Wiktora poznałam pod koniec liceum. Wprawdzie uczęszczaliśmy do jednej szkoły i mieszkaliśmy blisko siebie, to jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi na wysokiego chłopaka o niebieskich oczach i kręconych włosach.
Nie znaczy to oczywiście, że nie interesowałam się chłopakami. Oj nie, wręcz przeciwnie — zmieniałam ich jak rękawiczki. I chociaż traktowałam ich bardziej jak kolegów, to jednak nie można było powiedzieć, że byłam stała w uczuciach. Do czasu. Na Wiktora wpadłam na jednej ze szkolnych dyskotek. I wtedy zobaczyłam w nim kogoś wyjątkowego.
Nie tylko świetnie tańczył i był naprawdę uroczy, ale także był oczytany, zabawny i po prostu mądry. Zakochałam się. I to na tyle poważnie, że zaczęłam wyobrażać sobie naszą wspólną przyszłość. A z biegiem czasu ten plan stawał się coraz bardziej realny — zwłaszcza że Wiktor jeszcze przed ukończeniem studiów wręczył mi pierścionek zaręczynowy.
Na szczęście znałam jego rodziców i wiedziałam, że nie będą mieć nic przeciwko temu. Jednak nigdy nie spodziewałam się, że moja przyszła teściowa wywinie mi taki numer.
Czy zostaniesz moją żoną?
Te oświadczyny zapamiętam do końca życia. Razem z Wiktorem uwielbialiśmy wędrówki po Tatrach i w każdą wolną chwilę staraliśmy się wyjeżdżać do Zakopanego. Na tych pamiętnych wakacjach było podobnie.
Udało nam się zgrać wolne terminy, więc od razu spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy na podbój polskich gór. A ponieważ obydwoje lubiliśmy wyzwania, to tym razem postanowiliśmy zdobyć najwyższy szczyt po tej stronie Tatr. I to właśnie na Rysach Wiktor uklęknął na kolano i wręczył mi pierścionek zaręczynowy.
— Czy zechcesz uczynić mi tę przyjemność i zostać moją żoną? — zapytał uroczyście. Obok rozległy się oklaski, a obecni na szczycie turyści wyraźnie czekali na moją odpowiedź. I chociaż nie przepadałam za czymś takim, to ta inscenizacja naprawdę ujęła mnie za serce.
— Oczywiście, że tak — odpowiedziałam przejęta. A gdy obecni obok ludzi zaczęli wiwatować i gwizdać, to obdarowałam Wiktora namiętnym pocałunkiem.
To była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. I pomimo to, że raczej nie planowałam tak wczesnego zamążpójścia, to w tamtym momencie byłam przekonana o słuszności swojej decyzji. No cóż, to się nazywa miłość.
Po powrocie z gór oświadczyliśmy wszystkim, że właśnie się zaręczyliśmy. Zarówno moi rodzice, jak i rodzice Wiktora przyjęli to z nieukrywaną radością.
— Masz szczęście, że spotkałaś Wiktora na swojej drodze — podsumowała moja mama. Ona chyba najbardziej ucieszyła się z faktu, że w końcu się ustatkowałam i zamierzam założyć rodzinę.
Nie powinniście mieszkać razem
Z wielką dumą nosiłam pierścionek. Kochałam Wiktora i chciałam z nim stworzyć rodzinę. Jednak największą moją bolączką było to, że nie mieszkaliśmy razem. Owszem, czasami udawało nam się wygospodarować chwile tylko dla siebie, ale to przecież nie to samo.
Wciąż mieszkaliśmy ze swoimi rodzicami, a nieliczne chwile namiętności i bliskości mieliśmy jedynie podczas ich nieobecności. A dla nas to było za mało. Dlatego postanowiliśmy wynająć małe mieszkanko. Obydwoje pracowaliśmy, więc byłoby nas stać na skromny, ale własny kącik. Jednak tu zaczęły się schody. I o ile moi rodzice przyjęli to w miarę spokojnie, to w przypadku mamy Wiktora nie poszło już tak łatwo.
— Jesteście za młodzi, aby mieszkać razem — powiedziała moja przyszła teściowa, gdy tylko zakomunikowaliśmy jej o chęci wynajęcia swojego mieszkania. Wiedziałam, że mama Wiktora jest konserwatywna, ale nie sądziłam, że będzie aż tak przeciwna.
— Mamo, nie przesadzaj — Wiktor próbował ratować sytuację.
— Nie przesadzam — usłyszałam stanowczy głos swojej przyszłej teściowej. Spojrzałam na nią i zobaczyłam zły wzrok i zaciętą minę. Nigdy wcześniej jej takiej nie widziałam.
— Przesadzasz — upierał się Wiktor. — Przecież nie jesteśmy już dziećmi — dodał.
— Ale wspólne zamieszkanie przed ślubem to grzech — wypaliła mama Wiktora. Mój narzeczony spojrzał na nią ze zdziwieniem i z pewną dozą niedowierzania.
— Ale mamo, mamy XXI wiek — powiedział.
Ja się nie odzywałam. Bo co miałam powiedzieć? Że i tak już od dawna sypiamy ze sobą i wspólne mieszkanie będzie jedynie dopełnieniem naszego uczucia? W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że moja teściowa ma poglądy wyjęte z zupełnie innej epoki. I wcale mnie to nie cieszyło. Jednocześnie wiedziałam, że koegzystencja z moją przyszłą teściową będzie naprawdę trudna.
Bez względu na wszystko
Rozmowa z przyszłą teściową kosztowała mnie sporo nerwów.
— Jak ty sobie to wyobrażasz? Że będziemy żyli oddzielnie aż do ślubu, bo tego chce twoja matka? — zapytałam ze złością Wiktora. Nawet nie zauważyłam, że podniosłam głos i że to na nim wyładowuję swoje frustracje.
— Marta, tylko spokojnie — usłyszałam cichy głos Wiktora. — Moja mama jest specyficzna, ale i ona w końcu zrozumie, że świat idzie do przodu. Zobaczysz, w końcu zmieni zdanie — powiedział.
— A jeżeli nie, to co? Zamierzasz jej słuchać do 40 roku życia? — zapytałam ironicznie.
— Daj spokój — powiedział Wiktor. — Zamieszkamy razem bez względu na to, czy mojej mamie się to podoba, czy też nie — powiedział Wiktor i mocno mnie przytulił. Miałam nadzieję, że dotrzyma słowa i nie ulegnie presji mamuśki.
I tak się stało. Wynajęliśmy z Wiktorem niewielką kawalerkę, w której urządziliśmy swoje prywatne gniazdko. Wprawdzie mojej przyszłej teściowej bardzo się to nie podobało (o czym przy każdej okazji przypominała), to postanowiliśmy się tym nie przejmować. Byliśmy szczęśliwi i tylko to się liczyło.
Powinnaś wykonać szereg badań
Dosyć szybko ustaliliśmy termin ślubu. Obydwoje uznaliśmy, że nie ma po co zwlekać. W końcu kochaliśmy się i chcieliśmy założyć rodzinę. Nie bez znaczenia był także fakt, że mama Wiktora nie dawała nam spokoju i wciąż powtarzała, że żyjemy w grzechu. Nasz ślub uspokoiłby w końcu sytuację.
— I jak? — zapytałam Wiktora, gdy wrócił od swoich rodziców. Ja nie mogłam mu towarzyszyć, bo akurat przygotowywałam się do egzaminu.
— Mama sprawiała wrażenie zadowolonej — odpowiedział Wiktor. — W końcu będzie mogła powiedzieć swoim przyjaciółkom, że jej syn żyje w legalnym związku — roześmiał się. „No tak, pozory przede wszystkim” — pomyślałam z nutką ironii.
Tolerowałam swoją przyszłą teściową, ale jej poglądy czasami wyprowadzały mnie z równowagi. Jednak pomimo wszystko nie chciałam mieć w niej wroga. Dlatego też gdy odwiedziła mnie kolejnego dnia, to starałam się być miła i uprzejma. Zaproponowałam jej herbatę i prowadziłam uprzejmą pogawędkę. I gdy tak sobie gawędziłyśmy, to moja teściowa wspomniała o moich urodzinach, które zbliżały się wielkimi krokami. Ten szczególny dzień zamierzaliśmy spędzić w naszych ukochanych górach.
— Wiem, że nie będzie was tutaj podczas twoich urodzin — powiedziała moja przyszła teściowa, a ja wyczułam w jej głosie nutkę niezadowolenia. — Dlatego postanowiłam ci wręczyć prezent urodzinowy już dzisiaj — zakomunikowała i sięgnęła do torebki. Wyjęła kopertę, w której tkwiła złożona kartka papieru. Okazało się, że takiego prezentu nie mogłam się spodziewać.
— To pakiet badań, które powinnaś zrobić jeszcze przed ślubem — powiedziała, wręczając mi kopertę. — Sama doskonale wiesz, jak są one ważne. A ten konkretny pakiet pozwoli ci sprawdzić, czy jesteś odpowiednią kandydatką na męża dla Wiktora.
Muszę przyznać, że zdębiałam
Po mojej przyszłej teściowej mogłam spodziewać się wszystkiego, ale nigdy nie przypuszczałam, że wykupi mi badania, które udowodnią, że nadaję się na żonę. Z ciekawością otworzyłam kopertę. I od razu ją wypuściłam. Na skierowaniu było napisane, że badanie jest na sprawdzenie dziewictwa i płodności. Tego było już za wiele.
— Bardzo proszę, aby opuściła pani moje mieszkanie — powiedziałam drżącym głosem. Nikt nigdy mnie tak nie upokorzył.
— Ależ Martuś, nie denerwuj się tak — usłyszałam słodki głos kobiety, która od tak długiego czasu rzucała nam kłody pod nogi. A teraz jeszcze coś takiego. — Przecież te badania to nic takiego. One tylko pokażą, czy jesteś warta mojego syna — dodała.
Nie powiedziałam nic więcej. Otworzyłam drzwi i powiedziałam, aby wyszła. Spojrzała na mnie ze złością, ale zrobiła to, o co ją prosiłam.
— Dlaczego wyrzuciłaś moją mamę z mieszkania? — zapytała mnie Wiktor po powrocie. Od razu zauważyłam, że jest zły.
— Właśnie dlatego — odpowiedziałam i pokazałam mu pakiet badań, jaki zafundowała mi jego mama. Wiktor tylko spojrzał i się roześmiał.
— Ciebie to bawi? — zapytałam ze złością.
— Przepraszam — powiedział i zachichotał. Spojrzałam na niego z rozdrażnieniem. — Dobrze, że ją wyprosiłaś — powiedział w końcu. — Jutro z nią porozmawiam.
Wiktor pojechał do swojej mamy następnego dnia. Nie wiem, co dokładnie jej powiedział, ale moja przyszła teściowa zadzwoniła do mnie i przeprosiła, że tak się zachowała. Oznajmiła mi, że miała dobre zamiary, które ja najpewniej opacznie zrozumiałam.
Nie uwierzyłam jej. Jednak nie chciałam wywoływać zbędnej awantury, bo nie przyniosłoby to nic dobrego. Badań oczywiście nie zrobiłam. Teraz przygotowuję się do ślubu. I chociaż mam nadzieję, że moje stosunki z teściową jakoś się ułożą, to niestety mam przeczucie, że nie będzie to takie proste.
Czytaj także:
„Wyrwałam przystojnego tatuśka i teraz mam pakiet marzeń: i faceta, i dziecko”
„Wszyscy traktowali babcię jak zakałę rodziny. Ja wiedziałam, że pod maską wrednej zołzy kryje się jej inne oblicze”
„Postawiłam facetowi ultimatum — albo ślub, albo fora ze dwora. Teraz siedzę, jak na szpilkach, czekając na jego decyzję”