„Przystojny sąsiad rozkochał mnie w sobie. Najpierw wymalował mi płot, a potem >>zmajstrowaliśmy<< coś w sypialni”

zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Sunshine
„Flirtuje? A co na to blondyna? Gdzie się podziała? Zwykle pilnowała go jak cerber. On zasuwał w ogródku, a ona się opalała, nie spuszczając z niego wzroku. Było na co popatrzeć. Kawał faceta!”.
/ 27.04.2023 14:30
zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Sunshine

– Cześć, sąsiadko! – powitał mnie gromko od furtki, a ja uniosłam głowę znad grządki. – Niedziela, a pani zasuwa jak mróweczka.

– Dzień dobry – odparłam.

Od paru lat ten facet miał działkę obok mojej, ale dotąd nasze kontakty ograniczały się jedynie do zdawkowych ukłonów. Od plotkarskiej żony prezesa ogródków wiedziałam, że Wiktor jest dwukrotnym rozwodnikiem, maszynistą na trasach dalekobieżnych, a wystrzałowa blondyna, którą tu przywoził, to jego konkubina.

– Lubię grzebać się w ziemi – wyjaśniłam. – Odpoczywam przy tym.

– Zauważyłem! W końcu zgarnęła mi pani sprzed nosa nagrodę za najładniejszy ogródek. Może w ramach pocieszenia zaprosi mnie pani na jakąś kawkę?

– No… – bąknęłam niepewnie.

Znów mnie zaskoczył. Flirtuje? A co na to blondyna? Gdzie się podziała? Zwykle pilnowała go jak cerber. On zasuwał w ogródku, a ona się opalała, nie spuszczając z niego wzroku. Było na co popatrzeć. Kawał faceta! Silny, wysoki, muskularny. Długie godziny spędzane w pociągu odreagowywał fizyczną pracą na działce. Gdy zeszłego lata kładł nowy dach, ubrany tylko w drelichowe spodnie, nie mogłam oderwać od niego wzroku, schowana za krzakami porzeczek. A nocą miałam sny, z których córce bym się na pewno nie zwierzyła. Sąsiad opacznie odebrał moje przedłużające się milczenie.

– Okej, rozumiem – uniósł dłonie. – Na kawę muszę sobie zasłużyć. Postaram się. W razie potrzeby proszę mnie zawołać. Wprowadzam się i będę tuż za płotem. Każdego dnia… i każdej nocy.

Znacząco poruszył brwiami i uśmiechnął się, a mnie momentalnie podskoczyło tętno. Boże, za długo byłam sama!

Ciekawe, gdzie się podziała ta jego kochanka

Zasadniczo nie narzekałam na swoje życie. Miałam ładne mieszkanie, własny zakład fryzjerski, ogrodnicze hobby, kilku dobrych przyjaciół i wspaniałą córkę, z którą świetnie się dogadywałam. W przyszłym roku Lidka kończyła szkołę kosmetyczną i zamierzała dołączyć do biznesu.

W ciągu dnia nie miałam więc powodów do narzekań. Ale w nocy… Gdy budziłam się w pustym łóżku i już nie mogłam zasnąć, wtedy czułam niedosyt. Męskich ramion, czułości… No dobra, seksu też mi brakowało. Czy to już zamknięty rozdział? Na zawsze?! Dołująca wizja. Nic dziwnego, że gapiłam się na sąsiada zza krzaków, a byle flirt przyprawił mnie o palpitacje.

Wiktor, odchodząc, podniósł z ziemi dwie wielkie torby podróżne. Czyli nie żartował – naprawdę zamierzał zamieszkać na działce. Czyżby kochanka wystawiła go za drzwi i nie miał co ze sobą począć? Nie moja sprawa. Tyle że Wiktor, uwolniony od czujnego oka blondyny, sam szukał mojego towarzystwa. Szybko przeszliśmy na „ty” i przez cały dzień zagadywał mnie zza płotu.

Mówił o swojej pracy, wypytywał też o moją. Pogratulował mi córki, która czasem wpadła na działkę, więc miał okazję obserwować, jak wyrasta na piękną pannę. A potem bez żenady wyznał, czemu sam nie ma dzieci i wylądował z walizami na działce. Był już wieczór, gdy odprowadzał mnie do bramy. Jego bliskość postawiła na baczność moje zmysły.

A wewnętrzny sejsmograf niemal zwariował, gdy sąsiad pochylił się i wyjął mi z dłoni ciężki kosz.

– Przy mnie dama zawsze może liczyć na silne męskie ramię. Jestem drań, ale mam swoje zasady. Dlatego musiałem zamieszkać tutaj. Kolejna pani miała mnie dosyć. Wicie gniazda, chowanie piskląt to nie dla mnie! – zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał. – Nie nadaję się na ojca. Rodzicielstwo to zobowiązanie aż po grób. Kiedy więc stawia mi się ultimatum: ustatkuj się albo wynocha… cóż, pakuję się i znikam. Na pociechę zostawiam swoim byłym kobietom nasz wspólny dorobek.

Jego otwartość szokowała. Podobnie jak czysto egoistyczna postawa życiowa.

– Chwalebnie – mruknęłam. – A czemu mi to mówisz? Chcesz mnie zniechęcić?

– Ależ skąd! Wręcz przeciwnie. Po prostu ostrzegam, żeby później uniknąć rozczarowań. Wyjdę pewnie na aroganta, ale iskrzy między nami, nie przywidziało mi się? Zapowiada się gorące lato, pełne przygód – powiedział i puścił do mnie oko.

– Rany, naprawdę jesteś bezczelny! – prychnęłam, odbierając mu kosz. – Wolałabym wstąpić do klasztoru niż wdać się w romans z takim… z takim…

– Draniem – podsunął usłużnie.

Przynajmniej nie udawał lepszego, niż był

Odjeżdżając, wciąż słyszałam jego tubalny śmiech. Zirytował mnie. Pyszałek jeden! Może nie umiałam ukryć fascynacji, ale co on sobie wyobrażał? Że rzucę się na niego?! Nawet gdyby był ostatnim facetem na ziemi… Tralala. Nie oszukujmy się, ciągnęło mnie do niego. Co mi przyjdzie z urażonej dumy? Kolejna samotna noc. Byliśmy przecież dorosłymi, wolnymi ludźmi. Skoro nie zamierzałam mieć z nim dzieci, a nie zamierzałam, bo było już trochę za późno, to guzik mnie powinno obchodzić, że unika zobowiązań jak diabeł święconej wody.

Gdy pierwszy szok minął, jego szczerość nawet mi się spodobała. Przynajmniej nie udawał lepszego niż w rzeczywistości. Dwa razy mocno się sparzyłam i odtąd dmuchałam na zimne. W rezultacie od trzech lat żyłam jak zakonnica. Niby bezpieczny stan, ale niezdrowy. Toteż następnego dnia wcześniej skończyłam pracę i odważnie stawiłam czoło przygodzie.
Wiktor już na mnie czekał. Zadowolony, seksowny, z pędzlem w dłoni.

– Postanowiłem zasłużyć na kawę. Maluję ci płot. Na biało, tak jak chciałaś. Miałem akurat pod ręką kilka zbędnych puszek farby. Żadnych „ale” – uprzedził.

Fakt, płot wymagał odmalowania, tylko wciąż nie mogłam się zebrać, aby to zrobić.

– Miło mieć przy boku pomocnego mężczyznę… – uśmiechnęłam się.

– Prawda? – ucieszył się. – Ty sobie piel grządki, a ja pomacham pędzlem.

Nie mogłam się skupić. Wciąż zerkałam w stronę Wiktora, obserwując grę mięśni pod opaloną skórą i wyrywając rzodkiewkę razem z chwastami. Rany! Pielenie było zbyt skomplikowane. Może coś innego? Mój wzrok padł na wiśnię. Do najniższej gałęzi powinnam dosięgnąć ze stołka. Tak też zrobiłam. Zdążyłam zerwać lewie kilka owoców, gdy poczułam, jak łapią mnie w pasie wielkie, męskie dłonie.

– Och! – pisnęłam, podskakując i bezwiednie wpijając palce w jego włosy.

– Co ty wyprawiasz? – zbeształ mnie Wiktor. – Kark chcesz skręcić? Przecież ustaliliśmy, że od takich robót masz mnie.

Uniósł mnie jak piórko i zaczął wolno opuszczać w dół, tuż przy swoim ciele, tak że czułam każdą wypukłość. Każdą! Też byłam podniecona. Mogłam myśleć tylko o jednym. Wspięłam się na palce, bezwstydnie nastawiając usta. A potem w ogóle przestałam myśleć, bo Wiktor wreszcie mnie pocałował…

Więź duchowa, głębokie uczucie?

Dni mijały, zmieniając się w tygodnie i miesiące, a my wciąż byliśmy siebie głodni. Nadeszła jesień, równie namiętna co lato. Nie kryłam przed córką, skąd mój wyśmienity humor i czemu każdą wolną chwilę spędzam na działce. Darowałam sobie intymne szczegóły, ale bez owijania w bawełnę opowiedziałam jej o Wiktorze.

Zdumiała mnie „dorosłym” podejściem do sprawy. Nie miała nic przeciwko szalonej przygodzie, jednak kazała mi uważać. A nuż Wiktor przy okazji ognistego romansu szuka następnej naiwnej, która go przygarnie? Ileż można mieszkać na działce?

Widać zamieniłyśmy się rolami, bo niczym szalona nastolatka nie zawracałam sobie tym głowy. Dotychczas w związkach stawiałam na duchową więź, głębokie uczucie, i wychodziłam na tym jak Zabłocki na mydle. Tymczasem związek oparty głównie na namiętności dawał mi mnóstwo radości i satysfakcji. Nie zastanawiałam się, co z tego wyniknie, żyłam chwilą. Dawno nie czułam się taka zaspokojona i – paradoksalnie – bezpieczna. Po latach bycia twardą, dzielną, samowystarczalną, wreszcie mogłam się na kimś wesprzeć i poudawać trochę słabą, bezbronną kobietkę.

Wiktor odmalował płot, potem wziął się za taras. Położył nowy gres i zainstalował wokół pergolę. Usunął korzeń po orzechu, którego od dawna nie mogłam ruszyć. Szybko zapomniałam, do czego służą łopata i grabie. Nawet grillować mi nie pozwalał, twierdząc, że to męska robota. Pozostało mi zbieranie plonów i robienie zapraw na elektrycznej kuchence albo przyglądanie się z nowego, pięknego tarasu, jak w ogródku krząta się mój… facet. Choć unikaliśmy wielkich słów i planów wybiegających zbyt daleko w przyszłość – byliśmy razem. Zakochałam się, samotność zniknęła, a przynajmniej mocno zbladła…

Niestety, Lidka wykrakała. Wraz z nadejściem jesiennych chłodów oraz porannych przymrozków Wiktor zaczął coraz częściej napomykać o przeprowadzce. Najpierw subtelnie, w stylu, że nim spadnie śnieg, musi rozejrzeć się za nowym lokum. Gdy się przeziębił, zrezygnował z aluzji.

– Twardziel ze mnie, ale jednak trochę marznę – w tym miejscu ostentacyjnie kichnął. – Muszę się stąd wynieść, zanim złapię zapalenie płuc… – zrobił zbolałą minę i spojrzał na mnie prosząco. – Może do ciebie? Przezimuję, a potem się zobaczy. Często wyjeżdżam, sama wiesz, nie będę zbyt uciążliwym lokatorem. Za to przydatnym – kusił. – Gwóźdź wbiję, śmieci wyrzucę, węgla przyniosę, jak będzie trzeba…

– Mam kaloryfery – mruknęłam.

Złapał mnie i posadził sobie na kolanach.

– To wykorzystasz mnie w inny sposób – szepnął, skubiąc ustami moje ucho, aż  ciarki przeszły mi po ciele. – Zanim mnie wyrzucisz, zostawię ci miłe wspomnienia…

– Właśnie tego się obawiam – wstałam i z trudem odsunęłam się od niego.

Przez parę dni biłam się myślami. Nie musiałam pytać Lidki, żeby znać jej zdanie. Nie zgodzi się na obcego faceta w naszym domu. Ryzykować dobre układy z córką dla rewelacyjnego seksu? Nie, raczej nie. Romans na lato nie sprawdzi się w układzie całorocznym. Chociaż… Boże, chciałabym się mylić! Nie uśmiechał mi się powrót do samotnych, bezsennych nocy. Może jednak jakoś się ułoży? Lidka pozłości się, podąsa, ale w końcu dogadają się z Wiktorem, polubią. „A wtedy on nagle zniknie” – odezwał się cichy głos rozsądku. 

Chce więcej? Więc niech da więcej

Godząc się na jego wędrowny styl, okazałabym się równie naiwna jak moje poprzedniczki. Bo przecież w głębi serca miałabym nadzieję, że się zmieni, dorośnie. Akurat! Już to przerabiałam. Wyszłam za mąż z wielkiej miłości. Nie udało się. Nie mogło, gdy tylko jedna ze stron się starała, druga zaś fruwała z kwiatka na kwiatek.

Potem związałam się z facetem, który zostawił mnie oraz męski dział fryzjerski dla wizji wspaniałej przyszłości w Irlandii. Ja w niej nie zostałam uwzględniona. Tylko idiotka popełnia trzy razy ten sam błąd. Wiktor musi skruszeć, dojrzeć, zrozumieć, że do tanga trzeba dwojga. Przekopanie ogródka i pomalowanie płotu to za mało, żebym zaryzykowała. Postanowiłam rozegrać sprawę na zimno i zamiast kluczy do mojego domu ofiarowałam mu…

– Elektryczny kaloryfer? – spojrzał na mnie zdumiony i rozczarowany. – Myślałem, że jestem dla ciebie ważny…

– Jesteś. Mogłabym cię nawet pokochać, ale nie na twoich wygodnickich zasadach – oznajmiłam mu. – Do szczęścia nie dołącza się gwarancji, jednak szanse rosną, kiedy obie strony angażują się po równo. Powiem krótko: chcesz więcej, daj więcej. Bez uników, taryfy ulgowej. Tego żądam.

– Raczej próbujesz mnie zniechęcić.

– Ależ skąd! Wręcz przeciwnie. Po prostu ostrzegam, żeby później uniknąć rozczarowań – użyłam jego własnych słów z początku naszej znajomości.

Trafiła kosa na kamień… – uśmiechnął się krzywo. – A jak nie ustąpię?

– To niech w zimne samotne noce ogrzewa cię sztuczne ciepło – odparłam twardo.

Na razie pat trwa. Choć dni robią się coraz krótsze, noce zaś mroźniejsze. Wiktor mógłby udać, że godzi się na moje warunki. Ale nie zrobi tego, honorowy z niego drań. Właśnie dlatego warto poczekać. 

Czytaj także:
„Mama straciła pracę, ale odrzuciła moją pomoc. Zamiast niańczyć wnuka, siedzi za granicą i dogląda staruszków”
„Żona go rzuciła, stracił pracę i mieszkanie. Byłam jego pocieszycielką i przyjaciółką, ale marzyłam o jego dotyku”
„Gdy straciłem pracę, żona wpędziła nas w długi. Nie mamy na rachunki, a ona kupuje buty za 1000 zł, żeby grać >>bogaczkę<<”

Redakcja poleca

REKLAMA