„Rodzice dziewczyny nie pochwalali życia na kocią łapę, więc ukrywaliśmy fakt, że mieszkamy razem. Ale to oni nas przechytrzyli”

konflikt w związku fot. Adobe Stock, fizkes
„Kiedy przyjeżdżali >>w odwiedzinki<<, ja musiałem się wyprowadzać. Dosłownie. Szukałem miejsca u znajomych, żeby spędzić u nich noc. Oczywiście moje rzeczy też musiały zniknąć, więc Alicja pakowała je w worki próżniowe i wkładała do skrzyni łóżka, na którym spaliśmy. Na dzień lub dwa znikałem z mieszkania, w którym żyłem. Jakbym nie istniał”.
/ 09.12.2022 16:30
konflikt w związku fot. Adobe Stock, fizkes

Alicja dostała mieszkanie. Taki jest początek historii. Gdy Ala była jeszcze w gimnazjum, jej rodzice, patrząc optymistycznie w przyszłość, uznali, że jak już będzie studiować – nieważne co, byle w najbliższym mieście wojewódzkim – to powinna przez te pięć lat mieszkać u siebie, a nie tłuc się po stancjach albo gnieździć w akademiku. Zainwestowali zatem w kawalerkę, którą wynajmowali, a gdy Ala zdała pięknie maturę i dostała się na studia w owym mieście, mogła od razu wprowadzić się „na swoje”. Takie szczęście nie przypada w udziale wielu studentom.

Alicja doskonale wiedziała, że wygrała los na loterii z takimi rodzicami. Nie musiała znosić niedogodności akademika ani dogadywać się z uciążliwymi współlokatorami mieszkania studenckiego, którego każdy element pamiętał czasy Gierka. Ona miała własne cztery kąty już teraz, gdzie mogła się schronić i spokojnie pouczyć albo zrobić małą imprezkę. Mogła normalnie gotować, zamiast improwizować coś na szybko na wspólnej kuchence, i nie musiała się spieszyć z jedzeniem, z obawy, że ktoś się do niego przykoleguje. Zazdrościłem jej tej swobody lokalowej, nie ukrywam.

Moje ciuchy w workach trafiały pod łóżko

Moich staruszków nie stać było nawet na wynajem pokoju w mieszkaniu studenckim, akademik był tańszy, więc kląłem na czym świat stoi, gdy z lodówki znowu wyparowała mi kiełbasa, a zaliczenie kolokwium odpływało w siną dal, bo akurat piętro wyżej była imprezka. Po dwóch latach bycia razem, ale życia oddzielnie, postanowiliśmy, że wprowadzę się do Ali. Mieliśmy po dwadzieścia trzy lata, byliśmy na czwartym roku. Starczy tego grzecznego wracania na noc każdy do siebie.

Opłaty za akademik były wyższe niż pół czynszu i rachunków w kawalerce Ali, więc jeszcze zaoszczędziłem. Nie mówiąc już o dojazdach. Moi rodzice nie mieli nic przeciwko, byliśmy w końcu dorośli. Niestety, rodzice Ali – którzy kazali mi do siebie mówić po imieniu – nagle objawili drobnomieszczański konserwatyzm. Kto to widział, żeby młodzi mieszkali ze sobą na kocią łapę, nawet bez pierścionka – relacjonowała mi Ala, naśladując burkliwy ton swojego ojca.

– Powiedziałam mu, że jestem za młoda na pierścionki. A on mi na to, że w takim razie na mieszkanie z chłopakiem też jestem za młoda.

– A nie zajechali tekstem: ich mieszkanie, ich zasady?

– Zajechali.

Wiadomo.

Oczywiście i tak zamieszkaliśmy razem. Byliśmy razem i chcieliśmy to bycie przenieść na inny poziom. Nikogo nie jesteś w stanie poznać tak naprawdę, póki z nim nie zamieszkasz. Randki to rodzaj święta. W domu widzisz tę osobę rano i późno w nocy, wtedy gdy nie chce jej się sprzątać i kiedy wpada w amok pucowania toalety. Dowiadujesz się, czy faktycznie umie gotować, czy jest za pan brat z dostawcą. Możesz ją przytulić, podać termofor i okazać swoje wsparcie, chociaż tyle, gdy dostanie okres. I wyciągasz ją na dwór, kiedy kuje jak dzięcioł, zapominając o posiłkach i dotlenieniu się.

Sielanka…

Zakłócana odwiedzinami jej rodziców, Mariana i Krysi. Wpadali i czasem zostawali na noc. Przyjeżdżali z małego miasteczka, nie chciało im się wracać do domu wieczorem, więc nocowali u córki, na rozkładanej kanapie. W kawalerce była wydzielona maleńka sypialnia, w której niemal na styk mieściło się łóżko. Więc nie w udzieleniu im gościny był problem, a w mojej obecności. Kiedy rodzice Ali przyjeżdżali w „odwiedzinki”, ja musiałem się wyprowadzać. Dosłownie.

Szukałem miejsca u znajomych, żeby spędzić noc w warunkach lepszych niż na dworcu. Oczywiście moje rzeczy też musiały zniknąć, więc Alicja pakowała moje manele w worki próżniowe i wkładała do skrzyni łóżka, na którym spaliśmy. Lądowały tam moje ciuchy, kosmetyki z łazienki, buty z przedpokoju, komputer z biurka, moje skrypty, notatniki i podręczniki z półek. Na dzień lub dwa znikałem z mieszkania, w którym żyłem. Jakbym nie istniał. Potem wracaliśmy, ja i moje rzeczy, na swoje miejsce, jakby nigdy nic, i mieliśmy spokój przez kilka tygodni.

Do końca życia będą ci mówić, co wolno, a co nie?

– Wiem, że cię to wkurza, ale nie chcę mieć potem trucia – Alicja miała poczucie winy wymalowane na twarzy, ale nadal wkładała moje ubrania do worka, żeby za chwilę schować go pod materacem.

Jesteśmy dorośli. Mieszkamy i sypiamy razem, bo jesteśmy parą i się kochamy. Tak czy nie? – pytałem.

Miała rację: wkurzało mnie to. Do granic wściekłości.

– Nie rozumiesz, że jestem im wdzięczna? Na dzień dobry nie muszę brać kredytu hipotecznego na trzydzieści lat, żeby mieć swój dom. Z drugiej strony, oficjalnie jest to ich mieszkanie i mieszkam w nim dlatego, że mi pozwalają.

– Aha, więc z tej racji będą ci do końca życia dyktować, z kim w nim możesz mieszkasz?

– Zaraz tam do końca życia… – wydęła wargi.

Po prostu się mnie wstydzisz i tyle – wzruszyłem ramionami.

– Nie wstydzę się, tylko nie chcę kwasów. Są jacy są, ale mają rację, oni płacą, oni ustalają reguły. Nie muszę pracować wieczorami i w weekendy, żeby stać mnie było na wynajem chaty, mogę się uczyć i spędzać z tobą czas. Mało? Za rok skończymy studia, pójdziemy do pracy i wtedy będziemy mogli decydować.

To brzmiało logicznie, ale Alicja była naiwna, sądząc, że jej rodzice zrezygnują z kontroli, jaką nad nią mieli. Teraz czy za rok, nieważne, coś wymyślą, by nadal dyktować jej własne warunki. Ale ja nie byłem byle chłoptasiem, którego mogła wymazywać jak gumką ze swojego życia, a potem na nowo doklejać. Miałem dość tej zabawy w kotka i myszkę.

Kiedy następnym razem rodzice Alicji wpadli w „odwiedzinki” – co ciekawe, zawsze się zapowiadali, nigdy nie zjawiali się znienacka – ja potulnie znów się wyprowadziłem. Kumpel z akademika miał akurat wolne łóżko w pokoju, więc Ala wprawnie odessała powietrze z worków z moimi ciuchami, a ja udałem się na emigrację. Tyle że tuż po dziewiątej wieczorem włożyłem klucz do zamka drzwi, za którymi mieszkałem od kilku miesięcy.

– Dobry wieczór! – przywitałem się z zaskoczonymi rodzicami Ali tudzież z nią samą, jeszcze bardziej zdumioną, po czym zdjąłem buty i usiadłem na kanapie, czując się jak u siebie, czyli swobodnie. – O, też lubię ten serial.

Co ty tu robisz? – syknęła Ala.

– Mieszkam, kochanie. Z tobą. Zapomniałaś? Wiem, że są państwo przeciwni – pokiwałem smutno głową. – Ale prawda jest taka, że jesteśmy razem już długo, kochamy się i chcemy być ze sobą. Co do mnie, chcę być przy Alicji każdego dnia, chcę widzieć, jak się budzi, sprzątać z nią mieszkanie, gotować wspólnie posiłki, żeby zjeść je razem przy wspólnym stole. A skoro kiedyś stwierdził pan podobno, że co to za mieszkanie bez pierścionka… Alicjo – klęknąłem przed nią i sięgnąłem do kieszeni – proszę, uczyń mi ten zaszczyt i wyjdź za mnie.

– Eee… co? – bąknęła Ala, unosząc nogi na fotel, jakby wystraszyła się myszy. Dziwna reakcja, ale właśnie taka była moja Ala: irracjonalna i cudowna.

– No, zapytałem, czy zostaniesz moją żoną, ciapko?

– Ale że teraz, zaraz? – piszczała.

Wygląda na to, że to oni postawili na swoim

Cóż, też nie byłem taki znów przewidywalny. Siedziała w dresie, z niedbale zawiązanymi w koczek włosami, jej staruszkowie przybyli właśnie z wałówką, a ja buch na kolana i się oświadczam. Mało tradycyjne zaręczyny.

Marian z Krystyną zaniemówili i tylko patrzyli na to, co się rozgrywało. Jak na meczu tenisa: wędrowali spojrzeniem ode mnie do niej, i z powrotem.

– Nie teraz. Spokojnie – wiedziałem, że Ala jest przeciwniczką studenckich ślubów. Im szybszy ślub, tym szybszy rozwód, mówiła. Nie chciałem, by spanikowała i odmówiła, a potem jeszcze wykopała mnie przy pomocy rodziców za drzwi, a na koniec wywaliła moje rzeczy, popakowane w próżniowe worki. – Kiedyś. W przyszłości.

– Pewnie, że tak! – rzuciła mi się na szyję. – Tak bardzo cię kocham!

– Ja ciebie też – pocałowałem ją.

Przypomnijmy, wszystko na oczach przyszłych teściów. Wyraźnie wzruszonych, nota bene, bo jakoś podejrzanie szybko wyszli z fazy szoku.

– No, należą się wam gratulacje, moje dzieci – Krystyna przytuliła nas do bujnej piersi; i to jakimś cudem oboje naraz. – Marian, skocz po jakiegoś szampana, to trzeba oblać!

Nie, to zdecydowanie nie były standardowe zaręczyny. Szampan z sieciówki i pizza z osiedlowej pizzerii. Uczta była jednak nieziemska, bo liczyło się to, co mieliśmy w głowach i sercu, a nie na talerzu i w kieliszkach. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, chyba po raz pierwszy całkiem szczerze.

– Powiem ci, synu, że sam się zastanawiałem, jak długo jeszcze będziecie ciągnąć tę szopkę – wyznał w pewnej chwili Marian.

Zdębiałem. Alicji szczęka opadła i została z otwartą buzią.

– No co się tak dziwicie? – obruszyła się Krysia. – Co, wczoraj się urodziliśmy? Od dawna wiedzieliśmy, że tu mieszkasz. Raz zostawiłeś żel i szampon. Innym razem dostrzegłam męską bieliznę w koszu na pranie. A w kuchni macie naczynia do pary, kubki, talerzyki, miseczki – wyliczała. – No i…

– Oj, już daj spokój, Krysiu. Trzeba przyznać, że mimo tych małych wpadek, nieźle się maskowaliście.

– Skoro wiedzieliście… czemu nigdy nic nie powiedzieliście?! – Alicja wreszcie się odetkała.

– A co mieliśmy powiedzieć? – Marian wzruszył ramionami. – Oboje jesteście dorośli. I nie dostosowaliście się, choć nie zgodziliśmy się, by Stach się tu wprowadził, prawda? Mieliśmy stawiać sprawę na ostrzu noża? Żeby co osiągnąć? Kłótnię w rodzinie? Bunt? Więc woleliśmy udawać, że nic nie wiemy…

– No ale w końcu pierścionek jest, a Staszek wreszcie zachował się jak facet, zamiast ukrywać się jak mysz pod miotłą – Krystyna zaśmiała się, wielce zadowolona z faktu, że w końcu wszystko odbyło się zgodnie z ich planem; Alicja miała pierścionek, a ja się jasno zadeklarowałem.

Wychodzi na to, że wpadliśmy w ich pułapkę. Ostatecznie zrobiliśmy to, co chcieli, ale czy to źle? Nie sądzę.

Zmobilizowani tym małym podstępem weszliśmy z Alą w kolejny etap naszego związku, choć oszczędzanie na ten pierścionek było potężnym wyzwaniem przy moim budżecie. Kiedyś się pobierzemy, a na razie jesteśmy narzeczonymi i wreszcie „na legalu” mieszkamy razem, nie muszę wymazywać swojej obecności przed każdą wizytą jej rodziców.

Czytaj także:
„Koleżanka z pracy perfidnie mnie okradła i okłamywała. Udawała wielką przyjaciółkę, a siedzimy biurko w biurko”
„Gdy dzieci wyfrunęły z domu, okazało się, że mąż i ja nawet ze sobą nie rozmawiamy. Nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego”
„Zakochałem się na zabój w pięknej nieznajomej. Żeby ją poderwać zachowałem się jak desperat, ale opłaciło się”

Redakcja poleca

REKLAMA