„Wyrwałam przystojnego tatuśka i teraz mam pakiet marzeń: i faceta, i dziecko”

Pewna siebie kobieta fot. iStock by GettyImages, GaudiLab
„Przez kilka dni zdążyłam polubić tę dziewczynkę i naprawdę zrobiło mi się żal, że już więcej jej nie zobaczę. Ani jej ojca”.
/ 21.11.2023 09:15
Pewna siebie kobieta fot. iStock by GettyImages, GaudiLab

Anka rozstała się z kolejnym facetem, ja wymęczyłam i obroniłam pracę magisterską, więc należały nam się wakacje. Oraz flądra. Niestety, nad polskim morzem rządził dorsz z frytkami.

– Flądra! Ja chcę flądrę – marudziłam od godziny. – Pokonałam parawanowe zasieki broniące dostępu do zimnego morza, zniosłam wrzask i tłok, ale dajcie mi flądrę w nagrodę.

– Sama jesteś jak flądra! – śmiała się ze mnie siostra, pijąc do mojej płaskiej klatki piersiowej i białego ciała.

Wreszcie znalazłyśmy w miarę przyzwoitą tawernę, nieco na uboczu, z widokiem na port rybacki.
Uwielbiam takie przemysłowe klimaty. Co prawda flądry nie serwowali, ale – jak uświadomiła nas kelnerka – pomiędzy 1 lipca a 31 sierpnia obowiązywał zakaz połowu flądry i dorsza w Bałtyku. Aha, czyli te wszechobecne dorsze też były mrożone. Równie dobrze mogłam zjeść filet po powrocie do domu.

– No to poprosimy pizzę – zadecydowała Anka.

Gdy wściekle głodna wgryzłam się w pierwszy kawałek, poczułam się bosko.

– Pycha jedzonko, zapach morskiej bryzy, wołanie mew, spokój i relaks, żadnych goniących terminów – wyliczałam z pełnymi ustami.

– I żadnych facetów! – dodała Anka. – Precz z facetami!

– Na czole to sobie przyklej, może wtedy zadziała, choć wątpię… – powiedziałam.

Dziewicą nie umrę

Moja starsza siostra zmieniała facetów częściej niż hasła do konta w banku.

Żal mi ich było, ale na kobiecą magię nie poradzisz: im bardziej wybrzydzała, że za biedny, za brzydki, za niski, za mało inteligentny albo za słabo umięśniony, tym bardziej do niej lgnęli.

Ja nie miałam takiego problemu. To znaczy nie byłam brzydka i nie cierpiałam z powodu kompleksów. Rude włosy, niebieskie oczy, porcelanowa cera, sympatyczna natura i poczucie humoru skusiły paru chłopaków, dwóch nawet utrzymało się na dłużej, więc dziewicą nie umrę. Niemniej ze swoją chłopięcą figurą w niczym nie przypominałam femme fatale.

Siostra swego czasu próbowała zrobić ze mnie laskę, niestety – ani strój, ani makijaż, ani fryzura nie zmienią kurczaka w łabędzia. Więc sobie odpuściła. Na szczęście, bo źle się czułam, udając kogoś, kim nie jestem.

Gdy byłam w połowie drugiego kawałka pizzy, do ogródka przed tawerną wszedł Facet. Przed duże F. Wysportowany, blondyn, wysoki, namiętne usta, trzydniowy zarost. Piękny, że aż w dołku ściskało. Babki, bez względu na wiek i stan cywilny, słały ku niemu tęskne spojrzenia. Strasznie mnie peszą tacy mężczyźni. W ich obecności czuję się jeszcze mniej kobieco niż zazwyczaj.

Spojrzałam na siostrę: no pięknie, weszła w tryb wabienia i emanowała seksapilem jak latarnia morska światłem. Miała w sobie kobiecości za nas dwie, a nawet za cały szwadron takich chłopczyc jak ja. Żaden mężczyzna nie był w stanie się jej oprzeć, gdy zagięła na niego parol. Zwykle starałam się nie być zazdrosna, ale nie tak się przed chwilą umówiłyśmy.

– Chodźmy nad morze – poprosiłam. – Miało być bez facetów…

Równie dobrze mogłam gadać do ściany. Anka w ogóle mnie nie słuchała, skupiona na swoim nowym celu.

Mężczyzna też patrzył w naszym kierunku. Dłuższą chwilę. Aż przestałam jeść. Chciałam odwrócić głowę, przestać się na niego gapić, ale nie mogłam. Jakby mój wzrok się do niego przykleił.

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, dziwnie nieśmiało, jakby pytająco… Miałam wrażenie, że do mnie, do mnie jedynej na całym świecie, i spontanicznie odpowiedziałam mu uśmiechem.
Zdawało się, że zamierza do nas podejść, jednak jakiś drugi facet zgarnął go ramieniem i zniknęli we wnętrzu tawerny.

Czar prysł, a ja uświadomiłam sobie, że przy Ance jestem niewidzialna. Westchnęłam i ponownie wgryzłam się w pizzę.

Anka za to straciła apetyt. Chyba właśnie się zakochała. Ile to potrwa tym razem? Chociaż do końca urlopu? Szkoda dla niej tego faceta, ale co mogłam zrobić? Nawet gdybym go ostrzegła, nie posłuchałby. Niech więc robią, co chcą. Ja wypocznę po swojemu. 

Czułam potrzebę obcowania z naturą, dość miałam siedzenia w murach – w pracy, na studiach i podczas pisania pracy magisterskiej. A sądząc po tym, że przed każdym punktem gastronomicznym w zasięgu wzroku gromadziły się tłumy, najwyraźniej plaża opustoszała. Siostra została w tawernie, rozsiewając wokół urok i czekając na swojego wybranka, ja zaś się zmyłam.

Lubię polskie morze. W dzieciństwie utrwaliło się we mnie przekonanie, że jest to najlepsze miejsce na wakacje. Skakanie przez fale, budowanie grajdoła i zamków z piasku, zbieranie muszelek i płaskich kamyków, łowienie meduz do wiaderka… No i oczywiście smak smażonej flądry.

Zawsze chciałam zamieszkać nad morzem. Niestety, mój budżet nie przewidywał takiego luksusu jak przeprowadzka nad Bałtyk. Ledwie starczało mi na czynsz, studia i jedzenie.

Na szczęście studia właśnie skończyłam i może uda mi się znaleźć lepszą pracę. Ale żeby się przenieść nad morze, musiałabym chyba dyrektorem zostać!

Dzieci mają swój świat

Dotarłam na plażę. Parawanów istotnie było wyraźnie mniej niż przed południem, więc udało mi się znaleźć wygodne i w miarę zaciszne miejsce, bliżej wydm. Nie miałam jednak złudzeń, że długo tak posiedzę w spokoju, bo turyści niebawem wrócą.

W pewnej odległości ode mnie na wielkim kocu koczowała rodzinka z trójką dzieci. Dwie dziewczynki – jedna pulchniejsza z ciemnymi włosami, druga drobniutka, blondyneczka – oraz chłopiec, też z ciemnymi włosami. Ojciec był całkowitym przeciwieństwem amanta spotkanego w tawernie. Tęgawy, łysiejący, z wąsem. Może nie był adonisem, ale wyglądał na absolutnie zachwyconego sobą i własnym życiem – tylko pozazdrościć.

Zasadniczo też lubiłam samą siebie, a przynajmniej akceptowałam to, jaka jestem. Niemniej czasem żałowałam, że choć w minimalnym stopniu nie przypominam siostry. Może nie w głowie mi były romanse, ale chciałabym kiedyś wyjść za mąż, urodzić dzieci… Tyle że do tanga trzeba dwojga.
Moje rozmyślania przerwała blondyneczka. Podeszła do mnie i wcisnęła mi do ręki zapiaszczoną muszelkę.

– Zuzka, nie przeszkadzaj pani! – zawołał do niej facet z koca.

– W porządku, miło mi – odpowiedziałam, bo rzeczywiście poczułam się wyróżniona.

Dziewczynka uznała to za zgodę na znajomość. Biegała wokół i znosiła różne patyczki, muszelki i kamyki, a ja wszystko uważnie oglądałam i najciekawsze znaleziska pakowałam do torby, jak cenne skarby.

– Jesteś podobna do mojej mamusi – usłyszałam na pożegnanie zaskakujące wyznanie.

Spojrzałam na jej matkę, ale podobieństwa nie dostrzegłam: ona brunetka, apetycznie zaokrąglona, ja blada, ruda i płaska. Cóż, dzieci mają swój własny sposób postrzegania świata.

Wieczorem Anka relacjonowała mi swoje postępy w znajomości z amantem.

– Dowiedziałam się, że właściciel tawerny to jego kumpel, dlatego często tam bywa. Z nim samym, tak w cztery oczy, jeszcze nie rozmawiałam. Zgrywa trudnego, udaje, że mnie ignoruje, ale nawet mi się to podoba. Wiesz, Monia, zawsze to jakaś odmiana. Co innego mnie martwi. Chyba kogoś ma. Słyszałam, jak mówił o jakiejś Małej, że nie może czy że ona mu nie pozwoli… Ale dam sobie radę z każdą Małą, jaka stanie mi na drodze, i nie zamierzam pytać o pozwolenie.

Następnego dnia znowu się rozdzieliłyśmy. Moja siostra ruszyła do tawerny, by osaczać przystojniaka, ja zaś wybrałam się nad morze w to samo miejsce co wczoraj.

Miałam nadzieję, że spotkam Rodzinkę. I faktycznie, byli tam. Powitali jak mnie jak dobrą znajomą, a blondyneczka z radości uczepiła się mojej nogi.

Wyraźnie do mnie lgnęła, a że była urocza i słodka, raz-dwa się zaprzyjaźniłyśmy. Nazywała mnie Munią albo Mamunią. Spytała, czy może, a ja nie miałam nic przeciwko takiemu zdrobnieniu mojego imienia.

Amant z tawerny tutaj?

Trzeciego dnia w kiosku przypadkiem dojrzałam moją ukochaną książkę z dzieciństwa: „Malutką czarownicę”. Kupiłam ją i na plaży zaczęłam czytać Zuzi. Jej rodzicom to nie przeszkadzało, rodzeństwo także się nie wtrącało, bardziej spragnione morza niż kontaktu z człowiekiem czy tak nudną rozrywką jak czytanie.

Ale Zuzia siedziała zasłuchana, jakby ją ktoś zaczarował. Kto by pomyślał, że w sześciolatce znajdę bratnią duszę. Dlatego smutno mi się zrobiło na myśl, że wcześniej czy później się rozstaniemy. Polubiłam to dziecko, a ono mnie. Reagowałyśmy na siebie bardzo mocno. Nieważne, jak dziwne się to mogło wydawać, ale coś nas do siebie ciągnęło, jakby ta niespodziewana relacja wypełniła puste miejsce w naszych sercach.

Zuzia wyczuła mój nastrój, bo odbiegła, a po chwili wróciła i wcisnęła mi do ręki pokrzywiony oryginalnie patyk.

– Masz króliczka – powiedziała dumna ze znaleziska. – Będzie z tobą zawsze.

Tak się skupiłam na szukaniu w oryginalnych krzywiznach patyka choćby zarysu królika, że nie zauważyłam, kiedy na kocu moich sąsiadów ktoś przysiadł. Dopiero gdy usłyszałam drugi męski głos, spojrzałam i… spłoniłam się jak piwonia. Amant z tawerny, na którego polowała Anka! A on zjawił się tutaj. Przyniósł trzy pudełka pizzy i wyglądało na to, że dobrze się zna z Rodzinką. Jak dobrze, dowiedziałam się chwilę później.

– Tatusiu, tatusiu, a tam siedzi Mamunia! – zawołała do przystojniaka Zuzia.

Czy to znaczy, że był jej ojcem? Najwyraźniej, bo pogłaskał ją po głowie i coś cicho odpowiedział.

– Nie, wcale nie mieszka w niebie i nie siedzi na żadnej chmurce! – zaprotestowała dziewczynka. – Tylko tam – pokazała na mnie palcem. – Czytała mi książeczkę na różne głosy – pochwaliła się. – Może z nami zostać? Tatusiu, proszę, zrób coś, żeby Mamunia została!

Mężczyzna spojrzał na mnie. Wyglądał na zaskoczonego i zmieszanego. Sytuacją? Prośbą? Grubasek zaczął mu coś tłumaczyć, obaj przy tym zerkali to na mnie, to na Zuzię.

Biedna mała… Teraz zachowanie dziewczynki stało się dla mnie jasne. Jeśli niedawno straciła matkę, to nic dziwnego, że lgnęła do kogoś, kto ją przypominał. Stąd nietypowe zdrobnienie. I może wtedy, pierwszego dnia w tawernie, ojciec Zuzi faktycznie patrzył na mnie. Jednak nie do mnie się uśmiechnął tym łamiącym serce niepewnym uśmiechem, ale do osoby wyglądającej jak jego zmarła żona.

Choć żal mi było obojga, zrobiło mi się mocno nieswojo. Niby powinno mi pochlebiać, że taki przystojniak pokochał kobietę podobną fizycznie do mnie, ale poczułam się dziwnie oszukana i zawiedziona. Myślałam, że połączyła mnie z Zuzią specjalna więź.

Podobną przez sekundę czułam z jej tatą, kiedy się do mnie uśmiechnął w tawernie.

Ale to nie moja zasługa. Byłam jedynie cudzym odbiciem, refleksem minionego szczęścia i miłości…

Zwrócił na mnie uwagę!

Czując napływające do oczu łzy, po prostu stamtąd uciekłam. Szybko jednak pożałowałam swojej reakcji. Choćby ze względu na Zuzię. Powinnam się z małą pożegnać, a nie uciekać bez słowa. Zwłaszcza że nazajutrz nie pojawiła się na plaży w „naszym” miejscu przy wydmach; pewnie już pojechała do domu.

Siedziałam samotna i smutna. Na pociechę wyjęłam z torebki patykowego króliczka i zaczęłam go obracać w palcach… Pogrążona w myślach nie zauważyłam, kiedy obok mnie zmaterializował się ojciec Zuzi.

– Zniknęła pani wczoraj tak nagle, że nie zdążyłem podziękować w imieniu swoim i córki. Przez kilka dni zajmowali się nią mój brat z żoną, ale dziś rano wyjechali. Mała musiała wrócić do przedszkola.
Patrzyłam na niego, unosząc głowę i mrużąc oczy.

– Przepraszam – powiedział i usiadł. – Może przyjmie pani zaproszenie na kolację? Nawet nie wie pani, jak się cieszę, że to pani okazała się Munią, w której zakochała się Zuzia.

Podoba się pan mojej siostrze – palnęłam bez zastanowienia. Po prostu mi się wyrwało.

– To jakiś problem? – spytał.

Zaczerwieniłam się speszona, ale skoro rozmowa już skręciła w tę stronę, postanowiłam kontynuować wątek.

– Może być. Dotąd żaden facet jej się nie oparł, a pan podobno ją ignoruje. Nie przywykła do takiego traktowania.

– Przykro mi, ale nie kojarzę, bym celowo kogoś lekceważył. Czy była wtedy razem z panią w tawernie? Gdy jadła pani pizzę, jakby umierała z głodu?

Znowu się zaczerwieniłam.

– Nie wierzę, że jej pan nie zauważył. Siedziała tuż obok.

– Jeszcze raz przepraszam, ale widziałam tylko panią.

Westchnęłam ciężko.

– Bo przypominam pana żonę… To dlatego Zuzia… no wie pan…

– Wiem tylko, że panią uwielbia. Ja też jestem tego bliski. Więc… da się pani namówić chociaż na kawę?

Bardzo chciałam dać się namówić. Bardzo chciałam, żeby to był początek czegoś wspaniałego, ale miałam za mało pewności siebie, by konkurować z duchem.

– Proszę się nie gniewać, nie chcę pana urazić, rozumiem, że wam ciężko, że tęsknicie, ale nawet jeśli jestem podobna zewnętrznie do mamy Zuzi, to nią nie jestem i nigdy nie będę. Nie pakujmy się w taki nienormalny układ, bo tylko się zawiedziemy.

Mężczyzna wpatrywał się we mnie intensywnie. Szukał różnic czy podobieństw między mną a swoją żoną?

Co znalazł, że uśmiechnął się taki zadowolony?

– Mam na imię Marek i czułem, jak tylko cię zobaczyłem, wgryzającą się zachłannie w pizzę, że jesteś urocza i cudownie szczera. A kiedy uśmiechnęłaś się do mnie, pomyślałem, że jesteś śliczna. Potem okazało się, że jesteś także wrażliwa, dobra i miła, co przyciągnęło moją córkę. Tak wyobrażała sobie mamę, której nie ma prawa pamiętać. Tyle co ze zdjęć i opowieści. Więc to ty nas zaczarowałaś, a nie osoba, którą chcieliśmy w tobie widzieć.

Sięgnął do kieszeni i wyjął portfel, a z niego zdjęcie, które mi podał. Widniała na nim malutka Zuzia w objęciach smagłej, wysportowanej blondynki.

– Kto to? Mama Zuzi?

Skinął głową.

– Ale ona… znaczy ja w ogóle jej nie przypominam.

Znowu skinięcie, a potem zasadnicze pytanie:

– Możesz z nami zostać do końca wakacji?

– Nie mam kasy – jak szczerość, to szczerość.

– Dam ci albo pożyczę. Zatrudnię cię albo znajdę ci pracę. Co wolisz, co będzie cię mniej krępować. Tylko się zgódź. Jeśli możesz. Coś cię trzyma tam, skąd przyjechałaś? Praca, chłopak, szkoła, rodzina?

Pokręciłam głową.

– A możesz nieco precyzyjniej? – poprosił, zaglądając mi w oczy.

Zamknęłam oczy, by zebrać myśli i słowa.

– Nic mnie nie nie trzyma – powiedziałam. – Praca taka sobie. Właśnie się obroniłam, czyli studia za mną. Chłopaka nie mam. Rodzina nie wtrąca się do moich decyzji. Co do siostry, pewnie będzie się dąsać jakiś czas i wyzywać mnie od naiwnych idiotek, ale jej przejdzie. Tylko…

– Nie ma już żadnego „tylko”. Zostań i pobądź z nami, ze mną i Zuzią. Na początek do końca wakacji, potem zdecydujesz. Przekonajmy się, jak nam będzie razem, dobrze?

Zostałam. Nawet ryzykując gorzkie rozczarowanie, musiałam spróbować. Inaczej żałowałabym do końca życia, zastanawiając się, co by było, gdyby.

Anka łaskawie dała nam swoje błogosławieństwo. W jej oczach Marek przestał być taki atrakcyjny, gdy dowiedziała się o bagażu w postaci córki. A dla mnie to bonus. Ojcowie są tacy seksowni…

Czytaj także:
„Swój pierwszy raz zapamiętam do końca życia. Miał być romantyczny wypad pod namiot a skończyło się spędem harleyowców”
„Hanka wystawała pod moim blokiem, nękała moje kochanki i znajomych. Ta wariatka oszalała na moim punkcie”
„Teściowie mojej córki szpanowali forsą. Taka byłam sfrustrowana, że zrobiłam im awanturę. Nowobogackim poszło w pięty”

Redakcja poleca

REKLAMA