Patrzę na butelkę, przez którą widać pomniejszony i mocno zniekształcony ekran telewizora. Znakomita metafora – świat widziany przez pryzmat wypełnionego alkoholem szkła… Żałosne? Bez wątpienia. Zawsze, kiedy trzeźwiałem, nie mogłem patrzeć w lustro. Wcale nie dlatego, że drażnił mnie widok zmiętej, szarej gęby, ale ze wstydu.
Dlaczego nie mogę się powstrzymać? – pytałem siebie. – Dlaczego prędzej czy później sięgam po wódę? W dodatku za każdym razem w domu czekały mnie awantura i kazanie. A jednak dzisiaj znowu patrzę na półlitrówkę i z trudem powstrzymuję się, żeby po nią nie sięgnąć. Chcę wlać kryształowy płyn do kieliszka i przechylić go, chcę poczuć upragniony smak i odprężający rausz.
Nie! Nie zrobię tego, chociaż bardzo kusi mnie po tym, co mi powiedziałaś
Wiem już dokładnie, co o mnie naprawdę myślisz, więc czemu nie miałbym się napić? Nie wiesz nawet, ile kosztowało mnie wtedy wypowiedzenie tych paru słów. Jak bardzo ciążyła obietnica dana jak ślubna przysięga przed ołtarzem, wiążąca na zawsze, do końca. Ale chciałem uratować nasze małżeństwo… Przecież nie wolno marnować tylu lat wspólnego życia.
– Nie będę więcej pił. Jeśli trzeba, pójdę na terapię, zapiszę się do Anonimowych Alkoholików, zrobię wszystko, co zechcesz!
– Nie wytrzymasz! – wydęłaś pogardliwie wargi. – Przecież wiem, że nie wytrzymasz. Ile razy już obiecywałeś to samo? Dziesięć? Dwadzieścia? Mam tego dość!
– Ale tym razem będzie inaczej!
Wierzyłem w to, co mówiłem. Czy nie słyszałaś szczerości w moim głosie?
– Za każdym razem miało być inaczej, a było tak samo – uparłaś się.
W sumie miałaś rację. Obiecywałem to naprawdę często, nie tylko tobie, ale sobie również. Tylko że rzucenie alkoholu wcale nie jest takie łatwe, jak choćby skończenie z paleniem na durnych reklamach. Chciałem jednak ratować rodzinę. No i któregoś dnia uznałem, że trzeba zrobić coś pompatycznego, ale szczerego. Wstałem, podszedłem do krzyża wiszącego nad drzwiami pokoju, zdjąłem go.
– Przysięgam ci w obliczu Boga i przed Bogiem, że więcej nie wezmę ani kropli alkoholu do ust. Jeśli złamię to przyrzeczenie, niech spadną na mnie najgorsze nieszczęścia. Przysięgam ci na krzyż i na moje życie.
Widziałem wówczas, że zrobiło to na tobie duże wrażenie. Pewnie równie wielkie, jak na mnie pozew rozwodowy, który odebrałem na poczcie rano. Tak, wiem, ostrzegałaś, że w końcu to zrobisz, ale przecież w to nie wierzyłem. Przecież dom, trójka dzieci, zobowiązania kredytowe… Ze wstydem myślałem o tym, jak wykorzystywałem to wszystko przeciwko tobie i teraz też o tym myślę. Byłem bestią w ludzkiej skórze. Patrzę na butelkę i przypominam sobie, jak cię traktowałem.
No dobrze, przyznaję, ten pozew mnie… otrzeźwił
– I co zrobisz? – zapytałem, kiedy zagroziłaś po raz pierwszy rozwodem. – Rozwiedziemy się i co? Kto będzie płacił rachunki? Dobra, zostawię cię w tym mieszkaniu, zrzeknę się do niego praw. A kto będzie spłacał kredyt? Skąd weźmiesz pieniądze na konie, basen dla dzieci, naukę języków?
Wiedziałem, co mówię. Z twoimi zarobkami nie byłoby cię stać na to wszystko. Bo to ja przynosiłem i trzymałem kasę. Ty nawet nie wiedziałaś, w jakim dokładnie banku mamy kredyt.
– Ale to twoje picie jest nieznośne! – odpowiedziałaś. – Przychodzisz wstawiony do domu, od drzwi czepiasz się wszystkich…Marylka wczoraj przez ciebie płakała, nie mogła zasnąć, pytała, dlaczego tatuś jest taki niedobry…
– Bo gówniara ma się uczyć, a nie przynosić uwagi w zeszytach!
– Rany boskie, raz zapomniała o zadaniu domowym, a ty robisz aferę, jakby miała nie zdać do następnej klasy! To jeszcze małe dziecko, ma prawo zapomnieć, zagapić się. Tobie nigdy się nie zdarzyło?
– Dałby mi ojciec, gdybym się tak zapominał – burknąłem.
Popatrzyłaś wtedy na mnie dziwnie i powiedziałaś spokojnie:
– To wszystko przez wódę. Przedtem taki nie byłeś, nigdy byś się tak nie zachował, nie urządził awantury w środku nocy o nic. Zrobiłeś się taki, odkąd zacząłeś pić.
Może miałaś rację. Tak, na pewno miałaś rację. Dlatego wreszcie postanowiłem z tym skończyć. I spełniłem twoje warunki. Wycofałaś sprawę rozwodową, ale dopiero po pierwszej rozprawie, żeby mi pokazać, jak jesteś zdeterminowana, chociaż wtedy nie piłem już od dwóch miesięcy. Właśnie tyle czasu upłynęło od chwili, gdy otrzymałem pozew, do wizyty w sądzie.
Trzymałem się dzielnie, jednak ty cały czas spoglądałaś na mnie podejrzliwie, a gdy wracałem do domu, wręcz mnie obwąchiwałaś.
Alkoholik na odwyku jest drażliwy. Nie wiesz tego?
Godziłem się z tym, bo miałaś prawo mi nie ufać mimo tamtej przysięgi. Tak, miałem chwile słabości, szczególnie kiedy przechodziłem obok sklepów, w których się zwykle zaopatrywałem w alkohol, albo gdy widziałem lokal, w którym najczęściej imprezowałem. Ale dlaczego dzisiaj powiedziałaś wprost, że mi nie ufasz? Dlaczego nie mogłaś tego sobie darować? Oczywiście mogę uznać, że kłótnia wybuchła z mojej winy, mogłabyś jednak wziąć pod uwagę to, że abstynencja sprawia, iż jestem drażliwy. Przecież poszło o nic. No, prawie o nic.
– Mogłabyś troszeczkę przystopować z tymi zakupami? – spytałem na widok kolejnego kartonu z logo sklepu internetowego. – Kupujesz i kupujesz!
– Przecież kupuję przede wszystkim dla dzieci – zaprotestowałaś.
– Ale tak często?
Spojrzałaś na mnie spod zmarszczonych brwi, czujnie, podejrzliwie.
– Jak często? Dzieci wyrastają z rzeczy. Mniej by ci przeszkadzało, gdybym chodziła po sklepach? Wydałabym pewnie więcej, bo w sieci można znaleźć promocje.
Ale ja byłem zły. Męczyłem się, chociaż najgorszy okres głodu alkoholowego powinienem był mieć chyba za sobą. Nie byłem tego pewien, bo nie miałem kogo spytać. Uznałem, że sam sobie poradzę, nie zgłaszałem się po pomoc do klubu AA. Prawdę mówiąc, obawiałem się, że spotkam tam jakichś znajomych, a dyrektorowi wykonawczemu poważnej firmy po prostu nie wypada przyznawać się publicznie do słabości.
– Może zarabiam nieźle – wycedziłem przez zęby – ale kopalni złota na pewno nie mam! Mogłabyś o tym pamiętać.
To było niepotrzebne, nie mogłem się jednak powstrzymać.
– A ty co, znów zacząłeś chlać, że się tak czepiasz?! – warknęłaś. – Bo jeśli tak, to wiesz, pozew czeka u adwokata, wystarczy tylko wstawić datę i zacząć od nowa. Ale teraz już nie dam się nabrać na twoje przysięgi i piękne słówka! Jeśli uważasz, ze za dużo wydaję, sam kupuj rzeczy dla dzieci!
Odwróciłaś się i wyszłaś, trzaskając drzwiami. A ja pojechałem do biura. Po drodze kupiłem butelkę…
Jak to szło? Pijak zawsze znajdzie okazję, żeby się napić. Coś w tym jest
Nie tylko coś, to cała prawda. Ile razy zdarzało mi się, że sięgałem po kieliszek z byle powodu? Bo się zdenerwowałem, bo coś się nie udało albo wręcz przeciwnie. Ile razy dawałem się namówić na wypad do knajpy, żeby oblać powodzenie albo zalać niepowodzenie? W szpony nałogu wpadłem łatwo i niepostrzeżenie. Byłem przekonany, że mam nad wszystkim kontrolę, lecz pewnego dnia okazało się, że to wóda przejęła kontrolę nade mną.
Niektórzy mają ciągi – piją jakiś czas, a potem przestają. Są alkoholikami, jednak rodzina miewa chociaż chwilę oddechu. A ja po prostu piłem często. Po alkoholu zaś robiłem się zaczepny. Przyznaję, i tak długo to znosiłaś. Rzadko robiłaś mi wyrzuty, częściej dawałaś wyraz trosce, martwiłaś się o mnie. Powtarzałaś, że mnie kochasz. Jeżeli tak, to po co powiedziałaś, że wróciłem do picia, skoro nie wróciłem?! A przecież tyle razy mnie kusiło, żeby chociaż piwko, odrobinę wina, jeśli już nie whisky, nie wódka…
Ale przecież wiadomo, że gdy alkoholik na odwyku chociaż skosztuje tego swojego narkotyku, wróci do niego. Nie wolno rozluźniać gorsetu dyscypliny ani na chwilę. Nie wybaczę ci tych słów. I wiesz co? Napiję się! Wódka na blacie biurka i grający telewizor w tle. Ile razy w przeszłości upijałem się we własnym gabinecie, żeby nikt nie widział? Twierdziłem, że muszę zostać dłużej w pracy, i piłem.
Tak było łatwiej, choć potem musiałem ponosić tego konsekwencje. Tyle miałem rozsądku, że do domu wracałem taksówką, a nie własnym samochodem. W ogóle bywały okresy, kiedy zupełnie przestawałem prowadzić auto, ponieważ wciąż byłem pod wpływem. Ale rany, kobieto, dlaczego tak do mnie powiedziałaś? Nie widzisz, że mnie to rani? I co mam teraz zrobić? Sięgam po butelkę, odkręcam ją, wącham i odstawiam. Aż mnie cofa – odzwyczaiłem się od ostrego zapachu.
Ale z drugiej strony, ciągnie mnie, żeby chociaż skosztować. Zwilżyć wargi… Nie! Tak łatwo nie będzie! Przysięgałem na krzyż, na własne życie, to chyba coś znaczy… Tylko dlaczego wypowiedziałaś te okropne słowa? Ja wiem, ty uważasz, że to nic takiego. Przecież masz prawo mnie podejrzewać. To może zrobić tak, żebyś miała o co? Nie! Nie dam się! Nie… Ale w tej chwili przypomina mi się twoja wykrzywiona podejrzeniem twarz, twoje palące słowa, chwytam więc butelkę i przechylam ją. Nie, nie nalewam do kieliszka, lecz leję wódkę prosto w gardło. To twoja wina!
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy