Dawne porzekadła głosiły, że facetowi lepiej oszczędzić niespodzianek, gdyż konsekwencje mogą być opłakane. Teraz wiem, że to szczera prawda…
Mój powrót ze szkolenia, które odbywało się w Szczecinie, nastąpił o jeden dzień szybciej niż planowałam, ale nie poinformowałam o tym mojego męża Maćka. Liczyłam na to, że będzie zadowolony z niespodzianki i wspólnie zjemy wieczorny posiłek.
Jak on mógł mi to zrobić?
Przekraczając próg domu, poczułam że coś tu nie gra. Nie wiem, czy to była kobieca intuicja, czy może woń orientalnych kadzideł, unosząca się w powietrzu. Wkroczyłam do salonu, kompletnie nie podejrzewając, że mój od osiemnastu miesięcy mąż zdecydował się na zdradę podczas mojego wyjazdu.
Dowody nie kłamały. Turkusowa suknia, zdecydowanie nie należąca do mnie, walała się na podłodze, a na stoliku stały dwa kieliszki z resztkami wina. Z naszego pokoju dobiegł mnie dźwięczny, kobiecy chichot. Sama nie wiem, czemu weszłam do środka. Pewnie chciałam zobaczyć to na własne oczy? Gdy otworzyłam drzwi, oboje jednocześnie mnie dostrzegli. Śmiech tej kobiety urwał się nagle, a mój małżonek pobladł jak kreda i rzucił się w moim kierunku.
– To nie tak, jak myślisz… – próbował się tłumaczyć, ale ja już byłam przy wyjściu.
Zupełnie nie wiem, jakim cudem znalazłam się w aucie. Pamiętam tylko tyle, że Maciek pędził za mną, kiedy zbiegałam po schodach, ale nawet nie miałam siły, żeby na niego zerknąć.
„Czy to był jednorazowy wyskok, czy oszukuje mnie od dłuższego czasu? Z racji mojego zawodu często nie ma mnie w domu. Może za każdym razem, gdy wyjeżdżam, Maciej tak się bawi?” – głowę rozsadzały mi różne domysły.
Po prostu pojechałam
Wsiadłam do auta i po prostu pojechałam. Nic nie zakładałam z góry, ale nim się spostrzegłam, jechałam już w stronę Bałtyku. Nie mam pojęcia, dlaczego padło akurat na Międzyzdroje. Być może dlatego, że to jedno z moich ulubionych nadmorskich miasteczek, a być może przez wakacyjny romans, który przeżyłam tam kilka lat temu?
Dotarłam na plażę krótko po godzinie ósmej rano. Zostawiłam samochód na parkingu i wybrałam się na krótki spacer. Widok morza zawsze działał na mnie kojąco, niósł pocieszenie i nadzieję na lepsze jutro, nawet w najtrudniejszych momentach życia. Przysiadłam na piasku, tuż obok wydm. Pogrążyłam się w rozmyślaniach. Wciąż widziałam przed sobą obraz męża i tamtej kobiety, która całowała go tak, jakby był jej własnością. Zastanawiałam się, jak poradzę sobie z tą sytuacją.
Dzień chylił się ku końcowi, a temperatura zaczynała spadać. Zdecydowałam się poszukać miejsca, gdzie mogłabym przenocować.
Udało mi się jakimś cudem znaleźć pokój w bezpośrednim sąsiedztwie plaży. Wyjęłam z bagażu rzeczy przywiezione z kursu i zaczęłam je układać. Następnie przysiadłam na wąskiej leżance i dałam upust emocjom. Zasnąć nie mogłam, to była wyjątkowo ciężka i przykra noc, pełna samotności i rozczarowania. Kiedy nastał ranek, ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Odebrałam odruchowo, nawet nie zerkając na to, kto próbuje się ze mną skontaktować.
– Proszę, daj mi szansę to wyjaśnić, to nieporozumienie! – dobiegł mnie krzyk małżonka.
Ogarnęło mnie obrzydzenie
Uważałam go za niepowtarzalnego faceta, za oddaną osobę, a wyszło na jaw, że to marny, kłamliwy typ. Przerwałam połączenie nie odzywając się ani słowem i wyciszyłam komórkę.
Opłukałam ciało lodowatą wodą, napiłam się mocnej kawy i ruszyłam w kierunku plaży. Po drodze zobaczyłam faceta biegającego w pojedynkę, gościa spacerującego z czworonogiem i jakąś radosną dwójkę ludzi. Wtedy przypomniałam sobie o Robercie.
Trzy lata wstecz właśnie tutaj, nad morzem, nasze drogi się skrzyżowały. Spędziliśmy razem cudowne trzy tygodnie. On mieszkał w tej okolicy i był właścicielem sklepiku z lokalnymi drobiazgami, a ja byłam tu na wakacjach z przyjaciółką. Oczarowała mnie jego serdeczność, ciemne tęczówki, nieokiełznany entuzjazm i pozytywne nastawienie do świata. Odjechałam stąd zauroczona, ale zdecydowana.
– Związek na dystans to zły pomysł – rzuciłam, gdy poprosił o mój adres.
Nogi mnie tam zaniosły
Dałam dyla, a pół roku po tym związałam się z Maćkiem. Wzięliśmy ślub, a ja po cichu przestałam myśleć o tamtej relacji. Teraz jednak, siedząc nad morzem, rozmyślałam, co by było, gdybym wtedy miała w sobie dość odwagi, by zaryzykować z Robertem. W końcu odległość między nami to było raptem sto kilometrów, nie aż tak dużo.
„Czemu tak po prostu odpuściłam?” – głowiłam się, krocząc przed siebie. Nieświadomie wyszłam na promenadę i nawet nie zauważyłam, gdy znalazłam się blisko sklepu Roberta. „Najprawdopodobniej od lat w tym miejscu znajduje się zupełnie inny lokal” – przeszło mi przez głowę, ale okazało się, że moje przypuszczenia były błędne. Jego niewielki sklep mieścił się dokładnie tam, gdzie go zapamiętałam.
Gwałtownie się odwróciłam, czując się jak skończona kretynka. „O czym ja w ogóle myślę? Zjawiam się tu jak gdyby nigdy nic po trzech latach i na co właściwie liczę? Na pogawędkę, słowa otuchy, odegranie się na zdradzieckim mężu? Co to ma w ogóle za znaczenie? Robert zapewne od dawna ułożył sobie życie na nowo” – przemknęło mi przez myśl, gdy przechodziłam na przeciwległą stronę ulicy. Jednak najwyraźniej los miał wobec mnie zupełnie odmienne zamiary.
– Asia? Czy to naprawdę ty? – dobiegł mnie dobrze znany ton.
Stał tuż obok
Miał piękną opaleniznę, uśmiechnięty od ucha do ucha, ewidentnie ucieszony naszym spotkaniem.
– Co cię tu sprowadza? – spytał, łapiąc mnie za przedramię.
– Chyba próbuję zostawić kłopoty za sobą – odrzekłam półgłosem.
– Wygląda na to, że uciekanie to twój konik – zachichotał, ale bez krzty ironii. – Chodźmy, najlepszym lekarstwem na smutki jest szarlotka – oznajmił, prowadząc mnie w kierunku kafejki po drugiej stronie ulicy i już po chwili zasiedliśmy nad apetycznym ciastem.
Siedząc naprzeciwko niego wpatrywałam się w te znajome, brązowe tęczówki. Zupełnie jakby czas się zatrzymał. W mgnieniu oka nadrabialiśmy stracone chwile. Wspomniał o niedawnym zerwaniu, życiu w pojedynkę i radości z naszego spotkania. Gdy doszliśmy do miejsca mojego noclegu, wziął mój numer.
Sięgnęłam po komórkę, gdy tylko zostałam sama w pokoju. Natychmiast zalała mnie fala wiadomości od Maćka. „Na litość boską, daj znać, że żyjesz. Umieram tu ze strachu” – głosiła jedna z nich. Kolejne brzmiały jeszcze bardziej rozpaczliwie. Poczułam delikatne ukłucie złośliwej radości. „Pocierp sobie trochę, ty łajdaku” – przemknęło mi przez myśl.
Jednak nie mogłam…
Robert zadzwonił do mnie pod wieczór. Zaprosił na wspólny posiłek, a następnie na potańcówkę. Zgodziłam się. Opanowało mnie jakieś dziwne poczucie szczęścia. Chyba próbowałam sama siebie przekonać, że niewierność Maćka już mnie nie obchodzi, że po prostu się rozstaniemy i zacznę wszystko od nowa. Spotkanie z Robertem było bardzo przyjemne. Przetańczyliśmy sporo wolnych utworów, a wypity wcześniej szampan przyjemnie szumiał mi w głowie.
Późną nocą wybraliśmy się na przechadzkę. Gdy Robert złożył na moich ustach pocałunek, nie oponowałam. Przygarnął mnie do swojego ciała, dotykając delikatnie mojego policzka, wplótł palce w moje kosmyki, a jego wargi coraz żarliwiej pieściły moje. Przymknęłam powieki, oddając się tej chwili, jednak kiedy jego dłoń wśliznęła się pod materiał mojej sukni, dotarło do mnie, że to co właśnie robimy, wcale nie stanowi żadnego wyjścia z sytuacji.
– Wybacz, ale nie dam rady… Mam męża i to się nie zmieni, bez względu na jego postępowanie – wymamrotałam, wyswobadzając się z uścisku Roberta.
– Dopiero teraz ci się o tym przypomniało – syknął, a jego głos zabrzmiał jakoś inaczej, oschle i obco. Po tych słowach zostawił mnie samą.
Nie chcę już uciekać
Idąc opustoszałą plażą spowitą mrokiem nocy, pojęłam dwie sprawy – nic nie jest w stu procentach jednoznaczne, a uciekanie przed problemami niczego nie załatwia.
Opuściłam Międzyzdroje wczesnym porankiem. Po przyjeździe do mieszkania nie zastałam Maćka. Zmieniłam ubranie i ruszyłam do jego biura. Zastałam go siedzącego przy biurku, prowadzącego rozmowę telefoniczną. Widząc jego posępną minę, poczułam ukłucie w sercu. Podeszłam i przysiadłam się do niego, na co on nagle pobladł, a następnie zakończył konwersację.
– Asia, strasznie się o ciebie martwiałem – odezwał się drżącym głosem.
Miał fatalny wygląd. Pomięta koszula, podkrążone oczy i dłonie, które nie potrafiły odnaleźć spokoju.
– Może uda nam się chwilę pogadać? – spytał ledwo słyszalnym głosem, a ja przytaknęłam, nie mówiąc ani słowa.
Udaliśmy się do pobliskiej kafejki. Rozmowa była naprawdę niełatwa. Usłyszeliśmy od siebie sporo przykrych słów, wzajemnych pretensji i zarzutów. Kiedy wyznał, że dopuścił się zdrady, bo czuł się przeze mnie zaniedbany, zalałam się łzami.
– Mimo to nic nie zmieni faktu, że cię oszukałem, nie sprostałem oczekiwaniom i sprawiłem ci ból – stwierdził przyciszonym tonem, dopytując czy będę w stanie mu to wybaczyć.
– Spróbuję– odparłam, ujmując jego dłoń.
Wybaczyłam mu
Gdy tak siedzieliśmy obok siebie, przygnębieni i zdezorientowani, pomyślałam sobie, że dam radę wymazać z pamięci niewierność mojego męża. Uwierzyłam, że uda mi się kontynuować nasze małżeństwo i pozostać jego żoną.
Osiemnaście miesięcy temu ślubowałam mu w kościele miłość, wierność i oddanie. Jak mogłabym teraz od niego uciec przy pierwszej przeszkodzie, zostawić go samego, złamać złożoną przysięgę i rozbić naszą rodzinę? Zdaję sobie sprawę, że czeka nas trudna droga. Na pewno będziemy musieli odbyć wiele niełatwych konwersacji, pojawi się sporo pretensji, a odbudowa zaufania będzie wymagać pracy, ale uważam, że to ma sens. W końcu Maciek to mój małżonek, a jeśli nie o niego, to o kogo innego powinnam walczyć?
– To znaczy, że wracasz do domu? – zagadnął, a ja tylko przytaknęłam.
Ciągłe uciekanie nie ma sensu. Jestem zdecydowana, by zostać z Maćkiem i kroczyć z nim ramię w ramię, nawet jeśli podczas naszej wspólnej drogi zdarzy nam się sprawić sobie przykrość. Na tym właśnie polega istota przysięgi małżeńskiej. Chcę dzielić z tobą radości i smutki, w zdrowiu i w chorobie, aż do końca naszych dni…
Joanna, 30 lat
Czytaj także:
„Teściowa mną pomiatała, a mąż donosił jej nawet o moich wpadkach w sypialni. Wreszcie stało się coś o wiele gorszego”
„Wybrałam wakacje u babci zamiast leżenia pod palmami. Chciałam zaoszczędzić pieniądze, a ujawniłam rodzinny sekret”
„Gdy mąż kupił mi nowe auto, czułam, że ma coś na sumieniu. Nie sądziłam, że aż tyle tego będzie”