„Robiłam z siebie idiotkę, by chłopak mnie rzucił i dał mi w końcu święty spokój. Nie wyszło i nadal zmywam jego gary”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, JustLife
„Do realizacji zadania przystąpiłam od razu. Wiedziałam, że w niedzielę Tadeusz zamierza oglądać ze swoimi kumplami mecz. Ja miałam mieć wieczór dla siebie. To była doskonała okazja do pierwszego ataku. Kupiłam piwo, jakieś przekąski i składniki na kanapki. Kiedy w telewizorze rozbrzmiał pierwszy gwizdek, wkroczyłam do salonu”.
/ 29.11.2022 07:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, JustLife

Mama wychowywała mnie bez ojca. Nigdy mi nie powiedziała, dlaczego po jego odejściu nie związała się z innym mężczyzną. Na pewno nie uważała, że nie jest jej potrzebny. Odkąd byłam małą dziewczynką, słyszałam, że muszę znaleźć porządnego mężczyznę i wtedy moje życie będzie lekkie, łatwe i przyjemne.

Kiedy podrosłam, zaczęłam mieć własne zdanie, ale z mamą na ten temat nie dyskutowałam. Wiedziałam, że sprowadzę sobie na głowę kłopoty. Już kiedy chodziłam do liceum, mama bardzo interesowała się moimi kolegami. Choć szanse, że z poznanym w szkole chłopakiem spędzę całe życie, były raczej niewielkie, to i tak każdy, z którym poszłam do kina czy na spacer, musiał uzyskać aprobatę mamy.

– Daj sobie spokój z tym Łukaszem – komentowała. – On nic w życiu nie osiągnie. – Paweł to lekkoduch. Na pewno nie materiał na męża. Ten Sebastian jest bardzo źle wychowany. Nie życzę sobie takiego zięcia.

Nie chciało mi się wdawać w dyskusję. I tłumaczyć, że z jednym czy drugim tylko gdzieś razem poszliśmy i nawet ze sobą nie chodzimy, a do zaręczyn i ślubu to jeszcze naprawdę bardzo daleko.
Kiedy w końcu zakochałam się po raz pierwszy, długo trzymałam ukochanego z daleka od mamy. Nie chciałam, żeby go wystraszyła, zadając mu pytanie o rodzinę, zainteresowania, plany zawodowe i czy chce mieć dwójkę czy trójkę dzieci.

Ale moja mama zaczęła podejrzewać, że z kimś się spotykam. Węszyła, tropiła i w końcu nas nakryła w parku. Siedzieliśmy na ławce i się całowaliśmy, więc ciężko mi było udawać, że Michał to tylko kolega. No i się zaczęło… Przez kolejny kwadrans purpurowy z emocji Michał opowiadał o swoich wynikach w szkole, zainteresowaniach, zajęciu rodziców. Byłam przerażona, że po tym przesłuchaniu chłopak ucieknie gdzie pieprz rośnie. Ale na szczęście na koniec mama łaskawie się uśmiechnęła.

– Miło było poznać, młody człowieku. Pamiętaj, żeby odprowadzić Asię na kolację! Do zobaczenia.

Po moim powrocie mama przez pewien czas nie poruszała tematu. Siedziałam jak na szpilkach i czekałam na werdykt. I w końcu go usłyszałam.

– Miły chłopiec, zaproś go kiedyś na obiad – rzuciła w końcu.

Z Michałem chodziłam do końca roku szkolnego

Moje wielkie uczucie nie przetrwało jednak wakacji. Na obozie jeździeckim poznałam Janka. Nie był uczestnikiem, pracował przy koniach. Był dokładnym przeciwieństwem chłopaka, o jakim marzyła moja mama. Pewnie dlatego tak mi się spodobał. Chodził w czarnej skórze i w glanach, grał na basie w zespole punkrockowym i swoje życie wiązał z muzyką.

Choć Michał kilka razy sugerował, żebyśmy poszli do łóżka, zawsze się wykręcałam. Kiedy zobaczyłam Janka, zrozumiałam, że to z nim chcę przeżyć swój pierwszy raz. Miałam na zrealizowanie swojego celu trzy tygodnie. Przez pierwszych dziesięć dni nie udało mi się nawet zwrócić jego uwagi na siebie. Byłam pewna, że w ogóle nie wie, że istnieję. A czas uciekał. Aż któregoś dnia poszłam wieczorem na spacer nad jezioro. Stałam na plaży i bezmyślnie puszczałam kaczki po wodzie.

– Pochyl się niżej, musisz rzucać tuż nad taflą wody – usłyszałam poradę. Odwróciłam się.
Kilka kroków za mną Janek stał oparty o drzewo, paląc papierosa.

– Poczekaj, pokażę ci.

Podszedł do mnie, wyjął mi kamień z ręki, pochylił się i puścił piękną kaczkę. Ale nie umiałam się skupić na liczeniu skoków kamienia. Byłam wniebowzięta. On się do mnie odezwał! Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Spacerowaliśmy razem do północy. Spotkaliśmy się też następnego dnia i następnego. W sobotę kapela Janka grał w pubie w miasteczku. Gdy w całym budynku zgasły światła, przez okno wydostałam się na zewnątrz. Zdążyłam na trzy ostatnie piosenki.
Janek w końcu mnie zauważył.

Mrugnął do mnie i lekko się uśmiechnął. Po koncercie wyszłam na dwór i czekałam. Zjawił się po chwili. Podał mi butelkę piwa i objął ramieniem. Nogi się pode mną ugięły. A potem odprowadził mnie do ośrodka. Przed furtką zatrzymaliśmy się. Janek wyjął mi z ręki pustą butelkę, przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Żaden z moich poprzednich chłopaków tak tego nie robił!

Do końca obozu co noc wymykałam się z ośrodka i spotykałam z Jankiem. Aż w końcu doczekałam się. Przedostatniego dnia zabrał mnie do siebie.

– Tata nocuje dziś u swojej dziewczyny – wyjaśnił. – Będziemy sami…

Zrozumiałam, co ma na myśli

Jasne, że się denerwowałam. Ale przecież tego chciałam od samego początku! Janek naprawdę się postarał. Świece, kolacja, nastrojowa muzyka. Pierwszego razu nie ma, z czym porównywać, ale wydaje mi się, że mój był całkiem udany. Gdy Janek odprowadził mnie do ośrodka, świtało. Razem spędziliśmy jeszcze kolejną noc. A potem wróciłam do domu. Zaczął się rok szkolny, czekała mnie matura, po kilku tygodniach powoli zaczęłam o Janku zapominać. Aż do matury nie miałam chłopaka.

Może w Janku się już nie kochałam, ale koledzy ze szkoły wydawali mi się przy nim tacy dziecinni i niedojrzali. Mamie wytłumaczyłam, że muszę się skupić na nauce, bo w końcu od tego, jak zdam maturę będzie zależeć, na jaką dostanę się uczelnię.

A przecież sama powtarzała, że studia to doskonała okazja na znalezienie dobrego narzeczonego.
Maturę zdałam bardzo dobrze. Dostałam się na informatykę. Mama była w siódmym niebie. Nawet jej nie próbowałam tłumaczyć, że ja naprawdę chcę być programistą i że nie wybrałam tego kierunku, żeby łapać męża. Przez pięć lat studiów oddawałam się nauce i życiu towarzyskiemu. Udawało mi się to nawet jakoś łączyć.

Na poważniejsze związki nie miałam ani czasu, ani ochoty. Mama nie była zadowolona.

– I po co mi go przedstawiasz? Przecież widzę go pierwszy i ostatni raz – komentowała, gdy przyprowadzałam do domu jakiegoś faceta.

Obiecywałam, że się ustatkuję, ale sama nie wierzyłam w te zapewnienia. Kiedy odebrałam dyplom magistra inżyniera informatyki, moja mama w ogóle się nie ucieszyła.

– I co z tego, skoro jesteś starą panną? A z tym dyplomem to twoje szanse na dobre zamążpójście spadają niemal do zera. Mężczyźni boją się kobiet mądrzejszych od siebie – zawyrokowała.

Tak jak się spodziewałam, w ofertach pracy mogłam przebierać. Zatrudniłam się w międzynarodowej korporacji. Skusili mnie propozycją praktyk w ich filiach na całym świecie. W pierwszym roku spędziłam po miesiącu w Londynie, Rio de Janeiro i Hongkongu. W Brazylii przeżyłam fantastyczną przygodę z ciemnoskórym Ricardo. Ale jak to przygoda, skończyła się, gdy wróciłam do Polski. Dostałam awans. Oznaczało to lepsze pieniądze, ale mniej podróży. W mamę wstąpiła nowa nadzieja.

– No to teraz będziesz wreszcie mogła poznać kogoś odpowiedniego.

Obiecałam sobie, że się postaram. Czułam, że jestem jej to winna. Jednak każdy, nawet najbardziej interesujący na pierwszy rzut oka facet po kilku tygodniach zaczynał mnie śmiertelnie nudzić.

– A co tam u Tomasza (Piotra, Mateusza)? Czemu nie przyszedł tobą? – pytała na obiedzie mama i z mojej miny domyślała się odpowiedzi.

– Kochanie, tak nie można. Przecież ty im nie dajesz szansy. W związek trzeba zainwestować. Wymaga czasu, wyrzeczeń – pouczała mnie.

Zdarzało się, że na końcu języka miałam pytanie skąd to wie, skoro jej jedyny związek skończył się, tak jak się skończył. Ale nigdy się nie odważyłam. Dwa miesiące temu poznałam Tadeusza. Pracował w agencji reklamowej, dla której mój zespół przygotowywał oprogramowanie. Znowu była fascynacja, zauroczenie, kilka fantastycznych tygodni i zaczęłam się nudzić.

– Co tam u pana Tadeusza? – codziennie dopytywała się mama. – Pozdrów go ode mnie. – prosiła. – Wiesz, jak bardzo go lubię – zapewniała.

Mama starała się, jak mogła. Wiedziała, co robi. Nie umiałam jej po raz kolejny powiedzieć, że znowu zerwałam. I wtedy wpadłam na genialny plan. Muszę doprowadzić do tego, że to Tadeusz mnie rzuci! Wtedy mama będzie mogła mówić, że nie umiem zatrzymać faceta i to moja wina, ale będę mogła jednak udawać ofiarę.

Do realizacji zadania przystąpiłam od razu. Wiedziałam, że w niedzielę Tadeusz zamierza oglądać ze swoimi kumplami mecz. Ja miałam mieć wieczór dla siebie. To była doskonała okazja do pierwszego ataku. Kupiłam piwo, jakieś przekąski i składniki na kanapki. Kiedy w telewizorze rozbrzmiał pierwszy gwizdek, wkroczyłam do salonu.

– Tadam! Niespodzianka! – oświadczyłam i wskoczyłam Tadkowi na kolana. – Pomyślałam, że spróbuję zrozumieć, o co chodzi z tą piłką nożną. Zrobię to dla ciebie. A przy okazji przygotuję wam pyszne przekąski, zobaczycie, będziecie wdzięczni, że przyszłam! – oznajmiłam osłupiałym z zaskoczenia facetom.

Tadeuszowi chyba odebrało mowę. Popatrzył się na mnie pytająco. Zakręciłam się i zniknęłam w kuchni.

– Co ona tu robi? Mówiłeś, że będziemy sami – usłyszałam szept któregoś z kumpli Tadeusza.
Doskonale. O to mi chodziło!

Robiłam kanapki i nasłuchiwałam komentatora. Kiedy zaczął się ekscytować, uznałam, że pora działać.

– Podanie do skrzydła, będzie strzał na bramkę – krzyczał spiker.

Przysiadłam na fotelu Tadeusza.

– No powiedz, kto wygrywa? I dlaczego ci w białych koszulkach przeszkadzają temu w pomarańczowej? – starałam się wymyślić jak najgłupsze pytania. Panowie oczywiście zaczęli mnie uciszać, syczeć.

– No co? Ja tylko pytam. Jak mam zrozumieć, jak nie będę pytać – nadąsałam się i zeskoczyłam z fotela.

Wróciłam do kuchni i czekałam

Kolejna okazja nadarzyła się po pięciu minutach. Drużyna, której kibicował Tadek, miała właśnie strzelać karnego. Złapałam talerz kanapek. Kiedy piłkarz zaczął podbiegać do piłki, podeszłam po cichu do fotela i dokładnie w momencie, gdy kopnął piłkę podstawiłam Tadeuszowi talerz pod nos.

– Kanapeczki! – zawołałam radośnie.

Tadeusz zerwał się z miejsca. Kanapki wyleciały w powietrze, a talerz rozbił się o ziemię.

– K..., Aśka! Oszalałaś? – wrzasnął.

Wybiegłam do kuchni i wybuchnęłam płaczem. Plotłam coś bez sensu, że przecież chciałam dobrze, że nie może mnie tak traktować i że jest damskim bokserem. Tadeusz stał nade mną i nie wiedział, co zrobić. Usłyszałam, że jego koledzy zaczynają się zbierać.

– To my już pójdziemy, dzięki za gościnę – rzucił Paweł.

– Nie, zostańcie! To ja wyjdę, najwyraźniej nie jestem tutaj mile widziana – zaczęłam chlipać.
Odpowiedziało mi trzaśnięcie drzwi.

Gdy Tadeusz zorientował się, że koledzy i tak już poszli i wieczór jest stracony, zaczął mnie przepraszać.

– Zaskoczyłaś mnie, wybacz. To był ważny moment, od tego karnego wiele zależało. No chodź, będziemy dalej razem oglądać. Wszystko ci będę wyjaśniać – Tadeusz wziął mnie za rękę i zaprowadził do salonu.

Potem posprzątał rozbity talerz i kanapki. Zrobił nowe i przyniósł je razem z butelką wina.
Wbrew moim intencjom wieczór okazał się całkiem miły. W kolejnym tygodniu zachowywałam się jak najmniej racjonalnie. Umawiałam się z Tadeuszem i odwoływałam spotkania. Zmieniałam zdanie po kilka razy dziennie.

– Bo wiesz, ja myślę, że ty wcale nie chcesz ze mną być i tylko nie wiesz, jak mi to powiedzieć – szlochałam.

A godzinę później oskarżałam go, że skoro odbiera telefon dopiero po piątym dzwonku, to pewnie jest z kimś innym. Niestety, nadszedł kolejny weekend, a Tadeusz ciągle mnie nie rzucił. A nawet chciał mnie w sobotę zabrać na jakiś ważny służbowy bankiet. Ha! – pomyślałam. To przecież wymarzona okazja, żeby przy jego szefie i kolegach z pracy urządzić scenę. To może być za wiele nawet dla Tadeusza.

W sklepie z używaną odzieżą kupiłam najbrzydszą wieczorową sukienkę, jaką znalazłam. Przeraźliwie żółtą i źle skrojoną. Tadeusz nie umiał ukryć zdumienia na mój widok.

Wiedziałam, że kłamie

– Boże, naprawdę jestem aż tak gruba? – jęknęłam. – Mógłbyś chociaż udawać! Ja nie mogę się w kółko głodzić – zaczęłam histeryzować.

Tadeusz próbował tłumaczyć, że nic takiego nie uważa i że chciał powiedzieć, że pięknie wyglądam, tylko nie dałam mu dojść do słowa. Wiedziałam, że kłamie. Widziałam się w lustrze. Ale udawałam, że mu wierzę. Poszliśmy na przyjęcie. Tadeusz przedstawił mnie swojemu szefowi. Okazało się, że mamy siedzieć przy tym samym stoliku.

Postanowiłam zrobić z siebie totalną idiotkę. Byłam pewna, że tego Tadeusz już nie wytrzyma. Wypiłam dwa kieliszki wina i zaczęłam udawać, że jestem wstawiona. Opowiadałam głupie dowcipy, z których sama śmiałam się najgłośniej. Przewróciłam butelkę wina i zalałam sobie sukienkę sosem od sałaty. Potem koniecznie chciałam iść tańczyć, choć nie grała muzyka. Tadeuszowi z trudem udało się mnie powstrzymać. Zaczęłam go więc namiętnie całować. Żona szefa agencji przewróciła oczami.

– Młodzi , zakochani – mruknęła i uśmiechnęła się krzywo.

A potem siedzący przy stole gruby wąsaty gość opowiedział jakiś okropny rasistowski kawał. Wtedy wypadłam z roli. Zupełnie na poważnie wygarnęłam mu, co o nim myślę. Nie miałam pojęcia, że to jeden z najważniejszych klientów agencji. Facet z oburzenia zrobił się purpurowy. Żona szefa agencji zaczęła tłumaczyć, że młoda dama za dużo wypiła, a Tadeuszowi dawać znaki, że powinien mnie zabrać do domu. Byłam pewna, że to zrobi. Tadeusz wstał, ale mi nie pozwolił.

Nagle Tadeusz się zatrzymał

– Szanowni państwo wybaczą, moja dziewczyna może rzeczywiście troszkę przesadziła z winem, ale w sprawie tego żartu miała całkowitą rację. Był okropny i chamski. A teraz na nas już pora. Dobranoc – Tadeusz złapał mnie za rękę i wyszliśmy z restauracji.

– Dziękuję. I przepraszam. Zachowywałam się jak idiotka.

Nagle zaczęłam go widzieć w innym świetle. Jego reakcja w restauracji była naprawdę odważna. Nie znałam jego szefa, ale jeśli nie był zbyt mądrym człowiekiem, to wzięcie mnie w obronę mogło skończyć się dla mojego chłopaka nawet utratą pracy. Tadeusz wyminął mnie i ruszył przed siebie. Był wściekły.

Domyślałam się, że także na mnie. Dogoniłam go i spróbowałam wziąć go za rękę. Wyrwał się. Wyglądało na to, że dopięłam swego. Jeszcze dziś albo jutro rano Tadeusz powie mi, że z nami koniec. Tyle że ja nagle przestałam być taka pewna, że tego chcę! Ale nie miałam pojęcia, jak to wszystko teraz odkręcić.

– Joanna. Muszę ci coś powiedzieć – zaczął, ale mu przerwałam.

– Nie, nie, zaczekaj, Daj mi wyjaśnić. Proszę. Wiem, że zachowywałam się ostatnio jak idiotka. Ale to nie byłam prawdziwa ja. Próbowałam doprowadzić do tego, żebyś mnie rzucił – wypaliłam. – Wiem, jak to brzmi. Żadna moja znajomość nie trwała dłużej niż kilka tygodni. Wszystkie kończyłam ja. A moja mama ciągle wierzy, że znajdę właściwego mężczyznę, wyjdę za mąż i urodzę jej wnuki. Uznałam, że nie nadaję się do stworzenia związku. Ale żeby tym razem mama nie miała do mnie pretensji, wymyśliłam, że doprowadzę do tego, że to ty rzucisz mnie. Stąd ta potworna żółta sukienka i moje głupie żarty. Wiem, co chciałeś powiedzieć, że to koniec.

Powinnam być szczęśliwa. Ale po dzisiejszym wieczorze już tego nie chcę. Jak im wygarnąłeś w mojej obronie, to zrozumiałam, że jestem w tobie po uszy zakochana. Tylko bałam się do tego przyznać. Wiem, że za późno, ale chciałam, żebyś znał prawdę. Zamilkłam, a Tadeusz westchnął.

– Rany, co za przemowa. A ja chciałem dać ci prezent. Ale teraz to już sam nie wiem… – podał mi pudełko.

Uwolniłam się z jego objęć

W środku były klucze. Poznałam je. To były klucze do jego mieszkania.

– Pomyślałem, że może pora, żebyśmy razem zamieszkali. Uznałem, że tego chcesz i stąd były te najścia i dziwne telefony. Ale teraz to już sam nie wiem, co mam myśleć…

Znowu zapadła cisza.

– No to się wyrwałam przez szereg – wykrztusiłam. – Naprawdę cię nie rozpracowałam. Mówisz i robisz zupełnie co innego, niż się spodziewam. Ale jeśli po tym wszystkim, co powiedziałam, nadal chcesz, żebym się wprowadziła, to… to… to – zaczęłam się jąkać. – Ja się chętnie zgodzę!

Tadeusz przytulił mnie i zaczęliśmy się całować jak szaleni.

– A jak już mamy godzinę szczerości, to ta sukienka jest okropna i bardzo bym chciał, żebyś ją wyrzuciła!

– Nie teraz, idiotko, w domu! – Tadeusz złapał mnie za ręce. – Chodźmy tam, zanim nas aresztują!

Spać poszliśmy, gdy za oknem było już jasno. Zanim zasnęłam, zdążyłam jeszcze pomyśleć o tym, jaką minę będzie mieć mama, kiedy jej powiem, że się wprowadzam do Tadeusza!

Pierwszego razu nie ma z czym porównywać, ale wydaje mi się, że mój był całkiem udany.

Czytaj także:
„Córka nie chce wziąć chłopa ze wsi, bo to pijaczyna i rozbójnik. Niech się cieszy, że ktokolwiek chciał taką starą pannę”
„Urodziłam sobie wnuki. Nieważne, co mówią inni. Byłam gotowa zastawić dom, byle spełnić marzenie córki o własnym dziecku”
„Tuż przed swoim ślubem, zakochałem się w innej kobiecie. Zaszła w ciążę, ale nie odszedłem od narzeczonej. Dziś tego żałuję"

Redakcja poleca

REKLAMA