„Przynieś, wynieś, pozamiataj. Dla rodziców i braci byłam służącą. Zdziwili się, gdy się wyprowadziłam i zarośli brudem”

smutna kobieta obowiązki fot. Getty Images, Jamie Grill
„Przeszkadza mi to, co dzieje się w naszym domu. Wiecznie tylko ja muszę się uginać pod ciężarem obowiązków. Tymczasem Kamil i Marcin żyją tak, jakby dalej mieli po trzynaście lat. Czy nie mogą nauczyć się odpowiedzialności? W ten sposób nigdy nie wyrosną na dobrych i normalnych facetów”.
/ 18.08.2023 17:30
smutna kobieta obowiązki fot. Getty Images, Jamie Grill

Jako dwudziestoparoletnia kobieta niestety wciąż byłam zmuszona mieszkać w domu rodzinnym, podobnie jak moi młodsi bracia. Razem z rodzicami żyło się nam w teorii bardzo dobrze.

W końcu zawsze mieliśmy wszystko, czego było nam potrzeba, a sam budynek był spory i, wraz z przestronnym ogrodem, dawał poczucie wolności. Ale nie wszystko wyglądało tak kolorowo. Zrzucano na mnie większość obowiązków. W końcu się zawzięłam i postanowiłam zmienić swoje życie na lepsze.

Czułam się wykorzystywana

Od najmłodszych lat czułam na swoich barkach ciężar większej odpowiedzialności. Zrzucano na mnie większość obowiązków domowych, nie tylko te związane z utrzymaniem porządku, ale także opieką nad moimi młodszymi braćmi. To ja musiałam odrabiać lekcje z nimi, gotować obiady, a już jako osoba z prawem jazdy  –  zawozić ich na różne zajęcia.

Moi rodzice nie wydawali się zbyt zainteresowani moimi potrzebami czy marzeniami.

— Aniu, to ty jesteś ta starsza, więc musisz być bardziej odpowiedzialna — mówiła mi mama i to zdanie o odpowiedzialności połączonej z wiekiem, na zawsze zapisało się w mojej świadomości.

— Okaż trochę wdzięczności — prosił tato. — Tyle dla was robimy, chcemy, żebyś chociaż trochę nas odciążyła przy chłopcach.

Początkowo tłumaczyłam to sobie tym, że ja byłam „tą starszą siostrą”. Bardziej odpowiedzialną, mądrzejszą, opiekuńczą względem rodzeństwa. Ale po pewnym czasie zauważyłam, że nawet w miarę dojrzali chłopcy (mieli po piętnaście, szesnaście lat) nie robią wokół siebie absolutnie nic. Ciągle ich wyręczałam!

Służąca we własnym domu

Apogeum problemu nastąpiło, gdy poszłam na studia i zaczęłam pierwszą w życiu pracę. Mimo że byłam już dorosłą osobą z własnymi obowiązkami, planami i trybem dnia, musiałam wciąż dostosowywać się do wymogów rodzinnego domu. W międzyczasie moi pełnoletni już bracia, Marcin i Kamil, prowadzili beztroskie życie, grając całe dnie w gry komputerowe i spotykając się ze znajomymi.

Tymczasem ja, po skończonych zajęciach, musiałam wyprowadzić psa, odkurzyć i posprzątać bałagan w kuchni, który pozostawiali bracia. Mieli ten nieznośny nawyk, że zanosili do swoich pokojów talerze i kubki, a zużyte naczynia oddawali z powrotem do zlewu, ale już zapominali się tym zająć. Wiele razy prosiłam ich o to, żeby po sobie posprzątali, ale za każdym razem rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

— Zaraz, już kończę.

— Ostatnio też tak mówiłeś, Kamil. A potem talerze leżały po pięć godzin, dopóki nie wrócili rodzice i kto miał przerąbane? Oczywiście ja.

— Nie przesadzaj, siostra. To im się postaw i tyle.

— Łatwo ci mówić. Praktycznie nie wychodzisz ze swojej dziupli, a rodzice boją się tobie cokolwiek powiedzieć.

Kamil odpowiedział na to trzaśnięciem drzwiami. I tyle z mojej „fantastycznej” relacji z rodzeństwem. Powiem wprost: czułam się jak służąca w swoim własnym domu.

Postanowiłam się zbuntować

Postanowiłam poruszyć tę drażliwą kwestię przy kolejnej rodzinnej kolacji, ale zadbałam o to, żeby Marcina i Kamila akurat nie było wtedy w domu. Pomyślałam: „Teraz albo nigdy. Kawa na ławę”.

— Mamo, tato, chciałabym poważnie z wami o czymś porozmawiać. Przeszkadza mi to, co dzieje się w naszym domu. Wiecznie tylko ja muszę się uginać pod ciężarem obowiązków. Tymczasem Kamil i Marcin żyją tak, jakby dalej mieli po trzynaście lat. Czy nie mogą nauczyć się odpowiedzialności? W ten sposób nigdy nie wyrosną na dobrych i normalnych facetów.

Rodzice spojrzeli na mnie dość dziwnie. W końcu odezwał się tato.

— Po pierwsze, bardzo nam przykro, że uznajesz nasz dom rodzinny za miejsce pełne przykrych obowiązków. Wszyscy tu żyjemy i musimy nauczyć się współegzystować na podobnych zasadach. Każdy chciałby mieszkać za darmo i o nic się nie martwić, ale tak to nie działa.

„Aha, zatem znowu mówicie tylko o sobie, a nie o moich potrzebach— pomyślałam. — Poza tym czemu moi bracia w zasadzie mieszkają tu za ładne oczy? Czyżby te zasady były wybiórcze?.

— Po drugie — kontynuował ojciec — Aniu, przecież nie jesteśmy ślepi na to, co się dzieje w domu. Zawsze jesteś odpowiedzialna i sumienna, a my doceniamy, ile dla nas robisz.

Mama kiwnęła głową na potwierdzenie tych słów.

— Dziękuję za uznanie dla mojej pracy, ale to nie jest tylko o tym. Chodzi o to, że Kamila i Marcina trzeba nauczyć, że życie to nie tylko zabawa i beztroska. Muszą wziąć odpowiedzialność za swoją część obowiązków, nie sądzicie? Sprawa talerzy i kubków to tylko jeden z wielu przykładów. Co oni robią w tym domu?

— To nie są żadne wyliczanki, Ania, już przestań tak wszystko kalkulować jak rachmistrz.

— O czym wy mówicie! — krzyknęłam oburzona. — W ogóle nie obchodzi was moje zdanie? To, jak ja się z tym wszystkim czuję?! Czy to w ogóle się nie liczy? — łzy napłynęły mi do oczu i ledwo mówiłam.

Potem zaczęło się dalsze mydlenie oczu i odwracanie kota ogonem. Mama twierdziła, że nie możemy zrzucać na moich braci wszystkiego od razu. Tato mówił coś o braku wdzięczności za dach nad głową. Po tym wszystkim stwierdziłam, że to nie ma sensu. Że to walka z wiatrakami i nic więcej.

Miałam plan, by się od nich uwolnić

W końcu nadszedł ten moment, kiedy postanowiłam zrobić pierwszy, ale za to bardzo odważny krok w kierunku zmiany. Zawzięłam się i zdecydowałam, że muszę odnaleźć lepszą pracę i wyprowadzić się z tego opresyjnego środowiska. Szukałam szansy, wysyłałam CV na różne stanowiska i uczestniczyłam w licznych rozmowach kwalifikacyjnych.

Po wielu trudach i niepowodzeniach, w końcu udało mi się zdobyć zatrudnienie w firmie, która doceniła moje umiejętności i dała mi szansę rozwoju. To było niesamowite uczucie, kiedy po raz pierwszy poczułam, że moja praca ma znaczenie i jest doceniana.

Postawiłam wszystko na jedną kartę. Zebrałam całe moje oszczędności, wzięłam kredyt i zdecydowałam się kupić małą kawalerkę w innym mieście. Chciałam zacząć wszystko od nowa, z dala od rodziny, która mnie wykorzystywała.

Kiedy przeprowadziłam się do swojego własnego nowego lokum, po raz pierwszy w życiu poczułam, że w końcu odzyskałam kontrolę nad swoim życiem. Doceniałam wolność i spokój, których wcześniej mi brakowało. Oczywiście, czasem tęskniłam za młodszymi braćmi i za rodzicami, ale zdawałam sobie sprawę, że muszę teraz dbać przede wszystkim o swoje własne szczęście i spełnienie.

Ta decyzja, choć trudna, okazała się najlepszą rzeczą, jaką mogłam zrobić dla siebie. Postanowiłam sobie, że już nigdy nie dam się tak wykorzystywać. Teraz mogłam pracować na osiągnięcie swoich celów, rozwijać się jako osoba i być szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Byłam gotowa na nowy rozdział na własnych warunkach.

Takie całkowite przewartościowanie priorytetów okazało się ryzykowne, ale też zbawienne w skutkach. Ostatecznie, znalazłam równowagę między zachowaniem zdrowych relacji rodzinnych a zapewnieniem sobie własnej niezależności i spełnienia. Z bliskimi widzę się tylko okazyjnie. Święta, urodziny, jubileusze. Od czasu do czasu zadzwonię czy napiszę, ale... to tyle. Oni muszą zrozumieć, jak bardzo mnie zranili. Mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi, a ja będę mogła wrócić na dawne tory.

Czytaj także: 
„Rodzice zawsze faworyzowali moją siostrę, a ona perfidnie to wykorzystywała. Była księżniczką, a my jej sługami”
„Rodzice zawsze faworyzowali moją siostrę, a ona perfidnie to wykorzystywała. Była księżniczką, a my jej sługami”
„Córka i zięć traktowali babcię jak darmową służbę. Była zmęczona i schorowana, a oni ją wykorzystywali bez litości”
 

Redakcja poleca

REKLAMA