„Ramiona kochanka miały być tylko odskocznią od nudnego rodzinnego życia. Okazały się pułapką, z której nie ma ucieczki”

kobieta, która zdradza męża fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Czułam głód własnego życia, czegoś, co miałabym tylko dla siebie, o co nikt nigdy by mnie nie podejrzewał. Przecież byłam wzorową żoną, córką, synową i wszyscy oczekiwali, że zostanę wreszcie również wzorową matką. A ja tymczasem zostałam wzorową kochanką”.
/ 28.10.2022 15:15
kobieta, która zdradza męża fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Gdy się tak nad tym zastanawiam, przychodzi mi do głowy, że właśnie ta sytuacja jest praźródłem moich życiowych problemów.

Byłam wtedy na obozie. Do jednej z koleżanek przyjechał w odwiedziny starszy brat. Z fasonem i dwoma bodaj kolegami, wszyscy na motorach. Czy byli odziani w czarne skóry? Tego nie pamiętam. Za to wciąż przed oczami stoi mi Brat, tak go będę nazywać, bo nie pamiętam nawet, jak miał na imię, a może jego imienia w ogóle nie znałam? Duży facet, wysoki, potężnie zbudowany, bardzo przystojny, choć wtedy wydał mi się stary, miał pewnie ze dwadzieścia lat.

Ja miałam piętnaście i byłam dobrze rozwiniętą, ładną małolatką. Podobałam się chłopcom, a dziewczyny mi zazdrościły. Okrągłą buzię niewinnej dziewczynki okalały niesforne jasne włosy, do tego miałam już ciało kobiety. W każdym razie Brat szybko wyłuskał mnie wzrokiem. Podobało mi się oczywiście, że wpadłam w oko dorosłemu mężczyźnie, nie sądzę jednak, bym była zalotna. Turnus kolonijny zbliżał się do końca i miałam już kogoś w rodzaju chłopaka.

Wieczorem szykowała się pożegnalna dyskoteka. Pamiętam, że od siostry Brata pożyczyłam sukienkę. Ciekawe, czy dzisiaj dziewczyny też tak robią? Całe popołudnie wymieniałyśmy się ubraniami, przymierzałyśmy je, zmieniałyśmy, stroiłyśmy się, robiłyśmy sobie makijaże, fryzury, malowałyśmy paznokcie. Beztroski dziewczyński świat. Wakacyjna radość życia. Był koniec sierpnia i wieczory zapadały już dość szybko, więc kiedy po kolacji szłyśmy wreszcie na dyskotekę, świat zalewała szarość. Nie wiem, dlaczego szłam sama. Zostałam dłużej w toalecie?

Dorwał mnie w jakichś krzakach

Z tej szarości wyłoniła się postać Brata. Znalazłam się w jego objęciach. Przycisnął mnie do drzewa i trzymał między swoimi potężnymi ramionami. Pozostali dwaj chichotali. Wystraszyłam się. W pobliżu nie było nikogo, wszyscy już się bawili. „Może to jakiś kretyński żart” – przemknęło mi przez głowę.

– Puść mnie, o co ci chodzi?

Puszczę cię, jak mnie pocałujesz.

– Zwariowałeś? Dlaczego miałabym to zrobić?

– Żeby pójść na dyskotekę.

– I tak pójdę!

– Jasne, ale jak mnie pocałujesz.

Było prawie ciemno, a od wydarzeń tych minęło dwadzieścia lat, a ja wciąż pamiętam jego twarz. Wcześniej wydawał mi się przystojny, ale kiedy tak pochylał się tak nade mną, widziałam wydatny, kartoflowaty nos, wytrzeszczone jasne oczy i wargi jak kawałek sznurka. Szczeciniasty zarost. Czułam, jak wzbiera we mnie strach i obrzydzenie.

– Ani mi się śni. Chyba bym się porzygała!

Moja odpowiedź go wkurzyła, przycisnął mnie mocniej.

– Spróbujmy. Zobaczymy, a może będzie ci przyjemnie? Skąd wiesz? Dziewczyny lubią się całować.

Nie miałam żadnych doświadczeń. Koleżanki opowiadały o tym z ekscytacją, ale one całowały się ze swoimi chłopakami, a nie z oprawcami.

– Nic z tego. Lepiej od razu mnie puść, bo szkoda twojego czasu.

– Mamy dużo czasu, nie, chłopaki? Chyba nie macie ochoty ruszać w tany? Zresztą, jak chcecie, to idźcie, ja poczekam na buzi od Alinki.

– Nie doczekasz się!

Zobaczymy – odparł spokojnie.

Nie pamiętam, jak długo to trwało. Zrobiło się całkiem ciemno i nie było nas widać. Nie oświetlała nas żadna latarnia. Tak wyszło czy wcześniej to sprawdzili? Był to pomysł spontaniczny czy zaplanowany? A może to ich ulubiona zabawa? Co jakiś czas próbowałam negocjować:

– Puść mnie wreszcie, zboczeńcu. Ile można? Zacznę krzyczeć, narobię wam kłopotów.

– Krzycz – usłyszałam.

Bałam się, że wszyscy się dowiedzą

Ale nie krzyknęłam. I to jest właśnie sedno problemu. Co jakiś czas ktoś niedaleko przechodził i nawet chyba nas widział, może słyszał strzępy rozmów moich dręczycieli. W ciemnościach wyglądaliśmy prawdopodobnie jak szukająca odosobnienia grupka kolonistów. Dlaczego nie krzyczałam, nie wzywałam pomocy? Do dziś nie mam pojęcia. Pamiętam tylko, że strachowi towarzyszył wstyd, jakbym sama była winna sytuacji, w jakiej się znalazłam.

I im dłużej w niej uczestniczyłam, tym wstyd był większy. Może później nawet przestałam się już bać, zrozumiałam, że chłopcy bawią się moim lękiem i pewnie nic mi nie zrobią. Ale wtedy już bałam się czegoś innego – że jeśli krzyknę, zrobi się zamieszanie i wszyscy się dowiedzą, będą mnie wytykać palcami, może nawet naśmiewać się ze mnie? Dzisiaj myślę, że Brat i jego kumple musieli wcześniej już to robić i znać ten mechanizm. Czy w innym wypadku odważyliby się na taką zabawę na terenie kolonii?

Kilka razy przeszedł obok „mój chłopak”, na pewno mnie szukał i wiedział, że tam jestem. Nie wiedział tylko, że wbrew swojej woli. Nie odezwał się do mnie już nigdy więcej, ja też nie próbowałam z nim rozmawiać. Jak mogłam mu wytłumaczyć coś, czego sama nie rozumiałam? Gdzie byli nasi opiekunowie? Spuśćmy na to zasłonę milczenia...

W końcu chłopakom w skórach się znudziło. Brat ustąpił. Po długich minutach gróźb i próśb, łez i prób wyswobodzenia się na siłę, co musiało wydawać mu się zabawne – lalka szamocąca się w objęciach goryla – nie doczekał się pocałunku. Nikomu nie pisnęłam słowa. Wróciłam do pokoju i położyłam się do łóżka. Koleżankom powiedziałam, że źle się czułam i chorowałam całą noc. Do dzisiaj myślę o tym z obrzydzeniem, wstrętem i zgrozą. To był perfidny gwałt. Wciąż żyję z jego śladami i muszę się z nimi zmagać.

Weźmy moje małżeństwo. Wyszłam za mąż za chłopaka, którego poznałam w liceum, chodziliśmy ze sobą kilka lat. Mariusz jest typem miłego misia, grzecznym chłopcem, jedynakiem. Jako żona przejęłam go prosto spod opiekuńczych skrzydeł mamy, a raczej to ona przejęła pod swoje skrzydła również mnie. W małżeństwie zawsze czułam się bezpieczna. Wspomnienie kartoflanego nosa i zimnych oczu opuściło mnie, miałam czułego i delikatnego męża.

Przepadali za nim moi rodzice, a mnie uwielbiali jego, wszyscy razem stworzyliśmy wielką, bardzo życzliwą wszystkim rodzinę. Wspólne weekendy na działkach, święta przy jednym stole, wyjazdy na narty czy latem nad morze. Wszyscy razem albo tylko w pewnych konfiguracjach. Po kilku latach miałam tej sielanki serdecznie dosyć. Czułam się osaczona. Za cieplutkie to wszystko było, za duszne i klaustrofobiczne. Zaczęłam rozglądać się, szukać czegoś innego. I wymyśliłam sobie kochanka.

Chciał mnie mieć tylko dla siebie

Aleksander był moim kolegą z pracy. Całkowite przeciwieństwo Mariusza, cholernie przystojny, zawsze świetnie ubrany, doskonale prezentujący się facet, ale obdarzony nieprzyjemnym, cynicznym uśmiechem. Milczący, skryty, chłodny. Nieszukający towarzystwa. Tajemniczy. W firmie miał opinię podrywacza, choć przede mną nie poderwał chyba żadnej z dziewczyn. Skąd zresztą mogłam o tym wiedzieć, skoro my sami tak dobrze się z naszym romansem kryliśmy? Ale oczywiście wolałam tak myśleć. To dodawało mi wartości we własnych oczach. Ten niegrzeczny, piękny chłopak wybrał mnie, chociaż tak naprawdę to ja wybrałam jego.

Od początku ustawiliśmy sprawy jasno. To miał być sekretny romans i nic więcej. Ten sekret był dla mnie ważniejszy nawet niż romans. Nie tyle wyrafinowany seks, choć owszem, w łóżku z Mariuszem wiało nudą, co tajemnica otaczająca tę relację. Krótkie randki w najmniej spodziewanych miejscach. Maleńkie kafejki na uboczu, hoteliki, o których istnieniu chyba nikt nie wiedział, jego mieszkanie. Czułam głód własnego życia, czegoś, co miałabym tylko dla siebie, o co nikt nigdy by mnie nie podejrzewał. Przecież byłam wzorową żoną, córką, synową i wszyscy oczekiwali, że zostanę wreszcie również wzorową matką. A ja tymczasem zostałam wzorową kochanką. Pomysłową erotycznie, za to mało wścibską.

Nie interesowało mnie, co Aleksander robi we wszystkie te dni, które ja spędzam z rodziną. Nie wąchałam jego koszul w poszukiwaniu zapachu obcych perfum. Nie śledziłam, nie dopytywałam, wręcz przeciwnie, uznawałam jego prawo do swojego życia, choćby i intymnego. Dlaczego nie, skoro sama miałam męża? Gasiłam w zarodku wszelkie objawy zazdrości. Również tej kiełkującej w nim. Okazało się, że ma całkiem ludzkie uczucia. Nie był aż takim draniem, na jakiego wyglądał.

– Co byś powiedziała o weekendzie w nadbałtyckim pustkowiu? Wiesz, jakie w listopadzie są sztormy? W życiu takich nie widziałaś, jeśli nie byłaś nad morzem późną jesienią.

Nie mogę. Imieniny teściowej.

– I musisz oczywiście być? Weź ty wreszcie rzuć tę całą cholerną formułę! Na co ci to? Imieniny, urodziny, chrzciny, komunie, pogrzeby, przecież to zwariować można!

– Oj można.

Kiedy indziej prosił mnie usilnie, żebym jeszcze nie wychodziła.

– Zadzwoń do męża i powiedz, że musisz zostać dłużej w pracy. Wypadła ci dodatkowa robota, jak zwykle.

– Alek, kochanie, ona naprawdę mi wypadła. Ta dodatkowa robota. Jak zwykle. Muszę wrócić do biura, nie do męża. Wyrwałam się na te dwie marne godzinki, ale teraz będę musiała je odrobić.

– Chyba śnię! To drzemka po seksie, prawda? Jest godzina siódma wieczór, a ty wracasz do firmy?

– Muszę. Nikt inny za mnie tego nie zrobi – odparłam.

– Jak to? Jest was sześć w zespole, dlaczego zawsze pada na ciebie?

– One mają dzieci, studia podyplomowe albo słabe zdrowie.

Twój szef cię wykorzystuje!

– Najważniejsze, że nie seksualnie – roześmiałam się i pocałowałam go najbardziej namiętnie, jak potrafiłam.

Znów jestem uwięziona, tak jak wtedy...

Alek miał rację. Szef mnie wykorzystywał. Wiedział doskonale, że nigdy nie odmówię i zawsze jestem do dyspozycji. Przecież mu nie powiem, że muszę spotkać się z kochankiem i pogodzić to z kolacją z mężem. Nie znoszę faceta i tego, że nie umiem mu odmówić! Najchętniej w ogóle zmieniłabym pracę, ale się boję. Gdzie znajdę lepszą? Czy ktoś pozna się na mnie lepiej niż znienawidzony przez mnie szef?

Nasz romans z Alkiem szybko przekroczył granice, jakie mu wyznaczyliśmy. Jakże byłam naiwna, spodziewając się, że będę potrafiła rozgraniczyć życie rodzinne i erotyczne!

Pewnego razu dostałam ataku zazdrości, kiedy znalazłam u Alka szminkę do ust. Urządziłam mu wtedy awanturę. Toczyłam pianę z ust. Nie poznawałam samej siebie.

– To wprowadź się do mnie…

– Zwariowałeś. Jak mam to zrobić?

– Normalnie. Powiedz mężowi prawdę, że kochasz mnie, a nie jego.

– Ale to nieprawda, bo Mariusza też kocham – odparłam.

– Ja może też kocham kogoś innego? Muszę ci o tym mówić? Nie tak się umawialiśmy! Ty żyjesz z mężem, ja zacznę żyć z inną kobietą. Symetria będzie zdrowsza w tym układzie.

Zagryzłam usta z bezsilności. Nawet nie mogłam o tym myśleć. Jak mam odejść od męża i zburzyć cały ten rodzinny układ? Nawet gdyby udało mi się wytłumaczyć wszystko Mariuszowi, to co powiedzą na to moi i jego rodzice? Lepiej już zostawić wszystko tak jak jest.

A jeśli Alek naprawdę znajdzie inną? O właścicielkę szminki się nie martwiłam, to pewnie pamiątka z czasów, kiedy jeszcze się nie spotykaliśmy. Czułam, że jestem dla Alka najważniejsza. Jeszcze. Tylko do czego jest zdolny facet, którego duma i ambicja zostały urażone. W końcu wywinie mi taki numer, że w pięty mi pójdzie. Nie można zostawić wszystkiego tak jak jest. Nie da się. Znowu jestem uwięziona w objęciach Brata, między lękiem a wstydem. Te ramiona należą dziś do Alka, ale są też mackami mojej rodziny i bezwzględnego szefa.

Czytaj także:
„Zaszłam w ciążę z nieznajomym z imprezy. Kiedy go odnalazłam, powiedział, że bardzo kocha swoją żonę i muszę sobie radzić sama”
„W dniu ślubu dowiedziałam się, że mój mąż zrobił coś bardzo złego. Przyszłość naszego małżeństwa zawisła na włosku...”
„Zdradziłam narzeczonego z moją pierwszą miłością. Myślałam, że to początek pięknego związku, ale czekały mnie tylko łzy”

Redakcja poleca

REKLAMA