„Szukałam kochanka na numerek i trafiłam na stalkera. Boję się przyznać mężowi, bo odkryje, że chciałam go zdradzić”

kobieta, która obawia się prześladowcy fot. Adobe Stock, Daisy Daisy
„Musiał mnie śledzić w drodze z pracy, bo odkrył, gdzie mieszkam, i skończyły się subtelności. Odtąd przysyłał listy z pogróżkami. Zawsze wyglądały tak samo: biała koperta bez nadawcy i adresata, a na odwrocie moje imię wypisane krwistoczerwoną szminką. W środku stek obelg. Na te zaczepki też nie reagowałam, ale niestety moje milczenie bardziej go rozzuchwaliło”.
/ 08.02.2023 18:30
kobieta, która obawia się prześladowcy fot. Adobe Stock, Daisy Daisy

Był późny wieczór. Siedziałam w kuchni i z napięciem wpatrywałam się w wiszący na ścianie zegar. Dopiero za dwie godziny Marek wróci i będę bezpieczna. Całe długie dwie godziny! Nerwowo splatałam i rozplatałam palce. Odliczałam minuty do jego powrotu. Na blacie leżała biała koperta z moim imieniem. Znalazłam ją rano w aucie. Domyślałam się, co jest w środku, dlatego tak bardzo bałam się ją otworzyć.

Wydawał mi się niemalże ideałem...

Zaczęło się niewinnie. Po raz pierwszy pomyślałam o romansie kilka miesięcy temu. Marek dużo pracował, często nie było go w domu, a kiedy wracał, od razu kładł się spać. Czułam się bezsilna, kiedy wieczorami próbowałam się do niego zbliżyć, a on mnie odtrącał. Nie pragnął mnie już, nie zauważał nowej fryzury, seksownej koszulki, a przecież od naszego ślubu minęły raptem dwa lata. W sypialni powinny sypać się iskry, a nie panować atmosfera jak na biegunie! Miałam dość. Pewnego wieczoru pożaliłam się Alicji, a ona poradziła mi, żebym poszukała odskoczni w sieci.

– Poznasz kogoś, popiszesz, poflirtujesz na łączach, znowu poczujesz się kobietą – przekonywała.

– Ty tak robisz? – zdumiałam się. Miała wspaniałego męża i dziecko.

– A co, nie wolno? Nikomu tym nie szkodzę, a lepiej się czuję. Nie patrz tak. To nic złego. Przecież się z nikim nie spotkasz. Po prostu miło sobie pogadacie, dowartościujesz się…

Pewnego wieczoru w trakcie nocnej zmiany męża zalogowałam się na czat towarzyski. Po paru falstartach odezwał się do mnie ktoś o pseudonimie „kawałek nieba”. Pisaliśmy ze sobą pół nocy. Rozumieliśmy się w pół słowa, mieliśmy podobne zainteresowania i czarno-sarkastyczne poczucie humoru. Marek nigdy nie rozumiał moich żartów, a Konrad łapał je w mig.

Nasza znajomość potoczyła się błyskawicznie. Jeszcze tamtej nocy wymieniliśmy się zdjęciami i numerami telefonów. Alicja by tego raczej nie pochwaliła, ale Konrad wydawał się ideałem. Przystojny, inteligentny, romantyczny, a przede wszystkim hojny. W tym sensie, że dawał mi wszystko to, czego nie dostawałam od męża. Poświęcał mi uwagę, adorował mnie, pocieszał, kiedy miałam zły dzień. Codziennie wysyłał mi ogrom słodkich wiadomości, na które natychmiast odpowiadałam. Pisaliśmy do siebie coraz więcej esemesów, aż w końcu przyszedł czas na rozmowę telefoniczną.

– Nie potrafię się skupić, wciąż o tobie myślę. Spotkajmy się – poprosił.

Miał kusząco seksowny głos. Kiedy po raz pierwszy go usłyszałam, poczułam dawno zapomniane motyle w brzuchu. Miało nie być żadnych kontaktów twarzą w twarz, ale… pójdziemy tylko na kawę, a to nic złego.

Odkąd zaczął się mój internetowy romans, przestałam inicjować zbliżenia z mężem. W łóżku myślałam o Konradzie, wyobrażałam sobie, jak szepcze mi do ucha, jak mnie dotyka.

Spotkaliśmy się trzy dni później w kawiarence na przedmieściach. To miała być randka z ideałem faceta, a tylko pokazała, jak byłam naiwna. Dałam się nabrać na najstarszy numer internetowego świata, czyli podmiankę wizerunku. Konrad nie był wysokim, opalonym trzydziestolatkiem. „Kawałek nieba” mógłby być moim ojcem, któremu przydałaby się dieta, siłownia i stylista. W pierwszym momencie pomyślałam, że to pomyłka. Może chce zapytać o godzinę, łudziłam się, gdy ruszył w moim kierunku.

– Przyszłaś – westchnął. – Boże, jesteś jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach.

Nie wierzę, jak mogłam być tak głupia!

Rozpoznałam ten głos. To z tym mężczyzną rozmawiałam przez ostatnie tygodnie. Gdybym zamknęła oczy, może magia by wróciła? Ale nie chciałam ich zamykać! Dość oszukiwania siebie. Nagle zrozumiałam, jaka byłam głupia. Ekscytowało mnie flirtowanie i seks w wyobraźni z przystojnym, prężnym równolatkiem. Gdy czarnym humorem, aksamitnym barytonem, pełną adoracji troską dysponował krągły, łysiejący facet po pięćdziesiątce, w jednej chwili zauroczenie mi przeszło. Poczułam do siebie obrzydzenie. Na kogoś takiego wymieniłam Marka?

– Za to ty wyglądasz inaczej! – byłam bardziej zła niż rozczarowana. – Oszukałeś mnie. To koniec. Skasuj mój numer. Cześć.

Odwracając się na pięcie, naprawdę sądziłam, że to koniec. Byłam zła na Alkę i jej durne pomysły, ale jeszcze złościłam się na samą siebie. Zamiast pogadać z mężem, wyłożyć mu wszystkie żale, wolałam flirtować z podstarzałym donżuanem. Brr. Ale może dobrze się stało? Dostałam nauczkę, zanim posunęłam się za daleko. Bo gdyby Konrad faktycznie wyglądał jak „kawałek nieba”, mogłabym wpaść w poważne tarapaty…

Szłam w pośpiechu i nie zauważyłam biegnącego za mną Konrada.

– Poczekaj! – wysapał, łapiąc mnie za łokieć. – Już ci się odwidziało? Bo jestem bardziej dojrzały? Przecież w środku pozostałem taki sam jak wcześniej. To mnie pragnęłaś, a nie półinteligenta, pięknisia ze zdjęcia. Nie wierzę, że jesteś taka płytka…

– Jestem! Jak kałuża. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Jesteś obleśny! Słyszysz? O-ble-śny! – wycedziłam. – I puszczaj mnie, bo zacznę krzyczeć – wyrwałam łokieć z jego uścisku.

Uniósł ręce, cofnął się, a ja szybko wsiadłam do samochodu. Uspokoiłam się dopiero, kiedy odpaliłam silnik i wrzuciłam pierwszy bieg. Wyjeżdżając z parkingu, w lusterku widziałam sylwetkę Konrada. Stał i patrzył w ślad za mną.

W następnych dniach nic się nie działo, więc byłam pewna, że historia z Konradem należy do przeszłości. Zaczął mnie prześladować dopiero cztery dni później. Sama mu się wyłożyłam jak na tacy. Powiedziałam mu o sobie sporo. Wiedział, gdzie pracuję, gdzie robię zakupy, do jakiej chodzę siłowni, znał rozkład mojego dnia i tygodnia. Do dziś nie mogę pojąć, jak mogłam być tak nieostrożna.

Popełniłam, błąd, ale czy kara nie jest zbyt sroga?

Na początku wysyłał mi kwiaty do pracy, nagrywał się na pocztę głosową i wysyłał maile. Potem zaczął wystawać pod moim biurem. Nie podchodził. Stał jak posąg po drugiej stronie ulicy i tylko patrzył. Biła od niego… Nie wiem, czy wrogość, czy determinacja, ale aż przechodziły mnie ciarki.

Łudziłam się, że jak będę go ignorować, to się znudzi. Przeliczyłam się. Musiał mnie śledzić w drodze z pracy, bo odkrył, gdzie mieszkam, i skończyły się subtelności. Odtąd przysyłał listy z pogróżkami. Zawsze wyglądały tak samo: biała koperta bez nadawcy i adresata, a na odwrocie moje imię wypisane krwistoczerwoną szminką. W środku stek obelg. Na te zaczepki też nie reagowałam, ale niestety moje milczenie bardziej go rozzuchwaliło.

Ostatni list znalazłam w aucie. Nie domknęłam szyby, co wykorzystał. Na przednim siedzeniu zostawił list i kilka oklapłych róż. Może zwiędły z upału, a może celowo ofiarował mi takie… umierające kwiaty. Przestraszyłam się nie na żarty. A co gorsza, to nie był koniec mojego koszmaru.

Kiedy się ściemniło, ktoś zaczął pukać do drzwi. Wyjrzałam przed dom. Nikogo. Próbowałam zachować spokój, ale taki lęk trudno ukoić. Mieszkaliśmy na peryferiach miasta, w pobliżu gęstego lasu. Byłam w domu sama. Gdyby Konrad chciał mi zrobić krzywdę, nikt by mi nie pomógł. Drżącymi palcami otworzyłam kopertę, którą znalazłam rano w samochodzie. Tym razem w środku nie było gróźb, tylko kilka moich zdjęć. Wszystkie zrobione w pobliżu naszego domu. Na jednym wyrzucałam śmieci, na innym opalałam się w ogrodzie. Boże… Cisnęłam fotografie w kąt i rozpłakałam się z bezsilności.

Łkałam, aż mnie głowa rozbolała. Gdy usłyszałam stukanie w szybę, bezwiednie krzyknęłam. Za oknem stała zakapturzona postać. Chryste, czy to się kiedyś skończy?! Co mam zrobić, żeby uwolnić się od tego świra i od strachu, jaki mi fundował? Popełniłam błąd, przyznaję. Moja wina, ale czy kara nie jest zbyt sroga? Serce waliło mi jak oszalałe, rozsadzając skronie i tętnice. Zaczęło mi brakować tchu. Obraz przed oczami zafalował…

– Kochanie, nic ci nie jest? – z oddali dobiegł mnie głos męża.

Mąż o wszystkim już wiedział...

Ocknęłam się. Leżałam na podłodze, a Marek klęczał obok i gładził mnie po twarzy. Przeraziłam się tak bardzo, że z tego strachu zemdlałam.

– Zapomniałem klucza, stukałem w okno, ale nie reagowałaś. A później osunęłaś się na podłogę. Przestraszyłaś mnie – relacjonował Marek.

Boże, nie mogłam dłużej ignorować tego, co robi Konrad. Dręczył mnie, terroryzował, sprawiał, że bałam się własnego cienia. A jeśli posunie się jeszcze dalej? Jeśli fizycznie mnie skrzywdzi albo, nie daj Boże, Marka? Musiałam o wszystkim powiedzieć mężowi i mieć nadzieję, że zrozumie i mi wybaczy.

– Marek ja…

– Ciii, znalazłem list w skrzynce. Dlatego wróciłem wcześniej.

Łzy dławiły mnie w gardle. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Nie rozzłościł się, nie zażądał wyjaśnień, szczegółów, nie patrzył z wyrzutem i potępieniem w oczach, że szukałam wrażeń. Ale dlaczego jest taki smutny i zmartwiony?

Już jesteś bezpieczna, nikt cię nie skrzywdzi, obiecuję. Przepraszam, że mnie nie było i czułaś się samotna. Inaczej przecież… Przepraszam, skarbie, przepraszam, że się bałaś – przytulił mnie, a ja znowu się rozpłakałam.

Czytaj także:
„Pozornie byłam jak Królowa Śniegu. Ale odrzucałam wszystkich mężczyzn z troski. Stalker groził, że ich pozabija”
„Wdałam się w romans ze swoim idolem. Myślałam, że to miłość jak z kart powieści, a on... zrobił ze mnie stalkerkę”
„Filip ze słodkiego misia zmienił się w despotę. Sprawdzał mój telefon, śledził mnie, a gdy się postawiłam - chciał pobić”

Redakcja poleca

REKLAMA