Wracaliśmy z mężem z kina, kiedy na skrzyżowaniu, zamiast w stronę domu, postanowiłam skręcić do biura.
– Dorotko, przecież rozmawialiśmy o tym… – upomniał mnie łagodnie Krzysiek.
– Wiem, ale ja naprawdę muszę wziąć te dokumenty, inaczej nie zdążę się przygotować na poniedziałkową rozprawę – tłumaczyłam się, nie patrząc na męża, żeby nie zobaczyć w jego oczach wyrzutu.
Skupiłam się na drodze.
Ostatnio naprawdę rzadko zabierałam pracę do domu, więc nie powinien mieć do mnie pretensji. Zresztą, przecież jemu także leży na sercu moje powodzenie w sądzie, ponieważ od wygranych przeze mnie spraw zależy potem liczba klientów, którzy zdecydują się oddać swój los w moje ręce.
Sprzątaczka nie wyłączyła światła?
Krzysiek już się nie odezwał, więc czując jego milczące pozwolenie, zajechałam pod budynek, w którym kilka miesięcy temu urządziłam sobie biuro. Prawdę mówiąc, jak większość prawników wynajęłam po prostu dwupokojowe mieszkanie. Tak jest taniej, bo powierzchnie biurowe kosztują krocie. A poza tym zależy mi na takiej domowej atmosferze, bo stwarza wrażenie pewnej intymności. Ludzie bowiem przychodzą do mnie z różnymi, często bardzo poważnymi życiowymi sprawami, o których trudno im mówić obcym.
A ja chcę, aby się jak najbardziej otworzyli. Bo im więcej wiem o problemie i człowieku, tym skuteczniej będę mogła później poprowadzić jego sprawę. Wysiadając z auta, odruchowo spojrzałam w górę i aż krzyknęłam. Była jedenasta w nocy, a w biurze świeciło się światło! Czyżby mój aplikant jeszcze pracował? Niemożliwe… Przecież Arek powiedział mi, że wyjeżdża na weekend do dziewczyny!
– Ktoś tam jest! – szepnęłam do Krzyśka, który też wysiadł.
– Pewnie sprzątaczka nie wyłączyła światła – w pierwszym momencie zbagatelizował problem, ale ja pokręciłam głową.
– Ona nie przychodzi w piątki, tylko w poniedziałek rano!
– Może zmieniła sobie grafik i zapomniała ci o tym powiedzieć? – Krzysiek się zatrzymał i popatrzył na mnie.
– Może… – nie byłam przekonana, jednak to wyjaśnienie mogło okazać się zgodne z prawdą.
Wjechaliśmy windą na moje piętro. Już stojąc pod drzwiami biura, wiedziałam, że teoria ze sprzątaczką wzięła w łeb. Wewnątrz słychać było bowiem muzykę. I to całkiem głośną! A pani Regina, kobieta leciwa i akuratna, na pewno nie słucha tak ostrego rocka, w dodatku na full.
– Boję się – szepnęłam.
Mąż zachował zimną krew.
– Kochanie, jeśli to nie sprzątaczka, to na pewno także i nie włamywacze! Przecież by nie słuchali tak głośno radia!
Miał rację, ale…
– Może jednak lepiej będzie wezwać policję? – zapytałam.
– Jasne! Przyjadą po godzinie, a ja tutaj będę tak sterczał? Spać mi się chce! – zdenerwował się.
Ta twarz wydaje si ę jakby znajoma...
Krzysiek wstaje w tygodniu wcześnie rano i w weekendy z przyzwyczajenia także nie potrafi wylegiwać się zbyt długo. Jest typem skowronka, co jednak oznacza, że przed północą obowiązkowo musi być w łóżku.
– Idziemy! – zarządził cicho.
– Dobrze… – wzięłam się w garść i powoli, jak najciszej otworzyłam kluczem drzwi.
Mąż wszedł pierwszy, a ja za nim, chowając się za jego plecami. Niczym jakieś dwugłowe zwierzę podreptaliśmy razem w stronę pokoju i Krzysiek pchnął drzwi. Straszliwy kobiecy pisk, który się wtedy rozległ, sprawił, że odskoczyliśmy gwałtownie od siebie, a ja prawie rzuciłam się do ucieczki.
Potem jednak odważyłam się spojrzeć. Nie wierzyłam własnym oczom… Na środku mojego gabinetu stała kompletnie naga dziewczyna, w panice usiłująca zasłonić własnymi rękami co bardziej wstydliwe parte ciała. Natomiast na skórzanej kanapie – tej samej, na której rozmawiałam z dziesiątkami klientów – leżał jakiś chłopak. Także nagi. Na nasz widok chwycił ruchomy podłokietnik i zakrył sobie nim przyrodzenie.
– Co… Co wy tutaj robicie? – wydukałam, kiedy już udało mi się odzyskać głos.
Od razu zaczęłam mówić do nich po imieniu, bo to były jakieś szczawiki! Nie mieli więcej niż po szesnaście lat…
– Mam osiemnaście – obraził się chłopak, gdy o to zapytałam.
Jego twarz wydawała mi się dziwnie znajoma… Tak, zdecydowanie kogoś mi przypominał. „Mojego aplikanta!” – wpadłam nagle na trop. W tym czasie dziewczynie udało się boczkiem wymknąć z pokoju. Żadne z nas jej nie zatrzymało. Tylko słyszeliśmy, jak ubiera się w pośpiechu, i po chwili trzasnęły wejściowe drzwi.
„Niech idzie! Dość wstydu się najadła – pomyślałam. – Ważne, że mamy tego tutaj gagatka”.
– Kim jesteś i co masz wspólnego z Arkiem? Gadaj albo wezwę policję! – zagroziłam.
Chłopak pobladł gwałtownie.
– Skąd pani wie? – wydukał.
– Co wiem?
– No to, że jestem bratem Arka – przyznał się.
Ha! A więc podobieństwo nie było przypadkowe!
– On ci dał klucze? – zagotowało się we mnie. – Tylko gadaj prawdę, bo jak skłamiesz, Arek może stracić pracę! – krzyknęłam.
Nawet jeśli miał zamiar ściemniać, to po takim postawieniu sprawy – spasował. I przyznał się, że zabrał klucz z teczki starszego brata, gdy ten wyjechał. Smarkacz nie miał się gdzie spotkać z dziewczyną.
– Ładne lokum sobie znaleźliście na uprawianie miłości! – pokiwałam głową. – Wygodna kanapa, kuchnia, nawet prysznic!
Puściłam dzieciaka wolno, odbierając mu tylko klucze, bo co miałam zrobić? Już Arek urządzi mu piekło… Nie omieszkałam go o wszystkim zawiadomić.
Czytaj także:
„Chcieliśmy wprowadzić z żoną nieco fantazji do naszej sypialni. Niestety, zostaliśmy przyłapani na gorącym uczynku”
„Mąż miał być w delegacji, a widziałam go na mieście z jakąś blondyną. Postanowiłam przyłapać łajdaka na gorącym uczynku”
„Wiedziałam, że zięć chadza na panienki i zdradza Natalię. Chciałam przyłapać go na gorącym uczynku i wyszłam na idiotkę”