może po prostu pracować w jakimś domu publicznym. Wówczas nie żałowałem siostry, nie miałem poczucia, że ją zawiodłem. Byłem na nią zły, ponieważ jeśli sprzedawała swoje ciało, to przynosiła wstyd całej naszej rodzinie.
– Czemu nie jesz? To zaraz ostygnie – powiedział Andrzej, wyrywając mnie z zamyślenia.
Zacząłem powoli przesuwać widelcem po talerzu, ale jedzenie nie przynosiło mi żadnej satysfakcji. Głód, który wcześniej mocno dawał mi się we znaki, nagle zniknął. Zastanawiałem się, kim jest ten mężczyzna, który towarzyszył jej przy stole.
Opiekuje się nią, czy jest jej klientem? Zapewne lepiej byłoby udawać, że jej nie zauważyłem – przemknęło mi przez myśl, lecz zaraz pojawiły się kolejne wątpliwości: Czy mam ją zignorować? Przecież to moja siostra, bez względu na to, co robi.
W dodatku nie wyglądała jak osoba zajmująca się prostytucją. Miała na sobie zwyczajny sweter z dekoltem w kształcie litery V i dżinsy. Jeżeli miała nałożony makijaż, to była to subtelna stylizacja. Miałem coraz więcej wątpliwości. A może te wszystkie plotki, to zwyczajne bzdury?
Znalazłem się w sytuacji bez wyjścia: chciałem do niej podejść, ale obawiałem się konfrontacji. Zauważyłem, że Marlena rzuca spojrzenia w naszą stronę. Przypuszczałem, że mimo upływu czasu, brody i siwizny rozpoznała mnie. Niepewnie wstałem od stołu i podszedłem do jej stolika. Wtedy ona również wstała.
– Michał?
– Tak, to ja... Jak się masz?
Staliśmy naprzeciwko siebie, niepewni co powinniśmy zrobić dalej. To ona jako pierwsza zdecydowała się zrobić ruch i rzuciła mi się na szyje. Następnie odsunęła się ode mnie, po czym ponownie zaczęła mi się przyglądać, jak gdyby wątpiła, czy to na pewno ja. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.
Czyż jest to normalne, spotkać się po 20 latach na obcej ziemi, jakby nic się nie stało? Musieliśmy długo tak stać, patrząc się na siebie, gdyż nagle zauważyłem, że dookoła zapanowała cisza. W końcu mężczyzna, który towarzyszył mojej siostrze, podszedł do nas i coś wypowiedział w języku, którego nie rozumiałem.
–To jest Stijn, mój mąż – powiedziała Lenka z dumą.
Wysoki, krzepki blondyn o błękitnych oczach patrzył na mnie z zaciekawieniem, gdy siostra wyjaśniała mu, kim jestem.
– Good to see you, brother – odparł i poklepał mnie po plecach.
To naprawdę była ona
Odzyskałem przytomność, dopiero kiedy Lenka pociągnęła mnie za rękę i zaprosiła do swojego stołu. Zapytała, co robie w Amsterdamie. Opowiedziałem jej o służbowym wyjeździe i mojej pracy. Stopniowo zaczynałem się rozluźniać. Prowadzenie rozmowy po polsku, w obecności męża Lenki, wydawało się nie na miejscu, więc zmusiłem się do mówienia po angielsku. Spędziliśmy w restauracji cały wieczór. Następnego dnia miałem wracać do Polski, więc Lenka zasugerowała, żebym przenocował w jej domu.
– Musisz poznać Maksymiliana, naszego synka – oznajmiła.
Mieszkanie Marleny i Stijna oddalone było od historycznej części miasta. Wnętrza były zupełnie współczesne, ale jednocześnie przyjazne i ciepłe. Na jednej z salonowych ścian wisiała kompozycja zdjęć z Mazur i Warmii.
– Czy tęsknisz za domem? – zapytałem siostrę, dostrzegając znane krajobrazy.
– Tęsknię. To naturalne – łzy pojawiły się w jej oczach. – Zaraz przygotuję kawę – nagle zmieniła temat.
Stijn położył się do łóżka, a my rozmawialiśmy aż do świtu. Opowieść mojej siostry nie była ani tragiczna, ani szczęśliwa. Ze Szczecina, gdzie przez krótki okres pracowała w sklepie, udała się do Brandenburgii. Tam zaczęła pracować jako sprzątaczka w spa. Pewnego dnia, mając popołudniową zmianę, postanowiła pójść na plażę.
Na molo widziała małego chłopca, bawiącego się patykiem w wodzie, kiedy jego rodzice robili sobie zdjęcia na brzegu jeziora. Nagle chłopiec zniknął i jedynie Marlena zauważyła jego brak. Bez zastanowienia skoczyła do wody. Gdyby nie ona, chłopiec mógłby się utopić. Na szczęście Lenka zdołała go wyciągnąć na brzeg. Chłopiec już nie oddychał, więc moja siostra zaczęła prowadzić resuscytację poprzez uciskanie klatki piersiowej. Dopiero wtedy rodzice zauważyli, co się stało. Ktoś wezwał pogotowie. Chłopiec przeżył, a moja siostra zyskała wdzięczność jego rodziców.
Bogaty ojciec chłopca chciał okazać wdzięczność Marlenie. Zapytał, o czym marzy. Marlena miała jedno: chciała zdobyć zawód w Niemczech. I tak to się zaczęło.
– Gerd otworzył przede mną nowe możliwości. Sfinansował mi kurs projektowania przestrzeni zielonych, a potem już wszystko poszło z górki. Nie zawsze było łatwo, czasem chciało mi się popłakać z tęsknoty czy zmęczenia. Musiałam się uczyć niemieckiego, a przecież jeszcze musiałam pracować, aby utrzymać się na powierzchni...
Gdy Marlena była w Niemczech, zaprzyjaźniła się z grupą Holendrów, wśród których znalazł się Stijn. Po ich ślubie mężczyzna zdecydował się sfinansować jej edukację na kierunku architektonicznym.
– Prowadzimy małą firmę rodziną, realizuję swoje dziecięce marzenia. Wiesz, że ten budynek to moja koncepcja? Podobny projekt stworzyłam już podczas nauki w szkole.
Ojca od dawna nie ma z nami...
W tym momencie dostrzegłem, jak bardzo moi rodzice zaniedbywali moją siostrę. Ja nigdy nie miałem ambicji, ani chęci do nauki. Zdobyłem dyplom na studiach zaocznych, tylko po to, aby zadowolić moją matkę. Marlena była utalentowana i pracowita, poświęcała się nauce, aby zrealizować swoje ambicje. Nikt jednak nie zapytał jej, o czym marzy, nikt z bliskich nie zaoferował jej wsparcia. Marlena mogła zakończyć swoją edukację w Polsce, nie musiałaby wędrować po świecie. Gdyby tylko otrzymała trochę wsparcia od rodziny...
Po powrocie z Holandii do rodzinnego domu byłem przekonany, iż istnieje jeszcze szansa na odnowienie relacji z moją siostrą. Choć na razie nie wyraża chęci odwiedzin, jestem przekonany, że kiedyś się to zmieni. Obiecała mi to. Nasza matka jest już w podeszłym wieku, choruje na demencję. Nie jestem pewien czy jest nawet sens opowiadać jej o Marlenie.
Moja żona jest niezmiernie ciekawa swojej szwagierki, a nasze dzieci pragną poznać Maksa. Jestem wdzięczny, że los pozwolił mi spotkać się z moją siostrą po tak długim okresie rozłąki. Jedynie nocami, budzę się z wyrzutami sumienia...
Przepraszam, siostrzyczko, że nie próbowałem cię odnaleźć. W końcu, kiedy odeszłaś, byłem już dojrzałym mężczyzną. Byłem tchórzem, poddałem się matce... Przyjmij moje przeprosiny.
Czytaj także:
„Przez lata mąż ukrywał, że ma drugą rodzinę. Prawda wyszła na jaw, gdy z szafki w garażu wysypały się zdjęcia”
„Mąż wyjeżdżał na szkolenia, których nie było. Zamiast doświadczenia, przywiózł nieślubne dziecko”
„Od 15 lat w każde święta myślę o chłopcu, któremu wtedy chciałam pomóc. Widział we mnie matkę i skrzywdził mojego syna”