Moja matka zawsze mi powtarzała, że kobieta nie rodzi się po to, żeby spełniać życzenia mężczyzn. Ostrzegała, wskazując na przykłady z własnego życia, że mężczyźni tylko czekają, aż okażemy słabość, by schwytać nas w pułapkę swych żądz, zachcianek i potrzeb. Że są jak wampiry energetyczne wysysające radość, wolność i poczucie kobiecej wartości. I aby przetrwać, trzeba być jak oni – egoistyczni aż do bólu…
Jak każda nastolatka zaprzeczałam jej słowom, dopóki rzeczywistość nie pokazała mi, że miała rację. Kiedy w wieku 17 lat „udowodniłam” pewnemu cwaniaczkowi swoją miłość, wkrótce odebrał podobny dowód od mojej przyjaciółki. Potem od następnej.
Tego dnia skończyłam 37 lat
Wyjąc z bólu, schowana w objęciach matki, która głaskała mnie po włosach, powtarzając: „Ostrzegałam cię”, „Nie bądź głupia jak inne” – przysięgłam sobie, że ja już nigdy więcej nie będę głupia i się nie dam. Przez następne lata zasłużyłam sobie na opinię twardej laski. I byłam z tego dumna.
Obudziłam się rano w hotelu we Frankfurcie. Przede mną był pracowity dzień na targach książki, musiałam – jako szef marketingu – podjąć kilka decyzji, spróbować sprzedać kilka tytułów. Byłam w tym dobra. Twarda w negocjacjach handlowych.
No i znakomicie potrafiłam wykorzystać moje kobiece atuty, by nagiąć mężczyzn do swojej woli. Nie pamiętam, jaki to myśliciel czy strateg powiedział, że aby wygrać walkę, trzeba poznać swojego wroga. Przez ostatnie 20 lat pilnie studiowałam naturę mężczyzn zarówno teoretycznie, jak i praktycznie, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Wiedziałam, co podnieca zarówno ich ambicję, emocje, jak i ciało.
Grałam na nich jak Zimmerman na fortepianie. I jak prawdziwy artysta byłam kapryśna w wyborze instrumentów. W końcu mój talent wymagał czegoś lepszego niż starych rzęchów czy niedorobionych egzemplarzy. Po trzech dniach targów z niesmakiem musiałam przyznać, że branża wydawnicza może obfituje w intelektualistów, ale dobrej jakości testosteronu jest tu jak na lekarstwo.
Poprzedni wieczór okazał się totalnym rozczarowaniem. Austriacki dyrektor wydawniczy był na oko męski, lecz ta jego męskość cała zawierała się tylko w gładkich słówkach, za którymi nie szły odpowiednie czyny. Mógłby gadać całą noc, gdy jednak przyszło do działania, po kwadransie całkowicie opadł z sił, zostawiając mnie ledwie rozbudzoną.
To był okropny dzień
A ja miałam urodziny. W dodatku spędzałam je daleko od domu i przyjaciółek, z którymi zawsze świętowałam w ulubionym klubie, gdzie nasze spragnione oczy mogły paść się widokiem młodych, wyrzeźbionych męskich ciał prężących się na scenie. Było nas trzy – więc trzy razy do roku urządzałyśmy sobie tego rodzaju wypady, zawsze kończąc powrotem do domu w towarzystwie któregoś z kelnerów… Taki urodzinowy prezent.
Stojąc rano pod prysznicem, pomyślałam, że właściwie nie ma najmniejszego powodu, żebym zrywała ze swoim zwyczajem. Frankfurt to w końcu duże miasto i rozrywek tu nie brakuje. W Internecie znalazłam adres odpowiedniego klubu z dobrymi ocenami i z niecierpliwością czekałam na wieczór.
Musiałam gasić kolejne pożary – padł system prezentacji, nie dojechał autor, pojawili się kolejni kontrahenci i z trzech spotkań zrobiło się sześć… O dwudziestej drugiej było już za późno, żebym jechała na drugi koniec miasta do klubu. Byłam rozczarowana i wściekła. Pod skórą czułam napięcie. Wiedziałam, że nie zasnę.
Zeszłam do hotelowego baru na drinka. Siedziałam przy stoliku, obrzucając spojrzeniem mężczyzn. Żaden się nie nadawał. Mój prezent miał być młodym, pełnym życia i testosteronu samcem, a nie znudzonym desperatem szukającym na wyjeździe odskoczni od żony. To nie ja miałam być zabaweczką. W końcu zrezygnowałam i wyszłam z baru. Stałam przy windzie, gdy usłyszałam za sobą rozbawiony głos mówiący po polsku:
Policzki mężczyzny oblały się rumieńcem
– Polowanie nie wyszło?
Obejrzałam się. Znałam go, choć nie przypominałam sobie jego imienia. Był informatykiem w innym wydawnictwie. To on uratował naszą prezentację, kiedy mój informatyk tylko rozłożył ręce.
Patrzył na mnie bezczelnie, więc i ja go obrzuciłam podobnym spojrzeniem – od ciężkich butów, dżinsów opinających długie nogi i luźny blezer, po twarz doświadczonego czterdziestolatka o ciemnoszarych oczach, w których oprócz rozbawienia lśniło też coś innego, co natychmiast wzbudziło moje podświadome zainteresowanie.
Moja skóra rozgrzała się nagle i pomyślałam, że nie powinnam bezmyślnie trzymać się rytuałów. Może nie był młodym byczkiem, wymarzonym prezentem, ale był. Potrzebowałam tego.
– Wyszłoby, gdyby zwierzyna była odpowiedniej jakości – powiedziałam, obniżając głos i patrząc na jego usta spod wpół przymkniętych powiek.
Ten chwyt zawsze działał. Facet poruszył się niespokojnie. Spojrzałam mu w oczy.
– Czekałam, aż pojawi się coś interesującego. Cierpliwość popłaca – zamruczałam.
Jabłko Adama poruszyło się w górę, w dół… Trafiony, zatopiony. Łatwizna! Poszedł za mną do mojego pokoju jak szczeniak na smyczy. Jednak kiedy tylko znaleźliśmy się sami, nagle straciłam panowanie nad sytuacją.
Olek okazał się dominującym samcem. Żądał, a ja, nie wiedzieć dlaczego, poddawałam się jego żądaniom. Nie pytał, brał, co chciał, ja zaś czułam, że chcę, aby chciał jeszcze więcej. Otoczyła mnie mgła rozpalonej żądzy, wilgotnej rozkoszy i ekscytującej odrobiny perwersji. Nagle zrozumiałam, że do tej pory uprawiałam coś, co Amerykanie nazywają vanilla sex – waniliowym seksem. Przyjemnym, ale niewinnym, grzecznym, bez polotu, prostym, w gruncie rzeczy nudnym.
Tej nocy zdecydowanie się nie nudziłam
Nad ranem leżałam wtulona w jego twarde, doświadczone ciało, pozbawiona sił i myśli. Pozbawiona ochoty na cokolwiek innego niż wchłanianie jego zapachu, wczuwanie się
w to, jak moja skóra odbiera dotyk jego skóry. Było mi dobrze… Nagle westchnął.
– Muszę już iść – powiedział. – Za trzy godziny mamy samolot.
– Hm – mruknęłam, zaskoczona dziwnym uczuciem, które pojawiło się w moim żołądku.
Zaczął wstawać. Patrzyłam, jak ubiera się, i na coś czekałam, choć nie miałam pojęcia, na co. W końcu, już ubrany, pochylił się nade mną i pocałował lekko w usta.
– Było świetnie. Twoja reputacja nie kłamie. – mrugnął okiem i wyszedł. A ja zostałam marząc, by to trwało jeszcze...
Wyobraźcie sobie, że jesteście miłośnikami czekolady i nagle spróbowaliście czekoladowej ambrozji. Teraz każda inna wydaje się bez smaku. Tak ja czułam się w następnym miesiącu po tym, gdy za Olkiem zamknęły się drzwi pokoju hotelowego. Frustracja, dziwny niepokój, głód, którego nie był w stanie zaspokoić żaden z dwóch facetów, których wzięłam do łóżka w nadziei, że wymażą wspomnienie nocy we Frankfurcie. Co najgorsze – nie miałam ochoty na kolejną próbę. Ci w moim wieku wydawali się jacyś tacy bez życia, młodzi – bez odpowiedniego doświadczenia. Koszmar.
Tak, wiem, upadłam nisko…
Po miesiącu wiedziałam, że muszę coś zrobić, bo zwariuję. Nie mogłam pracować, nie mogłam odpoczywać. Nie wiedziałam, co on mi zadał, ale to się musiało skończyć. Pewnego dnia zdobyłam jego służbowy telefon. Tak, wiem, upadłam nisko… Ale jeszcze nie wiedziałam, że oto nadchodzi moja totalna klęska. Że ten mężczyzna krok po kroku będzie odbierał mi wszystko to, co z takim trudem zdobywałam przez ostatnie 20 lat – moją emocjonalną niezależność, wewnętrzną twardość, uczuciową samowystarczalność.
Zanim znów wziął mnie do łóżka, minęły dwa tygodnie codziennych spotkań, które ze wstydem muszę nazwać randkami. Potem zażądał wyłączności! Zgodziłam się natychmiast, bo najwyraźniej zupełnie oszalałam…
Można by powiedzieć, że z żądzy do mężczyzny odrzuciłam wszystkie moje przekonania, że zaprzeczam temu, czego nauczyła mnie moja matka. To tylko po części prawda. Być może by tak było, gdybym nie widziała, jak Olek na mnie patrzy. Gdybym nie czuła w jego dotyku dokładnie tych samych uczuć, które przepełniają mnie, kiedy jego dotykam, kiedy słucham jego głosu, czuję jego zapach, kiedy jest przy mnie. Nawet jeśli jestem jego niewolnicą, to jest to niewola wzajemna.
Czytaj także:
„Nasz brat ożenił się z pazerną prostaczką. Zmienił nasze życie w koszmar tylko po to, żeby go nie zostawiła”
„Przebojowa siostra bliźniaczka znalazła mi męża. Przetestowała go nawet w łóżku, choć on nie ma o niczym pojęcia...”
„W okolicy zaczęły ginąć młode kobiety. Byłam w szoku, gdy do mnie dotarło, że to się dzieje, gdy mój facet idzie biegać”