„Przyjąłem zlecenie od młodej aktorki, której groził stalker. Szybko zrozumiałem, o co chodzi w tej sprawie”

młoda dziewczyna blondynka fot. Getty Images, Jamie Grill
„Agencyjna maszyna została wprawiona w ruch. Stalker Joanny zaczął klasycznie, od wyrazów uwielbienia. Oczekiwał, że obiekt westchnień odwzajemni afekt. Kiedy tak się nie stało, adorator przekształcił się w prześladowcę, gotów ukarać bóstwo za brak zainteresowania jego osobą”.
/ 16.09.2023 11:15
młoda dziewczyna blondynka fot. Getty Images, Jamie Grill

Od miłości do nienawiści jeden krok - u stalkerów tak właśnie jest. Ten przypadek jednak od razu wydał mi się jakiś dziwny. Ewidentnie coś tutaj nie grało. Tylko co?

Zgłosiła się do mnie aktorka

Nie lubię tego typu zleceń. Ochrona przed nieznanym prześladowcą oznacza całodobową obserwację klienta, założenie, za jego zgodą, podsłuchu w telefonie, a w mieszkaniu – kamer monitorujących. Nagrania musi ktoś codziennie przeglądać, żeby namierzyć często pojawiające się osoby i pojazdy.

Powstają długie listy podejrzanych, z których każdy może być poszukiwanym przez nas stalkerem. Trzeba go wyłowić z tego tłumu, i my to potrafimy, ale robota jest żmudna i niewdzięczna, a ponadto wymaga zaangażowania sztabu ludzi. Dlatego spytałem klientkę, czy jest przygotowana na wysokie koszty.

– Och, nie wiem – zatrzepotała rzęsami. – O jakiej sumie mówimy?

Powiedziałem.

– To dużo pieniędzy – zmartwiła się.

Była atrakcyjna i chętnie oszczędziłbym jej zmartwień, ale detektywi nie pracują za darmo. Zwłaszcza przy takich zleceniach.

– Koszty rosną z dnia na dzień, więc zrobimy tak. Przeprowadzimy wstępne rozpoznanie, przeczyta pani raport i zdecyduje, czy nadal prowadzić obserwację.

Ucieszyła się. Podsunąłem jej umowę do podpisania. Od tej chwili była podopieczną mojej agencji detektywistycznej, której miałem zaszczyt być wiceprezesem i współudziałowcem.

Kiedy tylko ją pożegnałem, wezwałem Allana i zleciłem mu wyszukanie wszelkich dostępnych informacji o nowej klientce. Lubiłem wiedzieć, z kim mam do czynienia. Allan nadawał się do tego idealnie, potrafił znaleźć w internecie informacje, do których nie wszyscy mieli dostęp. Wolałem nie pytać, jak to robi.

Od razu wzięliśmy się do pracy

– Tym razem było łatwo, szefie – położył mi na biurku raport. – Joanna K. to młoda aktorka, bez dorobku. Jedna niewielka rólka w filmie, tylko przemknęła przez ekran. Często chodzi na castingi, wzięła udział w reklamie pasty do zębów.

– Życie osobiste?

– Od dwóch lat mieszka z narzeczonym, Kajetanem. Wymienili pierścionki, planują ślub. Kajetan też jest aktorem, pracuje w dubbingu i nieźle zarabia. Joanna wciąż szuka swojej szansy w zawodzie.

– Ktoś ją jednak wypatrzył i docenił. Szkoda, że jest psychopatą.

Wskazałem teczkę, którą Allan chwycił.

– Kto dziś pisze takie anonimy? Wycięte z gazety, poskładane byle jak i wysłane pocztą! Ten jej stalker nie słyszał o esemesach? Mailach? To jakiś analogowy psychol, jak pragnę pokoju na świecie.

– Mamy tylko te listy. Jeszcze dziś założysz pani Joannie podsłuch w telefonie i zamontujesz kamery internetowe w mieszkaniu. Będziemy ją obserwować. Analogowy czy nie, on jej grozi. Trzeba  dziewczynie zapewnić bezpieczeństwo. Postawimy przed domem obserwatorów, Paweł obejmie pierwszą zmianę, dalej według grafiku. Aha! O wszystkim informujcie mnie na bieżąco.

Allan popatrzył zdziwiony.

– Weźmie pan udział w śledztwie?

– Tak i nie – potarłem nos. – Coś mi tu nie pasuje, ale nie umiem tego wychwycić. Będę trzymał rękę na pulsie.

Agencyjna maszyna została wprawiona w ruch. Stalker Joanny zaczął klasycznie, od wyrazów uwielbienia. Oczekiwał, że obiekt westchnień odwzajemni afekt. Kiedy tak się nie stało, adorator przekształcił się w prześladowcę, gotów ukarać bóstwo za brak zainteresowania jego osobą.
„Zdradziłaś naszą miłość, sikoreczko, sprawiłaś mi ból. Sprawię, że będziesz cierpiała jak ja” – głosił anonim. Pozostałe utrzymane były w podobnym tonie.

– Hm… – zawahałem się.

Miałem wcześniej do czynienia z groźbami stalkerów. Na ich tle ten jawił się jako świetnie wychowany, a nawet romantyczny dżentelmen. Nazwał ją Sikoreczką, nie używał obscenicznych słów i znał się na interpunkcji. Kim on mógł być?

Zaczęło być o niej głośno

Komputer zasygnalizował nową wiadomość, od Allana. Otworzyłem ją i znalazłem adres internetowy. To był portal plotkarski. A w nim duże zdjęcie Joanny K. opatrzone nagłówkiem: „Czy sikoreczka musi zginąć?”. Dalej przeczytałem: „Joanna K., aktorka, żyje pod silną presją. Grozi jej śmierć z rąk szaleńca. Dzień i noc ochraniają ją zawodowi detektywi”.

Wybrałem numer Allana.

– Co to jest, do jasnej cholery?

– Szakale wywęszyły krew – odparł, wkurzając mnie do białości. – No co się szef denerwuje, portale plotkarskie z tego żyją. Korzyść jest obustronna, im wzrasta klikalność, aktorom rozpoznawalność. Kto wcześniej słyszał o Joannie K.? Rodzina i znajomi. A teraz ludzie ją zobaczą. Że ładna i prześladowana. Może rolę dostanie?

Kolejne dni nie przynosiły niczego nowego. Nikt podejrzany nie dzwonił ani nie odwiedzał Joanny. Prześwietliliśmy nawet listonosza wrzucającego anonimy do skrzynki. Był porządnym człowiekiem, pracował na poczcie od 15 lat. Sprawdziliśmy kierowców często pojawiających się pod domem pojazdów. Najwięcej obiecywałem sobie po odzianym w czarną skórę motocykliście, ale okazało się, że odwiedzał mieszkającą w tym domu dziewczynę.

Przełom w śledztwie nastąpił pewnego wieczora. Zadzwonił Kajetan, narzeczony Joanny. Bardzo zdenerwowany.

– Widziałem go! Cały dzień za nami jeździł, a teraz parkuje pod domem, siedzi w czarnej toyocie, pewnie coś planuje.

– Sprawdzę to – rzuciłem do telefonu i wywołałem Pawła.

– Słyszałeś? – Paweł miał najlepszy widok na mieszkanie klientki i odsłuch jej telefonu. Oraz komórki jej narzeczonego.

– Szefie, on ściemnia. Stoję tu, korzenie zapuściłem. Czarne toyoty parkują na ulicy dokładnie dwie, obie przyjechały przed obserwowaną parą. Nikogo tu nie ma, to wyjątkowo cicha uliczka.

– Obserwuj dalej.

– Coś się dzieje. W żywopłocie siedzi facet, drugi stoi na ulicy, wcale się nie kryje.

Poinformowałem o intruzach pozostającego na linii Kajetana, czym chyba go wzburzyłem. Wyłączył się.

– Szefie, klientka opuszcza mieszkanie.

– Chrońcie ją – powiedziałem i pobiegłem do samochodu.

Robiła wokół siebie zamieszanie

Spóźniłem się, kiedy przyjechałem, było już po wszystkim.

– Jak opublikują moje zdjęcie, dam im w mordę – wściekał się Paweł. – Ten w krzakach i drugi, pod drzewem, to byli paparazzi. Klientka narobiła koło siebie szumu, więc uznali, że warto ją ustrzelić.

– Co?!

– Fotkę jej strzelić. A ona do nich wyszła! W jakim stylu! Szal na głowie, ciemne okulary. Jak Greta Garbo!

Paweł parsknął z wściekłością.

– Zobaczyłem ich, więc biegnę. Osłaniam ją, a wtedy ten z żywopłotu jak nie walnie z flesza. Oślepił mnie, skurkowaniec. Szefie, mnie na sławie nie zależy, jak ten szczur prasowy sprzeda moją podobiznę do brukowców, to ja go…

Zaczynałem wszystko rozumieć, instynkt starego wygi mnie nie zmylił. Odwróciłem się na pięcie i pomaszerowałem na górę, do mieszkania Joanny K.

– Wynajęcie agencji detektywistycznej wyszło taniej niż zatrudnienie specjalisty PR-owca? – spytałem bez wstępów. – Reklama oparta o rzekome zagrożenie, nieźle pomyślane. Już jest o pani głośno, jutro będą panią znali od Bałtyku po Tatry. Kto sfabrykował listy z groźbami?

Joanna siedziała w fotelu, wciąż jeszcze w szalu na głowie. Wyglądała jak gwiazda kina z lat 60.

– To był pomysł Kajtka, ale ja również wzięłam w nim udział.

Pochyliła głowę z dobrze odegraną skruchą. Byłem pewien, że niczego nie żałuje. Z dnia na dzień jej nazwisko stało się znane, usłyszeli o niej reżyserzy i castingowcy. Z jej punktu widzenia, warto było.

– W tej sytuacji, rozwiązujemy umowę ze skutkiem natychmiastowym – powiedziałem. – Jutro rano przyślę pani rachunek i się pożegnamy.

– Nie byłbym taki pewien – do pokoju wszedł Kajetan. – Znalazłem to przed chwilą na wycieraczce.

Kolejny anonim był łudząco podobny do tych poprzednich, tyle że zamiast papieru w kratkę, jak to miało miejsce wtedy, ktoś użył gładkiej kartki.
Wyprostowałem się ze znużeniem. Żeby wszystkie sprawy były takie proste!

– Gdyby pani nie opowiedziała mediom o rzekomych groźbach kierowanych pod adresem sikoreczki, wasz sąsiad nie wyraziłby aż tak bezpośrednio swoich emocji. A tak – z mediów wiedział, co ma robić. Czym mu się naraziliście?

– Przychodzi tu taki jeden wieczorami, każe nam gości wypraszać, mówi, że spać nie może. Ale… Dlaczego akurat sąsiad przyszedł panu do głowy?

Skończyliśmy obserwację Joanny K., ale ja nadal śledziłem w internecie losy aktorki. Przestała być anonimowa, robiono jej zdjęcia na zakupach i w restauracji… Zadzwoniła miesiąc później, szczęśliwa, rozszczebiotana jak skowronek. Dostała rolę w największej polskiej produkcji o miłości. 

Czytaj także:
„Obcy facet ubzdurał sobie, że jesteśmy parą. Boję się wyjść z domu, a policja rozkłada ręce”
„Bandzie pijanych kolesi zachciało się amorów, a ja i kumpela byłyśmy pod ręką. O mały włos, a źle by się to skończyło”
„Szukałam kochanka na numerek i trafiłam na stalkera. Boję się przyznać mężowi, bo odkryje, że chciałam go zdradzić”

Redakcja poleca

REKLAMA