„Robiłam wszystko, żeby zadowolić męża, ale ten drań okłamywał mnie. Nawet narodziny córki nie sprawiły, że był szczęśliwy”

Szczęśliwa rodzina fot. Adobe Stock
„– Nie umiem cieszyć się z dziecka, z rodziny, bo jestem niespełniony. Minąłem się z powołaniem. Anka nie chce o tym słyszeć. Zagrozi mi rozwodem. Tkwiliśmy w tym udawanym rodzinnym szczęściu jeszcze kilka miesięcy”.
/ 31.03.2022 20:38
Szczęśliwa rodzina fot. Adobe Stock

Wydawało mi się, że mój mąż jest szczęśliwy. Gdy go poznałam, był po studiach, miał świetną pracę, w którą angażował się całym sercem. Był inżynierem. Najpierw skończył liceum lotnicze
w Dęblinie, a później studiował Mechanikę i Budowę Maszyn. Specjalizował się w samolotach. Myślałam, że robi to, co lubi. Zawsze z pasją opowiadał o swojej pracy, cieszył się z nowych wyzwań.

Szło mu naprawdę dobrze, szybko awansował. Miał wokół siebie mnóstwo przyjaciół, a kiedy zakochał się we mnie, wyglądało na to, że nic więcej mu do szczęścia nie jest już potrzebne. Myliłam się. Dopiero trzy lata później dowiedziałam się, jak bardzo mąż oszukiwał siebie i otoczenie. Ledwo zdążyliśmy rozpakować się po podróży poślubnej, a Konrad z energicznego, radosnego faceta zmienił się w osowiałego, wiecznie zmęczonego nudziarza. Nagle nie chciał już wychodzić wieczorami, umawiać się ze znajomymi. Wcześniej to uwielbiał. Tylko jego kumpel – Tomek był dla niego atrakcją. Z nim chętnie umawiał się na piwo albo namawiał mnie, żebyśmy zaprosili go na kolację z żoną.
– Ty sobie poplotkujesz z Kaśką o waszych babskich sprawach, a ja chętnie pogadam z Tomkiem.
Nie miałam pojęcia cóż takiego atrakcyjnego nagle zobaczył w tym Tomku, skoro odgrzał tę znajomość po prawie 7 latach.

Tomek był kolegą Konrada z liceum. Razem mieszkali w internacie w Dęblinie. Obaj marzyli o karierze pilota, ale w odróżnieniu od mojego męża, Tomkowi udało się spełnić to marzenie – został wojskowym pilotem.
– Jemu było łatwo – powiedział mi później z nieukrywanym żalem mąż. – Gdybym to ja miał ojca w dowództwie sił powietrznych, to dziś już byłbym majorem.

Konrad po maturze zdawał do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych. Był najlepszym uczniem w swoim roczniku. Na egzaminy szedł na pewniaka. A jednak, ku swojemu zaskoczeniu, nie został przyjęty. Byli lepsi od niego. Kilkadziesiąt osób na miejsce, niektórzy mieli wojskowych w rodzinie, on nie. Był tak zdruzgotany porażką, że nie próbował już więcej zdawać. Poszedł na politechnikę, został inżynierem. Inni jego koledzy oblany egzamin wstępny przyjęli za coś normalnego.
– Przecież do takiej szkoły zdaje się po kilka razy, jak na prawo jazdy – powtarzali. – Chodź z nami spróbować za rok – namawiali go. Ale ten nie. Uparł się i koniec.
– Cztery lata się przygotowywałem, po to wybrałem sobie to liceum, nie imprezowałem jak moi rówieśnicy, żeby się dostać za pierwszym razem. Skoro wtedy nie byłem dość dobry, to znaczy, że nigdy już nie będę – stwierdził.

Do głowy by mi nie przyszło, że zmieni zdanie

A tak się stało. Zaraz po ślubie. Konrad, ni stąd ni zowąd, poczuł spadek formy, przygnębienie. Praca przestała go cieszyć, znów zaczął z tęsknotą patrzeć w niebo, komentować każdy szum silnika samolotowego, który usłyszał za oknem. Potrafił po dźwięku rozpoznać typ maszyny. Nagle i ja, i praca przestaliśmy być dla niego ważni. Tylko z Tomkiem godzinami rozmawiał na balkonie o samolotach. I o szkole. Nie chciał, żebym wiedziała, co chodzi mu po głowie. Bał się, że go nie zrozumiem, że zaczną się awantury. Miał rację.
– Chyba żartujesz?! – napadłam na niego zdenerwowana, gdy oświadczył mi, że chciałby przez najbliższy rok przygotowywać się do egzaminów do szkoły dla pilotów wojskowych. – Przecież jeśli się dostaniesz, to znikniesz z domu na kilka lat. Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież dopiero co założyliśmy rodzinę, planowaliśmy dziecko, budowę domu u rodziców na działce. Chcesz teraz to wszystko rzucić, bo przypomniały ci się dziecięce marzenia o lataniu? Na to miałeś czas i zmarnowałeś go – ucięłam dyskusję.

Konrad mi uległ. Udał, że nie ma sprawy, że znów angażuje się w pracę, że wszystko jest po staremu. Kilka miesięcy później zaszłam w ciążę. Mąż wyglądał na szczęśliwego. Chodził ze mną na badania, urządzał pokój dla naszej córeczki. Odetchnęłam z ulgą.

Tamtego dnia napisał SMS-a, że musi zostać dłużej w pracy. Oglądałam film, żeby milej upłynął mi czas do jego powrotu, gdy zadzwonił telefon stacjonarny. Zaskoczona podniosłam się z fotela. Wtedy już wszyscy dzwonili do nas na komórki. Telefon stacjonarny został, bo od dawna mieliśmy wykupiony numer w pakiecie z kablówką, ale właściwie go nie używaliśmy. To był ktoś z sekretariatu szkoły lotniczej. Pilna sprawa, a Konrad miał podobno wyłączoną komórkę.
– Egzamin sprawnościowy, który miał się odbyć jutro, zostaje przeniesiony na czwartek – usłyszałam w słuchawce.
– Proszę powtórzyć mężowi, bo będzie niepotrzebnie jechał do Dęblina.

Zamurowało mnie. Konrad przez ostatni rok kłamał

Nie odzywałam się do niego przez prawie dwa tygodnie. Nie pomogło nawet to, że spanikowany obiecał nie jechać na te egzaminy. Bał się, że coś się stanie naszemu dziecku, gdy zobaczył, jak zaczęłam histeryzować. Po jakimś czasie mi przeszło. Drugi raz udało się opanować sytuację i uratować rodzinę...

Zaraz po urodzeniu Amelki moi rodzice dali nam prezent, którego w życiu bym się nie spodziewała. Byli tak podekscytowani wnuczką, że postanowili za własne pieniądze zbudować nam dom na działce, którą od nich dostałam. Mieliśmy w planie kiedyś się tam budować, ale na pewno nie wcześniej niż za 5-7 lat. Na razie nie byłoby nas na to stać.
– Kochanie, teraz, kiedy jest Amelka, potrzebujecie więcej przestrzeni – powiedziała mama. – My mieszkamy obok, na pewno przyda ci się nasza pomoc.

Cieszyłam się jak dziecko. Ale tylko ja. Konrad uśmiechał się, udawał, że wszystko jest w porządku, ale gołym okiem widać było, że jest przygaszony i w głębi duszy nieszczęśliwy. Ani ja, ani dom, ani nawet córeczka nie dawaliśmy mu pełni szczęścia. Cały czas marzył o lataniu. Wiem o tym, bo kiedyś podsłuchałam, jak rozmawia po kryjomu z Tomkiem.
– Stary, myślę o tym dzień i noc – mówił. – Nie umiem cieszyć się z dziecka, z rodziny, bo jestem niespełniony. Minąłem się z powołaniem. Marzę tylko o lataniu. Anka nie chce o tym słyszeć. Jak się dowie, że nadal chcę iść do tej szkoły, zagrozi mi rozwodem.

Tkwiliśmy w tym udawanym rodzinnym szczęściu jeszcze kilka miesięcy. Ja udawałam, że nie widzę, że mój mąż jest nieszczęśliwy, on udawał, że nie myśli o lataniu, tylko cieszy się, wijąc rodzinne gniazdko. Nikt w tym układzie nie był szczęśliwy. Poświęciłam na to dziesiątki nieprzespanych nocy, przemyślałam wszystkie za i przeciw, kilka razy sama zmieniałam zdanie, ale w końcu zdecydowałam. Postanowiłam przerwać tę rodzinną maskaradę.

Nie chciałam, żeby zmarnował sobie życie

– Jeśli nie spełnisz swojego marzenia, nie będziesz ani dobrym pracownikiem, ani ojcem, ani mężem – powiedziałam do niego któregoś wieczoru przy kolacji. – Chcę, żebyś przygotował się do tych egzaminów i spróbował raz jeszcze.
– Zdajesz sobie sprawę, z czym to się wiąże? – Konrad na początku myślał, że go podpuszczam.
– Tak. Wiem, że przez kilka lat będę cię widywała tylko w weekendy. A później, jak już skończysz tę szkołę, wyślą cię do jakiejś jednostki w dziurze zabitej dechami i albo pojadę tam z tobą, albo już zawsze będziemy małżeństwem na odległość. Ale mnie nie zależy na karierze, tylko na rodzinie. Być może będę szczęśliwa nawet na końcu świata. Dla mnie liczy się to, żebym była z tobą. A tylko wtedy będziemy szczęśliwi, jeśli każde z nas z osobna będzie.

Konrad dostał się do szkoły pilotów. W tym roku ją kończy. Trzy i pół roku zleciało niespodziewanie szybko. Tych weekendów, świąt, wakacji i urlopów nie było wcale tak mało. Wystarczyło, żebym upewniła się, że Konrad jest dla mnie najważniejszy i że jego marzenia mogą być też moimi. W końcu i ja dostałam to, co chciałam. Szczęśliwego męża i poczucie, że jestem kochana.

Czytaj także: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA