Ślub mojej ukochanej córki był piękny, zdjęcia są cudowne… No, nie wszystkie. Niektóre mam ochotę porwać na strzępy.
– Wesele w zimie?! Pogoda okropna, wydekoltowanej sukni włożyć nie można, cera blada, włosy matowe – wyliczała ciotka z niesmakiem. – A może ona musi?! Powiedz, Hanka, Ewunia jest w ciąży?
– Nie jest w ciąży! – aż się we mnie zagotowało na takie insynuacje. – Po prostu chcą z narzeczonym wziąć ślub zimą, bo im tak wygodnie, i już!
– Ale zimą to nieekonomicznie! – upierała się staruszka. – Alkoholu więcej wychodzi, bo zanim człowiek się rozgrzeje, zanim mu do głowy pójdzie… Inaczej niż latem, w upał, gdy wystarczy parę kieliszków.
– Ciocia da spokój! – zaczęłam polubownie. – Co tam pieniądze, najważniejsze przecież, że młodzi się kochają. A alkoholu nikt nikomu wyliczał nie będzie, niech piją na zdrowie!
Kilka minut i od razu cera się poprawi
Ale z tą cerą to ciocia miała rację… Kiedy tak na siebie patrzyłam w lustrze, to nie mogłam oprzeć się przekonaniu, że lepiej wyglądałam latem.
– A mam jasnoszarą sukienkę ze srebrnymi nićmi! – westchnęłam.
Kiedy ją wybierałam pod koniec sierpnia, wydawała mi się szczytem elegancji i wyrafinowania. Świetnie komponowała się z moją cerą, sęk w tym, że wtedy była to cera opalona… Teraz suknia tylko podkreślała moją bladość i worki pod oczami. Nawet zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy nie kupić sobie nowej kreacji, ale za co? Nie śpię przecież na pieniądzach.
– A właściwie co ci szkodzi pójść do solarium? – zapytała mnie w końcu koleżanka, kiedy przez kolejny dzień wylewałam w biurze swoje żale. – Nie masz pojęcia, jak taka dawka słońca zimą poprawia samopoczucie. Wiem, co mówię, bo przecież wypróbowałam to na własnej skórze.
– A ja myślałam, że ty używasz takiego ciemnego pudru! – wykrzyknęłam, patrząc na skórę koleżanki.
– Pudru też – zgodziła się. – Ale solarium to podstawa! Pięć seansów po kilka minut i poczujesz się jak nowo narodzona. A twoja cera odzyska blask! – stwierdziła Iwona, zupełnie jakby cytowała gazetę dla kobiet.
„Może warto? – zastanawiałam się. – Niby piszą, że krótkie wizyty w solarium nie szkodzą, a wręcz pomagają. Leczą depresję spowodowaną brakiem słońca, choroby skóry”. Tych ostatnich wprawdzie nie miałam, ale co do depresji… Komu jest wesoło, gdy za oknem ciemno?
W końcu, wracając z pracy, wstąpiłam do osiedlowego solarium. Miła dziewczyna oceniła, że mam dość ciemną cerę, i dobrała mi odpowiednie kosmetyki do opalania.
– Na początek wystarczy pięć minut – powiedziała.
Przyznam, że miałam obawy, kiedy zamykałam się w kapsule, ale potem okazało się, że czuję się rewelacyjnie!
– Czy zdążę się opalić na ślub córki? – zapytałam, wychodząc.
– A kiedy jest? Dopiero za dwa tygodnie? Oczywiście, że tak – oceniła kosmetyczka. – Jeśli skóra nie będzie zaczerwieniona, to proszę przyjść nawet za dwa dni.
No to przyszłam. A potem za kolejne dwa dni i znowu za następne. Na efekty nie musiałam długo czekać.
– Świetnie wyglądasz! Kupiłaś nowy krem? – zapytała mnie przyjaciółka, a i mąż zauważył, że odmłodniałam.
Im jestem starsza, tym bardziej go widać
Niestety, po kolejnej wizycie w solarium zaczęła mnie piec skóra na twarzy, a konkretnie pod nosem. Już wieczorem była zaczerwieniona, a rano jakby napuchła!
– Co ci się stało? – pytały mnie w pracy koleżanki jedna przez drugą.
– Nie wiem, nie mam pojęcia – jęknęłam. – Może to jakaś alergia?
Głupio było mi przyznać się, że dwa dni wcześniej usuwałam wąsik! Mam go, odkąd zaczęłam dojrzewać, już taka moja „hiszpańska” uroda. A im jestem starsza, tym bardziej go widać. Kiedyś go depilowałam, a nawet goliłam! Ale gdy przekonałam się, że to tylko wzmacnia włoski, przerzuciłam się na krem wybielający.
– Używałaś kremu, a potem poszłaś na solarium? – Iwona, której w końcu zwierzyłam się ze swojego problemu, aż złapała się za głowę. – To ty nie wiesz, że tak nie wolno? Te kremy są przecież fotouczulające!
– Foto co? – nie zrozumiałam.
– Kobieto, po prostu się poparzyłaś! Nie mówiła ci pracownica solarium, że jeśli stosujesz wybielacz, to nie możesz się opalać?
Może i mówiła…
Moja głuchota i głupota miała przykre konsekwencje. Na ślubie własnej córki miałam pod nosem ranę i strupki, których nie sposób było zatuszować żadnym korektorem. Na wszystkich zdjęciach wyglądam więc, jakbym nosiła ciemne wąsy niczym muszkieter. Baba z wąsami… Co za wstyd!
Czytaj także:
„Był milionerem, a na porzuconego syna nie płacił ani grosza. Dzieciak dorósł i paskudnie się na nim zemścił”
„Mam męża i dzieci, ale wciąż wzdycham do licealnej miłości. Wystarczy jedno słowo, a rzucę dla niego wszystko”
„Stawałam na rzęsach, żeby zadowolić Adama, a on zwyzywał mnie od egoistek. Krytykował nawet moją seksowną bieliznę”