Od dawna chciałam honorowo oddać krew. A najlepiej, nie jednorazowo, tylko robić to stale. Nie boję się ukłucia, dlaczego więc tego nie zrobić…
A ciągle słyszę, że ktoś potrzebuje krwi
W dodatku ja mam bardzo rzadką, B minus. Świadomość, że przez prostą decyzję mogę komuś uratować życie, od dawna mnie podniecała. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle. Uważam, że skoro mogę pomóc, i nic mnie to nie kosztuje, to dlaczego mam tego nie zrobić?
Oczywiście, od planowania do wykonania, jak zwykle, jest długa droga. Ciągle albo zapominałam sprawdzić, co trzeba zrobić, albo mi się zwyczajnie nie chciało jechać do stacji krwiodawstwa… W dodatku, moi najbliżsi wcale nie motywowali mnie do działania. Mama z tatą bali się, że to mnie osłabi.
– Chucherko z ciebie wątłe – narzekała mama. – A podczas takiego pobrania zabierają dużo krwi.
– Mamo, jestem szczupła, nie wątła – oponowałam. – Poza tym jestem zdrowa, wyniki mam zawsze wzorowe. Pytałam zresztą lekarki, jak ostatnio byłam na badaniach, powiedziała, że nie ma przeciwwskazań. Nie mam anemii, nie mdleję. A oni przecież wiedzą, ile mogą upuścić, żeby nie osłabić organizmu!
– Jeszcze cię czym zarażą – kręcił głową tata. – Ciągle się słyszy, że w szpitalach kogoś zarazili.
– Tato, to podczas operacji, przez zaniedbanie – tłumaczyłam.
– A poza tym, to nie ciągle, tylko po prostu takie sprawy się od razu nagłaśnia!
Mój chłopak wcale nie był lepszy
– Jak ktoś ze znajomych będzie potrzebował, to oddasz – mówił. – To rozumiem. A tak? Dla mnie to bez sensu.
No i zwlekałam z tą decyzją, bo sama z siebie, przyznam, jakoś nie mogłam się zmobilizować. I pewnie do dziś nie poszłabym do tego szpitala, gdyby nie moja koleżanka z pracy. Chciałam się z nią umówić na drinka, ale powiedziała, że dziś nie może pić.
– Dlaczego? – zdziwiłam się. – Przecież jutro masz wolne.
– Mam wolne, bo idę oddać krew – wyznała. – Więc dziś nie mogę pić.
Poprosiłam, żeby mi opowiedziała, jak to wygląda. Potwierdziła moje przypuszczenia, że to nie boli i nie wyczerpuje.
– Jestem tylko lekko osłabiona – przyznała. – Ale to nic takiego.
– A ja mogłabym z tobą iść?
– Najpierw musisz się zarejestrować, przejść wywiad i oddać próbkę do badania – powiedziała. – Potem znowu lekarz cię zbada, obejrzy wyniki. I jak wszystko będzie w porządku, to umówią się z tobą.
Zmobilizowała mnie. Umówiłam się na wizytę. Rzeczywiście, pierwszy raz to trwa i trwa. Lekarz wypytał mnie o wszystko, a kwestionariusz był tak szczegółowy, że musiałam zrobić rachunek sumienia ostatniego roku! Ale wreszcie przebrnęłam przez wszystkie pytania i mogłam oddać krew. Po kilku dniach poszłam odebrać wyniki badań, jakie mi przy tej okazji zrobili.
– Proszę chwileczkę poczekać, sprawdzę, czy lekarz może panią przyjąć – powiedziała pielęgniarka.
– Ale ja już byłam u lekarza… – zdziwiłam się.
– Musi jeszcze raz z panią porozmawiać – odparła.
Lekarz spojrzał na mnie poważnie
– Mam pani wyniki – powiedział. – Przy oddawaniu próbki robimy standardową morfologię. Ale potem krew jest badana szczegółowo na nosicielstwo. Wie pani, czasem ludzie są nosicielami, nie zdając sobie z tego sprawy. A zakażona krew to cykająca bomba, nie możemy sobie pozwolić na to, by podać ją innemu pacjentowi.
– Domyślam się – przytaknęłam cicho, bo zaschło mi w gardle. – Czyli, rozumiem, coś jest nie tak z moimi wynikami?
– Jest pani nosicielem wirusa HIV – powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Wiedziała pani o tym?
Zamurowało mnie. Mogłam podejrzewać różne rzeczy, ale nie to!
– To niemożliwe – wydusiłam z siebie. – Przecież… Ja nie ćpam ani nic...
– Nie tylko narkomani są nosicielami – uśmiechnął się smutno.
– Ale jak to się mogło stać? Kiedy? Nie byłam nigdy w szpitalu, nie miałam operacji, nie stykałam się z czyjąś krwią.
– A partnerzy? – zapytał. – Jak wygląda pani życie intymne?
– Miałam tylko dwóch stałych partnerów – powiedziałam.
– I nigdy…?
Zamilkłam. Nagle przed oczami stanęła mi scena z pewnego wyjazdu. Akurat pokłóciłam się z moim obecnym chłopakiem, rozstaliśmy się. Byłam na niego wściekła i kiedy koleżanka zaproponowała mi wypad za miasto, zgodziłam się bez wahania. Jechaliśmy dużą grupą, większość osób znałam.
Ale Michała – nie...
Przystojny, dowcipny, romantyczny… Wydawał mi się uosobieniem tych cech, których brakowało Pawłowi. No i wyraźnie był mną zainteresowany. Na tym wyjeździe spędziliśmy ze sobą noc…
Nie mam takiego zwyczaju, naprawdę nie idę do łóżka z pierwszym lepszym facetem. Ale tam było tak romantycznie… No i może gdybym wypiła o dwa piwa mniej... W sumie nie żałowałam tego, co zrobiłam. Przez chwilę myślałam, że coś z tego będzie. Ale kiedy wróciłam i Paweł pojawił się z kwiatami i mnie przepraszał, zapomniałam o Michale.
Z Pawłem byłam trzy lata. Kochałam go. Fakt, wtedy się między nami popsuło, ale on to naprawił. I chociaż potem Michał jeszcze dzwonił, ja już wybrałam. Liczył się tylko Paweł. To musiało stać się wtedy. Bo z pierwszym chłopakiem zawsze używaliśmy prezerwatyw. Z Pawłem też.
A z Michałem poszłam na żywioł… Wyszłam od tego lekarza załamana. Powiedział mi, że muszę się badać regularnie, że fakt, iż jestem nosicielem nie oznacza, że zachoruję. Ale powinnam być pod opieką poradni, a poza tym bardzo na siebie uważać. No i nie mogę uprawiać seksu bez prezerwatywy. Nie wiedziałam, jak mam sobie z tym poradzić. A przede wszystkim co powiedzieć Pawłowi.
Planowaliśmy przecież wspólne życie, małżeństwo za dwa lata, dzieci… Dzieci! Matko jedyna, przecież ja nigdy nie będę mogła mieć dzieci! Jak tylko wróciłam do domu, od razu włączyłam komputer. Okazało się, że kobieta zakażona HIV-em może urodzić zdrowe dziecko.
Odetchnęłam z ulgą, ale potem sama siebie zganiłam.
Jeszcze trzeba mieć z kim to dziecko zrobić
A przecież nie mogę narazić Pawła na zakażenie! Powinnam mu o tym powiedzieć. Przyznać się, kiedy to się stało. Nie zdradziłam go, przecież w tym czasie nie byliśmy razem. Ale też prawdą jest, że nigdy nie opowiedziałam mu o Michale. A może po prostu się z nim rozstanę?
Przecież i tak mnie zostawi, gdy pozna prawdę. Powiem mu, że już go nie kocham… Nie, nie powiem mu tego. Nie przejdzie mi to przez gardło. A poza tym on się zorientuje, że kłamię. Zresztą, Paweł zasługuje na prawdę. Musi wiedzieć. Powinien. Ma prawo sam podjąć decyzję. Chociaż nie mam co się łudzić – niezależnie od tego, jak mnie kocha i jak bardzo chce ze mną być, to ta miłość będzie za trudna.
Dla niego i dla mnie. Jak mamy się kochać, mając świadomość, że każdy stosunek to ryzyko? Że może się zarazić? Że tak naprawdę, nawet nie mamy gwarancji, czy nasze dziecko byłoby zdrowe? Nie mogę się spodziewać, że podejmie inną decyzję niż o rozstaniu. I nie mam prawa oczekiwać tego, że mnie zrozumie.
A nawet jeżeli wybaczy mi Michała i nawet jeżeli będzie mi współczuł, musimy się rozstać dla jego dobra. A gdyby on tego nie rozumiał, gdyby upierał się, że damy radę, że nasza miłość wszystko zwycięży, to ja muszę mu wytłumaczyć, jak bardzo się myli.
A co będzie ze mną? Nie wiem. Lekarz mówi, że z HIV-em można żyć, że to nie wyrok. Dla mnie tak. Nie będę miała Pawła, nie będę miała rodziny… A jeszcze muszę to jakoś powiedzieć rodzicom! Dlaczego?! Dlaczego jeden dzień zaważył na całym moim życiu?
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”