„Matka zamęczała córkę nauką i faszerowała ją suplementami. Nie wiedziała, że niszczy jej zdrowie psychiczne i fizyczne”

nastolatka w szpitalu fot. Adobe Stock, motortion
– Chciałabym iść na etnografię. Podróżować, poznawać inne kultury... Ale to nie jest pewny zawód – powiedziała Natalka, opadając z powrotem na poduszki. – A mama… No dobra, to mama chce, żebym poszła na te studia. Znaczy, na prawo albo medycynę. Wie, że to mnie nie bardzo pociąga, ale ma rację. Muszę myśleć o przyszłości, o zabezpieczeniu się”.
/ 21.07.2022 16:30
nastolatka w szpitalu fot. Adobe Stock, motortion

Jako pielęgniarka spotykam się z rozmaitymi przypadkami ludzkiego cierpienia i bardzo różnym, często zadziwiającym, zachowaniem. Ale mimo mojego bogatego doświadczenia i tak co chwilę coś mnie zaskakuje… Właśnie tak było ostatnio, gdy karetka przywiozła tę małą na nasz oddział.

Kiedy dziewczynka do nas dotarła, była w opłakanym stanie. Blada, oczy podkrążone. Do tego miała jakąś wysypkę. Przywieźli ją, bo zemdlała w szkole. W dodatku, upadając, uderzyła się w głowę. Badanie na szczęście wykluczyło jakiekolwiek obrażenia mózgu, ale oczywiście i tak musiała zostać u nas na oddziale na obserwacji. Dobrze wiedziałam, co podejrzewają lekarze. Mało to widziałam u nas nastolatków, którzy przedawkowali dopalacze albo inne świństwa? A ona wyglądała jak klasyczny przypadek tego typu.

Jednak wyniki nas zaskoczyły. Ta mała była czysta! A mimo to straszliwie zmęczona i wycieńczona. Kiedy tylko trafiła do szpitala i nieco się uspokoiła, właściwie przez cały czas spała. To nas też zaniepokoiło, dlatego lekarz zlecił dodatkowe badania. No i przede wszystkim porozmawiał z matką. Ta kobieta od razu wzbudziła we mnie niechęć. Przyjechała kilka minut po karetce, bo szkoła oczywiście ją zawiadomiła i matka zwolniła się z pracy, wzięła taksówkę. Wpadła zdenerwowana na SOR, łapiąc wszystkich za rękaw z pytaniem, gdzie jest jej córka.

– Proszę się uspokoić, dziecko jest teraz na badaniach, jej życiu nic nie zagraża – zapewniłam ją. Miałam doświadczenie w uspokajaniu zdenerwowanych rodziców. W końcu robiłam od lat! – Teraz nic pani jej nie pomoże.

– Ale gdzie jest lekarz? Dlaczego wszyscy mnie tu ignorują?! Ja muszę natychmiast porozmawiać z lekarzem! – krzyknęła.

– Lekarz zajmuje się w tej chwili pani córką. Nie odejdzie od niej, dopóki nie jej nie zbada – wiedziałam, że opanowany, chłodny ton i rzeczowa informacja nieco ostudzą jej emocje. – Proszę na razie zgłosić się do rejestracji, trzeba uzupełnić dokumenty. To pomoże ustalić, co było przyczyną omdlenia. I proszę potem spokojnie tu usiąść i poczekać. Lekarz na pewno będzie chciał z panią porozmawiać.

Nie spodobała mi się ta kobieta

Mała miała na imię Natalia. Okazało się, że ma 17 lat, chociaż wyglądała na dobre dwa lata mniej. Chudziutka, drobna, taka mizerota. Było w niej coś takiego, że wszystkie pielęgniarki ujęła za serce. Prawdę mówiąc, szczerze się ucieszyłam, gdy okazało się, że nie jest narkomanką.

Więcej dobrych wieści nie usłyszeliśmy. Ta wysypka – jak podejrzewałam od razu – świadczyła o uszkodzeniu wątroby. Nie tragicznym, ale osoba w jej wieku powinna mieć wątrobę w idealnym stanie, a nie w takim, jak 40-letnia kobieta po kilkuletniej kuracji antybiotykami. Poza tym dziewczyna była wyraźnie apatyczna i zwyczajnie zmęczona.

Oczywiście lekarz przeprowadził wywiad z jej mamą. Nie wiem, co ustalił, ale z tego, co do nas dotarło, wynikało, że mała nie brała żadnych antybiotyków. A to znaczyło, że należało ją dłużej potrzymać na obserwacji i zrobić kolejne badania. Jej mama nie była tym zachwycona.

– Zbliża się koniec roku, Natalka musi chodzić do szkoły, uczyć się, nie może niczego zawalić! – stwierdziła zdenerwowana. – Przecież jeżeli to mają być zwykłe badania, to nie ma konieczności, żeby leżała w szpitalu!  Możemy tu na nie po prostu przyjeżdżać.

– Nie zawsze tak jest – próbowałam spokojnie tłumaczyć. – Czasem lekarze muszą podać jakieś leki czy substancje pomocnicze i obserwować, jak zachowuje się organizm. Albo trzeba kilka razy dziennie pobrać krew…

– Czasem – podchwyciła natychmiast. – No to czasem możemy tu przyjechać nawet na dwa dni. Ale ten lekarz powiedział, że badania potrwają co najmniej dwa tygodnie!

– Doktor L. to znakomity specjalista – powiedziałam lodowatym tonem. – A poza tym szpital to nie hotel. Pani córka musi przejść badania, ponieważ jest chora. I chyba jej zdrowie jest najważniejsze.

– A szkoła?!

Ręce mi opadły. Mówić do tej kobiety to jak mówić do ściany. Czy do niej nie dociera, że jej dziecko jest chore?!

Na szczęście, chociaż narzekała, nie zdecydowała się zabrać córki na własne życzenie. A tego lekarze się bali. Doktor L. nawet prosił mnie, żebym jakoś delikatnie próbowała jej to wyperswadować. Na szczęście nie musiałam. Prawdę mówiąc, już nie miałam ochoty rozmawiać z tą kobieta. Za to, kiedy tylko przydarzyła się okazja, postanowiłam porozmawiać z Natalką. Była grzeczna, ale strasznie zamknięta w sobie. Odpowiadała na pytania, jednak nie udało mi się wyciągnąć z niej niczego, co by wyjaśniało jej stan.

To matka ustawiała jej życie

Próbowałam podpytywać o szkołę, o kolegów, o przyjaciół, o plany – ze skutkiem raczej mizernym. Udało mi się wywnioskować tylko tyle, że raczej jest samotna i ma zamiar zdawać na prawo albo medycynę.

– To dość rozbieżne kierunki – zauważyłam. – A co cię bardziej interesuje?

– Nie wiem – powiedziała, lekko wzruszając ramionami.

Robiła wrażenie jeszcze bardziej zmęczonej, nawet powiedziałam o tym lekarzowi. Ale on stwierdził, że pozostałe wyniki, poza enzymami wątrobowymi, ma w porządku. Nie stwierdzono anemii czy objawów wycieńczenia lub niedożywienia.

Może psychiatra coś ustali – dodał na koniec doktor L.

Może. Mnie długo nie udawało się niczego z niej wyciągnąć. Aż pewnego dnia pękła. To było pod wieczór, miałam nocny dyżur i przyszłam po kolacji. Jej mama właśnie od niej wychodziła. Dziewczyna była wyraźnie zmęczona jej wizytą, a mama, jak to zwykle ona, nabuzowana.

– Będziesz się uczyć? – zapytałam, widząc na szafce stertę książek. – Ale chyba nie dziś?

– Nie – pokręciła z głową i spojrzała na książki z wyraźną niechęcią.  – I w ogóle…

– Nie lubisz się uczyć? – postanowiłam jednak pociągnąć ją za język.

– Nie wiem – powiedziała po swojemu, a po chwili nieoczekiwanie dodała. – Może bym lubiła, gdybym mogła robić to, co lubię.

– A co ty lubisz? – zaciekawiłam się.

– Etnografię – popatrzyła na mnie, a ja po raz pierwszy na jej twarzy zobaczyłam emocje. – Zawsze chciałam podróżować. Ale wie pani, nie tak, że do kurortów czy coś. Chciałabym pojechać do Ameryki Południowej albo na Kubę. Tak, żeby poznać tamtejszych ludzi i ich życie. Zresztą, w Polsce też jest ciekawie. Ja lubię wieś, uwielbiam stare domy i meble, interesują mnie zwyczaje. Wiedziała pani na przykład, że na Śląsku przed ślubem tłucze się garnki pod drzwiami panny młodej?

– A jest taki kierunek studiów? – spytałam, patrząc na nią z prawdziwą przyjemnością.

To była inna dziewczyna. Ożywiona, na twarzy rumieńce, no i ten błysk w oku!

– Tak! – odparła z mocą.

– To dlaczego chcesz iść na prawo albo medycynę? – zaryzykowałam.

– Nie chcę – powiedziała energicznie i aż usiadła. – Wcale nie chcę. Ale co ja będę robić po etnografii? Nie zarobię. A jako lekarz albo prawnik… Muszę myśleć o przyszłości.

Westchnęłam. No tak, mamusia ustawia jej życie. To pewnie stąd to zniechęcenie i apatia.

– No ale ludzie kończą tę twoją… etnografię i chyba jakoś z tego żyją? – zapytałam.

– Ale to nie jest pewny zawód – powiedziała, opadając z powrotem na poduszki. – A mama… No dobra, to mama chce, żebym poszła na te studia. Znaczy, na prawo albo medycynę. Wie, że to mnie nie bardzo pociąga, ale ma rację. Muszę myśleć o przyszłości, o zabezpieczeniu się.

– A twoje plany, twoje marzenia? Przecież masz do nich prawo – zauważyłam.

Chciała dla córki lepszego losu

– Pani nie rozumie – Natalka pokręciła głową i spojrzała w okno. – Mama… My jesteśmy same, tylko we dwie. I mama dużo pracuje, żebym miała wszystko. Po prostu się o mnie boi i denerwuje. A ja… Ja przecież też wiem, że tylko nauka da mi szansę w życiu.

– A dobrze się uczysz?

– Dobrze – wzruszyła ramionami. – Jestem najlepsza. W szkole. Znaczy, byłam, bo teraz, przez ten szpital, to pewnie stracę. Dlatego mama jest taka zła.

– Ale chyba rozumie, że musisz się leczyć?

– Rozumie – powiedziała, chociaż jakby niepewnie. – Ale się martwi.

Nie wiedziałam, jak ją pocieszyć ani jak uspokoić. Ale o tej naszej rozmowie postanowiłam powiedzieć psychiatrze. Znam go dobrze, bo często współpracuje z naszymi pacjentami. Na oddziale dziecięcym to normalne. I chociaż ja nigdy nie opowiadałam tego, co pacjenci zdradzili mi zaufaniu albo w chwili słabości, to tym razem doszłam do wniosku, że dla dobra Natalii powinnam.

I dobrze zrobiłam. Wszystko się wyjaśniło już po kilku rozmowach z Natalką i jej mamą. Okazało się, że jej mama – w sumie nieszczęśliwa osoba – chciała ochronić córkę przed złym losem. Jej nie spotkało w życiu nic dobrego. Zaszła w ciążę, narzeczony ją porzucił, nie zdążyła skończyć studiów, od lat całymi dniami harowała. I nie chciała takiego losu dla swojej córki. Dlatego pilnowała, żeby Natalka się uczyła, kuła, rozwiązywała zadania. Musiała być najlepsza. A że to było ponad jej siły, więc szpikowała ją witaminami i suplementami diety. Stąd kłopoty z wątrobą – Natalia jadła dziesiątki tabletek dziennie!

Matka dziewczynki nie miała złych intencji. Przeciwnie. Widziała, że córka jest przemęczona nauką, więc chciała pomóc. Nie przyszło jej do głowy, że w ten sposób robi małej krzywdę i niszczy zdrowie. Nie wiem, czy ta kobieta zdoła się przemóc i pozwoli Natalii wreszcie żyć po swojemu. Tymczasem dziewczynka ma chodzić na terapię. Na razie rozmawia z naszym szpitalnym psychologiem, ale za dwa dni wychodzi do domu. Jej mama też dostała skierowania do poradni zdrowia psychicznego. Mam nadzieję, że pójdą tam obie. Bo w sumie to żadna z nich na razie nie ma własnego życia.

Czytaj także:
„Mój brat wypiął się na rodzinę. Pławi się w luksusach za granicą, a mnie zostawił z chorą mamą i rachunkami do zapłacenia”
„Po tym jak nazwałam dyrektora nadętym dupkiem, myślałam, że z hukiem wylecę z pracy. Szef jednak bardzo mnie zaskoczył”
„Kiedyś byliśmy z rodzeństwem blisko, ale teraz to dla mnie obcy ludzie. Nie powiedziałam im nawet o swojej chorobie...”

Redakcja poleca

REKLAMA