Marcin był miłością mojego życia, ale jego mama doprowadzała mnie do szału. Zawsze czepiała się wszystkiego, co robiliśmy, a przed naszym ślubem przechodziła już samą siebie. Kiedy nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że może nie przychodzić w ogóle, obraziła się i przestała się do nas odzywać.
Wyniosła paniusia
Poznałam Marcina na wakacjach. Po raz pierwszy zdecydowałam się polecieć sama z biurem podróży, bo nie chciało mi się wciąż czekać, aż znajomi znajdą czas. Na szczęście, Marcin wpadł na taki sam pomysł i tym sposobem nasza pierwsza randka na Teneryfie trwała 2 tygodnie.
Szczerze mówiąc, nie chciało mi się wracać do swojej codzienności, bo obawiałam się, że będzie mi w niej brakować tego inteligentnego przystojniaka. Po powrocie widywaliśmy się jednak praktycznie każdego dnia i szybko po prostu się w sobie zakochaliśmy.
Byliśmy tak pewni tego uczucia, że po pół roku zdecydowaliśmy się razem zamieszkać. To właśnie wtedy po raz pierwszy miałam wątpliwą przyjemność poznać rodziców mojego ówczesnego chłopaka. Pani Ewa była dyrektorką jednej ze szkół podstawowych i od razu pokazała mi, że lubi się rządzić. Kiedy pojawiła się w moim mieszkaniu, do którego właśnie przeniósł się Marcin, nie szczędziła słów krytyki. Nie podobał jej się rozkład mieszkania, dobór mebli, widok z okien, czy nawet dekoracje. Oczywiście, wszystkie swoje uwagi przykrywała słodkim uśmiechem i żartobliwym tonem.
A niechęć rosła
Każde kolejne spotkanie z moimi przyszłymi teściami obfitowało w liczne komentarze dotyczące naszych codziennych wyborów. Wydawało mi się, że pani Ewie nie pasowało dosłownie wszystko, co robimy. Marcin wydawał się nie zwracać na to większej uwagi i puszczał to mimo uszu. Chyba po prostu przez tyle lat zdążył się już do tego przyzwyczaić. Ja jednak po każdej rozmowie z jego matką, miałam ochotę na nią nakrzyczeć. Ostatkiem sił się powstrzymywałam i dzięki temu tak naprawdę nasze relacje były nadal poprawne.
Miarka przebrała się dopiero jakiś rok później. Marcin poprosił mnie o rękę i zaczęliśmy radośnie planować wymarzony ślub. Od tej pory teściowa nadzorowała niemal każdy nasz ruch. Dopytywała o najmniejsze szczegóły i nie ukrywała, co o nich myśli. A zwykle nie było to nic pozytywnego. Coraz mniej trudu wkładała też w to, aby wyrażać swoje opinie w uprzejmy sposób. Zamiast tego zwyczajnie nas krytykowała i z czasem puszczały jej już wszystkie hamulce. Miałam nadzieję, że jakoś wytrwam z nią do ślubu, ale po każdym spotkaniu byłam po prostu wściekła.
To nie przychodź!
Na dwa miesiące przed ślubem większość spraw była załatwiona. Mimo to nie brakowało powodów do tego, żeby pokłócić się z moją przyszłą teściową. Czasami zastanawiałam się, czy postawiła sobie za cel to, żebym oszalała przed swoim własnym ślubem.
— Gosiu, ale dlaczego wybraliście takie zwyczajne te kwiaty? Będą wyglądać, jakby ktoś je przed chwilą zerwał z pola — zaśmiała się teściowa.
— Bo tak właśnie chcemy, żeby było naturalnie — odparła spokojnie.
— To może trzeba było od razu zrobić wesele w jakiejś stodole — teściowej wydawało się chyba, że powiedziała bardzo śmieszny żart.
— Myśleliśmy o tym, ale akurat w naszej okolicy nie ma takiego miejsca — zaczynałam mieć dość.
— Ja nie wiem, może jeszcze się zastanów. Co goście sobie pomyślą?Że na dobre kwiaty was nie stać? Przecież ja ci dopłacę, jak ci szkoda pieniędzy — nalegała.
— Nie chodzi o pieniądze, po prostu chce mieć właśnie takie kwiaty na ślubie i weselu. Takie mi się podobają — byłam coraz bardziej stanowcza.
— I co ja rodzinie powiem? Przecież to wstyd, no zobacz, jak to wygląda — nie dawała za wygraną.
— Nie ma się podobać gościom, tylko mi i Marcinowi — resztkami sił powstrzymywałam się przed wybuchem.
— Wesele nie jest tylko dla was Gosia! Nie bądź taką egoistką... — zaczęła swój wywód mama Marcina. — Bierzecie jakiś staroświecki samochód, bo wam się podoba. Wynajmujecie salę na końcu świata, bo wam się podoba. Wybieracie dekoracje, jakby wyciągnięte z lasu, bo wam się podoba. Może czas pomyśleć o tym, co inni sobie pomyślą?
— Tylko że nas nie obchodzi, co inni sobie myślą! Ślub i wesele są przede wszystkim dla nas, a nie dla gości — już się w środku gotowałam i zaczęłam krzyczeć.
— I dla nas też! A ja ci mówię, że mi się to w ogóle nie podoba — teściowa nie zamierzała spasować.
— Wiesz co, to może jak ci się nie podoba, to po prostu nie przychodź! — wyrzuciłam z siebie przez zaciśnięte zęby.
— Jesteś bezczelna! — odparła mama Marcina i wyszła z naszego mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami.
Obraziła się na dobre
Kiedy mój narzeczony wrócił do domu, opowiedziałam mu, co się stało. Wstydziłam się trochę tego, jak dałam się wyprowadzić z równowagi, ale najzwyczajniej w świecie nie miałam już siły przyjmować krytyki na klatę. Marcin nie miał mi tego za złe, nawet trochę mnie pocieszał, ale jednocześnie wiedział, że trzeba będzie jakoś załagodzić sytuację. Tyle tylko, że jego matka postanowiła nie odbierać od nas telefonów przez kolejnych kilka dni. Kiedy Marcin w końcu dodzwonił się do swojego ojca, ten poinformował go, że mama naprawdę się obraziła i zakomunikowała mu, że nie będzie szła na żaden ślub.
Choć wiedziałam, że za mocno zareagowałam na zaczepki teściowej, to jednak nie miałam zamiaru brać całej winy na siebie. Nie planowałam więc również jeździć do niej i błagać o wybaczenie. Ta jednak konsekwentnie była obrażona i twierdziła, że ślub odbędzie się bez niej. Marcin wielokrotnie ją odwiedzał i prosił, żeby się nie wygłupiała, ale ona była zbyt uparta. Powoli przyzwyczajałam się nawet do myśli, że faktycznie jej nie będzie i podobała mi się ta perspektywa. Widziałam jednak, że mój narzeczony bardzo to przeżywa. Dlatego nie zdziwiłam się, że zdecydował się poprosić mnie o przysługę.
— Wiem, że jest upierdliwa i miałaś prawo się w końcu zdenerwować, ale nie wyobrażam sobie, że mamy nie będzie na naszym ślubie — zwrócił się do mnie ze łzami w oczach.
— Wiem kochanie i naprawdę nie chcę, żeby do tego doszło — odparłam szczerze.
— Jestem po twojej stronie i zawsze będę, ale mogłabyś z nią pogadać? Dla mnie? — spojrzał na mnie pełen nadziei.
— Wolałabym zająć się czymś innym miesiąc przed naszym ślubem, ale wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko — ugięłam się.
— Przepraszam, że musisz przez to przechodzić. I dziękuję kochanie — Marcin mocno mnie przytulił i poczułam, że trochę mu ulżyło.
Wyciągnęłam do niej rękę
Nie byłam przekonana co do tego, że moja rozmowa z teściową zmieni sytuację. Byłam jednak gotowa spróbować, bo przecież od tego zależało szczęście mojego ukochanego. Nie chciałam, żeby w dniu ślubu myślał tylko o tym, że brakuje na nim jego matki. Nie tak wyobrażałam sobie najszczęśliwszy dzień naszego życia. Jeszcze tego samego dnia pojechałam więc do teściowej, zbierając wszystkie pokłady cierpliwości, jakie tylko miałam. Kiedy otworzyła mi drzwi, była wyraźnie zaskoczona moim widokiem.
— Podejrzewam, że nie chcesz mnie teraz widzieć, ale chyba powinnyśmy porozmawiać. Każdej z nas zależy przecież na szczęściu Marcina — powiedziałam bardzo szczerze.
— Oczywiście, wejdź proszę — odparła z poważną miną.
— Żałuję tego, jak potoczyła się nasza rozmowa. Powiedziałam w złości o kilka słów za dużo. Naprawdę bardzo chcę, żebyś była na naszym ślubie i stała się częścią naszej nowej rodziny — wydusiłam z siebie.
— Ja oczywiście też tego chcę. Po prostu chciałam wam pomóc, ale widocznie tego nie potrzebujecie — odpowiedziała wciąż nieco obrażona.
— Zawsze chętnie wysłuchamy twoich porad, ale wolałabym, żebyś ostateczne decyzje pozostawiła jednak nam — mówiłam najspokojniej, jak się da.
— Rozumiem. Postaram się więc hamować i może bardziej uważać na to, co mówię — zadeklarowała już trochę bardziej skruszonym głosem.
— Czy możemy w takim razie liczyć na to, że pojawisz się na naszym ślubie i pomożesz nam z jego organizacją, gdy będziemy tego potrzebować?
— No jasne Gosiu, zawsze!
Nie byłam ani trochę przekonana, czy uda jej się dotrzymać obietnicy, ale musiałam zaryzykować. Oczywiście w ciągu tego miesiąca, zdarzało się jej jeszcze wyrażać swoje kąśliwe uwagi, ale było ich zdecydowanie mniej. Częściej też przepraszała za te komentarze, gdy tylko zauważyła, że nie przyjęłam ich zbyt dobrze. Nie wiem, czy teściowa zmieni się na stałe, ale jestem szczęśliwa, że była na naszym ślubie i nawet dobrze się bawiła. Może to jakiś dobry znak na przyszłość.
Czytaj także: „Matka przez lata kłamała na temat ojca. Kiedy wreszcie mogłam go poznać, okazało się, że leży w trumnie”
„Nie mogę się doczekać emerytury. Nic mnie tak nie denerwuje, jak koleżanki z pracy”
„Przyparta do muru wyznałam, że noszę dziecko kochanka. Reakcja męża zbiła mnie z tropu”