„Radek najpierw mnie potrącił, a później poślubił. Cały czas myślę, że zrobił to tylko z litości”

zamyślona para fot. Getty Images, Silke Woweries
„Ciągle coś mi nie daje żyć w spokoju. Wszyscy przekonują mnie, że Radek naprawdę mnie kocha. Ale czasami zaczynam się zastanawiać, czy to prawda”.
/ 25.02.2024 22:00
zamyślona para fot. Getty Images, Silke Woweries

Cięgle coś mi chodzi po głowie. Każdy twierdzi, że Radek ma do mnie jakieś głębsze uczucia. Ale zdarza mi się zastanawiać, czy to prawda. Jedna moja noga jest krótsza od drugiej, mam blizny na skórze. Nigdy nie będę zdrowa. Jak można mnie pokochać? A on... Może to tylko poczucie winy?

Ból nie chciał ustąpić

Wyczuwałam nadchodzącą burzę, odczuwałam to w swym biodrze. Nie do zniesienia, ostry ból, którego nie dało się pokonać żadnymi sposobami. Leki jedynie odrobinę go łagodziły. Ale nadszedł czas, aby je zażyć, bo wiedziałam, że z biegiem czasu sytuacja tylko się pogorszy. Z trudem wstałam z fotela i zaczęłam utykać w stronę kuchni. Robert przerwał oglądanie telewizji i spojrzał na mnie pełnym troski wzrokiem.

– Znowu cię boli? – zapytał i podniósł się z kanapy. – Zostań, kochanie, ja przyniosę ci lek. A może termofor, ciepło na pewno ci pomoże.

Opadłam z powrotem na fotel, z wdzięcznością przyjmując wsparcie Radka. Jest takim ujmującym, troskliwym i opiekuńczym mężczyzną. Wiem, że ma poczucie winy, bo w pewnym sensie to przez niego tak bardzo doświadczam bólu.

Przed ośmiu laty przechodziłam przez ulicę, na przejściu dla pieszych, gdy nagle zza zakrętu wyłonił się samochód. Było już dość ciemno, padała mżawka, a ja miała na sobie ciemną kurtkę. Zauważył mnie za późno, nie mógł zahamować na czas. Niewiele pamiętam z samego wypadku. Dźwięk opon i oślepiające mnie światło reflektorów.

Trafiłam do szpitala, gdzie obudziłam się z podłączonymi do mnie rurkami, nie mogąc poruszyć nogą ani ręką i cierpiąc na potężny ból w głowie. Oddychanie sprawiało mi trudność, ponieważ coś we mnie pękało za każdym razem, gdy próbowałam zaczerpnąć powietrza. Pielęgniarka pojawiła się przy moim łóżku, a zaraz potem przyszedł lekarz. Wyjaśnił mi, co mi się przytrafiło, ponieważ wtedy nie pamiętałam niczego. I powiedział:

– Takie rzeczy się zdarzają, pewnie z czasem przypomni sobie pani więcej szczegółów. Na chwilę obecną proszę panią o spokój. Pani ręce są złamane, ma pani pęknięte żebra i kość miednicową. A także kość udową. Doznała pani również urazu głowy, co najbardziej nas niepokoiło.

Po wypadku przeleżałam nieprzytomna w szpitalu siedem dni. Diagnoza lekarska brzmiała: wstrząśnienie mózgu. Wszyscy z niepokojem wyczekiwali momentu, kiedy odzyskam przytomność po śpiączce. Na szczęście, kolejne testy nie wykazały żadnych zmian ani krwiaków. Ale musiałam spędzić w szpitalu kilka tygodni.

Miałam dużo problemów z nogą

– Miednica ładnie się zrasta – powiedział doktor podczas jednej z wizyt. – Ale biodro i kość uda były w kawałkach. Nie doszło do żadnej infekcji, implanty dobrze się przyjęły. Zobaczymy, jak to wygląda, kiedy zdejmiemy gips.

Nie zadałam pytania, co zobaczymy, bo już to wiedziałam, czułam. Wszyscy obawiali się, czy będę mogła normalnie chodzić. Moja mama, przestraszona, przyjeżdżała do mnie co tydzień i z niepokojem spoglądała na lekarza. Moja siostra porozmawiała z nim, a potem wróciła blada i próbowała rozbawić nas, mówiąc jakieś głupoty.

Radek chyba najbardziej przeżywał to, co się stało. Bał się o mnie i czuł się winny. To przecież on prowadził tamten samochód. Nie uciekł z miejsca wypadku, wybiegł do mnie i wezwał pogotowie, nie próbował mnie podnieść. Lekarze powiedzieli, że zachował się spokojnie i z opanowaniem, bo przy moim stanie mógł zrobić mi jeszcze większą krzywdę. Do szpitala przyszedł po kilku dniach, kiedy ja jeszcze nie odzyskałam przytomności. Od tego momentu odwiedzał mnie każdego dnia.

Nie do końca rozumiałam, co mi zrobił

Kiedy doszłam do siebie, a doktor dał mu zgodę na spotkanie, od razu wytłumaczył mi wszystko.

– To jest moja wina. Chciałbym jakoś zadośćuczynić. Mogę pani pomóc finansowo, jeśli tylko będę w stanie. Mój brat jest fizjoterapeutą, po terapii pomoże pani. Nie proszę o przebaczenie, bo sam siebie nie jestem w stanie usprawiedliwić. Ale proszę, chciałbym móc tu przychodzić.

Przytaknęłam, mimo że była we mnie myśl, że po prostu byłam zbyt zszokowana, żeby go wyrzucić i przekląć. Nie do końca rozumiałam, co mi zrobił. Dni i tygodnie mijały, a ja stawałam się coraz bardziej świadoma tego, co mnie czeka, ale nie mogłam zrzucać tu na niego całej winy. To ja, niczym senna mucha, wyszłam na pasy bez zbytniego rozglądania się na boki.

Jestem kierowcą i wiem, jak trudno jest dostrzec cokolwiek w deszczowe dni, jak trudno jest hamować na śliskiej nawierzchni. Dodatkowo byłam ubrana na czarno – nie wyróżniałam się na tle otoczenia. Nikt by nie zdołał zahamować na jego miejscu. Nawet jeśli jechałby o 20 kilometrów na godzinę wolniej...

Więc on odwiedzał mnie niemal każdego dnia, z wyjątkiem weekendów, kiedy to pojawiała się u mnie moja rodzina. Myślałam, że robi to, żebyśmy mieli więcej przestrzeni. Ale później okazało się, że moja mama ma do niego ogromny żal. Stwierdziła, że nie chce go oglądać, że nigdy mu tego nie wybaczy. Stale obwiniała go o to, co się stało i uważała, że to przez niego jej córka może być niepełnosprawna.

Mama mieszkała w innym mieście, musiała pracować, więc mogła do mnie przyjechać tylko w dni wolne od pracy. W pozostałe dni za towarzysza służył mi Radek. Opowiadał mi o wszystkim, co działo się na świecie. Jak lato powoli mija, a zaczyna się jesień. Gdzie trwają naprawy na drogach i jakie filmy są grane w kinach.

Był mistrzem opowieści. Przychodził również z książkami i czytał mi je na głos. Pieczenie ciast szło mu znakomicie – twierdził, że nie potrafi gotować, ale zawsze coś dla mnie przyrządzał. Śmiałam się, mówiąc, że przytyję tu przez niego jak mała świnka. A on odpowiadał, że uwielbia obserwować, jak jem.

Nie jestem pewna, kiedy moje uczucia do niego się rozbudziły, ale pewnego dnia to do mnie dotarło. Kiedy nie przyszedł. Najpierw byłam zła, a później zaniepokojona. Czy stało mu się coś złego? A może... Może po prostu już nie wróci.

Rozmyślałam, jak teraz potoczy się moje życie. Nie chodziło mi o sprawy zdrowotne, a o Radka. Wiedziałam, że po wyjściu ze szpitala przestanie się mną interesować. A ja za nim zatęsknię... Czy powinnam mu powiedzieć wprost, że nie chcę go więcej widzieć? Nie, nie byłabym w stanie tego zrobić. I akurat w momencie, gdy zatapiałam się w tym smutku, on niespodziewanie wparował do pokoju z wiązanką kwiatów. Zaraz za nim pojawiła się zaniepokojona pielęgniarka, która wyraźnie próbowała go powstrzymać.

Czy byliśmy sobie przeznaczeni?

– Niech mnie pan w końcu zrozumie, mówiłam, że to niemożliwe – wyjaśniała z gniewem w głosie. – Zaraz będzie kontrola, odwiedziny są dozwolone tylko do osiemnastej. Proszę, przyjdź pan jutro. Na pewno żona to zrozumie, przecież pan tutaj jest każdego dnia, widzi, jak bardzo ją pan kocha. Proszę, opuść pan salę!

Spojrzeliśmy na siebie. Ja zastygłam, słuchając tych słów pielęgniarki. On także, zatrzymał się w połowie kroku, a potem obrócił się do niej i rzekł:

– To właśnie o tym chciałem tylko przez moment porozmawiać, zaraz stąd wyjdę.

Powiedziała coś pod nosem i wyszła. Radek natomiast spojrzał na mnie, mówiąc:

– Wiesz, początkowo przychodziłem, bo myślałem, że powinienem, że jest to właściwa rzecz, którą mogę zrobić. Ale od pewnego czasu czuję jeszcze coś innego. Zacząłem to ukrywać nawet przed samym sobą. Jednak w końcu musiałem przyznać, że jestem w tobie zakochany. Obiecuję, nie będę ci się narzucał. Tylko chciałem, żebyś o tym wiedziała...

Zaniemówiłam zaskoczona, bo nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Byłam szczęśliwa, ale jednocześnie przerażona. W tym momencie pojawiła się pielęgniarka i powiedziała, że lekarz już idzie. Radek zdołał jedynie zapytać, czy może odwiedzić mnie jutro. Skinęłam głową na tak...

A w tym momencie... Siedzę wygodnie w fotelu i czekam, aż leki, które przyniósł Radek, zaczną działać. To mój ukochany mąż. Był ze mną, kiedy ściągnęli mi gips i okazało się, że mogę ruszać nogami, ale będę kuleć. Kiedy terapeuta pomagał mi stanąć, a ja wydawałam z siebie krzyki z bólu, smarował moje zranione miejsca maściami, by blizny były mniejsze. I jest ze mną teraz, kiedy zmiana warunków atmosferycznych powoduje nieznośne bóle. W takie dni jak ten jestem kompletnie bezużyteczna. Zrzędząca, marudząca. Ale on to toleruje. Patrzy na mnie z taką czułością, że próbuję być mocniejsza i mniej narzekać.

Ciągle coś mi nie daje żyć w spokoju. Wszyscy przekonują mnie, że Radek naprawdę mnie kocha. Ale czasami zaczynam się zastanawiać, czy to prawda. Jedna moja noga jest krótsza od drugiej, blizny pokrywają całe moje ciało. Nigdy nie będę zdrowa. Jak można kochać taką jak ja? A on... Czy to po prostu wyrzuty sumienia? Czy jest ze mną, troszczy się o mnie tylko z litości?

Ból zaczyna ustępować, staje się do zniesienia. Radek to dostrzega, podchodzi i mówi:

– Czujesz się lepiej, kochanie? Może przygotuję obiad i zjemy razem, przy blasku świec.

Nigdy nie będę wiedziała na pewno, czy gdybyśmy spotkali się w innej sytuacji, to czy on zdecydowałby się na związek ze mną. To bez sensu... Mam przecież fantastycznego męża. Kocham go. Nie rozumiem, dlaczego potrzebuję tej pewności, której nigdy nie uzyskam.

Czytaj także:
„Rozwiodłam się z chorym mężem i wyszłam za bogatego przystojniaka. Za jego kasę mogłam leczyć Damiana

„Planowałam spokojne emeryckie życie z rolnikiem na wsi. A on traktował mnie jak sponsorkę i parobka”
„Ukrywam przed rodziną, że narzeczona jest moją szefową. Ojciec mnie wyśmieje, że kobieta zarabia więcej ode mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA