„Rak odebrał mi żonę. Wraca do mnie w snach, po przebudzeniu płaczę i przeklinam los. Nie umiem spełnić jej ostatniej woli”

Płaczący wdowiec fot. Adobe Stock
„– Dawid, przyrzeknij, że nigdy nie opuścisz naszej córeczki. I że znajdziesz kobietę, która mnie wam zastąpi – poprosiła niedługo przed śmiercią”.
/ 29.04.2021 08:23
Płaczący wdowiec fot. Adobe Stock

Woli wypowiadanej przez umierającą nie wolno się sprzeciwiać. Problem w tym, że ja nie byłem gotowy na nową miłość.

Patrycja była najcudowniejszą kobietą pod słońcem. Pobraliśmy się z wielkiej miłości, zaledwie po pół roku znajomości. Wszyscy wokół mówili, że to za wcześnie, ale my wiedzieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Wierzyliśmy, że czeka nas wspaniała, szczęśliwa przyszłość.

Dwa lata po ślubie przyszła na świat Natalka. Gdy po raz pierwszy wziąłem ją na ręce, dziękowałem losowi, że jest dla mnie taki łaskawy. Byłem pewny, że nic tego nie zmieni. Na początku wydawało się, że tak właśnie będzie. Patrycja zajmowała się domem, ja pracowałem w agencji reklamowej. Byłem naprawdę dobry, więc świetnie zarabiałem. Planowaliśmy z żoną, że za kilka lat wybudujemy piękny domek pod miastem… A potem wydarzyła się tragedia.

Żona zachorowała. Myślała, że to nic poważnego, ot, pobolewał ją brzuch. Badania, wizyta u specjalisty i diagnoza – nowotwór trzustki.

Przez prawie rok rozpaczliwe walczyła z chorobą i przegrała. Byłem z nią do ostatnich chwil.

– Dawid, przyrzeknij, że nigdy nie opuścisz naszej córeczki. I że znajdziesz kobietę, która mnie wam zastąpi – poprosiła niedługo przed śmiercią.

– Nie przyrzeknę, mowy nie ma! Przecież wyzdrowiejesz! Musisz tylko w to uwierzyć! – zdenerwowałem się. Powtórzyła prośbę wiele razy. Chciałem, żeby wreszcie przestała o tym mówić, więc w końcu przyrzekłem. Następnego dnia odeszła na zawsze. Do pogrzebu nie chciałem w to uwierzyć. Wmawiałem sobie, że to tylko koszmar, zły sen.

Gdy nad opadającą do grobu trumną uświadomiłem sobie, że jednak nie żyje, chciałem pójść za nią na tamtą stronę. I kto wie, czybym tego nie zrobił, gdyby nie Natalka. Miała wtedy niecałe cztery lata. To dla niej musiałem jakoś się pozbierać i żyć dalej.

Nie potrafiłem otrząsnąć się z bólu. Zamknąłem się w sobie, pracowałem jak robot. Nie umiałem odnaleźć się w świecie bez Patrycji. Wciąż pamiętałem, jak uśmiechała się do mnie, jak mnie całowała czule przed wyjściem do pracy i jak witała, gdy wracałem. Pojawiała się nawet w moich snach. Gdy się budziłem, płakałem i przeklinałem los. Za to, że najpierw dał mi niewyobrażalne szczęście, a potem szybko je odebrał.

Dobrze, że moja mama była przy mnie

Pomagała mi w opiece nad córeczką, prowadziła dom, pocieszała i mnie, i Natalkę. Gdyby nie ona, chyba bym zwariował. Żyłem przeszłością prawie dwa lata. Potem ból trochę zelżał. Powoli podnosiłem się z dna rozpaczy. Pamiętałem o obietnicy danej Patrycji, ale uważałem, że uda mi się ją spełnić tylko w połowie. Nie sądziłem, że istnieje kobieta, która zdoła ją zastąpić. Poza tym nie miałem czasu na nowe znajomości.

Po pracy od razu wracałem do domu, do córeczki. Byłem więc pewien, że to ona będzie najważniejszą kobietą w moim życiu. Wkrótce przekonałem się jednak, że los ma wobec mnie inne plany. We wrześniu dwa lata temu Natalka rozpoczęła naukę w trzeciej klasie podstawówki. Pierwszego dnia zaprowadziłem ją do szkoły, usadziłem w ławce i razem z innym rodzicami czekałem na nauczycielkę.

Poprzednia wychowawczyni poszła na urlop macierzyński i miała ją zastąpić zupełnie nowa pani. Właśnie zastanawiałem się głośno z kilkoma mamami, co to będzie za osoba, gdy drzwi się otworzyły. Do sali weszła młoda kobieta. Na jej widok aż mi dech zaparło.

– Dzień dobry państwu, Ewa Wilczyńska. I będę wychowawczynią waszych dzieci – powiedziała i uśmiechnęła się. A ja poczułem, jak czarne chmury wiszące nad moją głową rozstępują się i wychodzi zza nich słońce. Nie mam pojęcia, co było dalej.

Inni rodzice zadawali dziesiątki pytań, coś tam notowali, o coś się wykłócali, a ja siedziałem i jak zaczarowany wpatrywałem się w panią Ewę. Była taka piękna. A na dodatek biło od niej jakieś niesamowite ciepło. Kiedy rozchodziliśmy się wszyscy do domów, wiedziałem dwie rzeczy: że następnego dnia córeczka rozpoczyna lekcje o 9:40 i że bardzo chcę zaprosić na randkę jej nauczycielkę.

To nagłe zauroczenie panią Ewą kompletnie mnie zaskoczyło. Przeżywałem wewnętrzne rozterki. Z jednej strony, ciągle miałem w głowie obraz Patrycji, ale z drugiej, nie mogłem przestać myśleć o pani Ewie. Zacząłem więc delikatnie wypytywać o nią Natalkę. Początkowo odpowiadała bez żadnych pytań i komentarzy. Ale któregoś dnia spojrzała na mnie podejrzliwie.

– A co jesteś taki ciekawski? Zakochałeś się w pani Ewie czy co? – zapytała. Omal z krzesła nie spadłem.

– Że co? Nie! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy, córeczko? Po prostu chcę wiedzieć, co to za kobieta. Czy jest dla ciebie miła, czy dobrze się z nią dogadujesz. Bo z tego, co pamiętam, na poprzednią panią czasem narzekałaś… – wymyślałem naprędce, starając się ukryć zmieszanie.

– Panią Ewę lubię. I to bardzo. Cieszysz się? – mała patrzyła na mnie uważnie.

– Oczywiście. Może dzięki temu będziesz lepiej przykładać się do lekcji.

– I na pewno tylko o to ci chodzi?

– Na pewno.

– Dobra… – to mówiąc, odwróciła się na pięcie i poszła do swojego pokoju.

Gdy chwilę później do niej zajrzałem, coś pisała w zeszycie. Nawet nie spojrzała w moją stronę. Odetchnąłem z ulgą. Miałem nadzieję, że mi uwierzyła. Nie chciałem, żeby wiedziała o moich uczuciach do pani Ewy. Niewiele, jak przez mgłę, pamiętała jeszcze swoją zmarłą mamę. Bałem się, że jeśli dowie się, że myślę o innej kobiecie, to ją skrzywdzę i zranię.

Wkrótce miałem się jednak przekonać, że moja córeczka nie dała się oszukać.

Moja córka to bystre i bardzo sprytne dziecko

Niedługo przed zakończeniem pierwszego półrocza, zostawiłem Natalkę pod opieką mojej mamy i poszedłem na wywiadówkę. Pani Ewa znowu mnie zauroczyła, więc siedziałem w milczeniu i wpatrywałem się w nią z zachwytem. Gdy zebranie dobiegło końca, niechętnie wstałem z krzesła i ruszyłem stronę drzwi.

– Panie Rawski, czy mógłby pan jeszcze chwilę zostać? – dogonił mnie głos wychowawczyni. Odwróciłem się.

– Oczywiście. A czy coś się stało? Natalka narozrabiała? – przeraziłem się.

– Nie, wszystko w porządku. Po prostu chciałabym zamienić z panem kilka słów – odparła nauczycielka. Poczekała, aż wszyscy rodzice wyjdą i zamknęła drzwi do klasy.

– To, o co chodzi? – dopytywałem się.

– O pańską córkę. Przyszła dziś do mnie na dużej przerwie i oświadczyła, że chce ze mną poważnie porozmawiać. Na pański temat.

– I co, porozmawiała pani? – w głowie zapaliło mi się czerwone światełko.

– Porozmawiałam – uśmiechnęła się.

– I czego się pani dowiedziała?

– No cóż… Mogę mówić bez owijania w bawełnę?

– Proszę.

Otóż pana córka twierdzi, że jest pan we mnie zakochany i chce mnie pan zaprosić na randkę. Tylko nie wie pan, jak się do tego zabrać – wypaliła.

Nogi się pode mną ugięły. Wbiłem wzrok w podłogę, bo ze wstydu normalnie słabo mi się zrobiło.

– Tak powiedziała? Bardzo przepraszam… Nie mam pojęcia, skąd jej to przyszło do głowy… To tylko dziecko… Wymyśla sobie niestworzone historie… Porozmawiam z nią… – zacząłem tłumaczyć.

– Szkoda – westchnęła pani Ewa, a ja normalnie zdębiałem.

– Szszsz… szkoda? – wykrztusiłem.

– No tak. Prawdę mówiąc, bardzo się ucieszyłam się, gdy to usłyszałam. Ale skoro to bzdura… – zawiesiła głos.

Zdumiony podniosłem głowę. Pani Ewa uśmiechała się do mnie promiennie. Zebrałem się na odwagę.

No dobrze, to wcale nie bzdura, moja Natalka to bystry dzieciak. Rzeczywiście chcę panią zaprosić na randkę.

– Zgadzam się. Kiedy?

– A choćby zaraz. Tu obok jest taka przytulna kawiarenka…

Nie potrafię opisać, co działo się ze mną na tej pierwszej randce. Przegadaliśmy wiele godzin, a mnie wciąż było mało.

Nie chciałem rozstawać się z Ewą

Pod koniec wieczoru miałem wrażenie, że znamy się od lat. Posmutniałem, kiedy kelner dał nam delikatnie do zrozumienia, że czas wychodzić, bo już zamykają lokal.

– To był mój pierwszy, naprawdę miły wieczór od prawie pięciu lat – przyznałem się Ewie.

– Mam nadzieję, że nie ostatni – powiedziała do mnie ciepło. Do domu wróciłem, gdy córka już spała. Przywitała mnie mama.

– A gdzie ty się podziewałeś? Natalka powiedziała, że jak nie wrócisz od razu po zebraniu, to znaczy, że poszedłeś na randkę – patrzyła zaciekawiona.

– Rzeczywiście byłem na randce. Bardzo niespodziewanej, ale cudownej – przyznałem z uśmiechem.

– Niespodziewanej, mówisz… To skąd ona o niej wiedziała?

– Tak w skrócie? Bo sama ją załatwiła.

– Jak to załatwiła? Nic nie rozumiem – pokręciła głową.

– Nie martw się, ja też nie! Ale wiesz co? Jestem jej bardzo wdzięczny! Ucałowałem mamę; ze szczęścia miałem ochotę tańczyć i śpiewać… Od tamtego pierwszego spotkania byliśmy na wielu randkach. Planujemy wspólną przyszłość. Ewa to dobra i bardzo mądra kobieta. Nie jest zazdrosna, gdy czasem usiądę i odpłynę na chwilę we wspomnienia albo pójdę na grób Patrycji. I świetnie dogaduje się z Natalką. Córka ją uwielbia i dopytuje się, kiedy weźmiemy ślub… A ja? Znowu czuję się szczęśliwy. I wierzę, że tym razem los mi tego szczęścia nie zburzy.

Czytaj także:
„Moja babcia w trakcie wojny zdradziła dziadka z Niemcem. To dlatego on nigdy nie akceptował mojego ojca i mnie”
„Narzeczony zostawił mnie miesiąc przed ślubem. Wolał córkę bogacza, która wpadła z przypadkowym facetem”
„Nic nas nie łączyło, ale on i tak ukrywał naszą znajomość przed żoną. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze”

Redakcja poleca

REKLAMA