„Przyjaciółki wolały przyklejać tipsy, niż mi pomóc. Przypomniały sobie o mnie, gdy wywęszyły okazję na darmową wycieczkę”

Wściekła kobieta fot. Adobe Stock, JustLife
„Nie odpisałam na żadną z tych wiadomości. Byłam serdecznie rozczarowana moimi >>przyjaciółkami<<. Były słodkie, kiedy myślały, że którąś z nich zabiorę na ekskluzywną wycieczkę, a jeszcze godzinę temu żadna się nie zainteresowała, czy Frodo przeżył ich brak pomocy i współczucia”.
/ 24.01.2023 07:15
Wściekła kobieta fot. Adobe Stock, JustLife

Frodo ewidentnie źle się czuł. Nie wstawał, ciężko dyszał, konieczna była wizyta u weterynarza. Miałam swoją panią doktor w przychodni na tym samym osiedlu, ale trzeba było dojść tak z osiemset metrów i dopóki mój wilczur chodził na własnych łapach, nie było problemu. Nie byłam jednak w stanie zanieść tam ważącego ze trzydzieści kilo psa. Zadzwoniłam do Julki.

– Kochana, ja bym ci bardzo chętnie go zawiozła, ale dopiero pojutrze, jak wróci moja mama  – odpowiedziała na moją prośbę. – Jestem uziemiona w domu z małą, wiesz, ząbkuje i ciągle się drze.

– A nie możesz jej zabrać do fotelika? – zapytałam z rosnącą rozpaczą. – Przecież wszędzie z nią jeździsz, a to tylko pięć minut. Proszę cię, nie mogę czekać do środy, on mi tu umiera…

Ale Julka nie widziała takiej możliwości. Nie chciała jechać z rozmarudzonym dzieckiem i miała nadzieję, że to rozumiem.

Frodo dyszał coraz ciężej, nie chciał już nawet pić wody i weterynarka kazała go dostarczyć do lecznicy natychmiast. Zadzwoniłam więc do Kasi, mojej drugiej najlepszej przyjaciółki. Nie miałam samochodu, więc szukałam pomocy u tych, co mają.

– A nie możesz po prostu wziąć taksówki? – zapytała i poraziła mnie jej zimna logika.

– No, mogę, ale myślałam, że może mi pomożesz… Froda trzeba znieść z mieszkania… – tłumaczyłam, nieco upokorzona jej propozycją.

– Basia, po prostu daj taksówkarzowi dziesięć czy dwadzieścia złotych i ci zniesie psa z góry – poradziła Kasia. – A w ogóle, to słuchaj, byłam z tym Adamem na wystawie i…

Kierowca odrzucił zlecenie

Przeszła do opowiadania mi o swoich sprawach, jakby temat choroby mojego psa i prośby o pomoc został definitywnie zamknięty. Chciało mi się płakać, bo czułam, że nie tylko mnie nie wsparła, ale też w jakimś sensie wykorzystuje jako słuchaczkę o swoich podbojach miłosnych. Zresztą, zupełnie jak zawsze, bo Kasia uwielbiała mówić o sobie.

Miałam jeszcze Renatę, ale bałam się, że i ona mi odmówi, więc zamówiłam taksówkę przez aplikację. Kierowca przyjął zlecenie, ale minutę później je odwołał. Powtórzyłam operację i kolejny też odrzucił zlecenie, zapewne kiedy zorientował się, że cała trasa to kilkaset metrów i tylko zmarnuje czas. Zebrałam się więc w sobie i wybrałam numer Renaty. 

Ta się przynajmniej przejęła, chciała mnie podrzucić, ale nie mogła mi pomóc  nieść Froda, bo miała nadwyrężony bark. Uznałam, że jakoś sobie poradzę – grunt, że załatwiłam samochód.

– Poproszę tatę – powiedziałam jej. – Mieszka niedaleko, pewnie będzie tu za jakieś dwadzieścia minut. Możesz wtedy podjechać?

– Spoko, to już do ciebie jadę – obiecała.

Tata zjawił się po kwadransie. Kiedy dzwoniłam, był w ogrodzie i nawet się nie przebrał z ubrudzonych ziemią spodni.

– Biedny psiak! – ukląkł przy ledwie dyszącym wilczurze i pogłaskał go czule.

– Dobra, bierzemy koc, przekładamy go jak w taki hamak, a potem idziemy, ja przodem, ty za mną.

Tata ma siedemdziesiąt lat, ale lata pracy w ogrodzie i samotnego dbania o dom utrzymały go w dobrej  kondycji. Wciąż potrafi sam naprawić rynnę i wyciąć drzewo. Tylko samochodu nigdy nie nauczył się prowadzić. Do mnie, jak zawsze, przyjechał na rowerze. Znieśliśmy Froda z drugiego piętra mojego bloku bez windy i cała się spociłam. Renata miała już być pod blokiem, ale jej nie było i nie odbierała telefonu. Dodzwoniłam się dopiero po kolejnych kilkunastu minutach stania na upalnym słońcu z tracącym przytomność psem.

– Sorry, Basia, myślałam, że zdążę z tą myjnią, ale dłużej mi się zeszło – zaczęła się tłumaczyć, a ja zdębiałam.

– Jesteś na myjni?! – nie mogłam uwierzyć. – Nie mogłaś pojechać potem?! Przecież ja tu czekam z chorym psem, obiecałaś, że będziesz dwadzieścia minut temu!

– Słuchaj, nie krzycz na mnie, bo to ja ci robię uprzejmość, a nie ty mnie – zgasiła mnie. – Tak, jestem na myjni, bo miałam pięć minut czasu i myślałam, że zdążę, ale wpakowałam się w kolejkę i teraz mam z tyłu trzy nowe samochody, a wyjazd jest tylko przez myjnię, więc nie mam wyjścia, muszę zaczekać, aż facet przede mną skończy program premium. Będę za jakieś… nie wiem… pół godziny maks.

– Basia! Frodo ma drgawki! – usłyszałam głos taty i rozłączyłam się.

Wpadłam w histerię, mój pies umierał na moich oczach, a ja byłam kilkaset metrów od kliniki i nie miałam jak go tam dotransportować.

– Niesiemy go! – zadecydował tata. – No już, damy radę!

To było najdłuższe osiemset metrów w moim życiu. Nieśliśmy niewygodny hamak z koca z nieprzytomnym psem w środku, ja płakałam, tata mnie pocieszał. W końcu jednak dotaszczyliśmy nasz ładunek do kliniki i lekarka natychmiast zajęła się moim przyjacielem.
Kochany tata!

Tylko na niego zawsze mogę liczyć…

Dopiero następnego dnia rano dostałam wiadomość, że Frodo się wyliże. Dostał kroplówkę, antybiotyk i nawet zaczął już podnosić głowę i pić wodę. Byłam tak szczęśliwa, że pobiegłam do sklepu i kupiłam tacie pudełko jego ukochanych lodów. Przy kasie pani poinformowała mnie o promocji zdrapkowej.

– Mamy do wygrania dwuosobową wycieczkę na Cypr – zachęciła mnie.

Wzięłam los, zapakowałam lody i pojechałam rowerem do taty.

– Najważniejsze, że Frodo wyzdrowieje – uśmiechnął się, otwierając lody. – Daj znać, kiedy go trzeba odebrać. Wymyśliłem, że podczepię taczkę do roweru i go pociągnę.

Poczułam łzy pod powiekami. Tata był cudowny, już myślał, jak mi pomóc z odebraniem psa. Taczka i rower brzmiały może śmiesznie, ale żadna z moich przyjaciółek nawet nie zadzwoniła z pytaniem, jak się ma mój pies. Jedynie Renata wysłała mi pełną irytacji wiadomość, że stoi pod moim blokiem, ale mnie nie ma, i jak się prosi o pomoc, to się z niej korzysta. Wysłała tego esemesa, kiedy Frodo był już na stole u weterynarza, a lekarka mówiła, że zdążyliśmy w ostatniej chwili, bo psu groziła śpiączka.

Na szczęście Frodo mógł wrócić do domu o własnych siłach i tata jedynie przyszedł jako wsparcie emocjonalne. Kiedy siedzieliśmy w poczekalni, oddał mi zdrapkę z marketu, bo zapomniałam jej zabrać. Z nudów zdrapałam obrazek i… okazało się, że wygrałam dwuosobową wycieczkę na Cypr!

– Ale wspaniale!  – tata był chyba szczęśliwszy niż ja. – No to już, dzwoń tam! W razie czego ja zostanę z Frodem, będzie u mnie miał raj, nie martw się!

Zanim jednak zadzwoniłam na podany numer, zrobiłam zdjęcie zdrapki i zamieściłam na Facebooku post, że to mój szczęśliwy dzień, bo mój pies wraca do zdrowia, a do tego wygrałam wycieczkę. Kiedy powolutku wracaliśmy z Frodem do mojego mieszkania, czułam wibrowanie telefonu w kieszeni. Dopiero w domu odkryłam jednak cała masę powiadomień w odpowiedzi na mój post. Dostałam dziesiątki lajków i komentarzy oraz kilkanaście wiadomości.

Dzwoniły też do mnie Renata, Julka i Kasia

„Mam nadzieję, że Frodo już ma się dobrze, i gratuluję wygranej. Przepraszam, że byłam ostatnio niemiła, miałam strasznie dużo stresów, aż by mi się przydały wakacje, ha ha! Odezwij się!”.

„Wspaniale, że Frodo ma się już lepiej. A ten Cypr to niezła niespodzianka! Gratuluję! Wiesz już, kogo zabierasz? Może wpadnę do Ciebie dzisiaj z winem i to opijemy?”.

„Cieszę się, Frodo zdrowy i że wygrałaś tę wycieczkę. U mnie dramat, Adam nie oddzwania, jestem załamana… Myślę, żeby gdzieś się wyrwać na tydzień, może byśmy pojechały razem? Kiedy się spotykamy?”.

Nie odpisałam na żadną z tych wiadomości. Byłam serdecznie rozczarowana moimi „przyjaciółkami”. Były słodkie, kiedy myślały, że którąś z nich zabiorę na ekskluzywną wycieczkę, a jeszcze godzinę temu żadna się nie zainteresowała, czy Frodo przeżył ich brak pomocy i współczucia.

Patrzyłam, jak mój tata kuca przy legowisku i głaszcze mojego psa, i pomyślałam, że tak naprawdę mam tylko jednego przyjaciela: mojego ojca. Nigdy mi nie odmówił, nigdy nie zawiódł. Wymyślił nawet pojazd, żeby pomóc mi przewieźć psa od lekarza. A potem zaoferował, że się nim zajmie, kiedy ja będę się bawić na Cyprze.

– Tato…? – zagadnęłam. – Myślisz, że twoja sąsiadka, ta pani Ala, co ma hodowlę maltańczyków, to by się zajęła przez tydzień Frodem? Pogadałbyś z nią?

– Ale po co? – zdziwił się ojciec. – Przecież mówiłem, że ja z nim zostanę, jak pojedziesz na Cypr.

– No nie bardzo – zaprotestowałam. – Bo chciałabym, żebyś ty pojechał na ten Cypr ze mną!

Czytaj także:
„Mój ojciec stracił głowę dla młodej siksy, która przepuszcza nasz majątek. On to widzi i ma to gdzieś”
„Mój ojciec załatwił mi pracę... w firmie swojej kochanki. Mam ochotę wykrzyczeć szefowej, że jej nienawidzę”
„Mój ojciec jest niepoważny i nieodpowiedzialny. Zastanawiam się, czy go nie ubezwłasnowolnić”

Redakcja poleca

REKLAMA