„Przypadkowe spotkanie w pociągu uświadomiło mi, że żyłam w kłamstwie. Los postawił mi na drodze... biologicznego ojca”

Kobieta odnalazła ojca fot. Adobe Stock, mimagephotos
„Jak było w rzeczywistości, już się nie dowiem, nie mam od kogo. Przez długi czas, zanim poukładałam sobie to wszystko w głowie, było mi trudno. Nie raz myślałam, że wolałabym nie wiedzieć, jaka jest prawda, ale cóż. W końcu jednak zaakceptowałam ten fakt”.
/ 26.07.2022 21:30
Kobieta odnalazła ojca fot. Adobe Stock, mimagephotos

Podstawiony kwadrans przed odjazdem skład szybko się zapełniał. Miałam miejscówkę w drugim przedziale od wejścia, zaraz za przedziałem konduktorskim. Siedziałam pogrążona w myślach, ale docierały do mnie strzępki rozmów ludzi przechodzących w głąb wagonu. Niechcący podsłuchałam rozmowę babci z wnukiem. Kobieta narzekała, że ma miejsce w przedziale odległym od wyjścia i toalety…

Nie sądziłam, że on odmieni moje życie

Odchyliłam zasłonkę. Zobaczyłam starszą panią o kulach i towarzyszącego jej młodzieńca ze sporych rozmiarów walizką. Najwyraźniej tylko odprowadzał babcię na pociąg. Niewiele myśląc wstałam i zaproponowałam zamianę miejsc. Okazało się, że obie jedziemy do końcowej stacji.

– Bóg wynagrodzi cię, dziecko, za twoje dobre serce  – w głosie kobiety było tyle wdzięczności, że wręcz poczułam, iż podczas tej podróży i mnie spotka coś dobrego.

Do głowy mi nie przyszło, że to, co się wydarzy, wywoła rewolucję w moim życiu. I w rezultacie okaże się wspaniałe, choć na początku będzie bardzo trudne do przyjęcia. Moje nowe miejsce też było od strony korytarza.

Naprzeciwko mnie siedział mężczyzna mniej więcej w wieku mojego taty. Przywołany w myślach obraz ojca sprawił, że łzy stanęły mi w oczach, bo tata zmarł niespełna miesiąc temu. Wzięłam w pracy kilka dni urlopu i jechałam do swojej rodzinnej miejscowości, by uporządkować mieszkanie, obecnie już moje, zamknięte po śmierci taty na klucz.

Czekało mnie sporo pracy i zapewne trudnych emocjonalnie chwil, związanych z różnymi wspomnieniami. Aby odegnać te smutne myśli, wygrzebałam z torby książkę. Był to kryminał mojego ulubionego autora, który zaczęłam czytać poprzedniego wieczoru. Zauważyłam, że mężczyzna z naprzeciwka lekko się uśmiechnął.

– Świetny pisarz – powiedział i sięgnął do swojej walizki, wyjmując inny tytuł tego samego autora.

Oboje pogrążyliśmy się w lekturze.

– Znowu dałem się zaskoczyć i upadła moja koncepcja, kto jest zabójcą – mruknął w pewnym momencie.

– To chyba wiem, do którego zdarzenia pan dotarł. Tę książkę już czytałam i też dałam się zwieść. Dalej będzie jeszcze ciekawiej – powiedziałam ostrożnie, by niczego nie zdradzić.

Miałam cudownego tatę

Chwilę później w przedziale zrobił się ruch. Starsi państwo, którzy jechali z nami – dwie inne osoby wysiadły już wcześniej – zaczęli zbierać się do wyjścia, zdejmując z półek liczne bagaże. Mój współtowarzysz w lekturze zaoferował im pomoc, a ja poszłam sprawdzić, czy kobieta, na którą obiecałam mieć baczenie, czegoś nie potrzebuje.

Gdy zostaliśmy w przedziale tylko we dwoje, poczułam chłód. Instynktownie potarłam dłońmi ramiona. Mój sąsiad bezbłędnie odczytał mój gest.

– Podkręcę ogrzewanie – zaoferował, choć jemu było najwyraźniej ciepło, bo sweter z golfem, który miał wcześniej na sobie, leżał na siedzeniu obok.

Wstał i obracając się do mnie tyłem, wyciągnął rękę w kierunku tablicy z przyciskami. Podniosłam wzrok i… zamarłam. Przez głowę przemknęła mi myśl, która wydawała się absurdalna, ale przeszyła mnie niczym uderzenie pioruna.

– To niemożliwe – szepnęłam.

– Zaraz powinno być cieplej. W nowych składach można samemu regulować temperaturę – stwierdził mężczyzna, myśląc zapewne, iż uznałam, że klikanie w przycisk i tak nic nie da.

Machinalnie skinęłam głową ni to w geście zgody, ni podziękowania, wpatrując się w twarz mężczyzny, którego los dał mi za towarzysza podróży.

Czy raczej sama to zrobiłam, zamieniając się miejscami z tamtą kobietą… Przyjrzałam się jego oczom i ponownie odebrało mi dech, a owa absurdalna myśl zaczęła się rozrastać w mojej głowie. Niejako w obronie, sięgnęłam do torebki po przyciemnione okulary, których używam o każdej porze roku.

To nie może być prawda – przekonywałam samą siebie, zakładając je. Schowana na szkłami poczułam, że tracę poczucie rzeczywistości. Przed oczami miałam swojego ukochanego tatę i siebie jako kilkuletnią dziewczynkę.

To tata był zawsze dla mnie opoką, największym autorytetem, to on wspierał mnie w różnych trudnych chwilach, nie szczędząc nigdy dobrych słów. W przeciwieństwie do mamy, która była wobec mnie surowa, bardzo wymagająca i rzadko mnie chwaliła. Co i raz krzywiła się, że ojciec zbyt często mnie wyręcza.

– Ola od kilku lat chodzi do szkoły i zna litery – mówiła cierpko, gdy wieczorem siadał przy moim łóżku, by poczytać mi przed snem.

Czy to możliwe, że nie łączyły nas więzy krwi?

Ja książki kochałam i wręcz je połykałam, ale tata czytał mi na dobranoc te, które sam wybierał, co długo było naszym rytuałem. Dużo czasu spędzaliśmy razem również dlatego, że mama często wyjeżdżała na różne kursy i konferencje. Ale nie pamiętam, by jakoś szczególnie mi jej brakowało. Bo przecież miałam mojego, TATĘ.

Czy to możliwe, że nie łączyły nas więzy krwi? – huczało mi teraz w głowie z siłą wodospadu, a spod okularów wypłynęła łza.

– Czy coś się stało? Dobrze się pani czuje? – wyrwał mnie z rozmyślań głos sąsiada z pociągu.

– Mam oczy wrażliwe na zmianę oświetlenia – powiedziałam szybko, wcale przy tym nie kłamiąc.

Do pociągu wsiadałam przy deszczu ze śniegiem, potem wciąż były na niebie ciemne chmury, przez które akurat przebiło się słońce.

– To łączy nas nie tylko lektura – odparł on, wskazując na leżące na półce swoje okulary przeciwsłoneczne, których nie założył, bo siedział w kącie, do którego słońce jeszcze nie dotarło. – Próbowałem opuścić roletę, ale się zacięła – dodał przepraszająco, widząc wstrząsający mną dreszcz.

Pod pozorem zwykłej rozmowy, zaczęłam wypytywać mężczyznę o różne rzeczy: dokąd jedzie, skąd pochodzi, jaką szkołę skończył, zahaczyłam nawet o rodzinę. Opowiadał o sobie chętnie, z pasją gawędziarza. I dopiero gdy zapytałam, czy znał moją mamę, wymieniając jej imię i nazwisko, wyraźnie się speszył.

– Dlaczego pani pyta? – spojrzał na mnie z zakłopotaniem.

Już planuje, gdzie zabierze wnuka

Niewiele myśląc, powodowana impulsem, ściągnęłam bluzę z golfem i podnosząc do góry włosy, obróciłam się tak, by mógł zobaczyć mój kark. Mam na nim znamię o bardzo charakterystycznym kształcie, które zawsze skrzętnie ukrywałam pod golfami lub bluzkami z wyższym kołnierzykiem.

Gdy on wcześniej regulował ogrzewanie, zobaczyłam identyczne znamię, w tym samym miejscu. To ono wywołało lawinę w mojej głowie.

– I proszę spojrzeć mi w oczy – dodałam, zdejmując okulary.

Teraz on wyglądał, jakby poraził go piorun, a zielone cętki jego bursztynowych tęczówek – takich samych jak moje – przybrały barwę szmaragdu. Milczał przez dłuższą chwilę, a potem powiedział cicho:

– W liceum jak wariat kochałem się w Zosi… pani mamie. Była najcudowniejszą dziewczyną w szkole… Ona jednak wybrała innego.

Tak, wybrała mojego tatę! – krzyknęło coś we mnie. Siedzieliśmy przez dłuższą chwilę w milczeniu, oboje bojąc się odezwać.

– Czy pani mama…?

– Mama nie żyje od dziesięciu lat, zmarła na raka – odpowiedziałam na pytanie, którego nie zadał, bo przecież nie wiedziałam, o co chciał zapytać.

Znowu zapadło milczenie.

– Spotkaliście się później? – wykrztusiłam wreszcie, bezwiednie używając formy „wy”.

– Tak, jeden, jedyny raz. Byłem wtedy jeszcze studentem, a jednocześnie pracowałem już w firmie zajmującej się organizacją szkoleń. Zosia… eee… pani mama przyjechała na jedno z nich. Kiedy… kiedy się pani urodziła? – jego głos drżał.

Właśnie poznałam swojego biologicznego ojca

Od czasu tej znamiennej podróży minęły trzy lata. Wielokrotnie potem zadawałam sobie pytanie, czy mój tata wiedział lub domyślał się prawdy. Może podskórnie czuł, że „nie jestem jego”, i dla przeciwwagi był cudownym ojcem? – kombinowałam.

Jak było w rzeczywistości, już się nie dowiem, nie mam od kogo. Przez długi czas, zanim poukładałam sobie to wszystko w głowie, było mi trudno. Nie raz i nie dwa myślałam, że wolałabym nie wiedzieć. W końcu jednak zaakceptowałam ten fakt.

Miałam najlepszego tatę na świecie i nic tego nie zmieni, uśmiechnęłam się któregoś dnia w myślach do siebie i swoich nieżyjących rodziców. Poczułam ulgę. Potem nawiązałam bardziej serdeczny kontakt z biologicznym ojcem. Co prawda nie mówię do niego „tato” (zwracamy się do siebie po imieniu), ale jest on obecny w moim życiu i mogę na niego liczyć, o czym zdążyłam się już przekonać.

– Miała rację tamta kobieta z pociągu, z którą zamieniłam się miejscami, że spotka mnie coś dobrego – powiedziałam ostatnio do męża (jakiś czas temu wyszłam za mąż), rozpamiętując tamto zdarzenie.

Niedługo sama zostanę mamą. Mój syn, wiem już, że urodzę syna, będzie miał z pewnością wspaniałego dziadka. Mój biologiczny ojciec, który nie ma innych dzieci oprócz mnie – córki, o istnieniu której nic wcześniej nie wiedział – już snuje plany, gdzie zabierze wnuka i co będą razem robić, gdy ten tylko trochę podrośnie. Jednym słowem, wyszło na dobre!

Czytaj także:
„Starszy pan dał nam lekcję człowieczeństwa. Stanął w obronie chłopaka, podczas gdy każdy chował nos w telefonie”
„Sąsiadka uratowała mi życie. Teraz mi wstyd, że wytykałam ją palcami. To dobra dziewczyna, a ja ją tak skrzywdziłam”
„Sądziłam, że sukces to ciężka praca, pieniądze, łzy i nieprzespane noce. W porę zrozumiałam, że przez to tracę życie”

Redakcja poleca

REKLAMA