„Przypadek podarował i odebrał mi narzeczoną. Dorota spowodowała wypadek, przez który nie umiem na nią patrzeć normalnie”

Kobieta, która spowodowała wypadek fot. Adobe Stock, flowertiare
„Widziałem przerażenie na twarzy ukochanej, gdy wciskała pedał hamulca. Fiat jednak i tak wjechał na przejście dla pieszych i uderzył dziecko. Nietrudno się domyślić, że po wieczorku panieńskim Dorota do najtrzeźwiejszych nie należała. Straciła moje zaufanie”.
/ 22.03.2022 14:29
Kobieta, która spowodowała wypadek fot. Adobe Stock, flowertiare

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak ważna bywa czasem jedna chwila? Parę sekund, które mogą wszystko zmienić... Obserwowałem takie chwile w życiu innych. Ale nie sądziłem, że kiedyś i mnie dopadną. Naiwnie myślałem, że moja życiowa droga będzie prosta, nieskomplikowana i nic nieprzewidzianego mi się nie przydarzy. Myliłem się.

Dorotę poznałem trzy lata temu. Był ostatni dzień lipca, strasznie gorący i parny, nic więc dziwnego, że ciągle chciało mi się pić. Zatrzymałem samochód w pobliżu małego sklepu warzywnego, nad którym wisiała reklama coca-coli. Poprosiłem o małą butelkę zamykaną na kapsel.

– Otworzyć? – zapytała dziewczyna zza lady.

– Tak, jeśli można – poprosiłem, sięgając po portfel.

W środku znalazłem tylko banknot stuzłotowy, a dziewczyna nie miała jak wydać. Podała mi otworzoną butelkę. Powiedziała, że zaraz rozmieni i poszła do drogerii obok. Po dwóch minutach wróciła z policjantem.

Przez godzinę musiałem się tłumaczyć

– To banknot tego pana – powiedziała, wskazując mnie palcem.

– Dowód tożsamości poproszę – powiedział glina i spojrzał na mnie surowo.

Okazało się, że pieniądze były fałszywe. Zauważył to sprzedawca w drogerii. Chciał je oddać dziewczynie, ale traf chciał, że w kolejce stał policjant. Spisał moje dane i powiedział, że nazajutrz mam przyjść na komisariat złożyć wyjaśnienia. Dziewczyna też, jako świadek.

Przyjechałem punktualnie o ósmej, a ona już czekała. Za to nie było policjanta, który miał spisać nasze zeznania. Minęła godzina, druga, trzecia. Po czwartej znaliśmy już swoje życiorysy, upodobania, a nawet choroby, które przeszliśmy w dzieciństwie.

Dziewczyna miała na imię Dorota, skończyła właśnie 25 lat i dwa semestry polonistyki. Na więcej nie mogła sobie pozwolić, bo musiała iść do pracy. Rozmawiało mi się z nią tak dobrze, że poczułem coś na kształt rozczarowania, kiedy wreszcie, po prawie pięciu godzinach, zjawił się opieszały policjant
i wezwał do siebie Dorotę.

Wyszła po dziesięciu minutach i od razu poproszono mnie. Przez godzinę musiałem się tłumaczyć. Skąd mam banknot, z jakiego bankomatu najczęściej korzystam, czy byłem karany, czy mam rachunek osobisty, czy mieszkam sam, gdzie pracuję, czy często jeżdżę za granicę, czy mam rodzeństwo itp.
Gdy śmiertelnie wymęczony wyszedłem, ze zdziwieniem i radością zobaczyłem, że w poczekalni nadal siedzi Dorota.

– Bałam się, że już nie zajrzysz do mojego sklepiku, a przecież nie zapłaciłeś mi wtedy za colę – zażartowała.

Zaprosiłem ją na obiad. Spędziliśmy ze sobą kolejne dwie godziny, a wciąż jeszcze mieliśmy ochotę na dalszą rozmowę. Zaproponowałem więc spacer. Wręczyłem kelnerce zapłatę i już podnosiłem się
z miejsca, lecz Dorota chciała wziąć ciastko na wynos, podeszła do baru.

Po chwili wróciła, usiadła obok i wtedy stało się coś, co odjęło mi mowę. Przyszła kelnerka i kładąc na stoliku banknot, powiedziała:

– Te pana pieniądze są fałszywe.

Aż zaschło mi w gardle z przerażenia

Coś tam zacząłem tłumaczyć, ale Dorota nagle parsknęła śmiechem.

– To był żart! Nie spinaj się tak – chichotała, patrząc na moją osłupiałą minę.

„Wariatka!” – pomyślałem i poczułem, że chciałbym tę wariatkę poznać bliżej.

Trzy tygodnie później przeprowadziła się do mnie. Przywiozła ze sobą walizkę ubrań, żelazko, suszarkę do włosów i pudło z książkami. Cały swój dobytek. Nigdy nie sądziłem, że może mi być z kimś tak dobrze jak z Dorotą.

Rozumieliśmy się bez słów, a mimo to ciągle mieliśmy sobie coś do powiedzenia. Wstawała uśmiechnięta i uśmiech nie schodził jej z twarzy przez cały dzień. Nawet kiedy ją całowałem, to miałem wrażenie, że jej usta uśmiechają się do mnie. Zdecydowanie zaczynałem czuć coś więcej... I ona do mnie chyba też.

– Jesteś moim szczęściem – mówiła.

To doprawdy miłe uczucie mieć świadomość, że jest się czyimś szczęściem. Te pierwsze miesiące były istną sielanką. Gdy wspólnie robiliśmy śniadanie, ocierała się o mnie jak rozespana kotka. Potem odwoziłem ją do pracy, a ona stała na chodniku i codziennie machała mi ręką, czekając aż zniknę za zakrętem.

Na wieczory czekaliśmy z utęsknieniem, tak jakbyśmy się nie widzieli przynajmniej przez tydzień. Wszystkie codzienne kłopoty przestawały mieć znaczenie. Żyliśmy beztrosko jak dzieci. Budziliśmy się pocałunkami i z pocałunkami zasypialiśmy.

– Jesteś moją miłością – mówiłem.

– Jesteś moją miłością – odpowiadała mi zawsze niczym echo.

Dokładnie w rocznicę naszego poznania się poprosiłem ją o rękę. Byłem absolutnie pewien, że to właśnie z nią pragnę spędzić resztę mojego życia.

– Długo z tym zwlekałeś! – odparła ze śmiechem i rzuciła mi się na szyję.

Termin ślubu wyznaczyliśmy na ostatni dzień sierpnia, w moje 35. urodziny.

– Będziesz moim najwspanialszym prezentem! – cieszyłem się.

– Nie, to ty będziesz moim najwspanialszym prezentem! – zaśmiała się, podskakując z radości jak dziewczynka.

15 sierpnia kupiła suknię ślubną, którą z dumą powiesiła obok mojego garnituru. Zaplotłem rękaw jej sukni wokół rękawa swojej marynarki. 18 sierpnia odbył się mój wieczór kawalerski. Szczerze mówiąc, miałem po nim lekkie wyrzuty sumienia. Chłopaki zaprosili striptizerkę, którą po pijaku trochę obmacywałem. Ale tylko trochę!

Nazajutrz z kolei Dorota miała swój wieczór panieński. Pojechała moim samochodem. Miała wrócić po południu na drugi dzień. Cały czas myślałem o tamtej striptizerce. Czy i dziewczyny zaproszą jakiegoś faceta? Czy Dorota będzie go dotykać? Byłem tak zazdrosny, że przez całą noc nie zmrużyłem oka. Wyobrażałem sobie jej małe dłonie, które wędrują po ciele umięśnionego faceta...

Zadzwoniłem o świcie.

– Byłaś grzeczna?

– Tak, ale za dużo wypiłam i teraz potwornie boli mnie głowa – usłyszałem w słuchawce jej rozespany głos.

– Po ślubie zabronię ci pić. Tęsknię.

– Tęsknię – odpowiedziała mi jak echo.

Myślałem, że przyjedzie po południu

Dlatego idąc rano po bułki do sklepu, zdziwiłem się na widok naszego samochodu wyjeżdżającego zza zakrętu. A potem nadeszła TA chwila... Dorota mnie zobaczyła i uśmiechnęła się promiennie dokładnie w tym samym momencie, w którym na jezdnię wjechało rowerem dziecko z tornistrem na plecach.

Widziałem przerażenie na twarzy ukochanej, gdy wciskała pedał hamulca. Fiat jednak i tak wjechał na przejście dla pieszych i uderzył dziecko z taką siłą, że poleciało w górę jak wystrzelone z procy.
Karetka przyjechała po kilku minutach, tuż za nią policja. Pierwsze, co zrobił policjant, to wyciągnął alkomat.

Nietrudno się domyślić, że po wieczorku panieńskim Dorota  do najtrzeźwiejszych nie należała. Miała ponad pół promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Została zabrana na komisariat i ze względu na stan dziecka tymczasowo aresztowana.

Jest szansa, że dziecko przeżyje. Wówczas moja narzeczona dostanie wyrok w zawieszeniu. W przeciwnym razie trafi do więzienia. Adwokat mówi, że na długo. To było tych kilka sekund. Chwila, która zmieniła wszystko w naszym życiu. Nie wierzymy w takie chwile, ale one się zdarzają. Mogą się zdarzyć każdemu z nas.

– Jesteś moją miłością – mówię Dorocie, lecz nie odpowiada mi już echo...

Czytaj także:
„Bałam się, że siostra uwiedzie mi faceta. Tymczasem stało się coś dużo gorszego. Rozbiła całe moje narzeczeństwo”
„Nagły udar zniszczył moje życie. Obsesyjnie ćwiczyłam, ale wiedziałam, że już nigdy nie odzyskam pełnej sprawności”
„Przed ślubem córki poszłam na solarium, a chwilę wcześniej wybielałam wąsik. Efekt? Najadłam się wstydu na weselu”

Redakcja poleca

REKLAMA