„Myślałam, że przyjaźń z kobietą to spełnienie marzeń, ale stało się inaczej. Chciała mieć mnie tylko dla siebie”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, Svitlana
„– Nie przeżyję tego, jeśli dziś wieczorem nie wpadniesz do mnie na film! Tak bardzo chcę go obejrzeć, ale nie sama. Tylko z tobą! – błagalnym tonem wygłaszała swoje prośby, które niepostrzeżenie zamieniały się w żądania”.
/ 06.11.2023 11:15
załamana kobieta fot. Adobe Stock, Svitlana

Basia wprowadziła się do mieszkania obok w idealnym momencie. Wydawało mi się wtedy, że wprost spadła mi z nieba. Byłam świeżo po rozwodzie i miałam wrażenie, że wszystkie zamężne koleżanki odsunęły się ode mnie – tak jakby rozwód był czymś zaraźliwym. Potrzebowałam bratniej duszy i… pojawiła się.

Pewnego dnia Basia po prostu zapukała do moich drzwi. Otworzyłam i ujrzałam na progu brunetkę mniej więcej w moim wieku. W pierwszej chwili pomyślałam, że to kolejna kochanka mojego byłego męża. Może nie wiedziała, że on już tu nie mieszka. Po kilku minutach wszystko się wyjaśniło. Basia przyszła uprzedzić mnie, że przez najbliższe dni zza ściany mogą dochodzić hałasy.

– Mam nadzieję, że nie będzie to pani zbytnio przeszkadzać – uśmiechnęła się przepraszająco. – Jak już się urządzę, zapraszam na integracyjną herbatę – dodała życzliwie.

Zaprzyjaźniłyśmy się

Bardzo szybko okazało się, że nadajemy na tych samych falach. W dodatku Basia również była sama. Została wdową zaledwie przed kilkoma miesiącami, dlatego chciała zmienić otoczenie. Zrozumiałe. W dawnym domu i okolicy wszystko przypominało jej o zmarłym ukochanym i pogłębiało poczucie straty.

– To małe miasteczko, ale powinno ci się spodobać – zachwalałam moją małą ojczyznę podczas jednej z naszych pierwszych rozmów.

– Właśnie tego potrzebowałam – wyznała, spuszczając wzrok. – Ukryć się przed całym światem.

To też rozumiałam. Sama miałam czasem ochotę zamknąć się w domu i nigdzie nie wychodzić. Było mi jej żal, owszem, ale poczułam też, że łączy mnie z tą kobietą jakaś niewytłumaczalna więź.
Przez kilka pierwszych tygodni znajomości wszystko było w porządku, niestety później zaczęłam dostrzegać pewne rysy na naszej relacji. Nadal lubiłam spędzać czas z moją nową przyjaciółką, ale chciałam także prowadzić normalne życie.

Była trochę nachalna

Basia trochę za bardzo zaangażowała się w naszą znajomość. Stawała się zaborcza wobec mnie, co ułatwiał jej fakt, że mieszkałyśmy tak blisko siebie. Miała mnie niemal na wyciągnięcie ręki, a chciała mieć też na gwizdnięcie. Gdy pragnęła mojego towarzystwa, ja musiałam wszystko inne rzucić. Zaczęło mnie to męczyć, ale nie chciałam stawiać sprawy na ostrzu noża.

Patrząc z perspektywy czasu, nie rozumiem, jak mogłam dać się Basi tak omotać. Wtedy jednak – z jakiegoś powodu – nie potrafiłam się jej oprzeć. I krok po kroku zanurzałam się w świecie przyjaciółki. Różnił się od mojego, podobnie jak jej dom. Wnętrze jej mieszkania było zazwyczaj pogrążone w półmroku. Opuszczone rolety nie przepuszczały światła.

Tamtego popołudnia po raz pierwszy poczułam się z tego powodu nieswojo. Miałam ochotę unieść rolety i pootwierać wszystkie okna na oścież, ale oczywiście nie mogłam tego zrobić. Przysiadłam na brzegu skrzypiącej wersalki i czekałam, aż Basia przygotuje herbatę.

Kiedyś wyglądała inaczej

Z kuchni dobiegł brzęk szklanek i już po chwili w progu salonu pojawiła się moja przyjaciółka, niosąc tacę. Niedbale się dziś prezentowała. Na koszulę nocną z pożółkłym kołnierzykiem narzuciła welurowy szlafrok
Kiedy się nachyliła, by postawić przede mną szklankę z herbatą, z kieszeni szlafroka coś wypadło. Zdjęcia. Basia nie zauważyła, gdy fotografia sfrunęła na wykładzinę. Poszła do kuchni po cukiernicę, a ja podniosłam zdjęcie.

– Czy to ty i twój mąż? – zapytałam, gdy wróciła.

Okropnie zbladła. W znoszonym szlafroku wyglądała jak śmierć na chorągwi. Cukiernica wysunęła jej się z dłoni i z głuchym stuknięciem wylądowała na wykładzinie. Rozsypane dokoła drobinki cukru mieniły się niczym mikroskopijne kryształy.

Odłożyłam zdjęcie na stół i wstałam, by pomóc jej sprzątać. Basia jednak odsunęła cukiernicę nogą i przypadła do stołu. Chwyciła zdjęcie i ze złością wcisnęła je z powrotem do kieszeni szlafroka. Jej policzki nie były już białe jak kreda – oblały się rumieńcem.

– Nieważne – burknęła. – To już nieważne. Nie pytaj!

– Już dobrze, przepraszam – próbowałam ją uspokoić. – Po prostu zdziwiłam się, bo wyglądałaś zupełnie inaczej…

– To chyba normalne. Skoro chcę zacząć od nowa, siebie też muszę zmienić – wycedziła przez zęby, obrzucając mnie gniewnym spojrzeniem.

Poczułam się urażona. Rany, tylko zapytałam…

– Nie miałam na myśli nic złego – mruknęłam i żeby nieco załagodzić sytuację, z powrotem usiadłam na wersalce i sięgnęłam po szklankę z herbatą.

Piłam ją w milczeniu, a moje myśli krążyły wokół przypadkiem ujrzanego zdjęcia. Było w nim coś niepokojącego. Sposób, w jaki Basia trzymała męża za rękę. Jej spojrzenie i zaciśnięte w wąską kreskę czerwone usta. Najbardziej zdziwiło mnie jednak to, że kobieta z fotografii była elegancką, opaloną blondynką o długich, spływających na plecy lokach. Gdybym nie domyśliła się, że to Basia, mogłabym uznać ją za zupełnie obcą kobietę.

Niewiele o niej wiedziałam

Zerknęłam na przyjaciółkę znad kubka. Miała ciemne włosy do ramion i bladą skórę, a jej strojów nijak nie można było nazwać eleganckimi. Uświadomiłam sobie wówczas, jak mało o niej wiem. Basia dzieliła się ze mną tylko tym, czym chciała. Snuła swoją opowieść jak pająk tkający misterną sieć. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że to ja jestem muchą, która się w nią złapała.

Jak zawsze wytłumaczyłam sobie zachowanie Basi trwającą żałobą.. Po mitycznym mężu, o którym nic nie wiedziałam. Podobnie jak o jej przeszłości. Basia sprytnie przeskakiwała z tematu na temat, zadając trafne pytania, które kierowały rozmowę na zupełnie inne tory. Zwykle tory te wiodły ku mnie. Dzięki temu pierwszy raz od dawna czułam, że ktoś faktycznie interesuje się moim życiem. Basia słuchała, pocieszała, doradzała. Przy tym stawała się coraz bardziej zaborcza.

Najchętniej nie odstępowałaby mnie na krok, ale wiedziała, że muszę pracować. Sama utrzymywała się ze zgromadzonych przez męża oszczędności. Mieszkanie zaś ponoć dostała w spadku po cioci. 
Nie wnikałam, czy wersja Basi jest prawdziwa, nie prosiłam o obszerniejsze wyjaśnienia, bo… Kiedy zadałam o jedno pytanie za dużo, wbijała we mnie spojrzenie ciemnych oczu. Spojrzenie, które jakimś cudem wpędzało mnie w poczucie winy. Nieustannie było mi żal tej kobiety.

Zaczęła mną manipulować

– Nie przeżyję tego, jeśli dziś wieczorem nie wpadniesz do mnie na film! Tak bardzo chcę go obejrzeć, ale nie sama. Tylko z tobą! – błagalnym tonem wygłaszała swoje prośby, które niepostrzeżenie zamieniały się w żądania.

Co ranek wychodziłam na klatkę schodową i w tym samym momencie z cichym skrzypnięciem otwierały się drzwi mieszkania naprzeciwko. Przez szparę obserwowały mnie czujne oczy Basi. Ciemne włosy straciły blask, a odrost na czubku głowy zdecydowanie wymagał zafarbowania. W poły znoszonego welurowego szlafroka wsiąknął zapach papierosowego dymu. Wzdrygałam się na jej widok, ale mimo wszystko ciągle do niej przychodziłam. 

Z czasem zrozumiałam, że doskonale wykorzystała moment mojej słabości, samotności, braku wiary w siebie, czas, kiedy tak bardzo potrzebowałam czyjegoś wsparcia. Tkwiłam więc w pajęczej sieci i nie potrafiłam się z niej wydostać. Niby miałam brata, ale to nie to…

Coraz dziwniej się zachowywała

– Marek nie przyjechał na twoje urodziny – zauważyła i przez krótką chwilę na jej twarzy odmalowała się satysfakcja, którą zaraz skryła pod maską współczucia.

Rzeczywiście, było mi przykro, ponieważ mój brat nie zadzwonił z życzeniami ani nie przyjechał na kawę, chociaż kupiłam ciasto i nakryłam do stołu. Spotykaliśmy się tak co roku i nie rozumiałam, co się stało.

– Faceci… Nie ma co sobie zawracać nimi głowy – Basia machnęła ręką i obdarzyła mnie uśmiechem.

Nie wiem czemu, ale jego słodycz skojarzyła mi się ze sztucznym miodem. Przysunęła się tak blisko mnie, że nasze nosy niemal się ze sobą stykały. Czułam jej przesycony papierosami oddech i walczyłam, by się nie skrzywić, nie cofnąć.

– Masz mnie – szepnęła, a mnie przeszył dreszcz. 

Wkrótce zauważyłam, że Basia zamyka drzwi na klucz, kiedy do niej przychodzę. Potem zaczęła także zamykać pokój. Pogrążone w półmroku siedziałyśmy w dusznym pomieszczeniu, oddychając ciężkim powietrzem. Było mi niedobrze i czułam się nieswojo, więc skracałam te wizyty, wymawiając się bólem głowy. 

Pokazała prawdziwą twarz

Pewnego popołudnia z duszą na ramieniu stanęłam na progu mieszkania Basi i cicho zapukałam do drzwi. Otworzyła mi natychmiast, tak jakby na mnie czekała. Zlustrowała mnie spojrzeniem i ściągnęła brwi. Miałam na sobie małą czarną i czółenka, a szyję ozdobiłam sznurem pereł. Wybierałam się na spotkanie ze znajomymi z pracy. Jedna z koleżanek odchodziła na emeryturę.

Basi najwyraźniej się to nie spodobało. Chwyciła mnie za nadgarstek i wciągnęła do mieszkania, a potem zamknęła drzwi na klucz.

– Nigdzie nie idziesz – oznajmiła, a potem usiadła, założyła nogę na nogę i sięgnęła po papierosa.

Patrzyłam na snującą się nad stołem smużkę dymu i czułam, jak rytm mojego serca przyspiesza do granic paniki. Bałam się mojej przyjaciółki. Jej ton był ostry i szorstki, a spojrzenie lodowate.

– Chciałam tylko pożyczyć bransoletkę – wydukałam, wskazując na stojącą na komodzie szkatułkę z biżuterią.

– Zamknij się! – Basia zerwała się z fotela, a niedopałek papierosa spadł na wykładzinę.

Bałam się jej

Nie wiedziałam, co robić. Byłam zamknięta w mieszkaniu tej szalonej kobiety, i to poniekąd na własne życzenie. Powinnam była odciąć się od niej już dawno.

– Mam tylko ciebie, rozumiesz? – Basia złapała mnie za nadgarstki. – Muszę mieć cię tylko dla siebie!

– Co ty wygadujesz? – wyrwałam się i zatoczyłam do tyłu, opierając się o ścianę. – Jesteśmy sąsiadkami, a nie…

– Sąsiadkami? Łączy nas dużo więcej! Nie widzisz tego?

– Posłuchaj… uważałam cię za przyjaciółkę – mówiłam powoli, starając się panować nad drżeniem głosu. – Najlepszą, jaką miałam, ale… to wszystko zaszło za daleko. Zrozum…

– Bzdura! – wrzasnęła tak, że aż podskoczyłam. – Jesteś taka sama jak Waldek!

– Kto?

– Mój mąż – Basia spojrzała na żarzący się na wykładzinie niedopałek. – Miał należeć tylko do mnie – podjęła, spoglądając mi prosto w oczy.

Spuściłam wzrok, nie mogąc znieść jej pustego spojrzenia.

– Zapłacił za to…

– O czym ty mówisz? Co ty sugerujesz?

Przez głowę cwałowały mi okropne myśli, budziły się straszne podejrzenia. Basia się tu ukrywa… To dlatego diametralnie zmieniła swój wygląd, ścięła i przefarbowała włosy. Prawie nie wychodziła z domu i chowała się w tym dusznym, śmierdzącym papierosami pokoju, do którego nie przenikały ani słońce, ani wiosna, bo… To ona skrzywdziła swojego męża! Nie była zrozpaczoną wdową.

Zaatakowała mnie

Kiedy chciałam wyjść, uderzyła mnie wazonem stojącym na stole. Upadłam na podłogę, patrząc na nią ze strachem w oczach. Nie wiedziałam, co robić. Nagle usłyszałam ostry dźwięk dzwonka. Potem ktoś załomotał do drzwi.

– Otwieraj! – do dusznego pokoju dotarł tubalny głos.

Poznałam go od razu. Basia była blada jak kreda, oczy miała okrągłe jak talerze.

– Marek! – krzyknęłam imię brata.

Usłyszał…

Rozległ się huk wyważanych drzwi. Basia osunęła się na podłogę, a do pokoju wpadł Marek. Był zdyszany, zarumieniony i wściekły. Ominął łkającą na dywanie Basię i klęknął przy wersalce, na której leżałam.

– Co ci ta wariatka zrobiła? – dźwignął mnie w górę.

Nadal kręciło mi się w głowie, ale poczułam się nieco lepiej.

– Zapłacisz za to! – syknął do niej mój brat, kiedy niemal mnie wynosił na klatkę schodową.

Byłam w szoku

Posadził mnie na stopniu, oparł o poręcz i przetrząsnął moją torebkę w poszukiwaniu klucza. Kilka minut później siedzieliśmy już oboje w kuchni mojego mieszkania. Sączyłam zimną wodę, a Marek opowiadał, jak próbował się do mnie ostatnio dodzwonić, nie udało się, więc przyjechał i spotkał na klatce Basię, która okłamała go, że wyjechałam. To by pasowało. Nieustannie obserwowała moje drzwi przez judasza. Szybciej niż ja wiedziała, że ktoś do mnie idzie. Swoją drogą…

– Skąd wiedziałeś, że potrzebuję ratunku?

Uśmiechnął się przekornie.

– Bo jestem twoim starszym bratem? A poza tym Zenka zadzwoniła, że się nie zjawiłaś na jej przyjęciu pożegnalnym, że czekają z toastami. Pytała, czy wiem, co się z tobą dzieje, bo obiecałaś, że na bank będziesz. Martwiła się. Coś mnie tknęło. I słusznie, jak się okazało.

Później zorientowałam się, że Basia majstrowała przy moim telefonie i zablokowała numer Marka. Dlatego nie wiedziałam, że do mnie dzwonił.

– Musimy to zgłosić na policję. Rozumiesz?

Pokiwałam ze smutkiem głową.

Po prostu uciekła

Następnego ranka stałam przed drzwiami mojej dawnej przyjaciółki wraz z dwoma funkcjonariuszami. Marek wyważył zamek wczoraj, ratując mnie, więc nie mieliśmy problemu z wejściem do środka. Tyle że Basi już nie było

Podeszłam do szafy, w której Basia trzymała ubrania. Była pusta. Basia uciekła. Zniknęła. Nigdy nie dowiedziałam się też, czy naprawdę zabiła swojego męża. Z całą pewnością była do tego zdolna. Z drugiej strony mogła kłamać, żeby mnie nastraszyć. To też do niej pasowało.
Gdy wracam myślami do tamtego dziwnego okresu w moim życiu, uświadamiałam sobie, jak wielkie miałam szczęście, że wyszłam z tego bez szwanku. Nie chcę nawet myśleć, jaki finał miałaby ta historia, gdyby Marek był mniej troskliwy i czujny.

Nie mam pojęcia, gdzie jest Basia i czy kiedykolwiek wróci. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym ją spotkała. Nie chcę jej spotkać. Boję się jej. Nawet jeśli była tylko zagubioną, chorą kobietą, a nie niebezpieczną manipulantką. Boję się, że wzięłam psychopatkę za moją przyjaciółkę.

Czytaj także: „Dla rodziców mój brat był majętnym człowiekiem sukcesu. Do momentu, gdy w drzwiach stanęli policjanci z listem gończym”
„Lekarz kazał mi załatwić ziemskie sprawy i wybrać sobie wygodną trumnę. Mam rozliczyć się z życiem”
„Wszystko wskazuje na to, że mam nieślubną córkę. Jest tak piękna, jak jej matka, ale obie nie chcą mnie znać”

 

Redakcja poleca

REKLAMA