W autobusie panował potworny tłok, jak to w godzinach szczytu. Choć na dworze czuło się już wieczorny chłód, w środku było gorąco jak w łaźni. Z trudem łapałam powietrze. Marzyłam tylko o tym, by wreszcie dojechać do domu i położyć się na kanapie przed telewizorem. Nikt na mnie nie czekał, bo mąż wyjechał w dwudniową delegację do Szczecina podpisać jakiś kontrakt. Pojechał moim samochodem, bo jego od kilku dni stał w warsztacie. To dlatego musiałam skorzystać z komunikacji miejskiej.
Niestety, autobus wlókł się jak żółw, z trudem przedzierając się przez zakorkowane centrum miasta, więc czekało mnie jeszcze dobre pół godziny w tym piekle. Aby jakoś zabić czas, przecisnęłam się bliżej okna i zaczęłam się przyglądać ludziom idącym chodnikiem. I wtedy go dostrzegłam. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, ale to był na pewno on. Poznałam go po kolorze włosów, okularach w złotej oprawie, dobrze znanej mi posturze. I jasnej marynarce, którą kupiłam mu na urodziny. Szedł w towarzystwie młodziutkiej blondynki ubranej w zwiewną różową sukienkę. Autobus zatrzymał się na światłach, więc widziałam, jak znikają w drzwiach hoteliku uchodzącego za miejsce miłosnych schadzek.
– A więc to ja miałam rację – jęknęłam w duchu.
Jak można tak bezczelnie kłamać?!
Kiedy przed dwudziestu laty wychodziłam za Jarka, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Zakochałam się w nim na zabój i cieszyłam się, że odwzajemnił moje uczucia. Niestety, wraz z upływem czasu obok miłości pojawiła się zazdrość. Mąż był bardzo przystojnym mężczyzną, więc spoglądało na niego zalotnie wiele kobiet. Coraz częściej kołatała mi się po głowie myśl, że któraś mi go w końcu zabierze.
Pilnowałam go więc, czasem, gdy zagrożenie wydawało się wielkie, urządzałam sceny. Co prawda przyjaciółki twierdziły, że niepotrzebnie, bo Jarek ciągle świata poza mną nie widzi, ale ja i tak upierałam się przy swoim. Wypłakiwałam się im na ramieniu, licząc na współczucie i zrozumienie. A one co? Najpierw broniły Jarka, potem podśmiewały się z moich podejrzeń, a w końcu orzekły, że ta moja zazdrość jest chorobliwa i powinnam się leczyć. A teraz okazało się, że moje obawy były słuszne.
– Jeszcze będziecie mnie przepraszać za to, że wysyłałyście mnie na terapię, jeszcze będzie wam głupio… – mruknęłam pod nosem.
Autobus zbliżał się do przystanku, więc zaczęłam gorączkowo przedzierać się do wyjścia. Nie miałam jeszcze pojęcia, co zrobię, ale nie mogłam przecież jechać spokojnie dalej, wiedząc, że on tam z nią… Przeklęty łajdak! Tyle dla niego zrobiłam, tyle poświęciłam, tak się starałam, by czuł się kochany… A on tak mi się odwdzięcza!
Wyskoczyłam na przystanek i usiadłam na ławce pod wiatą. Chciałam się choć trochę uspokoić, bo serce mi waliło jak oszalałe, a w głowie aż huczało od natłoku myśli. Gdy nieco ochłonęłam, wyjęłam z torebki komórkę i wybrałam numer męża. Byłam ciekawa, co usłyszę.
Odebrał dopiero po szóstym sygnale.
– Co tak długo zwlekałeś?
– Byłem w łazience i nie słyszałem dzwonka – odparł.
– Czyli jesteś już w hotelu?
– Tak, właśnie wróciłem.
– A jak ci minął dzień?
– Bardzo pracowicie. Niby wszystko mieliśmy już ustalone, ale jak przyszło do omawiania szczegółów, to okazało się, że klient ma jeszcze jakieś uwagi i nie na wszystko się zgadza. Na szczęście udało nam się dojść do porozumienia. Choć nie było łatwo…
– To pewnie jesteś zmęczony?
– I to bardzo. Wziąłem prysznic i kładę się do łóżka.
– Sam?
– Oczywiście, że sam! Znowu zaczynasz?
– Nie zaczynam. Po prostu pytam. A ten klient nie zaprosił cię na jakąś kolację? Żeby uczcić podpisanie kontraktu?
– Zaprosił, ale odmówiłem. Mówiłem ci, że padam z nóg. Marzę tylko o tym, by wskoczyć pod kołderkę i zasnąć.
– Tęsknię za tobą… Bardzo…
– Ja też tęsknię. Dlatego od razu po śniadaniu wsiadam w samochód i wracam do domu. Zobaczymy się najpóźniej wczesnym popołudniem. Już nie mogę się doczekać. Kocham cię.
– Ja też cię kocham. Dlatego nie zamierzam czekać do jutra – rzuciłam i się rozłączyłam.
Wparowałam do hotelu jak burza
Rozmowa z mężem wiele mnie kosztowała. Musiałam się dobrze pilnować, żeby nie wybuchnąć. Bezczelny kłamca! Wiarołomca! Jak gdyby nigdy nic opowiadał mi, jaki to miał ciężki dzień, trudne rozmowy z klientem, jaki jest zmęczony, a tu nie dość, że nigdzie nie wyjechał, to jeszcze zaplanował sobie noc z jakąś panienką o wyglądzie landrynki… Amatorka cudzych mężów! Pewnie miała niezły ubaw, gdy słyszała, jak opowiada mi te wszystkie bzdury, jak zapewnia, że tęskni, kocha i już nie może się doczekać, kiedy się zobaczymy.
– Tak jak powiedziałam, nie zamierzam czekać do jutra. Zobaczymy się za dziesięć minut, kochanie. A wtedy oboje pożałujecie, że się urodziliście. Tobie oczy wydrapię, żebyś już nie mógł spojrzeć na inną, a jej wszystkie kudły z głowy powyrywam i twarz w kotlet siekany zamienię, żeby nikt na nią nie spojrzał – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, a potem wstałam z ławki i szybkim krokiem ruszyłam w stronę hotelu.
Miałam nadzieję, że uda mi się przekonać recepcjonistkę, by podała mi numer pokoju, który wynajęli. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, bo hotel słynął z dyskrecji, ale liczyłam na to, że kilka banknotów rozwiąże jej język. Byłam gotowa wydać wszystkie pieniądze, by przyłapać Jarka na gorącym uczynku.
Nie musiałam przekonywać ani przekupywać recepcjonistki. Jarek i landrynka siedzieli bowiem w hotelowej restauracji. Choć wybrali stolik w rogu sali, już z holu dostrzegłam jej charakterystyczną różową sukienkę. Szczebiotała coś do mojego męża z uśmiechem, poprawiała zalotnie włosy. Nie widziałam jego reakcji, bo siedział do mnie tyłem i miałam przed oczami tylko jego plecy, ale domyślałam się, że jest zachwycony. Poczułam, jak ogarnia mnie jeszcze większa wściekłość. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wparowałam na salę i podeszłam do stolika.
– Ty łajdaku, ty łachudro, ty świnio! To tak wygląda twoja delegacja?! Zabiję cię, zabiję was oboje! – ryknęłam, szarpiąc go za rękaw.
Odwrócił się i osłupiałam. Bo okazało się, że to… wcale nie jest mój mąż! Był podobnej budowy, miał identyczną marynarkę, podobną fryzurę i kolor włosów, nosił okulary w złotej oprawie, ale z twarzy zupełnie nie przypominał Jarka.
Ta zazdrość kiedyś mnie wykończy
– Andrzej? Kim jest ta kobieta? To twoja żona? Mówiłeś, że jesteś kawalerem. Chyba mnie nie oszukałeś?! – wyrwał mnie z osłupienia głos blondynki.
– Nie mam pojęcia. Nie znam jej. Przysięgam! – wykrztusił zaskoczony facet.
– Mówi prawdę? – spojrzała na mnie.
– Tak… Przepraszam… Z kimś tego pana pomyliłam… Naprawdę bardzo mi głupio – jąkałam się.
– Co się dzieje? Czy ta pani zakłóca państwu spokój? Mam wezwać ochronę? – obok stolika pojawił się nagle kierownik sali.
– Nie, to tylko małe nieporozumienie. Ta pani już wychodzi. Prawda? – uśmiechnęła się blondynka.
– Prawda… I jeszcze raz bardzo przepraszam – wykrztusiłam i ruszyłam w stronę drzwi.
– To pewnie jakaś wariatka – usłyszałam za plecami. Nie zareagowałam. Na ich miejscu pewnie pomyślałabym to samo.
Po wyjściu z hotelu poczłapałam na przystanek. Autobus miał być dopiero za kwadrans, więc usiadłam na ławce pod wiatą. Starałam się zapomnieć o tym, co mi się przed chwilą przytrafiło, ale nie mogłam. Ze wstydu miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Na dodatek odezwała się komórka. To był Jarek!
– No, cześć, kochanie! Jeszcze nie śpisz? Pół godziny temu mówiłeś, że się kładziesz – starałam się ukryć zażenowanie.
– Bo się położyłem. Ale nie mogłem zasnąć. Tak jakoś dziwnie ze mną rozmawiałaś… Co miałaś na myśli, mówiąc, że nie zamierzasz czekać do jutra?
– Co? – gorączkowo szukałam w głowie odpowiedzi. – Eee… Nic takiego… Po prostu zrobiło mi się nagle bardzo smutno, że cię nie ma, i chciałam wsiąść w pociąg do Szczecina. Ale koniec końców uznałam, że jednak wytrzymam – wykrztusiłam.
I pomyślałam, że chyba jednak przyjaciółki mają rację, powinnam zapisać się na terapię. Bo ta zazdrość mnie wykończy.
Czytaj także:
„Mój facet ślinił się na widok każdej spódniczki. Drania pogoniłam i zaprzyjaźniłam się z dziewczyną, o którą byłam zazdrosna”
„Mąż zdradzał mnie z tabunem panienek, które rodziły mu dzieci, a ja nie potrafiłam odejść. Byłam chora z miłości”
„Mój facet zdradzał mnie z długonogą blondynką. Gdy zrozumiałam, że był ze mną z braku lepszej opcji – załamałam się"