„Mąż wyjeżdżał na szkolenia, których nie było. Zamiast doświadczenia, przywiózł nieślubne dziecko”

zawiedziona kobieta fot. Getty Images, Pete Stec
„– Ja... Mam dziecko – powiedział cicho. – Co?! – zrobiło mi się ciemno przed oczami. – Jakie dziecko?! To my mieliśmy planować rodzinę! Ale widzę, że łatwiej ci było spłodzić dziecko z jakąś panienką z kursu, niż być odpowiedzialnym mężczyzną – nie mogłam opanować swoich emocji”.
/ 15.12.2023 20:30
zawiedziona kobieta fot. Getty Images, Pete Stec

Mąż był praktycznie gościem w naszym domu. Wreszcie oskarżyłam go o zdradę. Rzeczywistość była bardziej skomplikowana.

Jego praca była naszą szansą

– Do zobaczenia, kochanie!

W piątkowy poranek mój mąż pożegnał mnie pocałunkiem, wziął swoją walizkę i udał się na szkolenie. Planował wrócić dopiero w niedzielę, co oznaczało, że miałam przed sobą kolejny samotny weekend. Mimo to nie skarżyłam się, chociaż odkąd rok temu Marcin podjął pracę w firmie ubezpieczeniowej, większość czasu spędzał poza domem. Wiedziałam, że robi to dla nas. Dla naszej przyszłości.

Sama się na to zgodziłam. A nawet więcej, namawiałam męża, aby przyjął tę posadę. Jako nowożeńcy marzyliśmy o posiadaniu dzieci, naszym własnym miejscu, stabilizacji życiowej... Tymczasem ciągle zmienialiśmy wynajmowane mieszkania i musieliśmy naprawdę się starać, aby nasze skromne zarobki wystarczyły do końca miesiąca. Nowe stanowisko Marcina mogło to zmienić: oferowano mu atrakcyjne wynagrodzenie, możliwość podnoszenia kwalifikacji.

– W końcu będzie nas stać na spełnienie marzeń – mówiłam z radością. Wierząc, że to dla nas szansa.

– Czy pomyślałaś o tym, że umowa zobowiązuje mnie do uczestnictwa w weekendowych kursach? Nie tylko będę pracował do późna w ciągu tygodnia, ale też często mnie nie będzie w domu w soboty i niedziele. Może być tak, że praktycznie nie będziemy się widywać – Marcin miał wątpliwości co do nowej pracy.

Damy radę! Podejdźmy do tego, jak do sytuacji tymczasowej: na dwa, trzy lata. To jest nasza droga do przyszłości, która pozwoli ci podnieść swoje kwalifikacje, a jednocześnie zaoszczędzić trochę pieniędzy, aby myśleć o dzieciach, mieszkaniu... Ja ci pomogę, zajmę się sprawami domowymi. Zdejmę ci z głowy wszelkie obowiązki. Ty będzie mógł w pełni poświęcić się pracy. Marcin zobaczysz, wszystko będzie dobrze, a potem będziemy żyć długo i szczęśliwie – obiecałam mężowi.

Po podpisaniu kontraktu, Marcin faktycznie stał się praktycznie gościem w naszym domu. Od tamtej pory troszczyłam się o zakupy, jeździłam samochodem do warsztatu, montowałam meble, nauczyłam się radzić sobie z zatkanym zlewem, kontrolowałam rachunki. Mój mąż nie musiał się więc przejmować żadnymi domowymi obowiązkami, mógł cały swój czas poświęcić pracy. Był mi za to bardzo wdzięczny.

– Dziękuję, kochanie, z taką żoną stać mnie na wszystko – deklarował.

– To ja jestem ci wdzięczna – rewanżowałam się komplementami, ponieważ to dzięki jego wysiłkom skończyły się problemy z debetem na naszym rachunku bankowym.

Mimo że widywaliśmy się sporadycznie, czułam się szczęśliwa. Wiedziałam, że chwilowe poświęcenia pozwolą nam w niedługim czasie wziąć kredyt na dom i zacząć myśleć o dzieciach, nie martwiąc się, gdzie będziemy mieszkać, czy wystarczy nam pieniędzy na przedszkole. Ta świadomość dodawała mi sił. Nie przewidywałam jednak, że życie napisało już dla nas własny scenariusz...

Kłamstwo wydało się przypadkiem

Owego wieczora Marcin wrócił z pracy wyraźnie przygnębiony. Mimo że zwykle po ciężkim dniu był niesamowicie głodny, tym razem ledwo tknął swój ulubiony gulasz. Kiedy usiedliśmy, żeby porozmawiać o tym, co wydarzyło się w pracy, mąż był wyjątkowo małomówny, choć zwykle trudno było mu wejść w słowo.

– Czy wszystko jest w porządku? – zapytałam, zaniepokojona.

– Tak, po prostu jestem wykończony. Pójdę wcześniej spać – odpowiedział i udał się do sypialni, co było dość niecodzienne, bo od kiedy go poznałam, zwykle nie kładł się do łóżka przed północą.

„Może to jakaś choroba?” – zaniepokoiłam się. Na moje szczęście, Marcin rano jak gdyby nigdy nic udał się do pracy. A ja się uspokoiłam.

Na fotografię tego dziecka natknęłam się przypadkowo. Kiedy mąż wyjechał na kolejne szkolenie, postanowiłam zabrać się za porządkowanie półek w salonie. Aby je dokładnie wyczyścić, musiałam zdjąć z nich różne pamiątki i książki. Właśnie wtedy kilka z nich nieszczęśliwie spadło mi na podłogę. Z jednej z nich wypadło zdjęcie. Podniosłam je i przez długi czas przyglądałam się twarzy małego chłopca, który... miał oczy identyczne jak Marcin.

– Kogo przedstawia to zdjęcie? – zapytałam, gdy mąż wrócił do domu.

– Och! Dobrze, że znalazłaś tę fotografię, bo zgubiłem ją jakiś czas temu, a bardzo chciałem ci się ją pochwalić – cieszył się na widok znalezionego zdjęcia. – To jest Michaś, syn mojego kuzyna. Czy pamiętasz, jak ci opowiadałem o moim dorastaniu z Radkiem, który potem wyjechał na urlop do Kanady i już nie wrócił do Polski? Zdecydował się zostać tam na stałe, założył rodzinę. Mimo to utrzymujemy ze sobą relacje. Wysłał mi ostatnio zdjęcie swojego syna, jest w szoku, jak bardzo Michaś przypomina mnie! Jestem dumny, że jestem wujkiem – Marcin z uśmiechem oglądał zdjęcie.

Jego reakcja wydała mi się tak autentyczna, że nie zajmowałam się więcej tą sprawą. I ufałam mu do chwili, kiedy parę tygodni później, zgubiłam klucze do samochodu. Mimo iż dokładnie przeszukałam cały dom, nie udało mi się odnaleźć zapasowej pary. Mój mąż był znowu na szkoleniu i, choć zazwyczaj tego nie robię, postanowiłam do niego zadzwonić w trakcie jego zajęć. Chciałam jedynie dowiedzieć się, gdzie schował zapasowe klucze. Niestety, nie odebrał mojego telefonu ani nie oddzwonił.

Zatem zadzwoniłam do Jerzego, jego współpracownika, z którym wspólnie uczęszczali na kursy.

– Witaj, Ania! – powiedział Jerzy.

– Cześć. Przepraszam, że przerywam Ci zajęcia, ale czy mógłbyś powiedzieć Marcinowi, żeby natychmiast do mnie zadzwonił? – poprosiłam.

Miałam zamiar opowiedzieć Jerzemu o mojej wpadce z kluczami, kiedy niespodziewanie w słuchawce usłyszałam płacz jego dziecka, głos żony...

– O rety, nie wiedziałam, że jesteś w domu – zdziwiłam się.

W słuchawce zapadła cisza.

– Jerzy jesteś tam jeszcze? – zastanawiałam się, czy nas przypadkiem nie rozłączyło.

– Jestem – odpowiedział.

– Dlaczego nie pojechałeś na szkolenie? Czy jesteś chory? A może, broń Boże, coś się stało z dzieckiem? – zapytałam zaniepokojona.

– Wszystko jest w porządku – oznajmił, wzdychając. – Nie pojechałem nigdzie, ponieważ w ten weekend nie odbywają się żadne kursy.

Podejrzewałam go o niewierność

Nie jestem pewna, jak udało mi się przetrwać do niedzieli. Przez cały czas płakałam. Nie mogłam uwierzyć, że mój partner mnie okłamuje! Co więcej, kiedy Marcin w końcu do mnie zadzwonił, z entuzjazmem opowiadał mi o... szkoleniu. Byłam załamana. Nie chciałam jednak poruszać poważnych tematów przez telefon, więc postanowiłam zachować spokój. Ale kiedy mój mąż wrócił, zastał spakowane torby.

– Wynoś się stąd! – to było wszystko, co dałam radę powiedzieć.

– Ale... – był zdumiony.

– Kłamstwo! Nie istniał żaden kurs! Nie chcę cię znać – wskazałam mu drzwi.

Wtedy Marcin... zaczął płakać.

– Aniu, proszę, pozwól mi wyjaśnić! Powinienem zrobić to wcześniej, ale się obawiałem... Proszę, tylko abyś mnie wysłuchała. Potem możesz mnie wyrzucić z domu i ze swojego życia – płakał.

– Mów! – dałam za wygraną.

I usłyszałam coś, co poruszyło mnie głęboko.

– Ja... Mam dziecko – powiedział cicho.

– Co?! – zrobiło mi się ciemno przed oczami. – Jakie dziecko?! To my mieliśmy planować rodzinę! Po to była ta twoja praca i nasza umowa! Ale widzę, że łatwiej ci było spłodzić dziecko z jakąś panienką z kursu, niż być odpowiedzialnym mężczyzną – nie mogłam opanować swoich emocji.

– Aniu, to nie jest tak, jak myślisz! – odpierał zarzuty Marcin. – Fakt, że jestem ojcem, nie ma nic wspólnego z moim zatrudnieniem czy szkoleniami. Obecne stanowisko przyjąłem tylko i wyłącznie z powodu naszej umowy. I tak naprawdę mam dość tej rozłąki. Te zarobki nie rekompensują mi chwil spędzonych bez ciebie! Tęsknię za tobą, więc nie myślę o żadnych romansach! – wyjaśniał.

Następnie, ukrywając twarz w dłoniach, wyznał:

– Mój syn to Michaś, ten mały chłopiec ze zdjęcia. Ma już siedem lat, więc sama widzisz, że nie mógłby być efektem mojego służbowego romansu...

– O Boże! – westchnęłam, zaskoczona.

Długo myślałam, ale podjęłam wreszcie decyzje

– Tak, zdaję sobie sprawę, że wtedy nie powiedziałem prawdy na temat kuzyna, za co cię z całego serca przepraszam. Ale naprawdę nie miałem pojęcia, jak postąpić. Właściwie nadal nie mam – wyznał. – Aniu, czy pamiętasz jak wyglądałem tego dnia? Właśnie wtedy, tego dnia, odwiedziła mnie w pracy Agata. Tak, ta sama Agata! Nie widziałem jej od dawna, a ona oświadczyła mi, że... że jesteśmy rodzicami.

Ciężko mi było zebrać myśli. Wiedziałam o Agacie z dawnych relacji mojego męża. Była jego pierwszą prawdziwą miłością. Uczęszczali razem do szkoły średniej, a następnie na ten sam kierunek studiów. Marcin był przekonany, że zawsze będą razem, jednak po trzecim roku studiów Agata niespodziewanie go porzuciła. Porzuciła również studia, wyjechała i nikt więcej o niej nie słyszał. Marcin wówczas bardzo się załamał.

Zwyczajnie nie potrafił zrozumieć, czemu jego dawna ukochana zdecydowała się na taki krok. I to bez słowa wyjaśnienia. Dopiero po kilku latach, kiedy spotkał mnie, odzyskał wiarę w miłość. Twierdził, że to ja go ocaliłam. A teraz... Agata powróciła. A co gorsza, z dzieckiem Marcina!

Uwierzyłam w jego wyjaśnienia

– Czy naprawdę nie wiedziałeś, że jesteś ojcem? – zastanawiałam się, zwracając się do męża, bo cała ta sytuacja wydawała mi się nierealna.

– Nie miałem o tym najmniejszego pojęcia! Dopiero teraz Agata mi przyznała, że kiedy odeszła ode mnie, była w ciąży i nie chciała skomplikować mi życia. Nie mogła zrobić niczego gorszego... – Marcin był załamany.

– Czy ty nadal ją kochasz? – bałam się odpowiedzi na to pytanie, ale wiedziałam, że muszę je zadać.

– Ależ skąd! – zdenerwował się. – To ty jesteś osobą, którą kocham, nikogo innego. Jednak mam z nią dziecko... Chciałem go poznać, dlatego wymyśliłem tę całą historię o szkoleniu. W istocie ten czas spędziłem z Michasiem. Potem przenocowałem w hotelu, nie u Agaty. Możesz to sprawdzić – usiłował mnie przekonać.

– Skąd masz pewność, że Michał to twój syn? I dlaczego ona powiedziała ci o dziecku dopiero teraz? – cały czas nie opuszczały mnie wątpliwości.

– Zrobiłem testy. Wyniki potwierdzają, że jestem ojcem chłopca – przyznał. – Ale odpowiedź na twoje następne pytanie nie jest prosta... Agata jest chora na raka trzustki. Prognozy lekarzy dają jej najwyżej rok życia. Nie ma obok siebie żadnej bliskiej osoby, oprócz Michasia. Jej rodzice nie żyją, nie miała rodzeństwa, a z resztą rodziny nie utrzymuje relacji. Obawia się, że po jej śmierci, chłopiec trafi do domu dziecka. To jest powód, dla którego mnie odnalazła. Aniu, naprawdę nie wiem, co mam zrobić! Nie chcę cię stracić, ale nie mogę przecież skazać syna na życie w sierocińcu! – oczy Marcina ponownie zalały się łzami.

Zwróciłam się do niego z prośbą, aby na razie nie podejmował pochopnych kroków. Sama zaś wybrałam się na weekend w moje ulubione góry. Wędrując samotnie po szlakach, zastanawiałam się nad sytuacją. Po powrocie już wiedziałam, co powinnam zrobić.

– Przywieź do nas Agatę i Michałka – poprosiłam męża.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

– Przywieź ich, proszę! – byłam już całkowicie pewna, tego co mówię.

– Z taką żoną to ja naprawdę mogę czynić cuda – Marcin przytulił mnie i ruszył po samochód.

Agata i Michaś pojawili się w naszym domu po kilku godzinach. Widok dawnej ukochanej mojego męża był dla mnie szokiem. Ta kobieta była przeraźliwie chuda! Ogromne oczy na bladym, wychudzonym obliczu. Było jasne, że jest na skraju śmierci... Mimo to, z ostatnich sił, troszczyła się o swojego synka. A ten mądry mały chłopiec patrzył na nią z pełnym miłości spojrzeniem.

Obserwując ich, nie potrafiłam powstrzymać łez. Dlaczego życie jest tak straszne? – zastanawiałam się, czując, jak pęka mi serce. Gdy mały Michaś zasnął, a wraz z nim Marcin, wtulony w synka, spędziłyśmy z Agatą wiele godzin na rozmowach.

– Jak zapewne zdajesz sobie sprawę, ja umieram – wyznała. – Dlatego jestem wdzięczna za twoje zaproszenie. Strach przed śmiercią jest mniejszy, kiedy wiem, że mój syn będzie miał okazję dorastać pod opieką swojego ojca i jego żony – ujęła moją dłoń.

Jesteśmy bardzo szczęśliwi razem

Uściskałam ją, a ona przez całą noc opowiadała mi o Michaśku, o tym, co najbardziej lubi jeść, jakie zabawki kocha... Opowiadała mi zabawne historie związane z małym. Wspominała, jak jej syn sprawił, że życie wydawało się lepsze. Do rana śmiałyśmy się i wzruszałyśmy na przemian.

Kiedy odjechali, wszystko leciało mi z rąk. Mój umysł był zaprzątnięty myślami o Agacie i małym Michałku. Próba wyobrażenia sobie, jak radzi sobie z chorobą i wyczerpującym leczeniem, jednocześnie starając się opiekować synem bez pomocy bliskich, była dla mnie przerażająca. I to uczucie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że jeśli przegrasz tę bitwę, twoje dziecko zostanie sierotą. To było dla mnie za dużo. Marcin też to odczuwał – często o tym dyskutowaliśmy. Dlatego, po kolejnej bezsennej nocy, zdecydowaliśmy się podjąć odpowiednie działania.

– Agata – rozpoczęłam rozmowę przez telefon. – Chciałabym, żebyś wiedziała, iż w sytuacji, gdyby coś się stało, zatroszczymy się o wychowanie Michała najlepiej, jak tylko potrafimy. W międzyczasie prosimy cię, abyś przeprowadziła się do nas. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, abyś odzyskała zdrowie – będziemy towarzyszyć ci podczas wizyt lekarskich, na sesjach chemioterapii. A dla Michała stworzymy dom pełen szczęścia – obiecałam.

– Dziękuję... – odpowiedziała cicho Agata.

Zmarła pół roku później. Do ostatniej chwili towarzyszyliśmy jej przy łóżku: ja, Marcin i Michaś. Jako że chłopiec postrzegał nas już jak rodzinę, łatwiej mu było zaakceptować tę straszną sytuację. Wyjaśnialiśmy mu, że Agata stała się aniołem. I, mimo że nie będzie mógł jej zobaczyć, to jednak zawsze będzie nad nim czuwała.

To bardzo odważny mały mężczyzna. Szybko został naszym ukochanym dzieckiem. I wspaniałym bratem dla małej Basi, którą urodziłam rok po odejściu Agaty. Dziś razem tworzymy wspaniałą rodzinę.

– Musisz wiedzieć, że byłam naiwna, sądząc, że na szczęście i rodzinę trzeba najpierw zasłużyć. Przykro mi! Czuję się jeszcze bardziej głupia, gdy pomyślę, że gdyby nie choroba Agaty i Michał, to nadal mieszkałabym w pustym domu – ostatnio przyznałam się mężowi.

– Nie martw się. Też nie zachowałem się najmądrzej, kiedy zdecydowałem się na tamtą pracę dla pieniędzy. Najważniejsze jest to, że oboje zrozumieliśmy, co w życiu jest naprawdę istotne – Marcin objął mnie, Michałka i Basię ramionami.

Od kiedy mąż porzucił dobrze płatną pracę w firmie ubezpieczeniowej na rzecz stanowiska w małym biurze, ma więcej czasu dla swojej rodziny. Szczerze go wspieram w tej nowej roli. Pomimo tego, że nasze oszczędności rosną wolniej i nadal mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, nigdy nie czuliśmy się tak szczęśliwi! Szczególnie teraz, gdy do naszej rodziny dołączy mała siostrzyczka Basi i Michałka. Już podjęliśmy decyzję: będzie się nazywała Agata.

Czytaj także:
„Całe dzieciństwo matka wmawiała mi, że babcia nie chce mieć ze mną kontaktu. Jej kłamstwo wyszło na jaw przypadkiem”
„Byłam zrozpaczona, gdy facet mojego życia odszedł. Latami pragnęłam by wrócił, ale gdy to zrobił, byłam już mężatką”
„Ludzie wytykają mnie palcami, bo jestem żoną pastora. Sądzą, że jesteśmy uwstecznieni, bo nie mamy nawet Facebooka”

Redakcja poleca

REKLAMA