„Po śmierci męża teściowa chciała odebrać mi córkę. Zaproponowała nawet, że mi za nią zapłaci”

Babcia z wnuczką fot. Adobe Stock, michaeljung
Czy to możliwe, by z wrednej egoistki stać się nagle czułą i kochającą babcią? Ja uwierzyłam w taką przemianę mojej teściowej. I to był błąd!
/ 08.06.2021 12:49
Babcia z wnuczką fot. Adobe Stock, michaeljung

Nie widziałam swojej teściowej od pogrzebu męża, czyli prawie dwa lata. Tysiące razy przysięgałam sobie, że jeśli kiedykolwiek spotkam tę kobietę, to odwrócę głowę i pójdę dalej! Nie zasłużyła sobie bowiem nawet na jedno moje spojrzenie po tym, jak po śmierci Jacka przestała się do mnie odzywać.

W sumie to bym jeszcze zniosła – i tak nigdy mnie nie lubiła. Ale co zawiniła wówczas trzyletnia Asia? Przecież to jej rodzona wnuczka! Krew z krwi jej syna! W głowie mi się nie mieściło, że teściowa w ogóle się nią nie interesuje. Cóż, trudno. Po pogrzebie męża zupełnie zniknęła z naszego życia.

Dlatego tak się zdziwiłam, kiedy pewnego razu zadzwoniła jak gdyby nigdy nic i zaczęła mnie wypytywać o moje życie, a przede wszystkim o swoją wnuczkę, pięcioletnią Asię.
– Stęskniłam się za nią – wyznała w końcu płaczliwym głosem.

Byłam naiwna, że jej wierzyłam

Jestem chyba naiwnym człowiekiem, bo jej ton faktycznie zmiękczył moje serce. Kiedy tylko usłyszałam, jak bardzo tęskni za Joasią, od razu łza zakręciła mi się w oku.
– To może mama do nas kiedyś przyjedzie z wizytą? – zaproponowałam. Przystała na to od razu i już w najbliższy weekend pojawiła się w naszym domu.

Przyjrzałam się jej z zainteresowaniem i stwierdziłam, że nic się nie zmieniła! Nadal była piękną, niespełna pięćdziesięcioletnią kobietą, elegancko ubraną, doskonale uczesaną, z dyskretnym makijażem. Jestem pewna, że na ulicy oglądał się za nią niejeden facet.

Pamiętam, że gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy, nie mogłam uwierzyć, że jest matką Jacka. Wprawdzie mój ukochany mnie uprzedził, że urodziła go w wieku 18 lat, ale nie spodziewałam się tak wystrzałowej babki!

Oczywiście od razu jej to powiedziałam, ale bynajmniej nie zaskarbiłam sobie tym jej sympatii. Nasze zaręczyny skomentowała jednym zdaniem:
– Mam tylko nadzieje, że nie zrobicie ze mnie zbyt szybko babci.
Nie wiem, czy dwa lata to było „zbyt szybko”, w każdym razie wyraźnie się na nas obraziła, że jednak obdarzyliśmy ją Joasią. Nigdy też jakoś specjalnie nie przepadała za wnuczką i raczej unikała z nią kontaktów. Wyglądało na to, że teraz może się to zmienić!

Kiedy patrzyłam, jak teściowa bawi się z Asią na dywanie, wszystkimi jej lalkami i misiami, z poświęceniem odgrywając zadane przez dziewczynkę role, pomyślałam, że może potrzebowała czasu, aby w końcu dorosnąć do roli, którą wyznaczył jej los? Do bycia stuprocentową babcią. Zaczęłam też zastanawiać się, czy nie zbyt surowo ją do tej pory oceniałam. W sumie została ciężko doświadczona odejściem syna. Może musiała przeżyć tę żałobę we własnym tempie, pogodzić się z Bożym wyrokiem i dlatego w ogóle się z nami nie kontaktowała?

Ludzie przecież różnie reagują na śmierć kogoś ukochanego. Niektórzy są wręcz bliscy szaleństwa i chcą całkowicie zerwać ze wszystkim, co im się kojarzy z tamtą osobą, bo inaczej ich życie przypomina stąpanie boso po rozbitym szkle. A że w tym wypadku „wszystko” to była także wnuczka? No, to trudno…

Teraz jednak moja teściowa, która zażyczyła sobie, abym mówiła do niej po imieniu – Ola – była zachwycona Joasią! Stwierdziła, że dawno nie spotkała tak uroczego i inteligentnego dziecka.
– Nie wiedziałam, co tracę, nie odzywając się do was tak długo, ale teraz wszystko się zmieni! – zapewniała mnie żarliwie.

Początkowo trudno mi było jej wierzyć, jednak szybko okazało się, że teściowa słowa dotrzymała! Od tego dnia stała się bowiem u nas bardzo częstym gościem i nigdy nie wpadała z pustymi rękami. Kupowała Asi prawdziwe tony kolorowych, reklamowanych w telewizji zabawek i modnych ubranek, tak że moja mała dziewczynka zaczęła wyglądać jak prawdziwa księżniczka.

Nie powiem, cieszyłam się z tego, bo po śmierci Jacka nie przelewało się u nas w domu i nie zawsze było mnie stać na coś nowego i ładnego dla córeczki. Asia często donaszała więc rzeczy po dzieciach mojej starszej siostry, a były to chłopięce ubrania, bo Ewa ma dwóch synków. Mojej kochanej dziewczynce zdecydowanie nie było do twarzy w granatowych bluzach z kapturem i w spodniach bojówkach.

Teściowej natomiast zawsze powodziło się całkiem nieźle, bo prowadziła liczne interesy. Głównie handlowe, w czym zawsze była dobra. Dlatego nie miałam wyrzutów sumienia, że wykosztowuje się na wnuczkę. Ważne było także to, że teściowa odciążyła mnie jeszcze w jednym względzie.

Kiedy Asia już się do niej przyzwyczaiła i pokochała ją dziecięcą szczerą miłością, mama Jacka zaczęła ją ze sobą zabierać – najpierw tylko na spacery lub na jakieś kukiełkowe przedstawienia i inne atrakcje. A potem nawet do siebie na noc!
– Przynajmniej sobie trochę odetchniesz – powtarzała.

Gdy poznałam Jacka, przeprowadziłam się do jego rodzinnego miasta i zostałam praktycznie bez rodziny i przyjaciół. Kiedy jeszcze żył mój ukochany mąż, nikt inny oprócz niego i córeczki nie był mi potrzebny. Gdy jednak odszedł, czasami samotność mi ciążyła. Poza tym byłam „uwiązana” do dziecka, więc nie tylko nie mogłam liczyć na zdobycie nowych przyjaciół, ale trudności nastręczało mi chociażby załatwienie różnych spraw na mieście, na przykład w urzędach.

Kiedy teściowa po raz pierwszy zabrała Joasię do siebie, aż się zdziwiłam ciszą panującą w mieszkaniu. Już zapomniałam, jak to jest, kiedy od człowieka nikt nic nie chce i można spokojnie wziąć długą kąpiel w pachnącej pianie albo poczytać sobie fajną książkę i nie gubić co chwilę wątku. Chociaż, oczywiście, tęskniłam za córeczką, gdy była u swojej babci, to był to jednak dla mnie prawdziwy relaks!

Joasia natomiast zawsze wracała od babci radosna jak skowronek, zadbana i obkupiona w różne rzeczy. Widać było, że jest jej tam dobrze. Taka sielanka trwała ponad rok, podczas którego moja była teściowa naprawdę bardzo zżyła się z wnuczką i zabrała ją nawet na dwutygodniowe wakacje. Sądziłam, że już zawsze będzie tak cudownie, czekała mnie jednak niemiła niespodzianka!

Ta kobieta zupełnie zwariowała!

Pewnego dnia dostałam pismo z sądu. Otworzyłam je bardziej zaciekawiona niż zaniepokojona, bowiem nie spodziewałam się niczego złego! A tu tymczasem powaliła mnie informacja, że… moja teściowa wystąpiła o pozbawienie mnie władzy rodzicielskiej! Argumentowała to tym, że po stracie męża nie zajmuję się należycie Asią. Jej zdaniem, zanim ona zainteresowała się wnuczką, Joanna była zaniedbana, wręcz obdarta.

„Wcześniej sytuacja dziecka była prawidłowa, bowiem zajmował się nim mój zmarły syn. Po jego śmierci dochodzi do rażących uchybień w wychowaniu dziewczynki. Tylko ja jestem w stanie zapewnić dziecku właściwe warunki. Od miesięcy wnuczka jest praktycznie na moim utrzymaniu, chodzę z nią do kina i teatru, wyjeżdżam na wakacje. W moim mieszkaniu ma swój pokój i zabawki” – pisała teściowa.

Do pozwu dołączyła plik rachunków na dowód tego, że mówi prawdę! I opinie szeregu osób – w większości jej sąsiadek i przyjaciółek, ale także wicedyrektorki przedszkola, do którego chodzi Asia. Teściowa czasami faktycznie odbierała z niego wnuczkę.
– Pani Wando, dlaczego pani to robi? Przecież to nieprawda, że nie zajmuję się dzieckiem! – zadzwoniłam od razu do niej, ale nie chciała ze mną rozmawiać, zasłaniając się tym, że ma prawo mieć własne zdanie.

Byłam w szoku. Niespodziewanie cała sytuacja, w której wyrodna babcia zaczęła być normalną babcią, obróciła się przeciwko mnie! Jak to się stało? Do naszego domu zaczęła przychodzić kuratorka, aby sprawdzać, jakie warunki ma dziecko i jak jest traktowane. Wydawała się miła, ale ja nagle przestałam wierzyć ludziom. Zaczęłam się bać, że stanie się najgorsze, czyli że teściowa odbierze mi dziecko!

– Kasiu, nie jest tak łatwo odebrać dziecko matce! – pocieszała mnie siostra, z którą rozmawiałam codziennie przez telefon, żeby podzielić się z nią swoimi lękami. – A poza tym pamiętaj, że jeszcze jesteśmy my, twoja rodzina i zaświadczymy, że jesteś wspaniałą matką.

Bardzo bałam się rozprawy w sądzie. Przyszłam sama, bo nie było mnie stać na adwokata. Tymczasem teściowa pojawiła się ze swoim, który wyglądał naprawdę groźnie. Byłam ledwo żywa ze zdenerwowania! Sprawa nie została rozstrzygnięta na pierwszej rozprawie, ani nawet na drugiej. Sąd zlecił badanie psychologiczne dziecka, cały czas miałam także na głowie kuratora. Sprawdzano, ile godzin spędzam w pracy i czy należycie dużo czasu poświęcam małej. W przedszkolu cofnęłam pozwolenie na zabieranie Asi przez teściową.

Na szczęście miałam za sobą wychowawczynie i dyrektorkę, której bardzo się nie podobała postawa jej zastępczyni. Poprosiłam więc ją na świadka i jej zeznania wydały się sądowi wiarygodniejsze. Sąd nie dopatrzył się ponadto żadnych uchybień w mojej macierzyńskiej trosce o dziecko. Uznał, że doskonale sobie radzę jako samotna matka, mimo naprawdę trudnej sytuacji po śmierci męża. Stwierdził także, że rolą babci jest rozpieszczanie wnuków, więc w działaniach mojej teściowej nie ma nic nadzwyczajnego. Po prostu ona spełnia swoje obowiązki, a ja swoje. I oddalił jej pozew.

Teściowa się wściekła, bo jest osobą, która nie umie przegrywać. Zagroziła mi, że to nie koniec jej walki o Asię.
– Nie możesz mi jej oddać? – zaproponowała w pewnym momencie, dopadając mnie na ulicy, gdy wracałam z pracy. – Po śmierci Jacka tylko ona mi została, a ty możesz mieć jeszcze wiele dzieci z innymi mężczyznami! Sowicie zapłacę, jeśli zrzekniesz się praw rodzicielskich! To ile chcesz za to dziecko?
– O ile wiem, handel dziećmi jest w Polsce nielegalny – stwierdziłam.
– Przecież nikt się nie dowie! – wypaliła jak prawdziwa handlara.
– Owszem, dowie się. Prokurator, jeśli pani nie zostawi mnie i Asi w spokoju! – wyciągnęłam z kieszeni komórkę z włączonym nagrywaniem.

Więcej jej już nie widziałam i do dzisiaj zachodzę w głowę, co odbiło tej kobiecie. Najpierw nie interesowała się wnuczką, potem zachciało jej się mieć dziecko tylko dla siebie, a na koniec znowu zniknęła z życia Asi. A mogła być po prostu zwyczajną, kochającą i kochaną babcią. 

Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem

Redakcja poleca

REKLAMA