„Renata zrobiła ze mnie swój bankomat. Kupowałem ciuchy, wyjazdy, nawet jej córce miałem robić zakupy”

Kobieta utrzymanka fot. Adobe Stock, Kalim
Gdy zobaczyła mój samochód, przytaknęła z aprobatą, jakby uznała, że warto mnie usidlić. Doiła ze mnie kasę jak tylko mogła myśląc, że seks to godziwa zapłata za wykorzystywanie mnie.
/ 07.06.2021 06:58
Kobieta utrzymanka fot. Adobe Stock, Kalim

Chyba mam duszę monogamisty, bo po śmierci żony nie potrafiłem już związać się z żadną kobietą. Krótko byłem żonaty, zaledwie przez trzy szczęśliwe lata.

Doskonale rozumieliśmy się z Kasią. Spokojna, zrównoważona, śliczna… Taką ją pamiętam. Nie zdążyliśmy się niczego dorobić. Najcenniejszą rzeczą był dziesięcioletni samochód, którym często wyjeżdżaliśmy za miasto. Właśnie w czasie takiej weekendowej podróży doszło do wypadku.

Staranowała nas ciężarówka, która wyjechała nagle z ogrodzonego placu budowy… Odzyskałem przytomność w szpitalu. Spytałem o Kasię. Pielęgniarka spojrzała na lekarza. On na chwilę odwrócił wzrok.

– Przykro mi, żona nie przeżyła wypadku – powiedział cicho. – Jeśli to pana pocieszy, mogę tylko powiedzieć, że nie cierpiała. Zginęła na miejscu. Nie pocieszył mnie. Załamałem się, wpadłem w depresję, czułem się winny jej śmierci. Przez rok próbowałem dojść do siebie i jakoś się pozbierać. Leki w końcu pomogły mi wyrwać się z ciągłego smutku. Bardzo dużo pracowałem, żeby nie mieć czasu na rozpamiętywanie.

Fajna ta Renata, może warto się zaangażować

Tak minęło kilkanaście lat. Awansowałem, dobrze zarabiałem, wreszcie stać mnie było na nowy samochód, mieszkanie w dobrej dzielnicy. W końcu zacząłem też spotykać się z dawnymi znajomymi. Najbardziej zżyty byłem z Wojtkiem i Agatą. Przyjaźniliśmy się od lat. Oboje widzieli, co się ze mną dzieje, zdawali sobie sprawę z tego, że choć miewałem jakieś kobiety, to z żadną nie potrafiłem się związać na dłużej.

oszli do wniosku, że trzeba mi pomóc ułożyć życie od nowa. Oczywiście nie powiedzieli tego wprost. Po prostu któregoś dnia zaprosili mnie na kolację. Niby przypadkiem była też u nich Renata, znajoma Agaty. Pracowały w jednym biurze, ale przyjaciółka nie wiedziała o niej zbyt wiele, poza tym, że od lat była rozwódką i miała dorosłe dziecko. Renata siedziała przy stole naprzeciw mnie. Zauważyłem, że spogląda na mnie z zainteresowaniem. Uśmiechnięta, zgrabna, rozmowna, sprawiała bardzo dobre wrażenie, choć nie była w moim typie.

Jak zwykle po kolacji u Wojtka i Agaty rozmawialiśmy do późna. W końcu zacząłem się zbierać.

– Odprowadzisz mnie? – spytała Renata ze zniewalającym uśmiechem. Zaproponowałem, że ją odwiozę, bo na romantyczny spacer nie miałem najmniejszej ochoty. Spojrzała z uznaniem na mój samochód i skinęła głową. Gdy dojechaliśmy na miejsce, znów obdarzyła mnie powłóczystym spojrzeniem.

– Wejdziesz na chwilę? – spytała. – Zrobię dobrą kawę albo herbatę…

– Muszę wcześnie wstać, jutro jadę w delegację. Ale dziękuję za zaproszenie. Może przy następnej okazji – rzuciłem niezobowiązująco i pożegnałem się.

Nie sądziłem, że następne okazje zaczną się sypać jak z rękawa. Najpierw kawa, potem wspólne wyjście do kina, do teatru i po prostu na spacer. Zaczęliśmy się spotykać dość regularnie. Renacie bardzo zależało, żebym odwiedził ją w domu. Uległem i, jak łatwo się domyślić, w końcu wylądowaliśmy w łóżku. Uznałem, być może naiwnie, że nasza znajomość stała się poważna i pewnie wyniknie z tego wieloletni związek. Zaproponowałem więc wyjazd w góry na dwa tygodnie. Renata skwapliwie się zgodziła.

– To ja znajdę jakiś dobry ośrodek wczasowy – zapowiedziała i zadzwoniła już następnego dnia. – Jest takie cudowne miejsce… – zaczęła wyliczać zalety ekskluzywnego pensjonatu. Na koniec przypomniała mi, że rezerwację powinienem zrobić jak najprędzej, chociaż wyjazd planowaliśmy dopiero za sześć tygodni.

Skwapliwie wpłaciłem zaskakująco wysoką zaliczkę. Trzy dni później Renata zabrała mnie na zakupy. To znaczy ona potrzebowała pilnie elegancką torebkę, a poza tym sportowe ubrania na nasz wyjazd w góry. Zawiozłem ją do kilku sklepów. Wybrała całkiem sporo rzeczy i jakoś tak wyszło, że ja za wszystko zapłaciłem. Wtedy nie zwróciłem na to uwagi. Podobnie jak na fakt, że nawet nie przyszło jej do głowy, żeby wybrać też coś dla mnie.

Regał, zakupy… co jeszcze mam zrobić?!

– Misiu, przyjedź do mnie za godzinę, dobrze? – usłyszałem w słuchawce następnego dnia. – Zawieziemy szafkę do mieszkania Jadzi – wyjaśniła Renata. Jadzia była jej córką z poprzedniego związku. Dorosła, samodzielna i zaradna, zdążyła już nieźle ustawić się w życiu. Miała mieszkanie, samochód… Na miejscu okazało się, że szafka to tak naprawdę spory regał, który należało zawieźć i złożyć. Cóż, zawiozłem i zabrałem się za składanie części. Instrukcja była dość niedokładna i praca szła mi wyjątkowo powoli.

– A gdzie teraz jest twoja córka? – spytałem Renatę, która dla zabicia czasu zajęła się oglądaniem telewizji.

– Poszła do kina – wyjaśniła. A ja naiwnie wyobrażałem sobie, że dziewczyna z jakichś ważnych powodów nie przyszła mi pomóc. Przecież, jak by nie patrzeć, urządzałem jej mieszkanie! Sytuacja wydała mi się nieco dziwna. Matka i córka najwyraźniej uznały, że marnowanie wieczoru na zajęcia stolarskie to dla mnie wyjątkowa atrakcja. Godzinę później wróciła Jadzia i przywitała się ze mną zdawkowo.

Pomyślałem, że jako pani domu zaproponuje mi choćby coś do picia. O kolacji nawet nie śmiałem marzyć, choć umierałem z głodu.

– Jest może herbata? – spytałem. Renata nawet nie oderwała wzroku od ekranu, tylko machnęła ręką.

– W szafce w kuchni – usłyszałem. W tym momencie straciłem ochotę do dalszej pracy. Jednak zacisnąłem zęby, dokończyłem to, co zacząłem, i jak najszybciej wróciłem do domu.

Dwa dni później musiałem pojechać z Renatą w sprawie wymiany niedawno kupionej torebki. Niestety, trafiliśmy na paskudne korki i taka drobna sprawa zajęła nam ponad dwie godziny. W sklepie trzeba było dopłacić skromne pięć złotych różnicy w cenie torebek. Renata spojrzała na mnie i bezradnie wzruszyła ramionami.

– Misiaczku, zapłać pani. Nie mam przy sobie ani grosza – stwierdziła z rozbrajającą miną małej dziewczynki. „Nie masz, księżniczko, nawet marnego piątaka?” – pomyślałem złośliwie, rozbawiony całą sytuacją. Przez tydzień miałem spokój. Stwierdziłem jednak, że nie czekam już na telefon od Renaty z taką niecierpliwością jak przedtem. Szczerze mówiąc, obawiałem się, że znów wymyśli coś, co wyprowadzi mnie z równowagi. Niestety, nie pomyliłem się.

W czwartek Renata zadzwoniła do mnie, gdy jeszcze byłem w biurze.

– Misiu, w najbliższą sobotę wypadają imieniny mojego ciotecznego brata – oznajmiła. – Jesteśmy zaproszeni. Kup mu coś w prezencie po drodze z pracy, dobrze? Tylko nie jakieś dziadostwo, bo będzie wstyd przed rodziną… O, a przy okazji zrobisz zakupy dla Jadzi. Idzie na jakąś imprezę, więc musi zdążyć jeszcze do fryzjera. Ma pustą lodówkę. Sam rozumiesz. Nie możemy jej zagłodzić, prawda, kochanie? – szczebiotała Renata.

Nie miałem najmniejszej ochoty robić zakupów Jadziuni. „Dlaczego ja mam jej fundować tygodniowy zapas jedzenia? Przecież ta dziewczyna wobec mnie nie była sympatyczna nawet przez chwilę. Jeśli chce, może zrobić zakupy przez internet!” – pomyślałem. Mruknąłem coś nieokreślonego do słuchawki, na szczęście Renata wyczerpała listę zadań, które powinienem wykonać.

Za stary jestem na taką huśtawkę, wolę spokój

Nie zrobiłem żadnych zakupów. Chyba powoli zacząłem odzyskiwać rozsądek. Następnego dnia usłyszałem w słuchawce rozzłoszczony głos Renaty.

– Krzysztof, przecież kazałam ci pojechać do sklepu! Jadzia wróciła nad ranem śmiertelnie zmęczona, a w lodówce pustki. Jeśli będziesz nadal tak postępował, wątpię, żeby moja rodzina cię zaakceptowała – stwierdziła dobitnie. Pewnie w jej mniemaniu powinienem się przestraszyć i błagać o wybaczenie.

– Nie zamierzam się tym przejmować – odpowiedziałem cicho.

– Co?

– Mam w nosie zdanie twojej rodziny na mój temat – wyjaśniłem.

– Jak śmiesz… – zamilkła. – Jak możesz tak ze mną rozmawiać, Misiaczku? – odezwała się łagodnie po chwili. – Nie wybierasz się do mojego brata? – domyśliła się.

– Nie. Nie wybieram się też na dwa tygodnie w góry – stwierdziłem.

– Przecież przepadnie nam zaliczka – oświadczyła Renata z troską w głosie.

– Nam? Chyba mnie – uściśliłem. – Ale za naukę warto zapłacić. Wiesz, kochanie, właśnie wyobraziłem sobie nasz przyszły związek… Aż mnie ciarki przeszły!

– Misiu, ja cię kocham! Chcesz wszystko zaprzepaścić?! – przeraziła się Renata.

– Wygląda na to, że tak. Cześć.

Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem

Redakcja poleca

REKLAMA