Nasza mieścina jest mała, niebogata, ale ładna. Każdy zna każdego, a jak nie zna, to prędzej czy później dowie się wszystkiego od sąsiadów. Tutaj życiem kierują niepisane zasady, którym musisz się podporządkować, jeśli nie chcesz narazić się na potępienie, wstyd i pośmiewisko. Wiadomo na przykład, że żona męża ma szanować i o niego dbać, choćby nie wiem co. Dlatego też, chociaż mój zmarły mąż, Wacek, był nałogowym alkoholikiem i wiecznie się awanturował, ja wiedziałam, co do mnie należy, i codziennie miał ugotowane, uprane, poprasowane. Bo chłop to chłop i jak tu kobiecie żyć bez chłopa?!
Taka, co za mąż nie wyszła, to podejrzana jest!
No bo niby czemu sama żyje? Pewnie nikt jej nie chciał, bo do niczego się nie nadaje… Dlatego jaki by ten mąż był, zawsze to mąż, a mężatka to ktoś o niebo lepszy niż stara panna! Po wielkich miastach to może i normalne, że dziewczyna siedzi sama, ale nie u nas! Wstyd córki nie wydać! Od razu ludzie gadają, że taka, owaka, że pewnie po kryjomu się puszcza. Albo coś z nią nie tak…
Dlatego też bardzo zadowolona byłam, że dwie moje młodsze córki wydały się w młodym wieku.
Średnia, czyli Beatka, miała dwadzieścia, a młodsza, Kasia, zaledwie osiemnaście lat. Obie już urodziły dzieci: Kasia synka Patryczka, a Beatka parkę, Julię i Norbercika. Moi zięciowie nie są wprawdzie ideałami, bo obaj lubią sobie zajrzeć do kieliszka i od siedzenia w domu wolą spotkania z kumplami przy piwku, ale u nas w miasteczku to właściwie normalne, każda rodzina tak samo wygląda. Ale przynajmniej dziewczyny starymi pannami nie zostały.
Co innego Agnieszka! Najstarsza córka sprawiała mi same problemy! Najpierw uparła się iść na studia. Jakby nie dość jej było, że skończyła liceum i maturę zrobiła, podczas gdy jej siostrom wystarczyła zawodówka. I tak roboty w naszej miejscowości nie było, więc w domu siedziały
i dzieci wychowywały.
No dobrze, niech studiuje, skoro jej tak zależy…
A Aga nie! Uparła się na ten uniwersytet i w żaden sposób nie dawała sobie przetłumaczyć. W końcu machnęłam ręką! Niech tam, niech sobie studiuje. Może jakiegoś chłopa do rzeczy z tych studiów przywiezie… Aga pojechała więc do Krakowa, ale ani jej się śniło za mąż wychodzić. Ile razy pytałam ją, czy poznała kogoś, wzruszała ramionami i odpowiadała, że ma jeszcze czas i wcale jej się do małżeństwa nie śpieszy. Któregoś dnia, kiedy przyjechała na Wielkanoc, nie wytrzymałam i wygarnęłam jej, co o tym myślę:
– Na co ty czekasz, dziewczyno?! Ja w twoim wieku już was wszystkie trzy miałam! A ty co? Dwadzieścia cztery lata i żadnego chłopaka nawet nigdy nie miałaś! Ty wiesz, co ludzie o tobie gadają?! Taki wstyd!
– Niech gadają, co chcą! – rozzłościła się Aga. – A jak się mama mnie wstydzi, to nie muszę przyjeżdżać!
I tak, nie dość, że nic nie wskórałam, to jeszcze się córa na mnie obraziła i wyjechała wcześniej. Postanowiłam więc już nic nie gadać, nie tłumaczyć, tylko wziąć się do dzieła. Zaczęłam sama rozglądać się za jakimś kandydatem na zięcia. Wyboru wielkiego nie miałam. Jak się już jakiś trafił w odpowiednim wieku, to zwykle dlatego wolny po świecie chodził, że albo się żenić nie chciał, albo taki pijaczyna był, że nie trzeźwiał. W końcu doszłam do wniosku, że i wdowiec będzie dobry.
Kiedy Aga przyjechała na weekend, przedstawiłam jej Zdziśka. Żona mu zginęła w wypadku dwa lata temu, zostawiając z trójką dzieci, i nie ukrywał, że przydałaby mu się kobieta. Miał na skraju miasta kawałek pola, łąki, lasu i trochę zwierzaków w obejściu.
Podobał mi się, bo nie pił za dużo, tylko przy jakiejś okazji, no a poza tym na swoim mieszkał, rodzice jego zmarli, więc z teściami by się Aga nie męczyła, a dzieci jeszcze małe były, to szybko by się przyzwyczaiły do niej. Idealna sytuacja!
Niestety, kiedy Zdzisiek wyszedł, córka mi powiedziała, żebym się nie wysilała i chłopu nadziei też nie robiła, bo ona go nie chce! Zapytana dlaczego, odparła, że nie po to studiuje taki ciężki kierunek, żeby robić za niańkę i gosposię! I co? Zdzisiek się obraził i wkrótce znalazł sobie dziewczynę z wioski, a moja Aga została na lodzie.
Jeszcze kilka razy próbowałam ją swatać, ale mi zagroziła, że się więcej w domu nie pokaże. Odpuściłam więc na razie. Miałam nadzieję, że jak te nauki pokończy, a pracy w naszej dziurze nie znajdzie, to szybko rozumu nabierze i sama zacznie się za chłopem rozglądać. No więc wreszcie Aga skończyła studia i wróciła do domu. Sąsiadki pytały ją o małżeńskie plany, ale albo udawała, że nie słyszy pytań, albo odpowiadała, że to jej prywatna sprawa.
Nie minęło wiele czasu, a o Agnieszce ludzie zaczęli gadać. I to nic miłego. Wstyd mi było za nią, kiedy znajome pytały złośliwie, czy Aga taka zarozumiała, czy amatora żadnego nie znalazła. A jeśli nie znalazła, to czemu. Złośliwych plotek było coraz więcej, a ja byłam coraz bardziej zła na najstarszą córę.
Pokłóciłyśmy się, choć ja naprawdę chciałam dobrze
Cała moja nadzieja była w tym, że roboty nie znajdzie i stanieje… Ale jak na złość dość szybko zatrudnili ją w znanej firmie w pobliskim dużym mieście i to z niezłą pensją.
– No to teraz, jak się będziesz między ludźmi obracać, to sobie może wreszcie chłopa znajdziesz? – skomentowałam wiadomość.
– Może… – odparła Aga, a ja ucieszyłam się, że może zmądrzała.
Dlatego aż podskoczyłam z uciechy, kiedy pewnej niedzieli córka oznajmiła mi, że ma dla mnie wielką niespodziankę. Ledwie mogłam usiedzieć w fotelu, nie mogąc doczekać się, aż mi powie, jak „on” ma na imię i kto to. Ale wcale się nie śpieszyła. Upiła parę łyków kawy ze swojego kubka, zjadła ciasteczko, aż wreszcie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
– No to słuchaj, mamo! Zaczynam studia podyplomowe z bankowości, a po nich mam obiecany awans!
Aż jęknęłam i załamałam ręce, tak bardzo byłam rozczarowana.
– Czyś ty zwariowała, Agnieszko?! Na diabła ci drugie studia?! Mało ci jednych? Za mąż powinnaś wyjść, a nie tylko uczyć się i uczyć na okrągło! – żachnęłam się.
– Mamo, powinnaś być ze mnie dumna, że tyle osiągnęłam – fuknęła na mnie córka. – Poza tym ja lubię swoją pracę. Tobie się wydaje, że szczytem sukcesu dla kobiety jest złapać chłopa, choćby to był obibok i pijaczyna jak moi szwagrowie!
– Też mi przyjemność, w książkach siedzieć i przy komputerze oczy psuć! – odparowałam. – Najlepsze lata mijają, a ty? Żaden chłop się jeszcze koło ciebie nie kręcił! Stara panna jesteś! Już ludzie gadają!
– Tu cię boli! – zasyczała Aga, zrywając się z fotela. – To znaczy, że mam pierwszego lepszego faceta się uczepić, choćby to była ostatnia kanalia, byleby plotkary nie gadały, że jestem starą panną?! A niech gadają, co chcą! Mnie to zwisa i powiewa z każdej strony! Robię, co lubię, i nie zamierzam z tego zrezygnować, bo się to jakimś tępym, ograniczonym babskom nie podoba! A wiesz, czemu gadają?! Ze złości, że nie chciałam żadnego z ich prymitywnych, prostackich synusiów pijaczków!
– Aga! – krzyknęłam ze zgrozą, ale jej już nie było w pokoju.
A potem jak powiedziała, tak zrobiła
Skończyła studia podyplomowe, dostała awans, podwyżkę, kupiła sobie samochód i… przeniosła się do wyremontowanej przez siebie drugiej połowy domu, w której mieszkała dawniej moja zmarła przed kilku laty teściowa. Miała tam ładny pokój, łazienkę i małą kuchnię. Teraz widywałyśmy się tylko przelotnie w ciągu dnia, przy posiłkach, które nadal jadała ze mną, bo, jak twierdziła, nie ma czasu na gotowanie, a poza tym, skoro gotowałam przez lata jej siostrom, kiedy ich dzieci były małe, to mogę teraz i jej.
Tak mijały lata, Aga skończyła już trzydzieści sześć lat i nawet cień chłopa nie pojawił się w jej życiu… Bardzo mnie to martwiło, bo chociaż zarabiała dobrze i była ceniona w pracy, to co warta kobieta bez męża, choćby nie wiem jakie studia pokończyła! Niby miała wielu znajomych, mężczyzn i kobiety, ciągle gdzieś z nimi jeździła, na jakieś wycieczki i spływy kajakowe, ale nic jakoś nie wskazywało, żeby chciała narzeczonego do domu przyprowadzić.
Czekałam cierpliwie, że może się coś zmieni, ale ponieważ Aga nadal była bez chłopa, postanowiłam znów zabawić się w swatkę. Wiedziona myślą o uszczęśliwieniu najstarszej córki, zaczęłam któregoś dnia po obiedzie, kiedy Aga zmywała naczynia:
– Wyszłabyś, Aguś, za Sebka!
– Coo?! Za kogo?! Co mama znów wymyśliła?!
– No, za Sebka! Tego, co naprzeciwko mieszka! Syna Lodki.
Aga spojrzała na mnie, jakbym spadła z Księżyca. Powoli odłożyła zmywany talerz i usiadła na taborecie. Cały czas spoglądała na mnie takim jakimś dziwnym wzrokiem. Chwilę milczała, aż w końcu odezwała się:
– Mamo, ty na pewno wiesz, co mówisz? Ja bym miała wyjść za Sebka?! Przecież go znasz od dziecka. Jest młodszy ode mnie o dziesięć lat! Ale mniejsza z tym! To przecież nierób, pijaczyna i dziwkarz – przy ostatnich słowach podniosła głos.
Załamałam się, powiem szczerze
– Oj, Aguś! Że ty zawsze w każdym coś znajdziesz na nie! – żachnęłam się. – Ideałów nie ma na świecie! Młodszy jest, prawda, ale to dobrze, bo ty starsza, to będzie miał przed tobą respekt. A że popije i za dziewczynami polata? Młody, to patrzy, żeby się wyszumieć. Jak przyjdzie małżeński obowiązek, to się ustatkuje, do roboty weźmie. A już żony w tym głowa, żeby męża w domu utrzymać i od picia odciągnąć. Mądra żona da sobie z tym radę, a z ciebie przecież mądra dziewczyna, no! – zakończyłam dyplomatycznie.
Agnieszka wstała ze stołka, podniosła oczy w górę i westchnąwszy głęboko, chciała wyjść z kuchni. Przytrzymałam ja za rękę i dodałam, żeby ją przekonać i zachęcić:
– Jaki jest, to jest! Chłopy takie już są, nic nie poradzisz! Ale ci jeszcze powiem, że Sebek plac ma zapisany i pustaki mu już ojciec kupił! Moglibyście się pobudować!
Córka odsunęła się i spoglądając na mnie ze smutkiem, powiedziała:
– Boże, mamo… Ty już jesteś naprawdę w skrajnej desperacji, jeśli takie rzeczy wygadujesz!
Moje wszelkie wysiłki, żeby wyswatać Agusię, nie tylko na nic się nie zdały, ale miałam wrażenie, że jeszcze bardziej zniechęcały córkę do małżeństwa. A i mężczyźni jakoś się nie bardzo do niej garnęli, chociaż ładna była, ubrana modnie i pracę dobrą miała, a ja jeszcze zrobiłam jej reklamę, rozpuszczając przez sąsiadki wiadomość, że zapisałam jej kawał lasu po moich rodzicach i trochę pola we wsi, z której pochodzę.
Nic nie pomogło. Martwiłam się i któregoś dnia moja koleżanka z róży różańcowej, znając moje zmartwienie, poradziła mi, żebym się modliła do Judy Tadeusza, patrona spraw trudnych i beznadziejnych. Spojrzałam na nią ze złością i odburknęłam coś nieuprzejmie, ale po powrocie do domu znalazłam w modlitewniku odpowiedni wers i zaczęłam modlić się na intencję, żeby wreszcie Aga znalazła męża.
Te cholerne sąsiadki ciągle mnie o to samo pytają! Rok już minął od naszej rozmowy o Sebku, kiedy Aga oznajmiła, że zamierza zaprosić do domu kolegę, którego poznała przez internet, i z którym spotyka się już od kilku miesięcy. Zaniemówiłam, bo nie miałam o niczym pojęcia! Aga, widząc moją minę, uprzedziła jakiekolwiek pytania, oznajmiając twardo:
No bo co miałam powiedzieć?!
– To tylko kolega, mamo! Mamy wspólne zainteresowania, lubimy zwiedzać Polskę, wybieramy się całą paczką w Bieszczady. A teraz chciałabym mu pokazać naszą okolicę, bo jest jej bardzo ciekaw. I nic poza tym! Słyszysz? Nie rób sobie żadnych nadziei! I błagam, żadnych aluzji!
Przełknęłam dzielnie ten zakaz i niecierpliwie czekałam na gościa. Rafał okazał się uprzejmy i sympatyczny. Niestety! Wszystko wskazywało na to, że faktycznie jest tylko kolegą mojej córki! Jednak jego pojawienie się wywołało całą falę plotek, komentarzy i domysłów. Po wyjeździe Rafała nie mogłam opędzić się od sąsiadek, które chciały wiedzieć, kiedy ślub. Na ich pytania odpowiadałam jednak tylko tajemniczym uśmiechem.
Agusia nadal spotyka się z tym Rafałem. A ja nic się nie wtrącam, siedzę cicho, żeby czasem niczego nie popsuć. Bo niby to tylko przyjaźń, ale ja nie tracę nadziei, że będzie chleb z tej mąki. I tylko modlę się gorąco, żeby wreszcie spełniły się moje marzenia o wydaniu najstarszej córy.
Czytaj także:
„Na wieść o moim rozwodzie tata dostał zawału, a mama udaru. Nic dziwnego, oddali zięciowi większość majątku”
„Po śmierci męża sąsiadce odbiło. Sprowadza sobie kochanków, gzi się z byle kim, a Staszek się w grobie przewraca”
„Mój konflikt z sąsiadką zaczął się od głupoty. Czy dlatego, że jest samotna i stara, mamy jej na wszystko pozwalać?"