„Postawiłam facetowi ultimatum - albo ślub, albo fora ze dwora. Teraz siedzę, jak na szpilkach, czekając na jego decyzję”

Para z problemami fot. iStock by GettyImages, Carles Navarro Parcerisas
„Istnieje niestety ryzyko, że on nie zechce się ze mną ożenić. Będę cierpieć, ale to oznacza ni mniej, ni więcej tylko to, że nie byliśmy sobie pisani”.
/ 21.11.2023 07:15
Para z problemami fot. iStock by GettyImages, Carles Navarro Parcerisas

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam go na uczelnianym korytarzu, wiedziałam, że to ten jedyny. Nie wahałam się ani chwili, gdy zapytał, czy bym nie wprowadziła się do niego.

Uważałam się za najszczęśliwszą kobietę na świecie, a jego za mężczyznę mojego życia. Wierzyłam, że gdy już się dobrze poznamy, poprosi mnie o rękę. Włożę białą suknię, staniemy przed ołtarzem. A potem będziemy żyli długo i szczęśliwie. Ale ostatnio stało się coś, co sprawiło, że moje marzenia mogą prysnąć jak mydlana bańka.

To było dwa tygodnie temu. Wpadliśmy w supermarkecie na kolegę Marka ze studiów. Zaczęła się typowa w takich sytuacjach rozmowa.

– Stary, sto lat! Co słychać? – zaczął dopytywać się znajomy Marka.

Zaczęłam rozglądać się po półkach, żeby im nie przeszkadzać. Gadali jednak bardzo głośno, więc wszystko słyszałam.

– Twoja żona to ekstralaska. Takiej to i ja dałbym się zaciągnąć przed ołtarz – powiedział kolega, łypiąc w moją stronę.

– No poszczęściło mi się. Ale to nie żona. Jesteśmy razem i tyle – odparł Marek.

– A już myślałem, że zgłupiałeś i dałeś się zaobrączkować – roześmiał się tamten.

– Zwariowałeś? Nie ma takiej siły, która by mnie do tego zmusiła – zarechotał mój ukochany.

A potem obaj zaczęli naśmiewać się z kumpli, którzy dali się wrobić w małżeństwo. Wrobić! Dokładnie takiego słowa użyli! Tak się zagadali, że nawet nie zauważyli, że już nie oglądam towarów, tylko przysłuchuję się ich rozmowie. W końcu Marek mnie zauważył.

– Moja pani jest mądra i nie ulega drobnomieszczańskich przesądom. Wie, że dla mężczyzny najważniejsza jest wolność i niezależność. Prawda? – rzucił.

– Nieprawda! – odparowałam. – Jeśli tak myślisz, to jesteś idiotą! – wrzasnęłam i wściekła wybiegłam ze sklepu.

Przez chwilę łudziłam się, że Marek pobiegnie za mną. Nic z tego. Kątem oka zauważyłam, że puka się w głowę i coś tam tłumaczy kumplowi. A potem obaj wybuchają śmiechem.

Byłam załamana. Stanęłam przed sklepem i zastanawiałam się, co zrobić. Nie zamierzałam wracać do domu. Musiałam sobie to wszystko spokojnie przemyśleć. Poszłam do kawiarni, zamówiłam sobie największe ciacho i zaczęłam analizować związek z Markiem.

Czyżby mój ukochany mnie zwodził?

Te jego gładkie gadki, jaki jest ze mną szczęśliwy, jaka to jestem dobra i cudowna. Może to mydlenie oczu, gra na czas? Chce jak najdłużej trzymać mnie w przekonaniu, że już za chwileczkę poprosi mnie o rękę. A tak naprawdę nie zamierza wiązać się na stałe!

Na samą myśl, że do końca życia mam się bać, że któregoś dnia spakuje rzeczy i odejdzie, zrobiło mi się niedobrze.

Siedziałam tak i dumałam chyba ze trzy godziny. I doszłam do wniosku, że jeśli nie rozwieję natychmiast wszystkich wątpliwości, to chyba zwariuję.

Postanowiłam, że po powrocie do domu od razu postawię Markowi ultimatum: albo ślub, albo do widzenia. Pomyślałam, że jeśli naprawdę mnie kocha, zgodzi się. A jeśli nie, trudno, rozstaniemy się.

Weszłam do mieszkania w bojowym nastroju. Marek siedział naburmuszony na kanapie. Pewnie był zły, że narobiłam mu wstydu przy kumplu. Nie zważając na jego fochy, od razu przeszłam do tematu ślubu. Był zaskoczony. Wstał i zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju.

– Co ci przyszło do głowy z tym ślubem? – zapytał. – Przecież jest nam dobrze – odparł rozdrażniony.

– Tobie może tak, ale mnie niestety już nie jest – odpowiedziałam.

– Czegoś ci brakuje?! – warknął.

– Tak, poczucia bezpieczeństwa! Nie mam dowodu na to, że naprawdę jestem dla ciebie ważna, i chcesz ze mną spędzić resztę życia – wypaliłam.

– I to da ci ten papierek? Chyba żartujesz – zaśmiał się.

– Nie żartuję i dlatego chcę, żebyś w ciągu miesiąca podjął decyzję. Albo ślub, albo się rozstajemy – odparłam.

Pewnie domyślacie się, co było potem. Rozpętała się burza. Marek wkurzył się nie na żarty! Stwierdził, że nie doceniam jego miłości i go szantażuję. A on nie lubi, gdy się go stawia pod ścianą. Poza tym uważa, że jeszcze nie dojrzał do decyzji o małżeństwie, że chce poczekać, bo ma jeszcze czas.

Ja mu na to, że już dość się naczekałam, że nie pozwolę się dłużej zwodzić i w przeciwieństwie do niego czasu nie mam. Bo mam trzydzieści lat i mój zegar biologiczny tyka. Moje przyjaciółki są już mężatkami, mają przynajmniej jedno dziecko. A ja? Nie jestem nawet pewna swojej przyszłości. Przerzucaliśmy się tak argumentami do późnego wieczora. I każde zostało przy swoim.

Nie wiem, co będzie z nami dalej. Marek wciąż milczy. Mimo to nie zamierzam wycofać swojego ultimatum. Kocham go, ale chcę wreszcie wiedzieć, na czym stoję.

Jeśli nie podejmie właściwej decyzji, odejdę. Będę cierpieć, ale nie mam innego wyjścia. Nie mogę więcej tracić czasu na faceta, który nie ma wobec mnie poważnych zamiarów.

Czytaj także:
„Wyrwałam przystojnego tatuśka. Teraz w pakiecie mam faceta i dziecko”
„Swój pierwszy raz zapamiętam do końca życia. Miał być romantyczny wypad pod namiot a skończyło się spędem harleyowców”
„Hanka wystawała pod moim blokiem, nękała moje kochanki i znajomych. Ta wariatka oszalała na moim punkcie”

Redakcja poleca

REKLAMA