Kiedy Iwona zwierzyła mi się, że zdradziła męża, aż przysiadłam z wrażenia. Zawsze mi się wydawało, że są z Tomkiem szczęśliwi. A tu nagle taka wiadomość.
– Ale jak to? Dlaczego? – zapytałam.
– A bo dla niego liczy się tylko praca. Prawie mnie nie zauważa, rzadko rozmawiamy. Nie ma dla mnie czasu nawet w weekendy. Siedzi wtedy przed telewizorem albo spotyka się z kumplami. Marek jest inny. Czuły, opiekuńczy, dobry. Przy nim znowu poczułam, że jestem kobietą – westchnęła.
– Czyli to nie jednorazowy skok w bok?
– Pewnie, że nie. Zamierzam się z nim spotykać regularnie. Dlatego mam do ciebie prośbę… – zawiesiła głos.
– Chcesz, żebym cię kryła?!
– Nie. To niepotrzebne, bo Tomek i tak nie pyta, gdzie bywam i dokąd wychodzę. Chodzi o klucze do mieszkania. Nie chcemy się spotykać z Markiem w hotelach i…
– A nie możecie się widywać u niego? – jęknęłam, bo nie podobała mi się wizja kochanków baraszkujących w moim łóżku.
– To niemożliwe. Jest żonaty. Ale nieszczęśliwy, podobnie jak ja… Będziemy przychodzić tylko wtedy, gdy na to pozwolisz. I nawet nie zauważysz, że byliśmy. Przyniosę własną pościel, a przed wyjściem wszystko posprzątam. Proooszę…
– No dobrze – poddałam się.
Żałuję, że na to pozwoliłam
Nie pochwalałam zachowania Iwony, bo lubiłam Tomka i uważałam, że nie zasługuje na takie traktowanie. Nie wyobrażałam sobie, jak mu spojrzę w oczy. Ale z drugiej strony, nie potrafiłam Iwonie odmówić. Była moją przyjaciółką od lat, nieraz wspierała mnie w trudnych chwilach i nigdy niczego nie żądała w zamian. To była jej pierwsza prośba. Choć więc miałam wątpliwości, wręczyłam jej zapasowe klucze.
– Tylko pamiętaj, zanim zaplanujecie spotkanie, najpierw zadzwoń i zapytaj, czy możecie przyjść. Nie chcę żadnych niespodzianek – zastrzegłam na koniec.
– To chyba jasne! Zobaczysz, nie będziesz miała przez nas żadnych kłopotów ani powodów do niezadowolenia. Tak jak obiecałam – będziemy, ale jakby nas nie było – zapewniła gorąco.
Przez pierwsze tygodnie Iwona dotrzymywała słowa. Spotykała się z kochankiem tylko wtedy, gdy upewniła się, że przynajmniej przez kilka godzin nie będzie mnie w domu. A przed wyjściem dokładnie sprzątała.
Jednak z czasem to się zmieniło. Nie pytała o pozwolenie, lecz je na mnie wymuszała. Gdy mówiłam na przykład, że zamierzam wrócić do domu o szesnastej, więc randka o tej godzinie jest niemożliwa, zaczynała jęczeć.
Nie podobało mi się to, czułam się wykorzystywana
– Naprawdę musisz wrócić tak wcześnie? Nie możesz iść do kina, fryzjera albo na plotki? – dopytywała się.
– Nie. Jestem dziś bardzo zmęczona, chcę odpocząć – tłumaczyłam.
– Eee tam, nie wygłupiaj się. Po co masz siedzieć w domu sama jak palec. Przyda ci się trochę rozrywki. O dziewiętnastej nas już nie będzie – odpowiadała i zanim zdążyłam zareagować, odkładała słuchawkę, dając mi do zrozumienia, że nie przyjmuje odmowy.
Chcąc nie chcąc, plątałam się po mieście, przeklinając dzień, w którym zgodziłam się dać Iwonie te przeklęte klucze. A gdy wracałam do domu, musiałam na dodatek sprzątać, bo kochankowie nie mieli już na to czasu.
– Nie tak się umawiałyśmy! – przypominałam Iwonie.
– O rany, przecież wiem… Ale zrozum… Nie mogliśmy się sobą nasycić…
Nie podobało mi się to, czułam się wykorzystywana, ale milczałam. Ciągle nie potrafiłam odmówić przyjaciółce. Jednak tydzień temu coś we mnie pękło. To było późnym wieczorem.
Właśnie szykowałam się do snu, gdy zadzwonił telefon. To była Iwona.
Każda przyjaźń ma swoje granice
– Słuchaj, nie wyjeżdżasz gdzieś przypadkiem na weekend? – zapytała.
– Nie, siedzę w domu. Atmosfera nie sprzyja wyjazdom – odburknęłam.
– A nie możesz wyjechać? Tomek będzie w delegacji, żona Marka zamierza odwiedzić ciotkę. Mielibyśmy dla siebie całe dwa dni – nie odpuszczała.
– Nie ma mowy. Jak powiedziałam, zostaję w domu.
– Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami… Zależy ci na moim szczęściu… Ale widać się pomyliłam – w jej głosie wyczułam pretensję i poczułam, jak ogarnia mnie złość.
– No nie, tego już za wiele! Nie dość, że mnie wykorzystujesz, nie dość, że nie dotrzymujesz umowy, to jeszcze wyskakujesz z pretensjami. Jutro masz mi oddać klucze! Dość tych schadzek! – wrzasnęłam.
– Nie wygłupiaj się… To gdzie będziemy się spotykać? – jęknęła.
– Nie wiem. I nic mnie to nie obchodzi! To twój problem, a nie mój – odparłam i się rozłączyłam.
Następnego dnia Iwona oddała mi klucze do mieszkania. Wrzuciła mi je do skrzynki pocztowej, bo jak napisała w esemesie, czuła się urażona i zawiedziona, i nie chciała mnie oglądać na oczy.
Czy mnie to martwi i boli? Pewnie, że tak, bo przecież byłyśmy przyjaciółkami przez wiele lat. Ale co za dużo, to niezdrowo. Każda przyjaźń ma swoje granice.
Czytaj także:
„Brat rozpił się, bo rzuciła go dziewczyna. Nie trzeźwiał tygodniami. Musiałam nakłamać, żeby przyjęli go na terapię”
„Gdy zostałam sierotą, mój świat się zawalił. A jednak los nie poskąpił mi rodzinnego szczęścia. Wszystko dzięki adopcji”
„Matka zamęczała córkę nauką i faszerowała ją suplementami. Nie wiedziała, że niszczy jej zdrowie psychiczne i fizyczne”