Przez ostatni tydzień spędziłem sporo czasu na kursie. Wszystko miało miejsce w centrali naszej spółki, która mieści się w Łodzi. Przez całe dnie słuchaliśmy prelekcji i referatów, a na koniec jeszcze musieliśmy podejść do testów. Krótko mówiąc, solidna gimnastyka dla mózgu. Stwierdziłem więc, że przydałoby mi się trochę luzu i odprężenia. Kiedy więc kolega z roboty rzucił pomysłem wspólnego wyjścia, nie miałem wątpliwości.
– Gdzieś wyskoczymy, wypijemy browara, poszalejemy trochę. Mam już serdecznie dosyć, za dużo tego wkuwania – zaproponował.
Mimo że dałem małżonce słowo, że nie zrobię żadnej głupoty, to jednak... no cóż, tak się właśnie stało. Skłamałem Katarzynie przez telefon, że już kładę się do łóżka. W rzeczywistości jednak wybrałem się z Jakubem na wieczorny spacer po mieście, choć ten dość szybko mnie zostawił. Poznał bowiem pewną atrakcyjną pannę i zdecydowali się pójść w jakieś ustronniejsze miejsce.
– Wybacz stary, ale ta laska tak na mnie leci, że no... nie mogę zmarnować takiej okazji – rzucił do mnie z szerokim uśmiechem, pomachał mi na pożegnanie i przepadł jak kamień w wodę.
Trochę mnie wkurzyło, że tak szybko się zmył, szczególnie, że to on mnie wyciągnął z hotelu wieczorem, ale siedziałem cicho. Pomyślałem sobie, że ja pewnie zrobiłbym to samo. No to dopiłem ciepłe już piwo i poszedłem do następnego baru. Miałem nadzieję, że też trafię na jakąś fajną blondyneczkę.
I znalazłem. Ale to nie powód do radości...
Z zewnątrz lokal prezentował się niepozornie. Jedynie mały neon nad wejściem do wiekowego budynku zdradzał, co kryje się w środku. Lecz po przekroczeniu progu – istny eden. Luksusowo zaaranżowane wnętrza, prywatne loże zapewniające dyskrecję, kelnerzy spełniający każde życzenie. No i skąpo odziane tancerki, wijące się zmysłowo na scenie.
Muszę przyznać, że na samą myśl o tych dziewczynach zrobiło mi się gorąco. Wygodnie rozsiadłem się na kanapie, a moją uwagę od razu przykuła atrakcyjna blondyneczka, która kusiła zmysłowym tańcem na rurze. Gdy to spostrzegła, posłała mi sympatyczny uśmiech... wręcz bardzo sympatyczny. Zaprezentowała swoje ponętne kształty, zalotnie poruszając biustem. Poprosiłem o drinka, a potem jeszcze o dwa następne.
Solidnie przesadziłem z procentami. Nawet nie pamiętam, kiedy dotarłem do pokoju hotelowego. Wszedłem w fazę snu kamiennego, z której wyrwało mnie dopiero walenie do drzwi. W końcu udało mi się wstać z wyrka i wpuścić do środka mojego kolegę.
– Stary, co tu się wyprawia? Dzwoniłem do ciebie chyba z milion razy, dobijałem się, a ty śpisz jak zabity. Rusz tylną część ciała. Mamy pół godziny do rozpoczęcia wykładów – poinformował mnie, nerwowo gestykulując.
– Spokojnie, nie krzycz już tak. Zaraz doprowadzę się do porządku – wybąkałem i poszedłem się ogarnąć.
To na pewno jakaś pomyłka
Kiedy brałem prysznic, usiłowałem sobie przypomnieć wydarzenia z minionego wieczoru, ale na nic się to zdało. W głowie miałem tylko obraz uśmiechniętej blondynki i posmak drinka o słodko-gorzkim aromacie, podanego przez kelnerkę. I to wszystko, później była już totalna pustka. Zrobiło mi się jakoś nieswojo, bo nigdy wcześniej nie miałem takiego zaniku pamięci, ale zdecydowałem się tym nie przejmować. Najważniejsze, że nic mi się nie przytrafiło i cało wróciłem do pokoju hotelowego. Dzień na szkoleniu dał mi nieźle w kość.
Trudno było mi pogodzić się z faktem, że spałem zdecydowanie za krótko, a moja głowa pękała z bólu. Prawdę powiedziawszy, to cud, że jakoś przetrwałem tyle czasu. Gdy tylko lekcje dobiegły końca, czym prędzej udałem się w stronę hotelu. Kuba po raz kolejny próbował namówić mnie na jakiś wypad, ale odpuściłem sobie. Byłem już jedną nogą w objęciach Morfeusza, kiedy nagle zadzwonił telefon. To była moja ukochana żona.
– Hej kochanie, właśnie chciałem zadzwonić i złożyć ci życzenia kolorowych snów... – zacząłem.
– Jacek! – przerwała mi w pół zdania. – Powiedz mi tylko jedną rzecz: gdzie podziały się nasze oszczędności?!
– Słucham?
– Słuchaj, dziś miałam zamiar wypłacić z bankomatu 200 złotych. Niestety, nic z tego nie wyszło. Wyskoczył mi jakiś komunikat, że nie mam kasy na koncie. Spróbowałam ponownie, ale też bez rezultatu. Co jest grane?! – powiedziała podniesionym głosem.
– Zaraz, zaraz, to na pewno jakaś pomyłka...
– Co ty opowiadasz, Jacek? Jak tylko zauważyłam co się stało, poszłam szybko do banku, żeby to załatwić i wytłumaczyć. I wyszło na to, że w nocy ktoś wydawał nasze pieniądze w jakimś nocnym klubie w Łodzi... I wyczyszczono nam cały rachunek – mówiła dalej.
Poczułem, że robi mi się niedobrze. Tego kompletnie się nie spodziewałem.
– Kotku, tu musi być jakiś błąd. Przecież całą noc spędziłem w hotelu... – wykrztusiłem z trudem.
– Błąd? Myślisz, że jestem idiotką?! Ciągle się o ciebie martwię, bo wiem, że ten wyjazd cię wykańcza. Strasznie za tobą tęsknię, a ty się świetnie bawisz. Mam już tego dość! Nawet nie musisz fatygować się do domu!
– Kochanie, Kasieńko, daj mi to wytłumaczyć... Nic takiego się nie stało... Na pewno uda nam się to wyjaśnić – starałem się ją przekonać, choć sam nie byłem pewien swoich słów.
– Daj spokój. Wiem już wszystko! To koniec. Od jutra zaczynam załatwiać rozwód. Spotkamy się w sądzie na sprawie rozwodowej – wrzasnęła do telefonu i przerwała połączenie.
Chciałem nawiązać z nią kontakt jeszcze raz, ale na darmo. Później wyłączyła komórkę albo zablokowała mój numer. Oniemiałem. Nie potrafiłem pojąć tego, co przed chwilą usłyszałem od swojej żony. Gwałtownie poderwałem się z miejsca i chwyciłem portfel. Ani grosza...
Jak to w ogóle możliwe?
Kiedy zajrzałem do środka, zamiast forsy, moim oczom ukazały się jakieś pokwitowania z nocnego klubu i jakieś wydruki z terminala do płacenia kartą. Zsumowałem to wszystko i wyszło blisko 20 kafli, czyli dokładnie tyle, ile szmalu trzymaliśmy na naszym wspólnym koncie.
Ostatnia operacja na moim koncie sprawiła, że poczułem się fatalnie. Wyciąg bankowy pokazał, że wydałem 4 tysiące, przez co przekroczyłem limit na karcie. Zrobiło mi się słabo. Jak to możliwe, że przepuściłem tyle kasy w ciągu kilku godzin? Kompletnie nie pamiętam, co się wydarzyło. Kiedy to zrobiłem i na co poszły te pieniądze?
Cholera, nie mam bladego pojęcia, czy tańczyły dla mnie jakieś laski, raczyłem się szampanem za ciężkie pieniądze albo popijałem whisky leżakującą od trzech dekad. Nawet nie wiem, czy wcinałem kawior z jesiotra. Chociaż usiłowałem wykrzesać z pamięci, co robiłem wczoraj wieczorem, mój mózg świecił pustką.
Kompletnie nie wiedziałem, jak powinienem postąpić w tej sytuacji. Pogrążony w depresji ruszyłem na poszukiwania Kuby, bo czułem, że muszę się przed kimś wygadać. Zazwyczaj staram się nie obarczać innych swoimi kłopotami, ale tym razem sytuacja mnie przerosła i potrzebowałem rady kogoś z zewnątrz. Gdy Kuba usłyszał, co się wydarzyło, zrobił się blady jak ściana.
– Gdzieś ty, do cholery jasnej, wybrał się na podryw? Tam tylko skończeni debile zaglądają! – wydarł się na mnie.
– A dlaczego tak sądzisz?
– Bo z tego typu miejsc ludzie wychodzą tylko w samych skarpetkach. Pracujące tam dziewczyny są śliczne, miłe, uwodzicielskie, ale gdy odwrócisz wzrok, to zgrabne kelnereczki po cichu dosypią ci do drinka jakieś środki odurzające... Wypijesz to i momentalnie staniesz się bezbronny jak niemowlak. Zrobią z tobą, co tylko zechcą. Choćbyś posiadał na koncie miliony, to i tak wszystko byś roztrwonił. Daję ci słowo.
– A więc... to działa też na facetów? – spytałem zszokowany, robiąc wielkie oczy.
– Oczywiście. Myślisz, że te pigułki są produkowane tylko dla dziewczyn? – Kuba najwyraźniej był w szoku, że można być aż tak łatwowiernym.
Byłem zszokowany i bezradny
– O rany... Okej, to co mam teraz zrobić, jakie są moje możliwości? – zapytałem z rezygnacją, chwytając się za głowę.
– Totalnie nic nie rób. Chociaż wiesz co, jak już skończą się te zajęcia, to idź do domu i pogadaj jakoś z Kaśką. Słuchaj, jak będziesz z nią szczery, powiesz jak było i ją przeprosisz, to może jakoś się dogadacie – zasugerował Kuba.
– Niby jak mam ją przeprosić? Wiesz, że ledwo mam kasę, nawet na jakieś kwiatki mnie nie stać… – odpowiedziałem ze smutkiem, pokazując mu prawie pustą portmonetkę.
– Luz, do wypłaty jakoś ci pomogę finansowo – zadeklarował.
– Słuchaj, a gdybym tak poszedł do tego klubu i postarał się odzyskać swoją kasę? Przecież nie można tak po prostu okradać klientów i nie ponosić konsekwencji! – wkurzyłem się.
– Oszalałeś? Wywalą cię stamtąd w try miga, a do tego ryzykujesz, że oberwie ci się po głowie. Z prawnego punktu widzenia jest git. Transakcja zatwierdzona, PIN wprowadzony.
– Byłem wtedy pod wpływem jakichś dragów... – zacząłem tłumaczyć.
– Teraz to bez różnicy. Żadne badania i tak niczego nie wykryją – odparł.
– A ty skąd masz takie informacje? – spojrzałem na Kubę nieufnie.
– Wiesz, przyznam ci się, że jeszcze zeszłego lata znalazłem się w podobnej sytuacji. Byłem wtedy w jednym z sopockich klubów i przepuściłem tam kupę kasy, chyba z kilkanaście tysięcy złotych poszło. No i jak próbowałem odzyskać tę forsę, to skończyłem w szpitalu. Dlatego mówię ci, najrozsądniej zrobisz, jak po prostu wyrzucisz całe to zdarzenie z pamięci. Tak będzie dla ciebie najbezpieczniej – poradził mi.
Powlokłem się do swojego pokoju i runąłem na wyrko. Choć usiłowałem zapaść w drzemkę, przewracałem się z boku na bok, a Morfeusz wciąż nie nadchodził. Byłem załamany, że dałem się tak wystrychnąć na dudka!
Musiałem coś zrobić
Kolejnego dnia, z samego rana, wygramoliłem się z łóżka i czym prędzej ruszyłem do biura prokuratora.
– Wspomniane miejsce znajduje się obecnie pod czujnym okiem funkcjonariuszy – padła odpowiedź, gdy tłumaczyłem przyczynę mojego przybycia.
– Naprawdę? – odparłem, czując jak kamień spada mi z serca.
– Owszem. Nie jest pan pierwszą osobą, którą ci ludzie oszukali. W ostatnim czasie zgłosiło się do nas paru mężczyzn, twierdząc, że w tym lokalu oszukano ich na spore sumy kasy. Metoda działania sprawców była identyczna. Żaden z poszkodowanych nic nie pamięta.
– No i...? – z nadzieją w głosie zwróciłem się do niego.
– No i aktualnie badamy tę sprawę. Niestety, ze względu na procedury, nic więcej nie mogę panu przekazać – odparł.
– Byłbym wdzięczny, gdyby mógł mi pan dać jakieś zaświadczenie – wydukałem z pewną trudnością.
– O czym pan mówi? O jakim zaświadczeniu?
– Chodzi mi o zaświadczenie, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że padłem ofiarą otrucia i kradzieży.
– A do czego panu potrzebne takie zaświadczenie? – spytał zaskoczony.
– Dla mojej żony. Znam życie na tyle, by wiedzieć, że raczej nie odzyskam tej gotówki, ale liczę, że może chociaż uda mi się ocalić nasz związek – odpowiedziałem.
Choć starałem się jak mogłem i prawie na kolanach prosiłem, facet nie dał mi żadnych papierów. W końcu ledwo co wyszarpałem od niego pokwitowanie, że dałem znać prokuraturze o możliwym czynie karalnym. No ale Karolina, czego innego można się było spodziewać, wkurzyła się strasznie. Kiedy dotarłem do domu i pokazałem jej tę kartkę nawet się nie odezwała, tylko wystawiła mnie za drzwi razem z moimi rzeczami.
Od tamtej pechowej nocy w nocnym klubie upłynęło już około pół roku. Nadal mieszkam z rodzicami, bo moja żona ciągle się na mnie gniewa. Mimo że chyba w końcu dała wiarę moim słowom, że ktoś w lokalu dosypał czegoś do mojego drinka, to jednak wciąż nie potrafi mi tego zapomnieć.
Powiedziała mi stanowczo, że nie powinienem był pod żadnym pozorem nawet wchodzić do środka takiego lokalu. Skąd mogłem wiedzieć, że to taka speluna? Jedyną wskazówką była mała tabliczka z nazwą nad wejściem. I teraz za nic nie mogę sobie przypomnieć, co tam było napisane...
Jacek, 44 lata
Czytaj także:
„Uwierzyłam obietnice kochanka i odcięłam się od rodziny. Czułam się jak w romansie, gdy mówił, że jestem jego własnością”
„Zdradzałem żonę, gdy spała obok mnie. Domyśliła się, bo pewnej nocy zrobiłem coś godnego naiwnego idioty”
„Kiedy Michał zaprosił mnie na randkę, skakałam z radości. Zrządzenie losu pokazało mi jednak jego mroczne oblicze”