„Rodzeństwo w spadku po ciotce dostało skarby, ja dywan. Nie wiedziałam, że ten kawałek materiału to trafienie w totka”

uśmiechnięta dziewczyna fot. Getty Images, Westend61
„Nie należę do osób, które w śmierci kogoś bliskiego wypatrują szansy na wzbogacenie się. Było mi jednak przykro, że w swojej ostatniej woli Hela potraktowała mnie w taki sposób. Moje rodzeństwo nie interesowało się nią, gdy najbardziej potrzebowała pomocy. Natomiast na mnie zawsze mogła liczyć”.
/ 20.01.2024 20:30
uśmiechnięta dziewczyna fot. Getty Images, Westend61

Byłam rozczarowana tym, co zostawiła mi ciotka. Przyznam, że z początku wydawało mi się, że to żart, a gdzieś za mną jest ukryta kamera. Z czasem nie mogłam uwierzyć, jaki skarb trzymam w piwnicy.

Ciotka była moją najlepszą przyjaciółką

Śmierć bliskiej osoby zawsze wiąże się z silnymi emocjami. Początkowy szok i niedowierzanie szybko zaczynają ustępować miejsca żalowi, czasami nawet rozpaczy. Później pojawia się żałoba, czyli czas, w którym dochodzimy do siebie po stracie. Na koniec przychodzi akceptacja tego, czego zmienić nie możemy. W międzyczasie pojawiają się jeszcze dwa uczucia – zawód i gniew.

Te dochodzą do głosu w dniu odczytania testamentu. Bo jeżeli w kolejce po spadek ustawia się więcej niż jedna osoba, zawsze ktoś czuje, że został potraktowany niesprawiedliwie. Gdy dowiedziałam się, że poza częścią swoich oszczędności ciotka Helena zostawiła mi tylko dywan, poczułam się wykluczona. Pozory mają jednak to do siebie, że najczęściej wiodą nas na manowce błędnych wniosków. Tak też było w tym przypadku.

Ciotka Helena była mi szczególnie bliska. Jako dziecko, regularnie odwiedzałam ją w drodze ze szkoły do domu. Zawsze czekały u niej domowe ciastka i kubek gorącego kakao, którymi nęciła mnie jak wędkarz kukurydzą karpia. To nie tak, że odwiedzałam ją tylko dla jej wyśmienitych wypieków. Helena była jedyną dorosłą, z którą mogłam porozmawiać na każdy temat.

Mimo różnicy pokoleniowej, starsza siostra mojej mamy doskonale rozumiała problemy dorastającej dziewczynki i w każdej sytuacji służyła mi cenną radą. Podczas gdy rodzice najczęściej kwitowali moje dziecięce problemy lekceważącym „dorośniesz to zmądrzejesz”, Hela zawsze była gotowa mnie wysłuchać. Chyba właśnie w tym czasie uznałam ją za najlepszą przyjaciółkę.

Los nigdy nie szczędził jej trudnych chwil. Owdowiała w młodym wieku. Gdy wujek Franciszek zginął w tragicznym wypadku na kopalni, została sama z półtoraroczną Marzeną. Niespełna dwa lata później śmierć upomniała się także o jej córeczkę. Moja kuzynka, której nie miałam okazji poznać, zmarła na zapalenie płuc.

Ciotka nigdy nie wyszła za mąż po raz drugi i nie miała kolejnych dzieci. Chyba właśnie dlatego darzyła mnie tak szczególnymi względami – częściowo zastępowałam jej zmarłą córkę. Jestem pewna, że tak samo mocno kochała moje starsze rodzeństwo, Andrzeja i Ankę, ale to ja byłam jej pupilką, co do tego nie mogę mieć żadnych wątpliwości.

Nie odstępowałam jej na krok

Zazwyczaj bywa tak, że dorastające nastolatki dystansują się od rodziny, zwłaszcza od tej dalszej. Ze mną było inaczej. Moja przyjaźń z ciotką Heleną trwała i choć nie mogłam już odwiedzać jej każdego dnia, starałam się dotrzymywać towarzystwa starszej pani przynajmniej trzy razy w tygodniu.

Gdy poszłam na studia, ciocia zaczęła podupadać na zdrowiu. Doskwierały jej bóle brzucha i pleców, które z czasem przybierały na sile. Nalegałam, żeby wykonała badania. Ona jednak zawsze tłumaczyła to niestrawnością i machała ręką na swoje dolegliwości. „Samo, przyszło, samo przejdzie” – mówiła i śmiała się. W jej oczach dostrzegałam jednak strach. Jakby przeczuwała, że rozpoznanie nie będzie dla niej pomyślne.

Gdy zaczęła tracić na wadze, nie mogła dłużej odwlekać wizyty u specjalisty. Diagnoza – nowotwór trzustki. Lekarz dawał jej najwyżej 12 miesięcy. Ona jednak nie zamierzała poddawać się chorobie. „Tyle razy los rzucał mi już kłody pod nogi, że jeden mały rak nie jest w stanie mnie pokonać” – twierdziła. Walczyła z chorobą przez pięć lat.

Kiedy Hela otrzymała diagnozę, mimo jej protestów postanowiłam przeprowadzić się do niej. Starsza osoba nie powinna być sama, a starsza i chora osoba po prostu musi mieć kogoś do opieki. Każdego dnia gotowałam jej, sprzątałam i robiłam zakupy. Gdy stan cioci stawał się coraz poważniejszy, zaczęłam pomagać jej z utrzymaniem higieny.

Na ostatnim roku musiałam nawet wziąć urlop dziekański, żeby mieć czas na opiekę nad nią. Byłam kimś w rodzaju domowej opiekunki, ale nie śmiałam narzekać. Kochałam ciotkę i wspieranie jej w tych trudnych chwilach traktowałam jako swój obowiązek. Inaczej podchodziło do tego moje rodzeństwo. Na palcach jednej ręki policzę ich wizyty u chorej ciotki. Tym bardziej byłam zaskoczona, że w testamencie to właśnie im zapisała wszystkie swoje najcenniejsze skarby.

Poczułam się wykluczona

Helena odeszła niemal dwa lata temu. W swojej ostatniej woli przekazała cały swój dobytek mi, Andrzejowi i Ance. Skromne oszczędności podzieliła na trzy równe części. Podobnie jak mieszkanie, które przekazała nam z wolą, byśmy je sprzedali, a uzyskaną sumę spożytkowali wedle własnego uznania. Dalsza część dokumentu dotyczyła rzeczy, które określała mianem rodzinnych skarbów.

Andrzej otrzymał w spadku kilka dzieł sztuki: trzy renesansowe rzeźby i kilka obrazów. Ance zapisała dwa zestawy porcelanowych naczyń, dwie wazy i komplet srebrnych sztućców. Ja otrzymałam... dywan. Ciocia Hela bardzo lubiła ten dywan. Leżał na podłodze pokoju gościnnego, w którym z rzadka miała okazję kogoś gościć. Wiedziałam, że darzyła go ogromnym sentymentem, ale byłam przekonana, że nie przedstawia żadnej realnej wartości. Ot, zwykła masówka, najpewniej wyprodukowana w jednej z republik dawnego ZSRR.

Nie należę do osób, które w śmierci kogoś bliskiego wypatrują szansy na wzbogacenie się. Było mi jednak przykro, że w swojej ostatniej woli Hela potraktowała mnie w taki sposób. Moje rodzeństwo nie interesowało się nią, gdy najbardziej potrzebowała pomocy. Natomiast na mnie zawsze mogła liczyć. W zamian zostawiła mi ten stary dywan. Nie widziałam w tym sprawiedliwości. Wkrótce miałam przekonać się, w jak dużym błędzie tkwiłam.

Myślałam, że to nic niewart śmieć

Spadek w postaci dywanu nie pasował do wystroju mieszkania, które wynajęłam. Zaniosłam go do piwnicy i przez jakiś czas nie myślałam o nim. Dopiero podczas przeprowadzki przypomniałam sobie, że znajduje się w moim posiadaniu.

Pieniądze, które otrzymałam w spadku i które podzieliłam z rodzeństwem po sprzedaży mieszkania cioci, nie wystarczyły mi na zakup wymarzonych czterech kątów. Miałam jednak wystarczająco na solidny wkład własny, dzięki czemu bank przyznał mi kredyt. Wystarczyło też na zakup mebli do nowego lokum. Do przeprowadzki zaangażowałam kilku znajomych.

– Jeszcze tylko rzeczy z piwnicy i mamy wszystko – powiedziałam do Sylwka. Kiedy zeszliśmy na dół, mój najlepszy przyjaciel dosłownie zaniemówił krótką chwilę.

– Dlaczego trzymasz tutaj ten skarb? – zapytał, gdy już odzyskał umiejętność mówienia.

– To tylko stary dywan po ciotce. Gdyby nie miał dla mnie wartości sentymentalnej, dawno temu wyrzuciłabym go na śmietnik.

– Prawdopodobnie zrobiłabyś największy błąd w życiu.

Sylwek, student historii sztuki, powiedział mi, że to nie jest byle dywan.

– W mojej ocenie to cudo pochodzi z czasów, kiedy Iran był jeszcze Persją – stwierdził. – Jeżeli chcesz, poproszę mojego profesora o ekspertyzę.

Tydzień później wiedziałam już wszystko. Dywan, który przekazała mi ciotka, został utkany pod koniec XVII wieku. Później trafił do Francji. Miał kilku znakomitych właścicieli. Jednym z nich był nie kto inny, jak sam Napoleon Bonaparte! Wprost nie mogłam uwierzyć, że trzymałam w piwnicy dywan, który zdobił komnatę samego cesarza Francuzów.

Jak ciotka Helena stała się jego właścicielką? Nie mam pojęcia i nigdy się nie dowiem. Jestem natomiast przekonana, że celowo nie ujawniła mi jego pochodzenia. Nie chciała, żebym sprzedała go jakiemuś kolekcjonerowi pamiątek historycznych. Możesz być spokojna, ciociu. Te pieniądze na pewno wiele by ułatwiły, ale nie sprzedam go. Twój skarb jest u mnie bezpieczny.

Czytaj także:
„Miałam dostać spadek po babci, ale mamusia i ciotka wszystko rozgrabiły. Chciwe larwy zostawiły mnie z niczym”
„Mam 50 lat i jestem otwarta na nowe doznania. Nie spodziewałam się, że jednym z nich będzie mój student”
„Dostałem ciepłą posadkę w urzędzie gminy, bo wujek jest wójtem. Dziewczyny ustawiają się do mnie w kolejce i korzystam”

Redakcja poleca

REKLAMA