Nieczęsto bywam w restauracjach, a za granicą to już w ogóle. Dlatego kiedy usiedliśmy w tamtej knajpie w Amsterdamie, od razu rzuciłem się do przeglądania menu, żeby sprawdzić, czy nie za drogi lokal wybraliśmy. Bolek patrzył na mnie, rżąc jak koń. Świetnie się bawił moim kosztem. No cóż, byłem tu przez przypadek. Do Amsterdamu miał lecieć szef, ale coś mu wypadło… Nagle Bolek ucichł i zaczął coś szeptać do Andrzeja, drugiego kompana.
– Co wy tak szeptem?
– Proponuję ci, Michałku, żebyś usiadł tu po prawej – Bolek wskazał mi krzesło. – Mówię ci, warto. Takiej laski dawno nie widziałeś…
Posłusznie zmieniłem miejsce
Akurat dziewczyna, czy raczej kobieta, którą miałem sobie obejrzeć, wstała i nie odwracając się w naszą stronę, odeszła od stolika. Zdążyliśmy zamówić obiad i wtedy ta spod okna wróciła na miejsce. Od razu wiedziałem, że ją znam, ale to, kim jest, docierało do mnie powoli. Jak na filmie puszczanym w zwolnionym tempie. Widziałem długonogą blondynkę, która macha mi na pożegnanie i mówi coś niezrozumiale. Wtedy, ponad 20 lat temu tylko trzy słowa wyłapałem: „Tylko za tobą…”.
Długo potem analizowałem te słowa. Mogłem się domyślać, co mówiła Marlena: „Tylko za tobą będę tęsknić”.
– No, widzisz, Jędruś, naszego przyjaciela zatkało – stwierdził Bolek, patrząc na mnie wesołym wzrokiem. – Niezła jest, co? – uniósł kufel i stuknął nim o mój. – Nie gap się tak, bo to nieładnie. Jeszcze pani pomyśli, że jesteśmy jakimiś dzikusami z obcego kraju.
Rzeczywiście mnie zatkało. Chciałem wstać, podejść do stolika Marleny, ale coś mnie powstrzymywało. Cholera, wstydziłem się. Po tym wszystkim, co się wydarzyło w naszym życiu, po prostu się wstydziłem. Jako starszy brat zawiodłem siostrę. Pozwoliłem jej odejść z rodzinnego domu, kiedy praktycznie była jeszcze dzieckiem.
Marleny nikt w domu nie lubił
– Jak skończę osiemnastkę, to stąd prysnę – mówiła, ale nie wierzyłem jej.
Owszem, Marlena zawsze była zadziorna, zbuntowana, obrażona na świat i rodzinę. Nie miała przyjaciółek, a nawet koleżanek. Chodziła własnymi ścieżkami, a w liceum całkiem się odizolowała od otoczenia. Dom był jej potrzebny tylko po to, żeby się przespać, jeść. Nie oglądała telewizji, nie wiadomo, gdzie się włóczyła całymi dniami. Późno wieczorem siadała przy nocnej lampce i odrabiała lekcje, uczyła się angielskich i niemieckich słówek. Matka ją wtedy rugała, że spać mi nie daje. Mieliśmy jeden pokój, a właściwie tylko pół pokoju, bo za cienką ścianką ze sklejki spał dziadek. Marlena nawet matce nie odpowiadała, tylko dalej robiła swoje.
Trzeba przyznać, że uczyła się bardzo dobrze. Z domu poszła zaraz po maturze, nie miała jeszcze 19 lat. A więc postawiła na swoim. Pewnego dnia spakowała swoje rzeczy w starą torbę i plecak, i wyjechała. Wiesiek, kierowca z ośrodka wczasowego pod Olsztynem, zabrał ją do Szczecina. Tak mówił, ale gdzie naprawdę ją zawiózł? Nikt nie wiedział. Nawet matka o to nie pytała. W ogóle z matką i ojcem to Marlena nie miała życia. Ciągle ją tylko za coś krytykowali. A że leniwa, że w domu nie pomoże, że jej głupoty w głowie, że maluje jakieś bohomazy, wciąż coś szkicuje, a komu to potrzebne. Lepiej by nie wyrzucała pieniędzy na te wszystkie bloki, farby czy tusze.
– Chleba z tego mieć nie będziesz – burczał ojciec, a matka oczy wznosiła do nieba.
Marzyła o tym, że Marlena po szkole zostanie księgową albo jakiś inny pożyteczny zawód zdobędzie.
Ale ona nie słuchała ani ojca, ani matki
Patrzyła na nich z wrogością, oni nie pozostawali jej dłużni. Nie zgadzali się na żadne akademie czy inne wyższe studia. Zawód – to było magiczne dla nich słowo. Kiedy wyjechała, w domu nic się nie zmieniło, tyle że lampki nikt w nocy nie palił. Rodzice tylko jeszcze bardziej zajęli się mną. Nie mogłem już kroku zrobić, żeby się matce nie opowiadać, co robię.
Byłem przyzwyczajony, że od zawsze dbała głównie o mnie. Posłała mnie do przedszkola, ale ponieważ płakałem, szybko mnie z niego zabrała. Rzuciła pracę i tak było, aż poszedłem do szkoły. Wtedy, ku wielkiemu niezadowoleniu obojga rodziców, matka zaszła w ciążę.
Szedłem do drugiej klasy, kiedy urodziła się moja siostra. Marlena miała szczęście czy raczej pecha, że niedaleko naszego domu otworzyli wtedy żłobek. Matka nie musiała rzucać roboty, a siostra od kołyski była pod opieką obcych. Tylko z powodu choroby mogła zostać od czasu do czasu w domu. Ale ile się matka wtedy nagadała, że skaranie boskie z takim dzieciakiem. Od początku do Lenki cała rodzina miała pretensje: przede wszystkim o to, że w ogóle zjawiła się na świecie. Kiedy zniknęła, nikt za nią nie płakał. Prawdę mówiąc, ja też nie, chociaż zawsze dumny byłem z faktu, że mam tak piękną siostrę.
Marlena miała nieprzeciętną urodę
Klasyczne rysy, oliwkowa cera i długie, jasne jak len włosy sprawiały, że nie było faceta, który by się za nią nie obejrzał. Marlena, tak jak większość dziewczyn z Olsztyna i okolic każdego lata pracowała w różnych ośrodkach wczasowych jako pomoc w kuchni albo kelnerka. Zawsze znalazł się taki przyjezdny, co obiecywał jej złote góry, żeby tylko dała się zaciągnąć do łóżka. Raz mi się nawet zwierzyła, że strzeliła w pysk takiego jednego cwaniaczka z Warszawy, jak jej próbował łapę w majtki włożyć. Mówił, że jest studentem, że zabierze ją do stolicy i takie tam androny. Nie wierzyła.
Kiedy uciekła z domu, ludzie mówili, że na pewno się gdzieś puszcza, ciałem zarabia. Bo co innego taka młoda, bez rodziny, dachu nad głową może na świecie sama zwojować? Pod koniec lata napisała do matki list, żeby na nią nie czekać i jej nigdzie nie szukać; jest bezpieczna i dobrze sobie radzi.
– No pewnie, kto by jej szukał? Niech się tu lepiej nie pokazuje, jeszcze wstyd przyniesie, latawica jedna!
Rodzice postawili na Marlenie krzyżyk. Ja, choć byłem już dorosły i lada moment sam miałem zostać ojcem, ani przez chwilę nie pomyślałem, żeby siostry szukać po świecie. Wiesiek, ten kierowca z ośrodka, raz mi powiedział, że spotkał Lenę w Szczecinie, gdzie rzeczywiście ją na początku zawiózł. Marlena powiedziała mu, że się wybiera na Zachód.
– W Raichu takie jak ona mają branie – powiedział.
Nie chciałem wiedzieć, co to miało znaczyć. Bałem się, że wszystkie te bajdy, co matce do ucha sączyły sąsiadki, niestety, są prawdziwe, i że Marlena po prostu pracuje gdzieś w burdelu. Nie było mi wtedy siostry żal, nie miałem poczucia, że ją zawiodłem. Byłem na nią zły, bo skoro sprzedawała swoje ciało, to i o mnie niedobrze to świadczyło.
Tak wtedy myślałem…
– A ty dlaczego nie jesz? Zaraz będzie zimne – wyrwał mnie z zamyślenia Andrzej.
Zacząłem grzebać widelcem w talerzu, ale wcale mi to jedzenie nie szło. Głód, który wcześniej ściskał mi żołądek, ustąpił. Coś stało mi w gardle i nawet piwo nie pomagało, żeby się tego pozbyć. Zastanawiałem się, kim jest ten gość, z którym siedziała przy stole.
„Opiekun czy klient? Może lepiej zapomnieć, że ją widziałem” – przebiegło mi przez głowę, ale zaraz inna myśl zaczęła mnie dręczyć: „Mam ją znowu olać? To moja siostra i nieważne, co robi”. Tyle że na ulicznicę nie wyglądała. Była ubrana w zwyczajny sweter z dekoltem w serek i dżinsy. Jeśli miała makijaż, to bardzo dyskretny. Coraz więcej wątpliwości lęgło się w mojej głowie. A może to wcale nie było tak, jak gadali ludzie? Byłem między młotem a kowadłem: chciałem do niej podejść, ale w głębi serca bałem się tej konfrontacji. Zauważyłem, że Marlena co rusz zerka w naszą stronę. Domyślałem się, że i ona mnie poznała mimo upływu lat, brody i siwych włosów. Wstałem niepewnie. Obszedłem stół i chwiejnym krokiem ruszyłem przed siebie. Wtedy i ona wstała.
– Michał?
– Tak, Lenka, to ja… Jak się masz?
Staliśmy naprzeciw siebie, nie wiedząc, co począć dalej. Ona pierwsza podeszła i zarzuciła mi ręce na szyję. Potem odsunęła głowę, znów zaczęła mi się przyglądać, jakby nie wierzyła. Ja sam miałem wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę. Bo czy to normalne, żeby się tak po 20 latach zwyczajnie spotkać na obcej ziemi? Musieliśmy długo stać pośrodku restauracji, bo nagle zorientowałem się, że wokół zrobiło się cicho. Wreszcie mężczyzna, który towarzyszył mojej siostrze, podszedł do nas i coś powiedział w niezrozumiałym dla mnie języku.
– To Stijn, mój mąż – Lenka powiedziała z dumą.
Rosły, barczysty blondyn o niebieskich oczach patrzył na mnie z ciekawością, gdy siostra wyjaśniała mu, kim jestem.
– Good to see you, brother – wyrecytował i poklepał mnie po plecach.
Nie mogłem pozbyć się uczucia odrętwienia
Dopiero kiedy Lenka pociągnęła mnie za rękę i usiadłem przy ich stole, uczucie dławienia zaczęło odpuszczać. Spytała, co robię w Amsterdamie. Opowiedziałem o delegacji, o pracy. Powoli się rozkręcałem. Głupio było rozmawiać po polsku przy mężu siostry, więc z trudem zacząłem odgrzebywać z pamięci moją zardzewiałą angielszczyznę. Siedzieliśmy do późnego wieczora w tamtej restauracji. Nazajutrz miałem wracać do Polski, więc siostra zaprosiła mnie na noc do swego domu.
– Musisz poznać Maksa, naszego syna – powiedziała.
Dom Marleny i Stijna był oddalony o kilka minut jazdy od starego centrum miasta. Wnętrze było na wskroś nowoczesne, a jednak przytulne. Na jednej ze ścian w salonie znajdowała się kompozycja złożona ze zdjęć z Mazur i Warmii.
– Tęsknisz za domem? – spytałem siostry, widząc znajome widoki.
– Tęsknię. To normalne – oczy jej się zaszkliły. – Zaraz zrobię kawę – szybko zmieniła temat.
Stijn pożegnał się i poszedł spać, a my rozmawialiśmy prawie do rana. Historia mojej siostry nie była ani smutna, ani wesoła, choć w końcu spełniły się jej marzenia. Ze Szczecina, gdzie zaczepiła się na krótko w sklepie, wyruszyła do Brandenburgii. Zatrudniła się do sprzątania w ośrodku spa. Pewnego dnia szła do pracy na drugą zmianę, więc poszła na plażę. Na pomoście kilkuletni chłopiec bawił się, maczając patyk w wodzie. Jego rodzice robili sobie na brzegu jeziora zdjęcia. W pewnym momencie chłopiec zniknął z horyzontu i nikt poza Marleną tego nie spostrzegł. Moja siostra nie zastanawiając się, rzuciła się do wody. Dzieciak byłby się utopił, ale Lenka zdołała go wyciągnąć na brzeg. Malec już nie oddychał, więc zaczęła uciskać mu klatkę piersiową. Dopiero wtedy rodzicie dziecka zorientowali się, co się stało. Ktoś wezwał karetkę. Chłopiec przeżył, a moja siostra trafiła pod opiekuńcze skrzydła jego rodziców.
Ojciec małego był zamożny i hojny
Chciał się Marlenie odwdzięczyć. Spytał, czy ma jakieś marzenia. Miała: chciała w Niemczech zdobyć zawód. I tak się zaczęło.
– Gerd otworzył przede mną świat. Zafundował mi kurs projektowania terenów zielonych, a potem już poszło. Nie wszystko było proste, czasem wyłam z tęsknoty, ze zmęczenia. Poza wykładami musiałam dodatkowo uczyć się niemieckiego, a przecież musiałam pracować, żeby się utrzymać…
W Niemczech Marlena poznała kilkoro Holendrów, wśród nich był Stijn. Kiedy się pobrali, mąż zafundował jej studia na wydziale architektury.
– Mamy niedużą firmę rodzinną, robię to, o czym marzyłam od dziecka. Wiesz, że ten dom powstał według mojego projektu? Prawie identyczny wymyśliłam, kiedy byłam w szkole.
Dopiero teraz uzmysłowiłem sobie, jak bardzo rodzice skrzywdzili moją siostrę. Mnie nigdy nie chciało się uczyć. Studia skończyłem byle jakie, zaocznie, żeby tylko matka dała mi spokój. Marlena miała talent, którego nikt nie chciał zauważyć. Była pracowita, uczyła się, wiedząc, że tylko w ten sposób spełni swoje marzenia. Ale jej nikt jej nie pytał, o czym marzy, nikt z najbliższych nie chciał jej podać ręki. Marlena mogłaby skończyć studia w Polsce, nie musiałaby się tułać po świecie. Gdyby tylko w rodzinnym domu dostała jakieś wsparcie…
Z Holandii wróciłem do domu pełen nadziei, że jeszcze uda mi się odbudować więź z siostrą. Ona jeszcze nie chce tu przyjeżdżać, ale kiedyś na pewno to zrobi. Obiecała. Matka jest już bardzo stara, cierpi na demencję i nie jestem pewny, czy opowiadanie jej o Marlenie ma jakikolwiek sens. Ojca już dawno nie ma… Moja żona jest bardzo ciekawa szwagierki, dzieci chcą poznać Maksa. A ja cieszę się, że los dał mi szansę spotkać się z siostrą po tak długiej rozłące. Czasem tylko w nocy budzę się z uczuciem wstydu…
Wybacz, siostro, że cię nie szukałem. Przecież kiedy odeszłaś, byłem dorosłym facetem. Stchórzyłem, uległem matce… Wybacz mi.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”