Kacper był taki gorący, Leszek miły i opiekuńczy, a Stefan wydawał mi się totalnie nieosiągalny. Chociaż rzucał mi te zdawkowe uśmieszki, nie wiedziałam jeszcze, jak go zdobyć. No, może i trochę mi było żal Agnieszki, ale… czy to moja wina, że skupiała wokół siebie samych fantastycznych facetów
Zaprzyjaźniłyśmy się przypadkiem
Agnieszkę poznałam któregoś dnia podczas lunchu. Wpadł na nią jeden z tych niezdarnych stażystów i oblał jej bluzkę kawą. Całe szczęście, napój nie był gorący. Trochę jej wtedy współczułam – taka ładna, jej czerwona bluzka się poplamiła, więc postanowiłam pomóc.
Sprawca wypadku był ogólnie mało użyteczny, tylko dużo gadał, przepraszał i nie bardzo wiedział, co zrobić. Ja tymczasem zabrałam Agnieszkę do łazienki i tam rozprawiłyśmy się wspólnie z plamą. Agnieszka miała szczęście, bo nosiłyśmy ten sam rozmiar, a ja akurat miałam przy sobie kilka nowych bluzek, kupionych w galerii. No co było robić – wspaniałomyślnie pożyczyłam jej jedną.
Trochę wtedy pogadałyśmy, ponarzekałyśmy na niezdarnych chłopców, którym wydawało się, że są facetami i skwitowałyśmy wszystko to wybuchem śmiechu. Potem często się spotykałyśmy, wychodziłyśmy też na kawę, żeby pogadać. Nie sądziłam jeszcze wtedy, że znajdzie się coś, co zbliży nas do siebie jeszcze bardziej. Niekoniecznie w sposób, którego życzyłaby sobie moja nowa przyjaciółka.
Poderwałam jej brata
Kacpra, brata Agnieszki, poznałam kiedyś przypadkiem, jak wpadł do niej do pracy, żeby podrzucić coś, co pożyczył. Ona przedstawiła nas sobie, a później szybko go spławiła. Ja jednak wyszłam wtedy za nim pod pretekstem, że niby zapomniałam czegoś z samochodu. Kacper był… no, miał w sobie to coś. Choć nie był jakiś szaleńczo przystojny, przyciągał uwagę i sprawiał, że nogi uginały mi się na jego widok.
Zaczęłam z nim wtedy, przed biurem, niezobowiązującą rozmowę, a on szybko ją podchwycił. Dzięki temu wymieniliśmy się telefonami, a po dwóch spotkaniach, o których Agnieszka nie miała pojęcia, także adresami. W końcu wpadłam do niego bez zapowiedzi, a on, choć mocno zaskoczony, zaproponował mi wino. Porozmawialiśmy trochę, wypiliśmy, a potem spędziliśmy naprawdę upojną noc. Rano myślałam, że nic lepszego nie może mnie już spotkać.
Miałam chrapkę na męża
Choć ja i Kacper nie byliśmy razem, często wpadaliśmy do siebie, by trochę pofiglować. Agnieszka w końcu się o tym dowiedziała, ale tylko ją to rozbawiło.
– Ty uważaj na niego, Emilka ‒ przestrzegła mnie. – To prawdziwy pies na baby. Nie zakochaj się w nim przypadkiem.
Uśmiechnęłam się do niej z grzeczności, ale nie powiedziałam jej, że sama też liczyłam tylko na dobrą przygodę. Nie chciałam, żeby miała mnie za taką, co to sypia z kim popadnie.
Prawdziwych emocji dostarczyły mi jednak urodziny Agnieszki, bo to właśnie wtedy poznałam Leszka. Jej męża. Tak się złożyło, że moja przyjaciółka zaprosiła do siebie mnóstwo ludzi. Nie wiem, skąd ona miała tylu znajomych, ale odnosiłam dziwne wrażenie, że połowy nawet nie kojarzy. Niektórych z nich widziałam u nas w biurze, ale firma była tak duża, że nie potrafiłam powtórzyć wszystkich imion. Tak czy inaczej, szybko zrobiło się tłoczno, ale wesoło.
Agnieszka miała słabą głowę, więc po kilku głębszych po prostu odpłynęła na kanapie. Wykorzystałam to, żeby zbliżyć się do Leszka. W końcu siedział taki samotny, porzucony przez żonę. A był taki uroczy… Słuchał z zaangażowaniem wszystkiego, co mówię, przytakiwał, przeżywał wszystko razem ze mną. Świetnie nam się rozmawiało, a im więcej drinków weszło, tym nasza wymiana zdań robiła się odważniejsza. Jakoś tak wyszło, że wylądowaliśmy w ich łóżku.
Po wszystkim co prawda szybko się pozbierałam i zapowiedziałam wciąż lekko oszołomionemu Leszkowi, że zamówię sobie taksówkę. Obiecałam jednak, że na pewno jeszcze się spotkamy.
Podobał mi się ten romans
Mój romans z Leszkiem to było coś. O Kacprze niemal zupełnie zapomniałam, a i on dzwonił coraz rzadziej. W soboty Agnieszka zawsze jeździła do rodziców na wieś, więc razem z jej mężem dobrze wykorzystywaliśmy ten czas. Uwielbiałam się z nim spotykać, nie tylko z powodu tego, co robiliśmy w łóżku, ale i dla tych naszych długich rozmów. Mogłam mu powiedzieć praktycznie wszystko i wiedziałam, że zostanę wysłuchana. Zawsze miał dla mnie jakąś dobrą radę, służył pomocą, gdy nie potrafiłam się z czymś zmierzyć. Po miesiącu wiedział o mnie więcej niż jego żona, z którą do tej pory przecież byłyśmy nierozłączne.
Co tu dużo mówić, sytuacja nie była prosta. Musiałam bardzo uważać, żeby z niczym się przed Agnieszką nie zdradzić. Bałam się też, że to Leszek coś kiedyś chlapnie albo że przyjaciółka znajdzie u siebie jakieś ślady mojej obecności. Zawsze mogłam jej wmówić, że zostawiłam coś, gdy wpadłam do niej w odwiedziny. Gorzej, gdyby znalazła gdzieś coś niewłaściwego, np. moją bieliznę.
Teść również był niczego sobie
Którejś niedzieli umówiłam się z Agnieszką, że do niej wpadnę, żeby odebrać ważne papiery do pracy. Nie wiedziałam tylko, że ona i Leszek mieli gości – w odwiedziny wpadli na kilka dni rodzice jej męża. Jagoda, matka Leszka, od razu zaprosiła mnie na obiad, a ja jakoś nie potrafiłam odmówić, mimo że było trochę niezręcznie.
Chociaż to mąż Agnieszki rzucał mi ciągle ukradkowe, niepewne spojrzenia, ja byłam skupiona na uśmiechach, które posyłał mi jej teść. Stefan był całkiem przystojny jak na swoje lata i bardzo pociągający. W tamtej chwili, zupełnie nie słuchając naprzemiennego trajkotania Jagody i Agnieszki, uznałam, że po prostu muszę go mieć. Niezależnie od tego, co będę musiała w tym celu zrobić.
Podczas kolejnego spotkania z Leszkiem wypytałam go ostrożnie o Stefana. Jak się okazało, jego ojciec każdego dnia, gdy Jagoda ucinała sobie popołudniową drzemkę, udawał się na spacer do pobliskiego parku. Postanowiłam to wykorzystać i niby przypadkiem tam na niego wpaść. Stefan bardzo się ucieszył na mój widok. Porozmawialiśmy trochę, ja dałam mu do zrozumienia, że go podziwiam i bardzo mi imponuje swoją kondycją, a potem się rozeszliśmy, jednak z obietnicą kolejnego spotkania.
Udawałam głupią
Jakież było moje zdziwienie, gdy następnego dnia po pracy przed moją klatką schodową czekała na mnie Jagoda.
– Pewnie się nie spodziewałaś, co? – zaczęła.
Pokiwałam powoli głową, nie bardzo wiedząc, czego może chcieć.
– Widziałam cię wczoraj ze Stefanem – oznajmiła.
– A tak, rzeczywiście. – Uśmiechnęłam się nieszczerze, mając nadzieję szybko ją spławić. – Wpadliśmy na siebie w parku i…
– Daruj sobie, bo wiem, że to nie był przypadek – przerwała mi stanowczo.
Spojrzałam na nią w zdumieniu.
– Słucham?
– Już przy obiedzie widziałam, jak na niego patrzysz – ciągnęła, mrużąc oczy. – Jak rozbierasz go wzrokiem.
Zamrugałam. Nie wierzyłam, że jest aż tak spostrzegawcza.
– To śmieszne – prychnęłam. – Nie wiem, co pani sobie wyobraża, ale ja…
– Wiem o tobie i Leszku – rzuciła, po czym dodała triumfalnie: – Co, myślałaś, że zachowacie to w tajemnicy? – Pokręciła głową. – Mój syn jest dobrym dzieckiem, ale tchórzem. Przycisnęłam go i wszystko mi powiedział.
Zaniemówiłam. Wciąż nie wierzyłam, że to się dzieje. Że Leszek naprawdę okazał się takim niedojdą. Że nie zdołał jej nawet wcisnąć żadnego kitu.
– No, to ja to widzę tak – stwierdziła Jagoda, wyraźnie zadowolona z efektu, jaki osiągnęła. – Zostawisz Stefana i Leszka w spokoju. Wtedy ja zastanowię się nad tym, czy nie powiedzieć o niczym Agnieszce. Co ty na to?
Zrezygnowałam ze wszystkiego
Następnego dnia po rozmowie z Jagodą zwolniłam się z pracy. Otrzymałam ofertę od znajomego i choć dotychczas zamierzałam ją odrzucić, w obecnej sytuacji chętnie zatrudniłam się w firmie po drugiej stronie miasta. Agnieszka wydzwaniała do mnie przez jakiś tydzień. Potem przestała. Byłam jej za to wdzięczna, bo i tak nie zamierzałam odbierać.
Ten tchórz, Leszek, nie zadzwonił ani razu. Widocznie mamusia nakładła mu do głowy, że ma być teraz przykładnym mężem, bo inaczej źle się to dla niego skończy. Cóż, choć trochę żałuję, że nie udało mi się zdobyć Stefana, cieszę się, że zerwałam kontakty z Agnieszką. Ta jej rodzinka stanowiła wyłącznie źródło moich kłopotów.
Czytaj także: „Panna młoda chciała panieński na bogato. Rachunków nie opłaciłam, bo musiałam mieć na jej cuda na kiju” „Nie byłam podobna do nikogo z rodziny. Gdy mama wreszcie wyznała mi prawdę, zbierałam szczękę z podłogi”
„Kazałam synowi dorosnąć, bo ma już 40 lat. Wziął to sobie do serca i uwiódł 80-letnią sąsiadkę. To dobry biznes”