„Wszystko wskazuje na to, że mam nieślubną córkę. Jest tak piękna, jak jej matka, ale obie nie chcą mnie znać”

Dojrzały mężczyzna fot. iStock by Getty Images
„Życie mi się nie poukładało głównie z głupoty. Wiele lat temu odrzuciłem miłość życia. Po latach odkryłem, że mam córkę”.
/ 03.11.2023 09:15
Dojrzały mężczyzna fot. iStock by Getty Images

Już przysypiałem pod koniec zmiany, więc nie ma się co dziwić, że obraz Alicji na monitorze w ogóle mnie nie zdziwił… Mało to rzeczy się zwiduje, gdy człowiek traci koncentrację po długim i nużącym skupieniu? Dopiero gest, którym wsunęła buteleczkę perfum do torebki, obudził moją czujność. Po czterech latach pracy w markecie reagowałem jak pies Pawłowa: kradnie w moim sklepie?!

Zerwałem się do interwencji, złapałem za klamkę służbówki i powoli ją puściłem. Romuś, powiedziałem sobie, już raz w życiu okazałeś się idiotą, opanuj się i nie sknoć znowu wszystkiego.

Usiadłem ponownie przed kamerką, klnąc na ziarnisty obraz. Nie miałem jednak wątpliwości, że widzę miłość mojego życia: te same sploty miodowozłotych loków i smukła, wysoka sylwetka. Nawet gust jej się nie zmienił – jak było widać na załączonym obrazku, wciąż preferowała swetry, dżinsy i glany. I dobre perfumy, tyle że kiedyś za nie płaciła... Albo po prostu nie wiedziałem o niej wszystkiego.

– Panie Romualdzie – kierowniczka zajrzała do kanciapy i przez chwilę byłem pewien, że widziała Alicję w akcji i zruga mnie jak psa, po czym na kopach wyrzuci z roboty. –  Wszystko w porządku?

– Tak – odkaszlnąłem. – Oczywiście.

Dałaby sobie spokój z tą udawaną troską, kiedyś przez nią trupem padnę!

W międzyczasie Alicja zniknęła z pola widzenia i dopiero po dobrej chwili zobaczyłem ją przy kasie, przechodzącą jakby nigdy nic z koszykiem, w którym leżał samotny karton mleka.

A jednak wróciła

Dobra, skoro wróciła, to przyjdzie znowu. W miasteczku były dwa markety, na pewno nie będzie kradła w najbliższym, czyli pozostaje jej nasz. Chyba że to jednorazowy wygłup, ale z tego, co pamiętałem, miewała trwałe pasje. Na samym „Edwardzie Nożycorękim” byłem z nią w kinie z dziesięć razy!

Wieczorem zadzwoniłem do kuzyna, który mieszkał w bloku jej matki.

–  Romek? – zdziwił się. – To ty żyjesz?

– Bardzo śmieszne – doceniłem żart.

– Słuchaj, czy ja mam omamy, czy widziałem dziś Alicję?

– Stara miłość nie rdzewieje, co? – zarechotał dość obleśnie.– Mogłeś widzieć. Miała zjechać do Polski i zająć się matką, bo na Marianka nie można liczyć. Odkąd u starej zdiagnozowali raka, gnój wyprzedaje chałupę. Ostatnio kredens mi chciał opchnąć za flaszkę.

Zapomniałem już, z jakiej rodziny pochodzi moja ukochana, a nie powinienem. W końcu to też miało swoją wagę, gdy zdecydowałem się na rozstanie. Ojciec obiecał mi samochód, jeśli wybiorę córkę jego szefa zamiast patologii z „trójkąta bermudzkiego”, jak w miasteczku nazywało się tamtą część miasta.

Stary cymbał. Szef prysnął z majątkiem spółki, a córunia, ledwo zgodziłem się uznać jej panieńskie dziecko za własne, przyprawiała mi rogi z każdym… Zresztą, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, co się stało, to się nie odstanie. Ważne, że Alicja wróciła. Teraz trzeba opracować strategię, jak wyrwać życiu z pyska parę miłych chwil.

Przez tę strategię pół nocy przewalałem się na łóżku niczym zdychający wieloryb  i rano obudziłem się kompletnie rozbity.

– Straszny dziad z ciebie, Romuś – poinformowałem typa w lusterku, który nijak nie chciał przypominać chłopaka, którym kiedyś byłem. – No nie wierzę, włosy w uszach?!

Sięgnąłem po nożyczki, by je wyciąć i coś strzyknęło mi w barku.

Jakim cudem Alicja wciąż wygląda zjawiskowo? Może nawet lepiej niż kiedyś, bo przestała się garbić. Otrzaskała się w świecie i wreszcie do niej dotarło, że wysoki wzrost to nie wada, lecz zaleta.

Nie wierzyłem własnym oczom

Dwa dni później znów zobaczyłem ją na kamerce, tym razem grasowała na stoisku alkoholowym. Trochę się wkurzyłem – głupia czy jak? Wiadomo, że na ten punkt każdy ochroniarz ma największe baczenie!

Najczęściej tam liczą towar.

– Spadaj stamtąd, bo stracę cierpliwość – powiedziałem do drobnej figurki na ekranie, a ona, jakby usłyszała mnie dodatkowym zmysłem, płynnie obróciła się na pięcie i przeszła na kosmetyki, kolejny raz uszczuplając półkę z perfumami.

To się musiało skończyć. Możliwie szybko, zanim ktoś oprócz mnie zorientuje się, co tu jest grane. Miałem dziwną pewność, że opiekuńcza troska nowej kierowniczki zmieni się w mściwe wyrachowanie, gdy tylko wyjdą na jaw moje zaniechania. Powinienem był wkroczyć do akcji i przejąć inicjatywę, tylko że wciąż nie udało mi się opracować strategii, która docelowo rzuciłaby Alicję w moje ramiona. Zwlekałem z interwencją i gapiłem się w kamerkę jak zbok uzależniony od pornoli.

W końcu, zupełnie przypadkiem, sprawa rozwiązała się sama, gdy kierowniczka wysłała mnie, bym spacyfikował młodocianych zabawiających się jazdą na koszykach. To absolutnie nie była moja działka, ale zgodziłem się, bo miałem nadzieję pociągnąć dymka poza regulaminem. Przegoniłem smarkaczy i właśnie odprowadzałem ostatni wózek, gdy wpadła na mnie dziewczyna rozmawiająca przez telefon.

– Wielkie sorki – uśmiechnęła się do mnie przepraszająco.

– Naprawdę musicie gadać wszędzie?! – wkurzyłem się i dopiero po chwili zorientowałem się, z kim mam do czynienia.

Tym razem miała na sobie długą sukienkę bez rękawów i włosy splecione w warkocz. I nie, nie była Alicją, nawet formalina tak by jej nie zakonserwowała. Musiała być zatem jej krewną, bardzo bliską. Córką?
Ile mogła mieć lat?

– Góra dwadzieścia pięć – mruczałem do siebie, teraz już krążąc za dziewczyną po sklepie.

Nie miała szans mnie rozpoznać, więc nie było sensu czaić się w kantorku. Czy jeśli ją przyłapię, Alicja zjawi się tutaj, by błagać o litość dla dziecka?

Stuknij się w łeb, Romuś, pomyślałem wreszcie chłodno. To dorosła kobieta, nie będzie wzywać mamusi na pomoc. Przyskrzyń gówniarę, to może i córka twojej byłej, ale dla ciebie drobna złodziejka i zagrożenie stabilizacji, którą zdołałeś wypracować po długich i mrocznych latach balansowania nad przepaścią. Rób swoje!

Tym razem ręka mi nie zadrżała, gdy sięgałem po klamkę kantorka. Tyle że smarkata była czysta jak łza, pewnie dotarło do niej, że w markecie jest ochroniarz i być może, po spotkaniu przed sklepem, będzie miał na nią oko. Zagrałem va bank, poprosiłem o dokumenty i… warto było podjąć ryzyko: nosiła imię, które Alicja zawsze uważała za najpiękniejsze: Natalia. Miałem pamięć jak rzeszoto, ale wciąż kołatało mi w głowie, że tak właśnie miała się nazywać nasza wspólna córka. Nazwisko nic mi nie mówiło, ale za to data urodzenia… 1993. Wrzesień.

– Teraz należałoby przeprosić – dziewczyna wyjęła mi z dłoni dokument.

– Przepraszam – powiedziałem, zastanawiając się, w którym momencie popełniłem błąd. Kurczę, byłem pewien, że coś musi przy sobie mieć, nigdy nie robiła przecież pustych przebiegów!

Kompletnie nie pamiętam reszty tego dnia. Najpierw rozkminiałem porażkę, a potem i to minęło, została tylko data urodzenia dziewczyny, która jarzyła mi się pod kopułą jak jakiś cholerny pulsujący neon.

Rozstaliśmy się z Alicją dokładnie w sylwestra 1992 roku… Jakiś tydzień później ledwo ją odratowano po próbie samobójczej i dobry miesiąc była w klinice. Mam uwierzyć, że jej klon, który urodził się we wrześniu, dokładnie dziewięć miesięcy po naszych pożegnalnych sztosach, nie miał nic wspólnego ze mną?! A ten pieg nad górną wargą – czy nie taki sam miała moja mama?

Muszę porozmawiać z Alicją

Tego wieczoru siedziałem potem nad rozsypanymi na stole zdjęciami rodzinnymi i zyskiwałem coraz większą pewność, że właśnie poznałem moje jedyne dziecko. I było to dużo więcej niż planowany powrót do Alicji lub chociaż chwilowe odgrzanie dawnego kotleta – to było szczęście.

W jakiś sposób, po raz pierwszy w życiu, poczułem się niezniszczalny: mogłem znosić ze stoickim spokojem nachalne uwagi kierowniczki, łzy emerytek z kawałkiem kradzionego żółtego sera w kieszonce sweterka i drobnych pijaczków obalających piwo w martwej strefie sklepu. Na razie też znosiłem Natalię, coraz zuchwalej poczynającą sobie w dziale kosmetyków.

Zdecydowałem, że tę sprawę akurat powinienem obgadać z jej matką, wystarczy dziewczynie niepotrzebnego ryzyka. Może narobić sobie w papiery na zawsze!

Zadzwoniłem więc do kuzyna.

– W sobotę jest pogrzeb, co ty, klepsydr nie czytasz? – zaśmiał się tak radośnie, jakby do każdej trumny dawali po dwa piwa wszystkim sąsiadom. – Zmarło się starej.

– Umarła? – upewniłem się, zastanawiając się, jak to wpłynie na mój plan.

– Przecież mówię, co z tobą? Przyjdziesz na cmentarz?

– Tak – zdecydowałem. – Matka Alicji zawsze była dla mnie jak własna.

– Teraz ci się przypomniało? – zarechotał kuzyn. – Ej, Romuś, zawsze była z ciebie hiena, chciałbym wiedzieć, co teraz kombinujesz. Żałobnicę będziesz rwać?

– Debil – burknąłem i rozłączyłem się.

Co taki cymbał może wiedzieć o priorytetach? W gruncie rzeczy, taki sam przegryw jak Marianek, nie na darmo się przyjaźnili od podstawówki.

Załatwiłem sobie wolne na sobotę, odstawiłem używki, żeby odparować. Ostatecznie byłem ojcem, nie żulem, któremu wszystko jedno, jak go widzą. Na cmentarzu pojawiłem się o czasie, w garniaku i z wiązanką. Nie miałem problemu z rozpoznaniem Alicji, może dlatego, że ostatni raz, gdy ją widziałem, też miała zapuchnięte od płaczu oczy? Stała przy trumnie w otoczeniu dwóch mniej więcej piętnastoletnich chłopców, tuż przy nich chwiał się Marianek. Rozejrzałem się za Natalią, ale nie było jej nigdzie widać. Żeby nie przyjść na pogrzeb babci?!

A może chora?

– Bardzo mi przykro, Alicjo – podszedłem jako ostatni, by złożyć kondolencje. – Gdybym mógł pomóc, wystarczy znak.

Aż uniosła woalkę.

– Chyba śnię – pokręciła głową. – Romuald jako podpora! To pogrzeb mojej mamy, a nie jakieś kabarety, kretynie.

– Ala – poprosiłem. – Tyle lat… Może czas wybaczyć? Wiem, że postąpiłem podle ale byłem…

– Spieprzaj, Romuś – pochyliła się nade mną. – Spieprzaj, zanim wepchnę ci tę wiązankę do gardła.

Kim jest Natalia?

Miała swoje racje, ale ileż można chować urazę? Przecież jej się ułożyło, ze mną na pewno nie dorobiłaby się takiej biżuterii i ciuchów. Poza tym, mieliśmy córkę, a tej wyraźnie brakowało ojca: kradła w sklepach i nawet nie potrafiła się wziąć w garść na tyle, by przyjść na pogrzeb babci.

Tym razem będę walczył.

– Przyszedłem porozmawiać o Natalii – wyjaśniłem. – Musimy to zrobić, zanim dziewczyna dokumentnie się stoczy.

Alicję najwyraźniej zatkało na wieść, że poznałem  tajemnicę. Myślała, że całe życie będzie ukrywać przede mną córkę?

– Dlaczego właściwie nie ma jej na cmentarzu? Czy ta dziewczyna nie ma żadnych obowiązków?

– Kim jest Natalia? – z satysfakcją dostrzegłem lęk w oczach Alicji.
Teraz jej było głupio… No, mnie też by było!

– Naszą córką – przewróciłem oczami. – Nie udawaj głupiej, dobrze? To już nie jest zabawne.

– Robert, Hubert! – zawołała cicho i chłopcy natychmiast podeszli, stając po obu stronach matki. – To są moje jedyne dzieci, Romualdzie. Nigdy nie miałam córki.

Patrzyłem, jak odchodzą cmentarną alejką w otoczeniu nielicznych żałobników. Jak to nie miała córki? A dziewczyna ze sklepu? Jej data urodzenia, wygląd, imię? Jak to nie miała? Czyżbym miał córkę z kimś innym? 

Patrzyłem jak odchodzi, wysoka i smukła, potem zerknąłem na zegarek. Druga. To już można się napić.

Czytaj także:
"Syn zaszczuł mojego męża, odebrał mu firmę i dom, mnie wysłał do domu opieki. Teraz nawet znicza na grobie nie zapali"
„Bałem się walczyć o miłość dziedziczki małej fortuny, bo byłem goły i wesoły. Ona i tak postanowiła klepać ze mną biedę”
„Każdy facet chciał popatrzeć na moje bufory. Dla mężczyzn nie liczę się ja, tylko to, czym oddycham. Mam tego dość”

Redakcja poleca

REKLAMA