„Przez lata mąż ukrywał, że ma drugą rodzinę. Prawda wyszła na jaw, gdy z szafki w garażu wysypały się zdjęcia”

załamana kobieta fot. Getty Images, Tatsiana Volkava
„Patrzyłam, jak na zdjęciach Wojtek czule ściskał tę babę. Jak pozował z dzieckiem. Mój partner mnie zdradzał – konsekwentnie i od dłuższego czasu. Z nieznanych mi przyczyn, wolał mnie okłamywać, zamiast po prostu odejść. Być może chodziło o reputację dobrego męża i ojca”.
/ 15.12.2023 21:15
załamana kobieta fot. Getty Images, Tatsiana Volkava

W garażu znalazłam kobiece perfumy, które z pewnością nie należały do mnie, całkiem nowe zabawki dla małego dziecka, a co najważniejsze, fotografie. Na nich był mój mąż z kobietą, która była ode mnie młodsza, a obok nich stało nieznane mi dziecko...

Miałam wygodne, ale nudne życie

Kiedy mówiłam mu, że chcę spotykać się z ludźmi, potrzebuje jakiejś aktywności, oznajmiał, że to nie ma sensu. Że powinnam zająć się domem. Byłam zakochana w Wojtku, nie cierpiałam kłótni, a więc dla spokoju, zdecydowałam się zrezygnować z aktywności zawodowej. Mój dyplom ukryłam głęboko w szufladzie, skupiłam się na dzieciach, urządzaniu naszego gniazdka, dbaniu o ogród i gotowaniu.

Wojtek zarabiał znakomicie. Kupował mi wszystko, co było mi potrzebne do prowadzenia domu. Wszelkie zakupy przynosił kurier, a przy cięższych obowiązkach mogłam liczyć na wsparcie. Nie jestem typem damy, która wydaje fortunę na ubrania, ale Wojtek był zdania, że mężczyzna powinien także finansować zachcianki swojej żony.

Zanim się zorientowałam, dzieci dorosły. Pewnego dnia Ola oznajmiła, że planuje wziąć ślub. Zarówno ona, jak i Maks mieli już swoje życie – przyjaciół, wyjeżdżali na wczasy, obozy młodzieżowe, studiowali. Wojtek od pewnego momentu zaczął pracować jeszcze bardziej intensywnie. Zazwyczaj wracał do domu wieczorem, ale przez ostatnie dwa lata często wyjeżdżał w ramach obowiązków służbowych – czasami był nieobecny nawet przez trzy weekendy w miesiącu.

Czułam się znudzona i niepotrzebna. Bywały chwile, kiedy nie miałam dla kogo przygotować posiłku. Zdecydowałam, że potrzebuję jakieś zmiany. Zapisywałam się na różne zajęcia jak joga, jazz dance, lekcje ceramiki... Wojtek cały czas sobie ze mnie żartował, ale był zadowolony, że nie musi na to dużo wydawać, ponieważ ceny za kursy w domu kultury były dość przystępne.

Następnie zaczęłam ćwiczyć zumbę i śpiew w chórze, jednakże te aktywności wydawały mi się monotonne, a i brakowało mi talentu muzycznego. Lepiej szło mi formowanie naczyń z gliny i plecenie koszy, ale jestem osobą praktyczną – komu to jest właściwie potrzebne w XXI wieku?

Byłam w tym naprawdę dobra

Ostatecznie podjęłam decyzję, aby pójść na kurs tworzenia kompozycji kwiatowych – florystykę. To mi się na pewno przyda przy ozdabianiu mieszkania. A być może przyda się także na weselu mojej córki... I co? I to okazało się strzałem w dziesiątkę! Komponowanie bukietów całkowicie mnie pochłonęło. Co więcej – prowadząca kurs była zdania, że posiadam niezwykły dar w tej dziedzinie, a moje kompozycje były prezentowane innym jako przykład.

– Nie jestem w stanie przekazać pani już więcej wiedzy, pani Alicjo – oznajmiła po pół roku kursu. – Posiada pani niezwykły talent, jeżeli kiedykolwiek zdecydowałaby się pani na pracę w tym zawodzie, to bez trudu znajdzie pani zatrudnienie.

Uśmiechnęłam się, tłumacząc, że to jest jedynie moje hobby, a mój mąż zarabia na nasze utrzymanie... Instruktorka rzuciła na mnie dziwne spojrzenie.

– Zrobi pani, co zechce, ja tylko jeszcze raz podkreślę, że bezsprzecznie ma pani talent i jeśli kiedyś znalazłaby się pani w sytuacji, w której by pani potrzebowała pieniędzy, może pani to wykorzystać.

Nie zdawałam sobie sprawy, jak prorocze są to słowa… To stało się trzy tygodnie później. Był to jeden z tych weekendów, kiedy byłam całkowicie sama – Wojtek uczestniczył w kolejnej konferencji, Ola i Maks byli na nartach. Nie musiałam gotować, dom lśnił czystością, ogród był pod pokrywą śniegu... W telewizji nie leciało nic, co mogłoby przyciągnąć moją uwagę.

Zdecydowałam się posprzątać garaż. Nigdy tego nie robiłam, ponieważ za samochód, kosiarkę i wszystkie pozostałe sprzęty techniczne odpowiadał Wojtek. Często mówił, że mężczyzna, który nie potrafi poradzić sobie z takimi kwestiami i zleca je kobiecie, to żaden mężczyzna. Pomyślałam jednak, że mogę przynajmniej umyć szafki na narzędzia. Nawet jeśli Wojtek utrzymuje idealny porządek, jeśli chodzi o narzędzia, to raczej nie zajmuje się utrzymywaniem czystości.

Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę

Wzięłam ściereczkę, kubełek z gorącą wodą i środek czystości. Z szafek wyciągnęłam komplet kluczy, wiertła i inne podobne akcesoria. Kiedy dotarłam do trzeciej, okazało się, że nie ma tam żadnych narzędzi... Znalazłam w niej natomiast kobiece kosmetyki, zabawki dla dziecka i plik zdjęć mojego męża z młodszą kobietą.

Patrzyłam, jak na zdjęciach Wojtek czule ściskał tę babę. Jak pozował z dzieckiem. Mój partner mnie zdradzał – konsekwentnie i od dłuższego czasu. Co gorsza, prowadził podwójne życie, które prawdopodobnie było dla niego bardziej satysfakcjonujące niż nasze małżeństwo. Z nieznanych mi przyczyn, wolał mnie okłamywać, zamiast po prostu odejść. Być może chodziło o reputację dobrego męża i ojca, której utrata mogłaby negatywnie wpłynąć na jego karierę zawodową...

Była sobota rano i miałam weekend na podjęcie decyzji. Nie, nie była to dzika rozpacz – nasza relacja od dłuższego czasu była raczej chłodna. Byłam po prostu rozczarowana i poniżona. Osoba, którą uznawałam za lojalną, okazała się niewiarygodnym, fałszywym, dwulicowym szubrawcem.

Bardzo szybko podjęłam decyzję o odejściu, unikając konfliktów i dramatów. Byłam pewna, że Wojtek, postawiony w obliczu wyboru – szybki, cichy rozwód czy publiczne wystawianie na pośmiewisko – zdecyduje się na pierwszą opcję. Byłam również świadoma, że mogę liczyć na sowite alimenty, jednak nie chciałam utrzymywać się z pieniędzy mężczyzny, który mnie zdradził. Zdecydowałam, że poszukam zatrudnienia i gdy osiągnę finansową niezależność, wystąpię o rozwód. Nie myślałam jednak o powrocie do wykonywanego wcześniej zawodu.

Musiałam zrealizować ten plan

Po dwudziestu latach, mój dyplom stracił w oczach potencjalnych pracodawców jakąkolwiek wartość. Postanowiłam podjąć radykalne działania. W dużym centrum ogrodniczym, oddalonym o kilometr od mojego domu, potrzebowali kogoś do prostych zadań. Oferowali niewielkie wynagrodzenie, ale nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo. Zostałam zatrudniona, oczywiście na okres próbny.

Moje obowiązki na początku obejmowały podlewanie roślin w szklarni oraz układanie worków z ziemią... Kiedy poinformowałam Wojtka o moim nowym pomyśle, zareagował dość neutralnie. Spędzał już tak mało czasu w domu, że prawdopodobnie nie miało to dla niego znaczenia. Nie omieszkał jednak wyrazić swojego zdania na ten temat.

– Ech, ech. Gratulacje. Wygląda na to, że zakończyłaś studia tylko po to, by teraz przewalać ziemię u jakiegoś chłopa. Ale skoro masz ochotę na taką pracę, droga wolna, pamiętaj tylko o ciepłym ubraniu, bo mogę nie mieć pieniędzy na lekarza...

Nie odpowiedziałam mu na prowokacje. Tylko zacisnęłam zęby. Codziennie budziłam się o piątej rano i na piechotę pokonywałam kilometr do sklepu. Zajmowałam się podlewaniem, przesadzaniem, kopaniem grządek. Po miesiącu otrzymałam pensję, która nie była wystarczająca, aby się samodzielnie utrzymać. Pomimo to, zdecydowałam się zostać – miałam nieodparte wrażenie, że coś jeszcze ma się zdarzyć...

Pewnego dnia, właścicielka sklepu została zmuszona do nagłego powrotu do domu. Szalała epidemia grypy, a sytuacja z pracownikami była dramatyczna, więc zdesperowana, postanowiła postawić mnie za ladą – do obsługi klientów. Byłam przerażona. Miałam nadzieję, że nikt nie zapyta o nawożenie rododendronów...

Natychmiast przyciągnął mój wzrok

Jeden z klientów wydał mi się bardzo interesujący. Był mężczyzną w wieku około pięćdziesięciu lat. Zadbany, prezentował się nawet elegancko, ale wyglądał na smutnego i całkowicie zagubionego. Poruszał się między regałami, jakby nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Wreszcie zapytałam, czy mogę mu w jakiś sposób pomóc.

Z ulgą na twarzy odpowiedział, że tak. Przyjechał ze Szwecji na ceremonię pogrzebową swojej matki. Chciał kupić kwiaty, jakąś wiązankę. Odwiedził już trzy kwiaciarnie, ale nikt nie miał czasu, by przygotować coś specjalnie dla niego, a gotowe wiązanki, również te dostępne u nas, w ogóle mu się nie podobały. Pieniądze nie grały tu roli.

– Bo, proszę pani, nie udało mi się przybyć na czas. Mama odeszła, zanim zdążyłem dojechać. Pragnąłbym przynajmniej pożegnać ją pięknym bukietem. Mama uwielbiała kwiaty, więc przynajmniej to...

Pewnie powinnam była mu powiedzieć, że ja tu tylko sprzątam, ale... Poprosiłam, aby dał mi trzydzieści minut, spytałam, jakie kwiaty szczególnie lubiła jego mama. Pracowałam w pewnego rodzaju transie, a potem pokazałam mu moją wiązankę. Przez moment stał w ciszy, a potem powiedział:

– Teraz tylko ureguluję rachunek. Ale później przyjdę do pani, aby podziękować za to, co dla mnie pani zrobiła...

Zapłacił i zniknął. Byłam przekonana, że go więcej nie zobaczę. Następnego dnia, kiedy pielęgnowałam iglaki, niespodziewanie pojawiła się moja szefowa.

– Pani Alicjo, przyszedł do pani mężczyzna...

Wytarłam ręce i wyszłam ze szklarni. Jurek stał przed ladą, trzymając w rękach duże pudełko czekoladek – chyba droższych nie dało się znaleźć w naszym miasteczku.

– Chciałem kupić pani kwiaty, ale to przecież nie ma żadnego sensu. Pani stworzyła dla mojej matki najwspanialszy bukiet na świecie. Jestem pewien, że jeśli naprawdę obserwuje nas z nieba, to była zadowolona. Nie mam zbyt dużo czasu, ale byłbym niezmiernie szczęśliwy, gdyby zgodziła się pani napić ze mną kawy. Oczywiście, jeśli szefowa na to pozwoli...

Ta, kompletnie zaskoczona całą sytuacją, przytaknęła.

Pojechaliśmy na kawę i spędziliśmy razem cudowne dwie godziny. Po dwóch tygodniach Jurek znów mnie odwiedził, a po dwóch miesiącach byłam kompletnie zakochana i zdeterminowana. Wówczas postawiłam przed moim mężem fotokopie jego zdjęć z tamtą rodziną i spokojnie zażądałam natychmiastowego rozwodu. Prosiłam go, aby podjął decyzje jak najszybciej, ponieważ wyjeżdżam. Przyjęłam ofertę pracy w kwiaciarni w Sztokholmie i nie chciałam marnować czasu. Nie była to pusta groźba. Mimo że Jurek ma dobrą pracę, nie planował zrobić ze mnie gospodyni domowej.

Natychmiast znalazł dla mnie prace w bliskim sąsiedztwie naszego mieszkania. Jest to moja pierwsza kwiaciarnia i nie mam powodów do narzekań. Mam wiele zleceń. Zdarzają się chwile, kiedy czuję się wręcz zmęczona. Jednakże, jeśli miałabym czegoś żałować, to chyba tego, że tak późno odkryłam swój dar. W końcu każdy z nas ma to coś. Nie każdy tylko umie to odkryć.

Czytaj także:
„Syn zerwał z nami kontakt na 5 lat. Jak gdyby nigdy nic zapukał do nas w Wigilię i zapytał, czy jest ryba po grecku”
„Teściowa dała mi krzyżyk, wodę święconą i kazała przyjąć księdza po kolędzie. Nie mam zamiaru marnować na to pieniędzy”
„Ta baba zabrała mojej matce męża, a mnie ojca. Przysięgłam sobie, że odpowie mi, za wszystkie przepłakane noce”

Redakcja poleca

REKLAMA