„Przyśniło mi się, że mąż mnie zdradza. Okazało się, że robił to od dnia ślubu. Zmarł, zabawiając się z sekretarką"

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Tamtej nocy obudziłam się koło trzeciej nad ranem i usiadłam na łóżku przerażona. Wokół mnie panowała cisza. Przyśniło mi się, że przyłapałam ślubnego na intymnym tete-a-tete z naszą młodziutką niańką do dziecka".
/ 23.07.2021 11:33
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Zatrudniliśmy ją przed miesiącem, bo ja bardzo chciałam wrócić do pracy. Wzięłam dziewczynę z ogłoszenia na 6 godzin dziennie. Kiedy przyjmowałam Joannę do pracy, nie zwróciłam uwagi na to, jak wygląda. Ważniejsze było, że właśnie kończy pedagogikę i specjalizuje się w opiece nad dziećmi do lat pięciu.

Wydawała się idealna

Dopiero ten sen zwrócił moją uwagę na to, że do domu wpuściłam dziewczynę prawie dziesięć lat młodszą ode mnie. „Czy ty jesteś nienormalna? – przemknęło mi przez głowę. – Nie masz czym sobie zawracać gitary, i to w środku nocy?!”.

Już chciałam przewrócić się na drugi bok, kiedy przypomniała mi się scena ze snu. Mój mąż siedział na fotelu, liczył pieniądze, a na jego kolanach siedziała ta laska. Naga…

Rozbudziłam się na dobre, gdy uświadomiłam sobie, że dzień wcześniej ubezpieczyłam się z mężem na życie. Gdyby jedno z nas umarło, partner inkasował równy milion.

– Niedoczekanie twoje! – z tym okrzykiem z całej siły walnęłam Artura łokciem w bok.

– No dobra, dobra… – mruknął przez sen. – Już się nie rozpycham…

„Muszę wreszcie zacząć się zdrowo odżywiać – pomyślałam, gdy przypomniałam sobie idealną figurę niańki. – Koniec z kotlecikami i smażonymi ziemniaczkami”.

Może to wszystko przez wczorajszą sytuację? Mąż przyłapał mnie w łazience, jak stałam na wadze. Artur zrobił wielkie oczy.

– No, no, nieźle… – mruknął.

– To przez ciążę – skłamałam, bo mała miała już ponad rok i gdybym chciała, dawno zrzuciłabym nadprogramowe kilogramy.  – Ale niedługo wszystko wróci do normy – rzuciłam weselszym tonem. – A właściwie czego chcesz? O tej porze łazienka należy do mnie. Ty masz robić teraz kawę.

– Tak sobie pomyślałem… Może byś zabrała Aśkę do fryzjera? No wiesz, żeby zrobiła coś ze swoimi włosami. No i może daj jej jakieś swoje perfumy. Ciągle je zmieniasz, większości flakonów nie używasz.

– Jakiej Aśce? – nie załapałam.

– No, Joaśce, niani do dziecka. Tej, co przychodzi do nas od kilku dni… Nie pamiętasz? – uśmiechnął się znacząco.

Wtedy nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz, po tym śnie, poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu.

Dlaczego mojego męża obchodzi, co ta dziewczyna ma na głowie i jak pachnie? Nie podobało mi się to.

Następnego dnia wymówiłam młodej pracę i zaczęłam szukać starszej osoby, co najmniej po pięćdziesiątce. Tydzień później zjawiła się u nas była przedszkolanka. Miała najpiękniejszą na świecie, włochatą brodawkę na policzku i niezłe referencje, więc przyjęłam ją bez wahania.

Ten sen mimo wszystko nie dawał mi spokoju…

Zaczęłam dokładnie obwąchiwać koszule i marynarki męża. Kilka razy zrobiłam mu kosmiczną awanturę za ślady pudru, które znalazłam na jego ramieniu. I nie uwierzyłam, że w pracy koleżanka miała imieniny i uściskali się na misia.

Dlaczego słowo „na misia” skojarzyło mi się z pozycją „na jeźdźca”? Czy dlatego, że ostatniej nocy nic nam z seksu nie wyszło? Zresztą, nie tylko ostatniej… Odkąd w naszym domu pojawiło się dziecko, raczej unikaliśmy łóżka jako miejsca, gdzie można robić coś innego niż spać.

Pewnej nocy, gdy Artur smacznie chrapał, włamałam się do jego komputera. Wiem, wiem, to karygodne, ale byłam niemal pewna, że w jego mejlach znajdę jakieś miłosne liściki, i to podejrzenie było silniejsze od poczucia przyzwoitości. Więc zrobiłam to.

I od razu trafiłam na długą epistołę, którą napisał do najlepszego kumpla:

Nie wiem, co robić, stary. Kryśka jakby najadła się szaleju. Podejrzewa, że obracam baby na prawo i lewo. Nie mam pojęcia, skąd jej się to wzięło. Dotąd nigdy nie przyszło mi to nawet do głowy. Ale jak codziennie widzę jej podejrzliwe spojrzenie, to sobie myślę, że może rzeczywiście nie jestem jeszcze taki ostatni i jakąś wyhaczę. Tylko na razie mamy ciężki okres sprawozdawczy i wracam do domu skonany…

Złapałam się za głowę. Ja chyba już całkiem zwariowałam! Jak mogłam nie wierzyć mojemu kochanemu Arturowi?!

A gdy spojrzałam w lustro, nasunęła mi się jeszcze jedna myśl. Zamiast wziąć się za siebie, przestać żreć, zadbać o figurę – ciągle o coś miałam pretensje do Bogu ducha winnego męża.

Gdybym straciła z 15 kilo, byłabym jeszcze niczego sobie… Uznałam więc, że sen był listem od podświadomości, która chciała, żebym wzięła się za siebie.

No i zaczęłam orkę na swoim osobistym ugorze. Skończyłam z objadaniem się i zaczęłam stosować dietę, taką samą jak przed ślubem. Zaczęłam też dwa razy w tygodniu chodzić na ćwiczenia do pobliskiego ośrodka fitness.

Nie było lekko i kilka razy tęsknie patrzyłam na kotleciki, którymi obżerał się mój mąż. Też miałam na nie ogromną ochotę, ale nie złamałam się. Nagrodą zaś było to, że pewnego dnia strzałka wagi drgnęła i zaczęła zjeżdżać coraz niżej.

Powoli wracałam do dawnych kształtów. A mąż – przeciwnie. Kiedy ja chudłam, miałam wrażenie, że Artur tyje za nas dwoje.

– Może byś poszedł ze mną poćwiczyć – zaproponowałam kiedyś, pakując torbę.

Spojrzał na mnie jak na wariatkę.

– Jestem dyrektorem dużej firmy. Co by powiedzieli pracownicy, gdyby zobaczyli mnie w samych gaciach? – zaperzył się. – A jeśli chodzi o ruch, to nie bój się…– z dziwnym uśmieszkiem uczynił nieokreślony ruch ręką i na tym się skończyło.

Już wtedy powinien był zadzwonić w mojej głowie alarm

Uznałam, że nie – to nie, chwyciłam torbę i pobiegłam na ćwiczenia.

Zziajana dotarłam na miejsce. Weszłam do szatni, otworzyłam torbę i… okazało się, że nie ma w niej adidasów. Zapomniałam zabrać, a przecież trudno ćwiczyć w japonkach! Musiałam wrócić do domu.

Weszłam do salonu na dole, pewna, że zastanę Artura w kapciach przed telewizorem albo grzecznie czytającego gazetę. Ale kanapa świeciła pustkami. W kuchni też go nie było, ani w łazience…

Chciałam jeszcze zajrzeć do jego gabinetu, gdy usłyszałam śmiechy dochodzące z naszej sypialni.

Pełna złych przeczuć ostrożnie weszłam na górę i stanęłam w otwartych drzwiach.

W naszym małżeńskim łóżku Artur zażywał ruchu… z sąsiadką z domku obok.

Wybuchła ogromna awantura. I mylicie się, jeśli uważacie, że to ja ją zaczęłam. Nie byłam nawet zła, po prostu byłam w szoku. Przecież nie tak dawno wyszło mi, że wszystko jest w porządku, i znowu mu zaufałam! 

Tymczasem mąż ruszył do ataku

– Zawsze byłem porządny! – wrzeszczał. – Zawsze postępowałem uczciwie! Tylko ty byłaś dla mnie tą jedyną i najważniejszą. Aż zaczęłaś mnie podejrzewać o jakieś romanse. Co tydzień z inną! I wtedy przyszło mi do głowy: „W sumie dlaczego nie? Jak już mnie podejrzewa, to niech chociaż ma ku temu powód!”. Ty mnie do tego popchnęłaś!

To było bezczelne i na chwilę odebrało mi mowę, ale ostatecznie uznałam, że wina jest obopólna, i zakopałam wojenny topór. Tak, darowałam mężowi zdradę. Bo chciałam, by wróciły dawne dobre lata, gdy obdarzaliśmy się wzajemnie uwagą, jedno spieszyło spełniać zachcianki drugiego i czekaliśmy niecierpliwie, aż nadejdzie noc, żeby pójść do łóżka. A ponieważ trwało to długo, biegliśmy do sypialni, zanim się ściemniło.

Pozornie wszystko wróciło do normy. Zajęłam się dzieckiem, podtykałam mężowi obiadki, i choć sypialniane uniesienia nie wróciły, jakoś to życie się toczyło.

Aż pewnego dnia pracownicy firmy Artura znaleźli go w firmowej kserokopiarni. Serce stanęło mu w chwili, gdy leżał nagi na swojej równie nagiej sekretarce. Gdyby dziewczyna od razu zaczęła wrzeszczeć, może pogotowie przyjechałoby w porę i Artur zostałby uratowany. Ale ona się wystraszyła i tak leżała przerażona prawie kwadrans.

Próbowała się wydostać spod dyrektora, ale Artur ważył dobre 120 kilo. Wreszcie dała za wygraną i zaczęła wrzeszczeć o pomoc.

Dopiero wtedy wyszło na jaw, że kompletnie nie znałam mojego męża. To wcale nie moja podejrzliwość pchnęła go w ramiona innych kobiet. Zdradzał mnie od dnia ślubu, co moja podświadomość najwyraźniej wyczuwała, więc próbowała zakomunikować mi to za pomocą snów.

A ja, głupia, nie rozumiałam bezpośrednich obrazów, tylko kombinowałam!

Tak, z młodą nianią też się zabawiał – i to tak skutecznie, że zrobił jej dzieciaka. Teraz nasz Kajtuś ma przyrodnią siostrzyczkę…

Okropnie płakałam po śmierci męża, choć tak mnie skrzywdził. Ale może nie za nim, tylko za wyobrażeniem o nim? Za straconymi na zawsze złudzeniami? Za tymi latami, kiedy myślałam, że życie jest jasne i czyste?

Gdy tylko ubezpieczenie wypłaciło mi okrągły milion za życie mego męża, wyprawiłam synka do mamy. A potem, w nadziei, że Artur obserwuje mnie z zaświatów, z internetowego katalogu agencji towarzyskich wybrałam sobie przystojniaka. Nie na godzinę czy dwie, tylko na całą noc. W końcu po coś płaciłam te wysokie składki, prawda?

Czytaj także:
„Dzieci brata dybią na mój majątek. Myślą, że zapiszę im dom i ziemię. Ale się zdziwią!”
​„Za duża jestem na życie wbrew sobie. Tomek musi wybrać między mną, a swoją córką”
„Po śmierci męża teściowa chciała odebrać mi córkę. Zaproponowała nawet, że mi za nią zapłaci”

Redakcja poleca

REKLAMA