„Mama straciła pracę, ale odrzuciła moją pomoc. Zamiast niańczyć wnuka, siedzi za granicą i dogląda staruszków”

córka pociesza matkę fot. Adobe Stock, fizkes
„Gdyby nie paskudny polski rynek pracy mój synek miałby babcię na miejscu. A tak babcia jest tylko na odległość. Mama na pewno ma świadomość, że straci wiele z pierwszych lat życia wnuka i nie jest jej z tego powodu lekko. Ale nie wróci do Polski, bo nie chce być na utrzymaniu moim i mojego brata”.
/ 21.10.2022 15:15
córka pociesza matkę fot. Adobe Stock, fizkes

Byłam naprawdę zaskoczona, kiedy moja mama straciła pracę. Do tej pory bowiem uważałam, że w jej zawodzie wiek to nie problem, bo liczy się przede wszystkim doświadczenie. Niestety, pracodawca najwyraźniej uważał inaczej. Mama jest chemikiem i pracowała w laboratorium analitycznym. Na odchodne usłyszała, że firma stawia na prężnych i młodych.

– Trzeba się dostosować do unijnych standardów – stwierdził jej szef.

Ciekawe… Dotąd sądziłam, że europejskie standardy chronią ludzi w średnim wieku, a tutaj taka niespodzianka! W każdym razie nie było jak się przyczepić do zwolnienia, mimo że od razu pobiegłam skonsultować je ze znajomym prawnikiem. Firma bowiem w ramach reorganizacji zatrudnienia sprytnie zlikwidowała jej stanowisko pracy.

– Pani Halinko, dostanie pani przecież półroczną rekompensatę! – szef wręczając mamie wypowiedzenie, zachowywał się tak, jakby dawał jej prezent. Ciekawe, czy sądził, że utrzyma się z tego do emerytury?!

Nikt nie chciał zatrudnić 50-latki

I tak moja 53-letnia mama wylądowała na bruku. Skoro mną to wstrząsnęło, to wyobrażam sobie dopiero, jak nią! Niby na początku walczyła, z pomocą moją i brata rozsyłała swoje CV, ale… wszystko na nic. Potencjalni pracodawcy bowiem w ogóle się do niej nie odzywali, nie zdobywając się nawet na to, by podziękować jej za złożenie dokumentów.

Jestem niewidzialna na rynku pracy – mama rozkładała bezradnie ręce. – Za stara, za głupia, za brzydka…

Oczywiście, szczerze protestowałam, ale… Coś w tym było.

Niby mamy bowiem przepisy, które zabraniają dyskryminacji z powodu płci, czy wieku, ale sama przecież widziałam, że pracodawcy się nie krępują, określając dokładnie swoje wymagania. Teksty typu: „do 35 lat” są na porządku dziennym. A co ma zrobić kobieta, która ma dwadzieścia lat więcej? Nie liczy się jej doświadczenie, tylko długość… nóg. Nawet w laboratorium wolą teraz bowiem mieć zgrabne laseczki. Dodam, że moja mama jak na swoje lata wygląda naprawdę świetnie, ale kogo to obchodzi? Patrzą tylko na jej PESEL i to wystarczy, aby jej samej już nie mieli ochoty oglądać.

Mama jest kobietą samotną i gdyby nie to, że my z bratem już zarabiamy, to by nie miała za co się utrzymać! Bo zasiłek jest marny i kończy się szybko. Mijały miesiące, w ciągu których wysłała setki CV, a pracy dla niej nadal nie było.

Mam 23 lata i pracuję jako sekretarka. Zarabiam średnią krajową. Lepiej wiedzie się mojemu o dwa lata młodszemu bratu, który kelneruje. Jest przystojnym i otwartym na ludzi facetem, pracuje w modnej restauracji, w której pełno jest znudzonych życiem i świetnie zarabiających singielek, więc choć pensję ma marną, sporo wyciąga z napiwków. Wyszło więc na to, że teraz my z bratem zaczęliśmy utrzymywać mamę. Nie czuła się z tym dobrze – ciągle powtarzała, że jest dla nas ciężarem, kulą u nogi i do niczego się już nie nadaje.

Serce mi się krajało z tego powodu, bo naprawdę niczym sobie nie zasłużyła na taki los. Zawsze była sumiennym pracownikiem, po śmierci taty wychowała mnie i Artura. No i przede wszystkim jest naprawdę dobrym człowiekiem. Ale to najwyraźniej za mało na rynku pracy…

Mama nikła w oczach...

Aż w końcu panie z lokalnego urzędu pracy, które nie miały dla niej żadnej oferty, skierowały ją do Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej. To taka wyspecjalizowana placówka, w której mają za zadanie doradzić, co jeszcze da się zrobić, kiedy nie można znaleźć żadnej roboty. Przekwalifikować się, założyć własny biznes? I tam właśnie doradzono mojej mamie życzliwie, aby wyjechała za pracą... do Niemiec!

– Pani jeszcze ma krzepę, a tam jest mnóstwo emerytów i schorowanych ludzi, którzy wymagają opieki. I płacą naprawdę dobre pieniądze – usłyszała.

Chwilę się wahała. Bo jak to – na obczyźnie, bez znajomości języka ma podcierać tyłki niemieckim staruszkom? Ale w końcu zadecydowała, że jedzie!

– Co mi zależy? Tu nic dobrego mnie już nie czeka – stwierdziła w desperacji i trudno mi było nie przyznać jej racji.

I tak trzy lata temu moja mama wyjechała z kraju za chlebem. Początkowo była tym przerażona, ale potem okazało się, że idzie jak burza! Przede wszystkim sama była zaskoczona tym, jak szybko „złapała” język. Wbrew pozorom sporo bowiem pamiętała jeszcze ze szkoły średniej, a z powodu tego, że nie miała innej możliwości, tylko musiała rozmawiać po niemiecku, słówka jej same przychodziły do głowy.

– A więc nie jestem jeszcze taka głupia i kompletnie do niczego, jak sądzili polscy potencjalni pracodawcy! – cieszyła się.

Poza tym jej sędziwy podopieczny naprawdę ją polubił i już po kilku tygodniach nie wyobrażał sobie bez niej życia. Starszy pan jest częściowo sparaliżowany po wylewie i mama zapewnia mu w miarę normalne funkcjonowanie. Potrafi się jej odwdzięczyć za dobrą opiekę – co i rusz mama dostaje od niego jakieś prezenty i premie. Są miesiące, kiedy zarabia teraz więcej niż my z Arturem razem wzięci. A co najważniejsze, więcej nawet, niż dostawała w polskim laboratorium.

Kiedy przyjechała do Polski po raz pierwszy po trzech miesiącach pobytu w Niemczech, po prostu promieniała! Włosy miała ułożone przez fryzjera, oko podmalowane, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Aż przyjemnie było na nią spojrzeć, bo w niczym nie przypominała tej szarej i smutnej kobiety, która wyjeżdżała z Polski, traktując pracę za granicą jak wygnanie.

Od razu poleciała do swojego starego instytutu pochwalić się i pogadać z dawnymi, nieco młodszymi koleżankami. Założę się, że po jej wizycie wiele zapytało siebie, co one robią w tej beznadziejnej robocie. Czekają, aż je ktoś wywali?

Ale, oczywiście, są także minusy pracy w Niemczech

Przede wszystkim rozłąka, na którą sobie nie zasłużyliśmy. Nie jest to bowiem rozłąka z wyboru, ale z konieczności i nadal nas boli.

W ciągu ostatnich trzech lat zdążyłam wyjść za mąż i urodzić dziecko. I tak sobie myślę, że gdyby nie paskudny polski rynek pracy mój synek miałby babcię na miejscu. A tak babcia jest tylko na odległość. Mama na pewno ma świadomość, że straci wiele z pierwszych lat życia wnuka i nie jest jej z tego powodu lekko. Ale nie wróci do Polski, bo nie chce być na utrzymaniu moim i mojego brata. 

Co robić, taki los. W sumie uważam, że lepsza jest szczęśliwa babcia w Niemczech niż ta bezrobotna i z depresją w Polsce. Tylko dlaczego nikt nam nie dał wyboru?

Czytaj także:
„Odkryłem, że wcale nie znam swojej żony. Sądziłem, że podbierała mi kasę, by zabawiać się z kochankiem. Prawda była dużo gorsza”
„Synowa wybaczyła mężowi skok w bok, ale jego dziecko traktuje jak trędowate. Czy naprawdę nie rozumie, że ono niczemu nie zawiniło?"
„Przyjaciółka wygląda jak podstarzała lalka Barbie i ma chrapkę na młodzików. Modliszka zastawiła sidła nawet na mojego zięcia”

Redakcja poleca

REKLAMA