Razem wyglądają jak wyjęci z obrazka: śliczni, zakochani w sobie, pogodni. Tylko że to są pozory! Wiem, bo odkryłam tajemnicę Aldony. Przeprowadzka okazała się doskonałym rozwiązaniem, aż wstyd się przyznać, że długo torpedowałam ten pomysł!
Sama myśl o pakowaniu wszystkiego, o niezbędnych przy tym porządkach i selekcji, sprawiała, że zbierało mi się na mdłości. Miałam się męczyć, bo Bartek stwierdził, że czas na większe lokum i dzieci? Naprawdę? Akurat wtedy, gdy coraz częściej łapałam się na myśli, że nasze małżeństwo jest błędem?
Wspominałam uniesienia z czasów narzeczeństwa, ognisty seks na stole i pod, spontaniczne wyjazdy nad morze… i chciało mi się płakać. Co to za związek, jeśli nie dostawałam już szajby z tęsknoty, nie wydzwaniałam co pięć minut i nie chciało mi się nawet wstać z łóżka, żeby pocałować na pożegnanie Bartka wychodzącego o świcie do roboty?
Próbowałam porozmawiać z mamą na ten temat, ale fuknęła tylko, że mi się w głowie przewraca, bo Bartek to porządny facet, dobry i odpowiedzialny. Tak jakby kobiety marzyły o odpowiedzialnych, solidnych mężczyznach!
– Brakuje ci wzorca, Małgoś – skwitowała moje wywody smutnym tonem, a mnie zrobiło się głupio, że znów czuje się winna.
Ci dwoje byli dla mnie niczym wzorzec z Sevres
Nigdy tego nie rozumiałam – dlaczego, odkąd pamiętam, mama miała wyrzuty, że mój tatuś się nie poczuwał do niczego poza krótką przyjemnością. To pokręcone. A potem pomyślałam, że może po ojcu właśnie mam te porywy do zwalniania się z odpowiedzialności, zacisnęłam zęby, spakowałam, co się nadawało do spakowania, reszty się pozbyłam i tym sposobem wylądowaliśmy na Jeżycach.
Jakiś miesiąc potem poznaliśmy Waldka i Aldonę i po raz pierwszy pojęłam, co mama miała na myśli, mówiąc o wzorcach. Przez pierwsze tygodnie naszej znajomości, byłam przekonana, że oni udają. Musi im sprawiać przyjemność gra w idealne małżeństwo i robią sobie z tego bekę, gdy zostają sami albo po prostu się oszukują.
Powiedzmy sobie szczerze: to jest po prostu niemożliwe, żeby ludzie mieli dla siebie tyle czułości po szesnastu wspólnie spędzonych latach, na dodatek z dwójką dorastających, wcale nie najłatwiejszych dzieci na karku.
– Nie załamuj mnie – Bartek postukał się w czoło na te moje rewelacje.
– Co to jest piętnaście lat małżeństwa? Moi rodzice obchodzili ostatnio trzydziestopięciolecie!
Ojej, w ich wieku to już chyba normalne, nie? Co za sztuka trzymać się razem, gdy jest się starym? To chyba kwestia konieczności niż wyboru!
Co innego Waldek z Aldoną…
Każde z nich jest atrakcyjne i warte grzechu, każde na swój sposób wyjątkowe. Ona pracuje w wydawnictwie, on jest cenionym inżynierem. A mimo to widać, że najbardziej lubią spędzać czas wspólnie, od pierwszej chwili, gdy ich zobaczyłam, biło od nich jakieś światło i człowiek czuł się szczęśliwy, mogąc się w nim zagrzać choć przez chwilę.
Nie od razu się zorientowałam, ile dla mnie znaczy ta znajomość, ale po jakimś czasie zrozumiałam, że to taki małżeński wzorzec, idealny niczym prosto z Sevres. Najpierw w chwilach zwątpienia lubiłam myśleć: co Aldona zrobiłaby na moim miejscu?
A potem nagle zorientowałam się, że dzięki tym dwojgu naprawdę uwierzyłam w stałość uczuć i pojęłam, że ważna jest ich głębia, a nie chwilowa temperatura.
Dla Bartka ta znajomość nie była może aż tak ważna jak dla mnie. Istotne, że czuł się dobrze w towarzystwie nowych przyjaciół.
Czy ja wyglądam, na kogoś, kto kłamie na zawołanie?
Ostatnio zastanawiałam się, czy nie namówić Aldonki na basen, żeby utrzymać formę do wiosny, więc kiedy w ostatnią środę w czasie przerwy na lunch zobaczyłam ją w mieście, od razu sięgnęłam po płaszcz i wybiegłam z pizzerii.
Już, już otwierałam usta, żeby ją zawołać, ale oto ujrzałam, jak moja przyjaciółka wpada w ramiona rosłego bruneta w narciarskiej kurtce. Może to jej brat? Albo jakiś kuzyn? – pomyślałam naiwnie. No bo czy ktoś przez pięć minut przytula się do krewnego na ulicy w godzinach szczytu, jakby świat przestał istnieć?
Kompletnie nie wiedziałam, co o tym myśleć. Do tego stopnia, że nie wspomniałam nawet Bartkowi o dziwnym zdarzeniu. Może to w ogóle nie była Aldona? – łudziłam się jeszcze. Dziś rano zadzwoniła z pytaniem, czy możemy wyskoczyć po pracy razem na kawę. Pomyślałam, że to dobra okazja, by zapytać, co jest grane.
– Jesteśmy przyjaciółkami?– upewniła się, gdy już usiadłyśmy w kawiarni.
– To chyba oczywiste! – odparłam.
– Słuchaj, Małgonia, mam do ciebie ogromną prośbę… – zaczęła. – Fundnę ci spa w weekend, jeśli powiesz, że jedziemy razem, co ty na to?
– Nic ja na to. W ogóle nie rozumiem, o czym mówisz…
– O alibi dla mnie – Aldona przewróciła oczami z politowaniem.
– Czy to ma związek z brunetem w puchówce? – zapytałam wprost, bo nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
– Skąd wiesz? – złapała mnie za rękę. – Waldek coś mówił?
– Widziałam cię wczoraj – wyrwałam dłoń. – Co się dzieje, Aldona?
– Kompletnie mi odbiło, Małgośka – westchnęła głęboko, przymykając oczy jak kot, który dorwał się do śmietany. – Chyba się zadurzyłam. To minie, ale potrzebuję trochę czasu, kochana. Pomożesz mi?
– Jak to „minie”?
– Och, normalnie – rzuciła. – Nie mów, że tobie się nigdy nie zdarza.
Patrzyłam na nią zszokowana.
– To jak będzie, mogę na ciebie liczyć? To świetny ośrodek i tylko piętnaście kilometrów stąd, nie pożałujesz.
– Co ty mi proponujesz? – wstałam, odsuwając krzesło tak gwałtownie, że upadło. – Mam oszukać męża, żebyś ty mogła zdradzić swojego?
– I po co te wielkie słowa? – teraz Aldona wstała i podniosła mój stołek. – Nie rób cyrku i nie zgrywaj cnotki, dobra? Stawiam ci spa, to mało?
– Nie licz na moją pomoc – uprzedziłam i trzęsącymi się rękami zaczęłam zapinać guziki płaszcza. – Przykro mi, ale pomyliłam się co do ciebie. Ty chyba też źle mnie oceniłaś.
No bo rany boskie, naprawdę wyglądam na kogoś, kto pomaga oszukiwać innych? Tak po prostu?
A może to faktycznie nic wielkiego i niepotrzebnie się uniosłam, bo ludzie robią sobie podobne przysługi bez mrugnięcia okiem? Ależ ja głupia byłam… Wzorzec z Sevres, też coś!
Czytaj także:
„To był niezapomniany sylwester. Spadłam z drabiny, goście w moim mieszkaniu imprezowali, a ja czekałam na RTG”
„Z drugą żoną zrobiliśmy sobie dziecko na zgodę. Poczucie winy w stosunku do pierwszej rodziny nie dawało mi żyć”
„Byłem pewny, że żona jest ze mną dla pieniędzy. Dopiero w kryzysie przekonałem się, jak bardzo mnie kocha”