„Przyjaciółka wysłała męża za kasą i sama zachłysnęła się bogactwem. Materialistka łzy tęsknoty wyciera banknotami”

Kobiety, które się kłócą fot. Adobe Stock, New Africa
„Mimo że mój blok znajdował się zaledwie 200 metrów dalej, Ula kazała mi wsiąść do swojego auta i podjechała pod samą klatkę schodową. Narzekała też, że musi pieszo wyjść na 3 piętro. Wstyd! Co ta kasa robi z ludźmi”.
/ 21.08.2022 10:30
Kobiety, które się kłócą fot. Adobe Stock, New Africa

Mam duży szacunek do pieniędzy, nawet do niewielkich sum. Ale bogaty biednego i tak nie zrozumie… Wracałyśmy właśnie z moją przyjaciółką, Ulą, z zakupów i przechodziłyśmy przez duży parking.

– O! ktoś zgubił pieniądze – wskazałam kilka rozsypanych monet.

– Jakie to pieniądze, Kasiu? Grosz, dziesięć groszy. Szkoda się po to nawet schylać – mruknęła.

Mimo wszystko zatrzymałam się i zaczęłam zbierać drobiazgi. Ula patrzyła na mnie jak na wariatkę.

– 84 grosze! – chuchnęłam w garść i schowałam je do kieszeni.

– Oj, Kasiu, że też ci się chciało…

Co to dziś jest 84 groszy? Nic!

– Zawsze mnie uczono szanować pieniądze i schylać się nawet po przysłowiowy grosz – wyjaśniłam jej.

Zmarszczyła brwi.

– To u was jest aż tak źle? – spytała retorycznie. – Nie wiedziałam…

W duchu śmiałam się z pogardy, jaką Ula okazywała drobniakom. Odkąd jej mąż wyjechał za granicę i zaczął przysyłać funty, moja koleżanka zachłysnęła się „bogactwem”. Kupowała tylko drogie kosmetyki, chwaliła się markowymi ciuchami, na które mnie nie było stać, i wakacjami w Egipcie.

Ja swojego męża nie puściłam z kraju. Pracujemy razem w szkolnictwie. Mieszkamy z dziećmi w bloku. Ula właśnie wprowadziła się do domu za miastem. Ja męża mam na co dzień, Ula raz na dwa miesiące. Bawi mnie to jej ciągłe podkreślanie statusu materialnego, a przecież jeszcze 5 lat temu, tak jak my, liczyła każdą złotówkę. Zatrzymałyśmy się przy jej aucie.

– Nie chcesz odwiedzić przyjaciółki? – trąciłam ją w ramię. – No chodź, zobaczysz świniobicie…

– Świniobicie!? To wy zwierzęta w domu hodujecie? – zdziwiła się.

Roześmiałam się.

– Można to i tak określić…

Mimo że mój blok znajdował się zaledwie 200 metrów dalej, Ula kazała mi wsiąść do swojego auta i podjechała pod samą klatkę schodową.

– Jesteśmy na miejscu! – oznajmiłam.

– Ojej, trzecie piętro! Szkoda, że nie macie windy… – marudziła.

– Nie marudź, kiedyś sama mieszkałaś na czwartym i jakoś dawałaś radę bez windy – przypomniałam jej, a ona skrzywiła się, jakbym przypomniała jej o czymś, o czym chciała zapomnieć.

– Chodź, zobaczysz, jak teraz mieszkamy… – pociągnęłam ją za rękę.

Popatrzyła na mnie z lękiem. Może bała się, że będę ją prosiła o pożyczkę. Uśmiechnęłam się na myśl, że moja koleżanka po prostu dziwaczeje.

Wciąż podkreślała swój status materialny

– Obiecałam Maćkowi, że pierwszy da śwince młotkiem w łeb! – dodałam.

– No co ty, Kaśka! Ja się boję krwi! – zawołała z tak wielkim przerażeniem, że aż zrobiło mi się jej żal.

– Spokojnie, nie będzie żadnej krwi. Po prostu dzisiaj Maciek i Agatka opróżnią gromadzone przez kilka miesięcy monety – wyjaśniłam jej.

Uspokoiła się. I zaraz dodała, że jej jedynak nie zbiera żadnych moniaków, bo dostaje sowite kieszonkowe. Po raz kolejny musiała podkreślić, że ma więcej pieniędzy ode mnie.

– Nawet nie wiesz, ile dzieciaki mają frajdy w odkładaniu monet – odparłam, wspinając się po schodach.

Gdy weszłyśmy, dzieci ucałowały mnie w policzek.

– Ciocia Ula chciałaby zobaczyć, jak wygląda u nas świniobicie – puściłam oko do dzieci. – Przygotujcie stół, a ja nastawię wodę na herbatkę.

Maluchy rozłożyły na stole stare gazety i postawiły na środku dwie ceramiczne świnki. Chwilę później przyniosłam mały młotek…

– Chyba nie będziecie ich rozbijać! – zawołała Ula. – Szkoda by było. Są takie ładne i kolorowe… – uniosła tę, którą przyniósł Maciek. – Ciężka!

– Rodzice po zakupach oddają mi drobne monety, od jednego do pięćdziesięciu groszy – pochwalił się syn.

– Dla mnie rodzice zostawiają złotówki i dwa złote, bo mam mniejszą świnkę – uśmiechnęła się Agatka.

Uniosłam młotek, a Ula zrobiła wielkie oczy

– Dałaś się nabrać! – powiedziałam.

Na dnie skarbonek znajdował się korek, umożliwiający uwolnienie zgromadzonych oszczędności.
Na stare gazety wysypał się stos monet. Maciek układał je w słupki, a potem liczył na kartce. Okrągłą sumę lokował w woreczkach i wkładał tam kartkę z wypisaną kwotą.

– Kto wam to przyjmie? – pokręciła głową moja przyjaciółka.

– O, moja droga, mamy stałych odbiorców – zapewniłam ją.

– Zanosimy bilon do apteki i sklepu spożywczego. Chętnie go przyjmują – wyjaśnił Uli Maciek.

– I do kiosku – dodała Agatka.

Okazało się, że moje dzieciaki uzbierały razem aż 178 złotych!

– Niezła sumka – skrzywiła się Ula.

Może dla niej to mało, ale tu nie chodziło o kwotę, ale o naukę oszczędzania. Maluchy podzieliły się pieniędzmi po równo. Agatka kupiła sobie miękkie pantofle z motylkami i parasolkę, a Maciek piłkę i koszulkę z logo ulubionego zespołu. A ile mieli przy tym radości! Aż miło było popatrzeć.

Czytaj także:
„Odkąd skończyłam 11 lat, ojciec miał mnie gdzieś. Teraz nagle zgrywa superdziadka, lecz ja nie potrafię mu zaufać”
„Narobiłam długów, by wykarmić chorego męża i niepełnosprawną córkę. Straciłabym mieszkanie, ale pomógł mi… gangster”
„Faceci w sanatoriach to bezczelni podrywacze. Chcą się bawić, a potem się dziwią, że zostają bez mieszkania i kasy”

Redakcja poleca

REKLAMA