Mój tata, rocznik przedwojenny, zawsze był dumny ze swojej doskonałej formy psychicznej i fizycznej. W wieku lat 83 jeździł ciągle na nartach, pływał i uwielbiał chwalić się swoimi bicepsami. Każdego ranka, świątek czy piątek, rano przez pół godziny się gimnastykował. W tym rytuale nikt nie śmiał starszemu panu przeszkadzać.
Pasją taty od zawsze była motoryzacja
Był jednym z tych ojców na naszym osiedlu, którzy całe weekendy spędzali z głowami schowanymi pod maskami swoich syrenek, dużych fiatów, polonezów… Gdy ja w wieku 18 lat zrobiłem prawo jazdy – żadną miarą nie mogłem go namówić, żeby pozwolił mi się przejechać naszym błękitnym polonezem caro. Pozwalał mi prowadzić tylko wtedy, gdy sam siedział na fotelu pasażera.
Dostawałem szansę po rodzinnych imprezach, na których tata łyknął sobie parę głębszych. Muszę przyznać, że tata był bardzo dobrym kierowcą. Prowadził pewnie, ale bez brawury. Zawsze przepuszczał pieszych na pasach, pozwalał innym włączać się do ruchu, zwalniał, gdy na jezdni były kałuże.
Od trzech lat tata jeździł kilkuletnim volvo. To duże, bezpieczne auto, bardzo je sobie chwalił. Co weekend woził mamę na działkę, do supermarketu, przyjeżdżał do nas na drugi koniec miasta. Jeździli też z mamą zimą w góry, latem na Mazury.
Nigdy nie miał wypadku, nawet stłuczki
Najwyżej drobne otarcia. Problemy pojawiły się rok temu. Pewnego wieczoru zadzwoniła mama.
– Andrzej, wydaje mi się, że tata nie powinien już prowadzić. Dziś o mały włos nie przejechał kobiety na pasach. Zahamował w ostatniej chwili. Parę dni temu przejechaliśmy na czerwonym świetle. Upierał się, że było żółte.
Przejąłem się bardzo. I obiecałem mamie, że porozmawiam z tatą. W niedzielę, po rodzinnym obiedzie, wziąłem go więc na stronę…
– Tato… Nie zastanawiałeś się, że może pora już sprzedać volvo? Ciągle możesz dostać za nie niezłą sumkę – zacząłem delikatnie. Ale tata od razu się nastroszył.
– Przestań. Mama cię napuściła, tak? Chcesz mi powiedzieć, że jestem za stary, żeby prowadzić samochód! Ja jestem ciągle lepszym kierowcą niż wy wszyscy razem wzięci! – odwrócił się i poszedł bawić się z moją córką.
Spróbowałem inaczej. Znalazłem adres przychodni, gdzie kierowcy mogą zrobić badania. Zasugerowałem tacie, że jak się przebada i wszystko będzie dobrze – to ani mama, ani ja nie będziemy się go mogli więcej czepiać. Ofuknął mnie, a kartkę z adresem wyrzucił. A tydzień później znowu zadzwoniła mama.
– Andrzej! Ja z tatą więcej do samochodu nie wsiądę! Dzisiaj wjechaliśmy w ulicę pod prąd – relacjonowała roztrzęsiona. – Skończyliśmy na pasie zieleni. Tata twierdzi, że znaki były źle postawione! Ja się nie znam na znakach, a widziałam zakaz wjazdu.
Godzinę później pod dom zajechała taksówka. Wysiadła z niej mama.
– Pomieszkam u was przez jakiś czas – oświadczyła.
A potem wyznała, że po raz pierwszy w życiu tata użył wobec niej siły.
– Poszłam do jego gabinetu, znalazłam papiery wozu i kluczyki, chciałam je zabrać i schować. Ale nakrył mnie… W życiu nie widziałam go tak wściekłego! Popchnął mnie, złapał kluczyki i papiery, i wybiegł, trzaskając drzwiami. Nie wrócę, jak mnie nie przeprosi.
Tata przyjechał do nas następnego dnia. Samochodem. Z bukietem kwiatów. Mama dała się udobruchać, ale w jednym okazała konsekwencję: wróciła do domu autobusem. Od tamtej pory mama rzeczywiście nie wsiadła już z tatą do auta. Na działkę jeździła kolejką, a on w tym samym czasie jechał tam volvo. Woził bagaże, ale mamy nie.
Nic nie było go w stanie przekonać. Ani pierwsza w życiu stłuczka – wjechał na światłach w stojący przed nim samochód (w volvo do wymiany był cały błotnik) – ani trzy kolejne mandaty za przejeżdżanie na czerwonym świetle, skręcanie na znaku zakazu, nieprzepuszczenie pieszego. Tata na wszystko miał wytłumaczenie. Poprosiłem o radę kolegę prawnika.
– Nic nie zrobisz. Musiałbyś ubezwłasnowolnić tatę, a to poważna decyzja. Zresztą nie ma do tego żadnych podstaw – wytłumaczył.
Też raz spróbowałem sztuczki z kluczykami (papiery tata już teraz miał zawsze przy sobie). Zabrałem jeden komplet z przedpokoju rodziców, drugi z kieszeni marynarki ojca. Wszystko na nic. Tata dawno przewidział ten ruch i dorobił dwa dodatkowe komplety. Okazało się, że jeden nosił na rzemyku pod koszulą!
Taki upór tata wykazywał tylko w sprawie samochodu
Jakby to był najważniejszy symbol jego samodzielności. Pozwalał mi kopać na działce, naprawiać kontakty czy rynnę. Nie protestował, gdy proponowałem zmianę abonamentu w telefonie, oddał bez walki pieczę nad swoimi i mamy oszczędnościami. Tylko ten cholerny samochód… W końcu trzy tygodnie temu stało się to, czego podświadomie spodziewałem się od dawna.
– Andrzej. Przyjedź. Nic mi nie jest, ale miałem wypadek. Jedzie tu policja – usłyszałem w słuchawce dziwnie zachrypnięty głos ojca.
Wskoczyłem do samochodu i pojechałem pod wskazany adres. Z daleka zobaczyłem migające światła radiowozu i karetki. Karetki?! Zmroziło mnie. Tata powiedział, że nic mu nie jest. Czyli zrobił komuś krzywdę. „Boże, żeby tylko nikogo nie zabił” – modliłem się w duchu. Zaparkowałem na chodniku i pobiegłem. Wtedy zobaczyłem, że do karetki na noszach wkładany jest mój ojciec.
– Tato! – wrzasnąłem, ale drzwi się zamknęły i karetka odjechała na sygnale. – Co się tu stało? Dlaczego zabrali tatę? – pytałem.
Policjant położył mi rękę na ramieniu.
– Pan jest synem pana Tadeusza? Nic mu się nie stało w czasie wypadku. Ale bardzo się zdenerwował. Dostał ataku. Może to nawet zawał. Proszę jechać do szpitala, też tam przyjedziemy i wszystko wyjaśnię. Volvo pojedzie na policyjny parking – wyjaśnił.
Bardzo poruszyły go słowa wnuczki
Pognałem do szpitala. Tata rzeczywiście przeszedł zawał.
– To jego pierwszy, dość lekki, powinno być dobrze. Teraz zajmują się nim lekarze. Musi pan zaczekać – dowiedziałem się od pielęgniarki.
Przyjechali policjanci.
– Z zeznania drugiego uczestnika wypadku i świadków wiemy mniej więcej, co zaszło. Pana ojciec najwyraźniej nie zatrzymał się na czerwonym świetle. W ogóle nie hamował, jakby nie zauważył tego światła. Uderzył w subaru. Na szczęście kierująca nim pani wykazała się refleksem, odbiła na trawnik, dzięki czemu volvo nie trafiło prosto w nią, tylko w bagażnik. Wie pan, pana ojciec mógł ją zabić.
Z opowieści policjanta wynikało, że tata wpadł w szał, krzyczał, co sądzi o babach za kierownicą. Świadkowie próbowali go uspokoić, tłumaczyli, że wjechał na czerwonym świetle. Ale nie słuchał. Ktoś wezwał policję.
– Gdy dotarliśmy, awantura trwała w najlepsze – ciągnął policjant. – Podszedłem do pana ojca i od razu zobaczyłem, ze coś się z nim dzieje. Zdążył mi podać swoje dokumenty i nagle osunął się na ziemię. Zaczął się dusić. Wezwaliśmy pogotowie…
Rzeczywiście, zawał był lekki. Tata szybko wrócił do sił. O wypadku nie chciał ze mną rozmawiać. Od policji przyjął mandat, podpisał wszystkie papiery do ubezpieczalni. Od jednej z pielęgniarek dowiedziałem się, że przy jej pomocy posłał pani Annie (tej z subaru) bukiet róż i liścik. Zadzwoniłem do niej.
– Miło, że pan dzwoni. Pan Tadeusz przeprosił za wszystkie obelgi. Tłumaczył, że puściły mu nerwy, bo nigdy nie miał wypadku. Wie pan, kobieta za kierownicą nieraz słyszy takie wyzwiska. Ale rzadko doczekuje się przeprosin. Więc to naprawdę miły gest.
Jej samochód był już w warsztacie, wszystko zostało załatwione. Zapytałem tylko, czy w liściku tata wspomniał coś o przyczynach wypadku.
– Napisał, że go oślepiło słońce. A ja nie jestem pewna, jaka wtedy była pogoda. Ale dlaczego miałabym mu nie wierzyć? Proszę go ode mnie pozdrowić i życzyć zdrowia.
Podziękowałem i się rozłączyłem. Ja pamiętałem dokładnie, że gdy dojeżdżałem na miejsce wypadku z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. A chmury wisiały wtedy nad miastem od kilku godzin. Po dwóch tygodniach odebrałem tatę ze szpitala. O wypadku dalej nie chciał rozmawiać. Po obiedzie czytał mojej córce książeczkę.
– Dziadziu. Bardzo się o ciebie martwiłam… – usłyszałem nagle jej szept.
Wtedy tata poszedł po coś do gabinetu. Po chwili podszedł do mnie i bez słowa wręczył mi kopertę. W środku były papiery jego wozu, wszystkie kluczyki i prawo jazdy.
Czytaj także:
Straszne czasy nastały. Mężczyzna nie może być miły dla dzieci, bo posądzą go o nie wiadomo co
Przez 11 lat byłem samotnym ojcem. Gdy odnalazłem miłość, córka błagała, żebym się nie żenił
W wieku 60 lat wreszcie poczułam się dorosła. Wzięłam rozwód, założyłam konto w banku