Kiedy ujrzałam go po raz pierwszy, wyglądał jak uosobienie moich dziewczęcych marzeń. Wysoki, postawny blondyn o błękitnych oczach i nieśmiałym, ale zniewalającym uśmiechu.
Nie byłam już jednak dziewczyną, tylko dojrzałą kobietą, w dodatku po przejściach. Bartosz pracował w dziale produkcji naszej firmy. Spotykaliśmy się niemal codziennie. Nie tylko ja wodziłam za nim tęsknym wzrokiem. Kiedy tylko pojawiał się na korytarzu czy w palarni, natychmiast otaczał go krąg rozanielonych kobiet.
Żenił się. No to pozamiatane!
Niezobowiązująco flirtował z nami wszystkimi, nie przekraczając jednak granicy dobrego smaku. Zapewne niejedna miała nadzieję na coś więcej. Może okazja nadarzyłaby się na jakiejś firmowej imprezie?
No i prawie się spełniło – Bartek zaprosił całą firmę na sylwestra. Niestety połączonego z… weselem. Żenił się. No to pozamiatane! W nowo poślubioną żonę wpatrzony był jak w obraz. Nic zresztą dziwnego, bo była śliczna. To dlatego nie zwracał uwagi na wdzięki innych.
Po kilku latach nasze drogi się rozeszły. Zmieniłam pracę, wyszłam za mąż. Bartosza spotykałam od czasu do czasu, gdy odwiedzał mamę, która mieszkała blisko mnie. Wyglądał na szczęśliwego. Odszedł z firmy i zaczął pracować w przedsiębiorstwie teścia.
Mówił, że jest zakochany jak wariat, i w dowód tej miłości przepisał nawet na żonę swoje mieszkanie, samochód oraz zaciągnął kredyt na generalny remont swego lokum. Pomyślałam wtedy, że całkiem zwariował. I oby ta kobieta była tego warta.
Znów minęło kilka lat. Bartka już nie spotykałam, ale doszły mnie słuchy, że się rozwodzi. „No to wielka miłość wycisnęła go jak cytrynę” – przyszło mi wtedy do głowy.
Skupiłam się jednak na własnych sprawach, bo sama dopiero co się rozwiodłam i próbowałam posklejać rozbitą duszę. Byłam tak bardzo zajęta tym, co działo się w moim życiu, że nie miałam ani czasu, ani serca dla innych osób, nawet tak samo poranionych jak ja.
Przez te lata wciąż o nim myślałam
Po podziale majątku przeprowadziłam się do mniejszego mieszkania w innej dzielnicy i zaczęłam nowe życie. Z poprzedniego pozostał mi tylko przyjaciel – pies. Jedyny, który kochał mnie miłością wielką, czystą i prawdziwą.
Niestety musiałam pogodzić się z myślą, że i on mnie niebawem opuści. Był staruszkiem, z trudem się poruszał, gasł w oczach. Pewnego dnia przeczytałam na Facebooku, że koledzy z naszej dawnej firmy organizują imprezę wspominkową w pubie, przy piwie. Zapraszają wszystkich pracowników.
Ucieszyłam się. Przede wszystkim dlatego, że miałam nadzieję zobaczyć Bartosza. Od naszego ostatniego spotkania minęło wiele lat, ale wciąż czułam do niego sentyment. No i byłam ciekawa, czy spełniły się moje czarne przewidywania, i czy jego ukochana żona oskubała go żywcem. Na wszelki wypadek pojechałam samochodem. Trudno, najwyżej zrezygnuję z piwa, ale może będę miała szansę gdzieś Bartka podwieźć, pogadać chwilę dłużej…
Przyszedł, ale z trudem go rozpoznałam
Posiwiał, przyblakł, trochę się wybrzuszył, pozostał mu jednak ten sam nieśmiały uśmiech, który zawsze mnie zniewalał. Oczy miał smutne, choć odniosłam wrażenie, że na mój widok pojawiły się w nich dawne figlarne iskierki.
Długo rozmawialiśmy. Bartek był załamany. Żona go zdradziła, porzuciła jak zużytą rzecz, a teść wywalił go z roboty. Rozwiódł się. Kawalerkę podarowaną żonie oczywiście stracił. Nie ma pracy, bo jest kryzys i facetowi, który dobiega pięćdziesiątki, nikt nawet nie odpowiada na rozsyłane CV. Sprzedał więc mieszkanie po mamie, kupił mniejsze, żeby z pieniędzy, które zostaną, dało się jakiś czas przeżyć. Ale i te się powoli kończą.
Zrobiło mi się go żal. Zawsze pełen wigoru, wesoły, teraz cień tamtego Bartosza. Jak mu pomóc? Nie piłam, bo przyjechałam autem, on nie pił, bo oszczędzał kasę, nie było więc sensu dłużej siedzieć w pubie. Zaproponowałam, że go odwiozę. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu okazało się, że jesteśmy bliskimi sąsiadami. Kupiliśmy mieszkania na tej samej ulicy, dzieliło nas zaledwie dwieście metrów.
– Jak to się stało, że się dotąd nie spotkaliśmy? Przecież masz psa. Na spacery z nim nie chodzisz? – spytał.
– No właśnie ostatnio wychodzę tylko przed klatkę, bo Brutus ma problem z kręgosłupem. Nie pomagają leki, bardzo go boli.
– A próbowałaś bioterapii, masaży? – zapytał. – Kiedy zrezygnowałem z uczelni, to właśnie tym się zajmowałem. Byłem bardzo dobry, mam nawet stosowne certyfikaty. Dopiero potem się przekwalifikowałem i wziąłem się za poligrafię.
Poprosiłam Bartka o pomoc
Nie bardzo wierzyłam w metody naturalne, ale to co zobaczyłam, zdumiało mnie. Brutus po każdym zabiegu czuł się lepiej, masaże pobudziły mięśnie. Nie przemienił się w młodego psa, cudów nie ma, ale był potem w naprawdę niezłej kondycji.
Bartosz nie chciał ode mnie pieniędzy, tym bardziej czułam się zobowiązana mu pomóc. Miałam plan. Namówię go, żeby znów zajął się masażami. Trochę potrwa, zanim zdobędzie stałych klientów, ale jeśli rzeczywiście jest w tym dobry, wreszcie odbije się od dna.
Pomysł okazał się trafiony, a masażysta rewelacyjny. Namówiłam kilka koleżanek, by polecały Bartka swoim znajomym. Powoli stawał na nogi. Rozpoczął nowe życie. Znów przypominał pełnego energii mężczyznę, który tak mi się podobał.
Widywaliśmy się bardzo często – najpierw z powodu psa, potem po koleżeńsku, a właściwie po sąsiedzku – jedliśmy razem kolacje, piliśmy piwo, rozmawialiśmy. Znajome dziewczyny mówiły, że jest fantastycznym masażystą, jego wprawne ręce sprawiają cuda. Uśmierzają ból, a nawet likwidują nadmiar tłuszczu.
Nie wiem, czy pod wpływem tych opowieści, czy też własnych podświadomych pragnień, coraz częściej spoglądałam na jego dłonie i marzyłam o tym, żeby dotykały mojej skóry. Postanowiłam sprowokować los i gdy tylko nadarzy się okazja, namówić Bartka na masaż. Może w ten sposób łatwiej mi będzie przejść na inny poziom bliskości?
Pragnęłam, żeby mnie dotykał
Jak na złość kręgosłup miałam zdrowy, nie bolały mnie korzonki, nawet kark mi nie dokuczał, choć często prowadziłam auto przy otwartej na oścież szybie. Wyglądało na to, że stosunki między nami na zawsze pozostaną tylko dobrosąsiedzkie. Do czasu...
Zbliżały się moje urodziny. Smutne, bo wchodziłam w dojrzały wiek. Postanowiłam zrobić sobie przyjemność i zaprosić tylko Bartka. W jego towarzystwie zawsze czułam się świetnie, wiedział, ile mam lat, nie musiałam więc ściemniać ani udawać, że kobieta jak wino, z każdym rokiem nabiera lepszego smaku. Wieczór okazał się nadspodziewanie miły. Wspominaliśmy dawne czasy, aż tu nagle, być może pod wpływem wina, Bartek powiedział:
– Wiesz, że znam cię jeszcze ze studiów? Mieliśmy zajęcia w tym samym budynku, w tych samych salach. Ty studiowałaś historię, ja historię sztuki, której, jak już ci mówiłem, nigdy nie skończyłem. Bardzo mi się podobałaś, ale nie miałem odwagi do ciebie podejść, bo zawsze byłaś otoczona facetami. Byłem wtedy nieśmiały, do dziś jestem.
– Jak to? I nie powiedziałeś mi o tym przez tyle lat? – zdziwiłam się. – Każdego dnia spotykaliśmy się w firmie. Tyle fajek wypalonych razem na korytarzu… Dlaczego?
Dostałam od losu wspaniały prezent
– A co miałem powiedzieć? Na studiach podkochiwałem się w tobie, ale byłem tchórzem, który nie odważył się do ciebie zagadać? W firmie miałem opinię twardziela. No i byłem już wtedy zakochany w Ance. Głupio zakochany, jak się potem okazało.
– Co za ironia losu?! Wtedy, kiedy tak stałam w wianuszku twoich wielbicielek, marzyłam… Zresztą czy to dziś ważne, o czym marzyłam? – powiedziałam mocno zawiedziona.
– Ważne jest to, o czym dziś marzysz, czego pragniesz…
– Najbardziej, żeby mnie korzonki pokręciły, bo wtedy wezwałabym na pomoc dobrego masażystę… – odparłam. – Pragnę dotyku twoich rąk.
– Kochanie, wypluj te słowa! Oby nigdy nic cię nie bolało! – zawołał ze śmiechem. – Ja też pragnę cię dotykać, ale inaczej, czule, zmysłowo. Podobasz mi się tak samo jak wtedy, na uniwerku. Nie dawałaś mi jednak żadnych sygnałów. Do dziś byłem pewny, że mogę o tobie tylko pomarzyć. Bałem się, że jeśli kiedyś będziesz chciała wynająć mnie jako masażystę, będę musiał ci odmówić. Bo to byłoby nieprofesjonalne. Nie dałbym rady ani na ciebie patrzeć, ani cię dotykać. I jeszcze musiałbym ci się z tego wytłumaczyć.
I tak w moje urodziny dostałam od losu wspaniały prezent – osobistego masażystę. Prezent, którego od dawna pragnęłam. Dziś wiem, że nie musiałam wcale czekać tak długo. Wystarczyło, żebym wcześniej zdobyła się na odwagę i otworzyła furtkę, przez którą weszłoby uczucie.
Czytaj także:
„Mam męża, dzieci i kasę, ale jestem nieszczęśliwa. Po ciąży coś we mnie umarło, a dotyk ukochanego zaczął mnie brzydzić"
„Przyjaciółka nie widzi nic złego w tym, że uwiodła żonatego faceta. Dla własnej wygody zrujnowała szczęśliwą rodzinę”
„Gościliśmy w domu szwagra, jak króla, ale kiedy mój mąż stracił pracę, on nie chciał go w swojej firmie. Już on tego pożałuje”