Pozbierali mnie dość sprawnie, ale humor opuścił mnie na dobre, gdy dotarłem na izbę przyjęć. Byłem zbolały, głodny, chciało mi się pić, a zamiast współczucia słyszałem jęki takich samych połamańców jak ja i złorzeczenia na służbę zdrowia.
Po siedmiu godzinach leżałem wreszcie na łóżku, ale zanim to się stało, przeżyłem istne męki. W porównaniu z wierceniem dziury w pięcie i umieszczeniem nogi na wyciągu siny łokieć wydawał się drobną przypadłością.
Byłem uziemiony
– Jutro, pojutrze będziemy pana operować, cierpliwości – usłyszałem podczas obchodu.
Byłem cierpliwy. Czas oczekiwania na zabieg przedłużył się do czterech dni… Już w drugiej dobie po operacji oswoiłem się z nową sytuacją i stwierdziłem, że wcale nie jest mi tak źle. Przede wszystkim miałem towarzystwo.
Na sali wszyscy zagipsowani, sam też chodzić nie mogłem, więc przynajmniej nagadałem się za wszystkie czasy. Najpierw ogólnie o polityce, potem o gospodarce światowej, aż w końcu zeszło na sprawy osobiste. Chcąc nie chcąc, wiedzieliśmy o sobie coraz więcej.
Nieświadomie zacząłem porównywać się z innymi i zdałem sobie sprawę, że moje samotne życie ma zasadniczy minus. Na co dzień inni ludzie po powrocie z pracy mogą porozmawiać z najbliższymi, a ja, gdy wracam, jestem sam jak palec.
Niby przywykłem do takiego stanu rzeczy, ale na pewno nigdy nie byłem z tym szczęśliwy. Przypomniała mi się kobieta, przez którą trafiłem do szpitala, i oddałem się niewesołym rozmyślaniom.
Wciąż chyba nie mogłem otrząsnąć się po tym jak kilka lat wcześniej zostawiła mnie Jola. Świata poza nią nie widziałem i uważałem za oczywiste, że weźmiemy ślub. Okazało się jednak, że Jola nie traktowała naszej znajomości tak poważnie jak ja. Któregoś dnia w czasie romantycznego tête-à-tête zupełnie mnie zaskoczyła.
– Wiesz, już nie możemy się spotykać, bo wychodzę za mąż. Sam rozumiesz…
Nie, nie rozumiałem. Świat mi się zawalił
Dosłownie zachorowałem ze zmartwienia i następnego dnia nie byłem w stanie pójść do pracy. Nie potrafiłem myśleć logicznie i nabrać dystansu do wydarzeń.
Na szczęście się pozbierałem, choć nie od razu. Bardzo pomógł mi wtedy brat Zbyszek i jego zawsze uśmiechnięta żona Krysia. Przyjeżdżali do mnie co drugi dzień, a w pozostałe zapraszali mnie do siebie. Robili, co mogli, żebym nie siedział sam w domu z ponurymi myślami. Ich troska przyniosła efekt i w końcu udało mi się wrócić do dawnego rytmu życia.
Zbyszek, Krysia i ich syn Maciek to cała moja rodzina. Oczywiście nie zapomnieli o mnie, gdy leżałem w szpitalu, i często odwiedzali, przynosząc domowe przysmaki. Lubiłem te wizyty, ale już nie mogłem się doczekać powrotu do domu.
– A ty co? W łóżku się wylegujesz? – głos brata wyrwał mnie z drzemki po skromnym szpitalnym obiedzie. Stał obok łóżka z żoną i synem. Mimo żartobliwego tonu miał zatroskaną minę.
– Niedługo wypiszą cię do domu – wtrąciła Krysia. – Widziałam, jak próbujesz chodzić o kulach, ale na razie marnie ci to idzie. Sam nie dasz sobie rady. Musisz przecież coś jeść, pójść po zakupy, sprzątnąć… – mówiła.
– Niestety, masz rację – przyznałem ponuro. – Tak się cieszyłem, że wreszcie stąd wyjdę, że zapomniałem o realiach. Rzeczywiście, w domu żadna pani salowa nie przyniesie mi zupki do łóżka – stwierdziłem, siląc się na uśmiech.
To było miłe zaskoczenie
– Postaram się znaleźć jakąś dochodzącą pomoc – zakończyła bratowa, a ja oczami wyobraźni zobaczyłem jakieś muskularne babsko i aż się wzdrygnąłem.
Zdawałem sobie jednak sprawę, że nie ma sensu protestować. Zresztą, ta pani nie będzie przychodzić przez lata, pomyślałem. Pożegnam ją, gdy tylko odzyskam siły po długim leżeniu na szpitalnym łóżku i zacznę normalnie się poruszać.
W dniu, kiedy wróciłem pod swój dach, czułem się jak ostatnia oferma. Nie umiałem zrobić kroku, żeby czegoś nie zwalić po drodze. Mieszkanie wydawało się za ciasne dla mnie. Następnego dnia wpadł do mnie bratanek. Przyniósł zakupy, opowiedział trochę o swoich studiach i już miał wyjść, gdy nagle go olśniło.
– Zapomniałbym o najważniejszym. Mama znalazła jakąś opiekunkę. Przyjdzie jutro rano – powiedział i poszedł.
Westchnąłem, pokuśtykałem do kuchni i zrobiłem sobie kilka kanapek zamiast obiadu, bo choć potrafię gotować i lodówkę miałem zaopatrzoną, nie miałem na to siły ani ochoty. Przeżuwając kolejny kęs bułki z podsuszaną krakowską, znów wyobraziłem sobie tę babę, co mi tu będzie w kąty zaglądać, i zupełnie straciłem humor.
Rano zjawiła się Daria
– Pewnie przyszłam za wcześnie – zaczęła z uśmiechem. – Przepraszam, ale za godzinę jadę na uczelnię – wyjaśniła. – Już zrobiłam zakupy, przygotuję od razu coś na obiad i znów przyjadę po zajęciach. Pani Krysia kazała przypomnieć, że jutro jedziemy na rehabilitację.
– Jedziemy? – upewniłem się.
– Mam prawo jazdy i dobrze sobie radzę za kierownicą. Pan ma samochód, więc chyba nie będzie problemu?
Szczęka mi opadła i już się nie odzywałem. Zbyt wiele zaskoczeń na jeden poranek, pomyślałem. Przede wszystkim Daria nie była żadną babą, tylko studentką i mówiła doskonale po polsku. Energiczna, ładna, zgrabna, aż przyjemnie popatrzeć. Poza tym sprawa samochodu…
Oczywiście zapomniałem o wyznaczonym terminie rozpoczęcia rehabilitacji. Na szczęście byłem pod opieką Zbyszka i Krysi, którzy panowali nad sytuacją.
Szybko przyzwyczaiłem się do codziennych wizyt Darii. W domu wreszcie był porządek, jakiego chyba nigdy nie udało mi się zaprowadzić. Dzięki pomocy tej sympatycznej dziewczyny rozkwitły moje talenty kulinarne.
Gdy robiła zakupy spożywcze, podpowiadała mi, co i jak ona by z nich przygotowała. Zwykle ulegałem jej sugestiom i rzadko się zdarzało, żebym żałował. Woziła mnie na zabiegi i rehabilitacja powoli zaczęła dawać efekty.
Kiedy w końcu po trzech miesiącach wróciłem do pracy, przez pierwszy tydzień Daria zawoziła mnie do biura moim samochodem, potem jechała nim na zajęcia, a późnym popołudniem zabierała mnie do domu. Radziłem sobie już całkiem nieźle. Odstawiłem jedną kulę i czułem się prawie jak młody bóg.
A to niespodzianka…
Tymczasem, ku mojemu zaskoczeniu, bratanek zaczął odwiedzać mnie niezwykle często. Niby przypadkiem trafiał na porę, gdy Daria akurat była u mnie w domu. Nie trzeba Sherlocka Holmesa, by wydedukować, że wpadła mu w oko.
Coraz lepiej radziłem sobie z domowymi obowiązkami i Daria stwierdziła, że jej codzienne wizyty już nie mają sensu. Ustaliliśmy więc, że wpadnie raz lub dwa razy w tygodniu i pomoże, w czym trzeba.
– A ta pana młoda narzeczona to coś ostatnio rzadko tu bywa. Pokłóciliście się? – spytała mnie sąsiadka z piątego piętra, gdy spotkaliśmy się w windzie.
Wytrzeszczyłem na nią oczy, ale błyskawicznie skojarzyłem fakty. Paniusie z sąsiedztwa najwyraźniej wzięły na języki Darię i mnie, czyli starego dziada, któremu zachciało się młodej dziewczyny. No cóż, z boku pewnie tak to mogło wyglądać.
– Ma pani nieścisłe informacje. Ta młoda kobieta niestety nie jest moją narzeczoną. To rehabilitantka, która opiekowała się mną jako rekonwalescentem – mówiłem niemal zgodnie z prawdą.
– Rehabilitantka? – sąsiadka pokręciła głową z niedowierzaniem.
Od rozmowy w windzie nie minęły nawet dwa tygodnie, gdy wpadła do mnie Daria. Tym razem była wyjątkowo markotna i z trudem zdobyła się na uśmiech.
– Mów, co się stało – odezwałem się.
Sąsiadki węszyły sensację
Najpierw pokręciła głową, ale w końcu przyznała, że wymówiono jej mieszkanie. Właściwie jej i dwóm koleżankom, z którymi wspólnie je wynajmowała.
– Tak szybko to się stało… Nie zdążyłam jeszcze niczego znaleźć. Przejrzałam ogłoszenia, ale wszystko za drogie.
– Nie ma problemu – odpowiedziałem natychmiast. – Wiesz, że mieszkam sam, a mieszkanie duże. Jeden pokój chętnie ci odstąpię. Do twoich spraw nie będę się wtrącał. Zresztą, znasz mnie nie od dziś i wiesz, czego można się po mnie spodziewać. Nie będziesz nic płacić, ale czasem coś pysznego ugotujesz. Zgoda?
Chyba nie spodziewała się takiej propozycji. Wycałowała mnie z radości i wprowadziła się jeszcze tego samego dnia. Po prostu rozległ się dzwonek do drzwi, a tu wchodzi… Maciek i pyta:
– Wujku, do którego pokoju mam zanieść rzeczy Darii?
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że znajomość tych dwojga zaszła dalej, niż sobie wyobrażałem. Na pewno spotykali się nie tylko w czasie krótkich wizyt u mnie, bo skąd Maciek wiedziałby, że Daria się tu wprowadza?
Szczerze mówiąc, ucieszyłem się, bo oboje są sympatyczni i moim zdaniem świetnie do siebie pasują. Fakt, byłem trochę zaskoczony tym niespodziewanym obrotem spraw, ale udałem, że absolutnie nic mnie nie dziwi.
Natomiast moje sąsiadki błyskawicznie oceniły po swojemu przeprowadzkę Darii.
– Sąsiedzie, ta niby rehabilitantka to żyć bez pana nie może – stwierdziła pani z piątego piętra, gdy znów natknąłem się na nią przed blokiem.
– To znaczy?
– No, niech pan nie udaje! Mieszka z panem. Ale lepiej niech pan uważa. Bo to młoda siksa, puści pana z torbami. Jeszcze będzie pan żałował – powiedziała z pewnością siebie i odchodząc, dodała niby do siebie: – Stary świntuch.
Nie próbowałem się bronić
Już wiedziałem, że Maciek i Daria planują ślub za trzy miesiące. Postanowiłem spokojnie przeczekać ten czas i nie zważać na złośliwe plotki pod moim adresem. Przeciwnie, doskonale bawiłem się sytuacją.
A największą przyjemność sprawiły mi miny sąsiadek, gdy pewnego wiosennego wieczoru młodzi wysiedli przed moim blokiem z białego, zabytkowego mercedesa. Daria w białej sukni i welonie wyglądała jak modelka.
Maciek szarmancko podał dłoń ślicznej żonie, a po chwili wziął ją na ręce i przeniósł przez próg. Nie wypuścił jej z objęć aż do progu mojego mieszkania, które odtąd było domem państwa młodych.
Wyjrzałem przez okno.
Sąsiadki stały przed blokiem w niemym milczeniu. Musiały być bardzo rozczarowane. Cała wymyślona przez nie historia moich przygód miłosnych okazała się niewarta funta kłaków.
Chociaż może niedługo będą miały inny powód do plotek. Na weselu Darii i Maćka spotkałem tę panią, przez którą rok temu złamałem nogę… No może nie tyle przez nią, ile przez moje gapiostwo. A jednak los się do mnie uśmiecha!
Czytaj także:
„Kiedy mój facet zaproponował, by wpuścić do naszego łóżka 3 osobę, myślałam, że śnię. Czy ja mu nie wystarczam?”
„Chciałem dorobić do pensji, żeby moim dzieciom żyło się lepiej. Kumpel wykorzystał moją naiwność i wrobił mnie w przekręt”
„Mój syn wpadł w wir imprez, który ściągnął go na dno. Czy zawiodłam jako matka? Za bardzo go kochałam?”