„Przyłapałem teścia na figlach z panienką. Teraz tak trzęsie portkami na mój widok, że je mi z ręki”

Zadowolony mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Westend61
„Koledzy przestrzegali mnie przed mieszkaniem z teściami. Myślałem, że przesadzają, ale mieli rację. Ojciec mojej Antosi był naprawdę wredny. Ale całkiem przypadkiem znalazłem na niego sposób. Teraz mam go w garści i mam święty spokój”.
/ 18.09.2023 20:45
Zadowolony mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Westend61

Po ślubie z Antoniną zamieszkaliśmy w domu teściów. Własnego mieszkania jeszcze nie mieliśmy, a rodzice Antosi mieszkali sami w dużym domu na przedmieściach.

Co prawda nie uśmiechało mi się takie rozwiązanie, bo chciałem, żebyśmy od razu byli samodzielni, ale żona nalegała.

– To na początek naprawdę najlepsze rozwiązanie – przekonywała. – Łatwiej nam będzie odłożyć na własne mieszkanie, przecież tu nie będziemy musieli płacić. No i mama jakby co pomoże przy dzieciach…

– Jesteś w ciąży? – zdziwiłem się.

– Nie, no ale kiedyś będę… – odpowiedziała.

Mieszkanie u teściów to mogiła

Zgodziłem się bez oporów. Byłem tak wpatrzony w swoją Antosię, że nie zawracałem sobie głowy drobiazgami. Dobrze wiedziała, że będzie tak, jak ona zechce, bo zawsze zgadzałem się na wszystko, co zaproponowała.

Koledzy przestrzegali mnie, że nie ma nic gorszego niż mieszkanie z teściami. A najgorzej, jeśli mieszkasz u teściów – to już mogiła.

– Ale rodzice Tośki to bardzo mili ludzie – próbowałem oponować. – Cisi, spokojni, nie wadzą nikomu. Oni bardzo kochają córkę. A my będziemy mieli oddzielne mieszkanie na piętrze.

– Z oddzielnym wejściem? – spytał Marek.

– Nie, wejście jest jedno, wspólne – odparłem.

– Zadbaj o to,  żebyś przynajmniej miał własne klucze – radzili koledzy.

– Jasne – odpowiedziałem, choć byłem absolutnie pewien, że przesadzają, żeby mnie nastraszyć. Anegdoty o teściowych i teściach należą przecież do tych z najdłuższą brodą.

Przez pół roku wszystko było jak w bajce. Antosia szczęśliwa, że mieszka w rodzinnym domu, ja zadowolony, bo ona zadowolona – po prostu sielanka.

Któregoś razu wracałem bardzo późno z pracy, było już grubo po północy. Prowadzę zakład usługowy, naprawiam urządzenia i sieci elektryczne. Mieliśmy do usunięcia poważną awarię w piekarni. Trzeba było pracować do późna, by piekarnia mogła wznowić pracę. Byłem zmordowany jak nieszczęście i jedyne, o czym marzyłem, to położyć się obok Antosi i zasnąć.

Najciszej, jak umiałem, starałem się otworzyć drzwi wejściowe, niestety – nic z tego. Ktoś zostawił klucz z drugiej strony. Nie wiedziałem, co robić. Antosia na noc zawsze wycisza komórkę, więc budzenie jej telefonem nie miało sensu. Nie chciałem dzwonić do drzwi, bo to byłaby pobudka dla wszystkich domowników. Delikatnie zastukałem, jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz… Gdy już miałem zrezygnować, usłyszałem głos teścia:

– Kogo to niesie po nocy?

– To ja, Piotrek. Ktoś zostawił klucz w zamku, nie mogę otworzyć – tłumaczyłem się przez drzwi teatralnym szeptem. Po chwili usłyszałem trzask otwieranego zamka.

– Gdybyś wracał jak człowiek o przyzwoitej godzinie – narzekał teść – to nie byłoby kłopotu. To porządny dom i tu nikt po nocy się nie szwenda!

– Ale tato – próbowałem coś powiedzieć – ja z pracy, mieliśmy awarię…

– Do kitu taka praca, gdy cały dom trzeba na nogi stawiać. To skandal jest! – narzekał teść.

– Trzeba było klucza w zamku nie zostawiać – warknąłem – tobym wszedł po cichu.

– To mój dom i klucz też mój – teść miał ochotę na dalsze „nauki”, ale szybko wszedłem na piętro i zamknąłem za sobą drzwi. Słyszałem, że gadał jeszcze do siebie dłuższą chwilę. Ojciec Antoniny, całe życie przepracował w fabryce wyrobów metalowych przy obrabiarce. Był bardzo dumny ze swego zajęcia. Teraz już od dawna był na emeryturze, ale wciąż uważał się za robotnika.

Kiedyś to było...

– Ja jestem robotnikiem i mój ojciec też był robotnikiem – mawiał. – My ciężko pracowaliśmy, ale rodzinie niczego nie brakło. Praca w fabryce to porządna praca, a nie jakieś tam własne usługi. W fabryce są związki i człowieka się szanuje, a na swoim to same kłopoty. W zakładzie to na wczasy wyślą i do sanatorium można pojechać dla zdrowia.

Teść był niereformowalny. Jego pamięć zatrzymała się w czasach wojującego socjalizmu. On kochał te czasy i uważał je za najlepsze w swoim życiu. Szanował tylko tych, którzy pracowali „na państwowym”. Tych, co podobnie jak ja prowadzili własne firmy, nazywał pogardliwie prywaciarzami. Uważał, że prywaciarz to najgorszy typ, z pewnością oszust i złodziej.

– Wielu ich widziałem i zawsze kradli i oszukiwali. Porządny człowiek nigdy nie będzie prywaciarzem, zięciu – zawsze adresował do mnie tę przemowę.

Kiedy jeszcze pracował, miał poukładane życie. Na 6 szedł do roboty. Wracał punktualnie o 15.30. Jadł obiad. Potem spał do 17.30. Szedł na piwo lub małą wódkę do pobliskiej knajpy. Wracał na wieczorny dziennik i film. Potem szedł spać. I tak codziennie. Ten życiowy rytm uważał za wzór do naśladowania i nic nie było w stanie tego zmienić.

Swoją filozofię bardzo lubił wykładać podczas niedzielnych obiadów, w których obowiązkowo z Antosią uczestniczyliśmy. Raz w miesiącu przychodziło rodzeństwo mojej żony lub ukochane ciotki. Wtedy teść dawał popis. Wykładał swe poglądy jasno i dobitnie.

– Porządny człowiek – zawsze rozpoczynał wykład od „porządnego człowieka” – nie tylko ciężko pracuje w fabryce. Porządny człowiek raz w tygodniu chodzi do kościoła, aby podziękować Bogu za to, że ma rodzinę, ma pracę, że dzięki pracy może utrzymać rodzinę. Porządny człowiek raz w miesiącu powinien przystąpić do komunii. I rodziny pilnować!

Rodzeństwo Antosi znało występy swego ojca. Ani siostra, ani brat, ani ich małżonkowie nie reagowali na jego gadanie, chociaż widzieli jego złośliwość. Nieraz dochodziło między mną a ojcem mej ukochanej do ostrej wymiany zdań. Wówczas teść kończył rozmowę argumentami poniżej pasa.

– To jest mój dom – złośliwie patrzył mi w oczy – i moje prawa tu panują. Jak ci się nie podoba, droga wolna… W takich sytuacjach moja Antosia siedziała z opuszczoną głową, ze wzrokiem utkwionym w talerzu i milczała. Tak było zawsze. Magda, żona mojego szwagra, mówiła mi, że zanim się pojawiłem w rodzinie, „tatulek” z upodobaniem jej docinał.

– On musi mieć ofiarę – mówiła. – Jest szczęśliwy, jeśli może komuś dokuczyć, kogoś zdenerwować. To po prostu wredny facet.

– A twój mąż nie próbował rozmawiać z ojcem? – dziwiłem się. – Nie stanął w twojej obronie?

– Twoja Antosia także nie wystąpi przeciwko ojcu – odpowiedziała Magda. – Od lat mam wrażenie, że oni się go boją. Być może w dzieciństwie ich zastraszył i tak zostało. Po ślubie z Andrzejem na początku też zajmowaliśmy mieszkanie na piętrze, ale bardzo krótko. Po miesiącu zabrałam rzeczy i się wyprowadziłam, a Andrzej pojechał za mną – powiedziała.

– Ja teraz nie mam dokąd się wyprowadzić – stwierdziłem smutno. – Mam kredyt, bo musiałem kupić specjalistyczne narzędzia i samochód, żeby być konkurencyjnym i sprawniej działać. Gdybym wiedział, że tak się to wszystko potoczy, to wolałbym mieszkać w kurniku niż z teściami.

Dosyć tego!

Postanowiłem, że nie dam się sprowokować teściowi. Będę milczał tak, jak moja żona, nie będę reagował na żadne zaczepki. Przez pewien czas mi się udawało. Jednakże którejś niedzieli teść zaczął mnie wyrzucać z domu. Twierdził, że skoro jestem prywaciarzem, to powinien kupić sobie mieszkanie, a nie gnieździć się kątem u niego… Nie wytrzymałem.

– Zapewniam tatę, że wyprowadzę się przy najbliższej okazji – powiedziałem twardo.

Wszystko się we mnie gotowało. Gdyby wzrok mógł zabijać, teść z pewnością już by nie żył.

– Nie jesteś tu zameldowany – odwarknął ojczulek. – Ja decyduję, kto tu mieszka, bo to mój dom.

– Może sobie tata decydować do woli. Jutro zabieram Antosię i się wyprowadzamy. Dosyć tego! – krzyknąłem.

– Kazik, daj spokój! – wtrąciła się teściowa.

Wszyscy zamilkli. Zapadła głucha cisza. Teść gwałtownie wstał od stołu.

– Jeszcze zobaczymy – mruknął i usiadł przed telewizorem.

– Przejdzie mu – powiedziała cichutko teściowa. – Zawsze w złości głupoty gada. Nigdzie się nie wyprowadzajcie. Wiem, że nie macie dokąd.

Wieczorem próbowałem rozmawiać z Antosią.

– Tak dłużej nie może być, kochanie – przygotowałem sobie dłuższą przemowę. – Bardzo cię kocham i rozumiem, że chcesz mieszkać z rodzicami, że to jest twój dom, ale ja tu jestem szykanowany! Tak nie może być. Nikomu nic złego nie zrobiłem. Twój ojciec traktuje mnie jak jakiegoś zbira…

– Wybacz, on już taki jest – rozpłakała się Antosia. – Zawsze taki był. Zawsze nas tresował. Gdy ktoś się buntował – bił. Musieliśmy robić to, co każe. I robiliśmy ze strachu. Mama chciała nas bronić, ale i jej się nieraz dostało. Strach pozostał do dziś. Tatuś uważa, że tylko on ma rację i należy postępować, jak on każe.

– To wyprowadźmy się stąd! – zaproponowałem. – Zabieramy, co nasze, i znikamy.

– Dokąd pójdziemy? – spytała zapłakana Antosia. – Przecież nie mamy pieniędzy. Masz kredyty. Nie stać nas…

– Pieniądze możemy pożyczyć, będę więcej pracował, zarobię – chciałem rozwinąć marzenia, ale mi przerwała.

– Jeszcze poczekajmy, porozmawiam z ojcem – obiecała.

– Ty?! – zdziwiłem się. – Naprawdę chcesz z nim rozmawiać. Nie boisz się?!

– Spróbuję – odpowiedziała cicho Antosia i przytuliła się do mnie cała.

On? Tutaj?!

Tydzień później dostałem zlecenie. Wezwali mnie pilnie do jekigoś hotelu. Wszyscy wiedzieli, że usługi hotelarskie to przykrywka. Była to zwykła agencja towarzyska, bardzo u nas znana. Policja rzadko się tu pojawiała, bo z usług korzystali najznamienitsi obywatele naszego miasteczka.

Otóż w hotelu mieli awarię elektryczności. Zasilanie awaryjne wytrzyma tylko kilka godzin, więc trzeba szybko naprawić usterkę. Hotelarze byli gotowi zapłacić każdą sumę, byle pojawił się prąd. W sobotę mieli największy utarg. Zabrałem swojego pracownika i przystąpiliśmy do roboty.

Goście hotelu nie zdawali sobie sprawy, że coś się zepsuło. Restauracja, bar i dyskoteka działały bez przerwy. Zabawa trwała w najlepsze. Staraliśmy się nie przeszkadzać, ale musieliśmy co nieco pokręcić się po budynku. Trzeba było zlokalizować zwarcie instalacji i wymienić jej fragment, a potem sprawdzić wszystko, by nie doszło do pożaru.

Szedłem korytarzem drugiego piętra z miernikiem w ręku. Musiałem sprawdzić, jak tu poprowadzono przewody. Za mną szedł Paweł, mój pracownik.

Gdy doszliśmy do końca korytarza, do pokoju po prawej stronie zastukał kelner z zamówieniem. Z kubełka z lodem wystawała butelka szampana, na tacy ułożono przeróżne smakołyki. Drzwi otworzyła młoda dziewczyna ubrana jedynie w przezroczysty peniuar. Tuż za nią w rozpiętych spodniach zwisających na jednej szelce stał starszy mężczyzna z pieniędzmi w ręku.

To był mój ukochany teść! Rozpoznałem go, zanim zdążył zareagować. Błyskawicznie zrobiłem komórką kilka fotek. Nawet się nie zorientował. Gdy zapłacił kelnerowi, ukłoniłem mu się uprzejmie:

– Dobry wieczór, tato!

Wtedy mnie poznał. Zbladł, chwycił się framugi tak mocno, że mu zbielały paznokcie.

– Miłej zabawy – dodałem. – Oczywiście pozdrowię mamę! Będzie zachwycona! – zadałem ostateczny cios.

Nie był w stanie się ruszyć, stał jak sparaliżowany.

– Chodź tu, tygrysku – zawołała do niego dziewczyna z pokoju. – No, co tam robisz?

– Dziewczyna czeka! – powiedziałem,  pchnąłem teścia lekko i zamknąłem za nim drzwi.

W ciągu niespełna dwóch godzin usunęliśmy awarię. Gdy wróciłem do domu, teść czekał na mnie w korytarzu.

– Dobry wieczór – powiedziałem uprzejmym tonem. – Tato jeszcze nie śpi? – udałem zdziwienie. – Wypoczynek jest bardzo ważny w taty wieku. Ja w każdym razie jestem bardzo zmęczony. Pójdę do Antosi. Dobranoc!

Wszedłem po schodach, a gdy byłem przy drzwiach na piętro, dodałem: – Uwaga, gaszę światło! – przekręciłem stary wyłącznik.

Następnego wieczoru sytuacja się powtórzyła. Codziennie, gdy wracałem z pracy, on czekał na mnie w korytarzu. Chciał coś powiedzieć, ale się nie odzywał. Albo się bał, albo nie wiedział, jak zagaić, więc postanowił mnie pilnować, żebym nie poszedł do jego żony.

Miałem starego w garści, ale nie chciałem tego wykorzystywać. Czekałem, co będzie dalej. Widziałem, jak bardzo się boi. Nawet było mi go żal. Nic się nie zmieniło w zwyczajach domu, tyle że niedzielne obiady stały się wręcz przyjemne. Wszyscy rozmawiali, tylko teść milczał. Teściowa była bardzo zdziwiona, raz go nawet chciała zapytać, ale spojrzał na nią takim wzrokiem, że zamilkła.

– Coś ty mu zrobił? – spytała mnie Magda, gdy wychodzili po obiedzie.

– Nic, zupełnie nic. To jego samoistna, wewnętrzna przemiana – powiedziałem z uśmiechem.

Dwa tygodnie później znalazłem ładne tanie mieszkanko. Wynająłem je, zabrałem Antosię i już od pół roku mieszkamy sami. U teściów bywamy rzadko, nie częściej niż raz w miesiącu na obiedzie. Jest przyjemnie!

Czytaj także:
„Nie mogę oprzeć się facetom z rodziny przyjaciółki. Spałam już z bratem i mężem. Do kompletu brakuje mi tylko teścia”
„Teść całe życie działał pod przykrywką. Gdy teściowa zmarła, pokazał oblicze babiarza. Biuściasta blondyna mi świadkiem”
„Teść na każdym kroku wbijał szpile mojemu synkowi. Pewnie wciąż obrzucałby go mięsem, gdybym nie odkryła jego tajemnicy”

Redakcja poleca

REKLAMA