Hanka, moja przyjaciółka, zawsze miała fioła na punkcie swojej urody. Mnie natomiast nigdy nie bawiły te jej zakupy, wizyty u kosmetyczki i godziny spędzane u fryzjera. Nasza przyjaźń przetrwała dlatego, że ponoć przeciwieństwa się przyciągają. Odkąd pamiętam, Hania miała szafę wypchaną po brzegi stertami fatałaszków, aż wieszaki się uginały. Kuferki z biżuterią się nie domykały, a jej łazienka przypominała drogerię. Przyjaciółka przedłużała sobie, co tylko się dało, począwszy od rzęs, przez paznokcie, na włosach skończywszy.
Dobra z niej dziewczyna
Jednak na spotkania z nią trzeba było przychodzić godzinę później, bo zanim wklepała te swoje mazidła, ułożyła włosy i wykończyła makijaż, człowiek tracił cierpliwość. Tuż po swoich trzydziestych urodzinach stwierdziła, że zmarszczki jej ciążą na twarzy. To kurze łapki, to nowa bruzda na szyi czy brodzie.
„Boże! Co będzie, gdy skończy 40, 50 albo 60 lat?” – zastanawiałam się.
– Czy ty tego nie widzisz? – pytała mnie, stojąc przed lustrem.
– Czego? – dziwiłam się, bo dla mnie upływ czasu i związane z tym konsekwencje to naturalny stan rzeczy.
Poza tym, kto myśli o zmarszczkach, mając trzydzieści parę lat?
– O, o tu, widzisz? Tobie też się robią, spójrz… Musimy coś z tym zrobić, tak przecież żyć nie można.
Szminka, puder, kremy były jej orężem w walce z upływem czasu, nie wspominając o cudownych suplementach diety. A ja, cóż, miałam większe zmartwienia niż jakieś tam zmarszczki. Prowadziłam już wtedy dom, wychowywałam dzieci. Tymczasem Hania w dalszym ciągu doszukiwała się w sobie defektów. Zwykle skutecznie. Kolejnym problemem okazał się cellulit.
Trzy dni płakała, bo dojrzała na udzie nierówności
Na nic zdały się moje tłumaczenia, że nikt nie żyje wiecznie i nie da się być wiecznie młodą. Hania podjęła walkę ze skórką pomarańczową. Zaczęły się masaże, drenaże i inne cuda. Na te wszystkie zabiegi wydawała fortunę. Ja wolałam zainwestować w mieszkanie i dzieci… Później pojawiły się opadające powieki. Firmy kosmetyczne kolejny rok zbijały na Hani fortunę, tak jak okoliczne drogerie i apteki. Potem nudziła mi do słuchawki, bo dojrzała pierwszy siwy włos.
– Widzisz? To wszystko z nerwów!
„A jakie ona ma nerwy? – pomyślałam. – Pracuje tylko na siebie, stać ją na tych fryzjerów, kosmetyczki i masażystów… Zajmuje się tylko sobą, nie ma rodziny. Nie to, co ja – matka dwójki dzieci, kura domowa, pracująca zresztą. Ja nie mam tyle czasu dla siebie, co moja przyjaciółka”.
– Daj spokój, dziewczyno! Ciesz się z tego, co masz i korzystaj z życia – doradzałam jej.
Czas mijał, a Hania nie dawała za wygraną. Pewnego dnia zapukała do mnie z siatką wypchaną po brzegi tubkami jakichś mazideł. Okazało się, że tym razem chodzi o rozstępy.
– Rozstępy? – pytałam zaskoczona. – Chcesz zobaczyć prawdziwe rozstępy? Proszę! – odchyliłam koszulkę i pokazałam przyjaciółce mój brzuch, który „popękał” po porodzie.
Zamilkła. Po prostu ją zatkało z wrażenia. Byłam pewna, że nigdy nie widziała takiego nadmiaru skóry poprzecinanej rozstępami. Roześmiałam się w głos, patrząc na jej otwartą ze zdziwienia buzię. Jak każda matka wiedziałam, jaką cenę zapłacił mój organizm za Zosieńkę i Piotrka, mimo wszystko macierzyństwo dawało mi pełnię szczęścia. Tymczasem piękna lalka Barbie wciąż była bez Kena. Z ładnej, naturalnej kobiety o delikatnych rysach i śniadej karnacji Hania zmieniała się w sztuczną, wymuskaną lalę. Chciała zatrzymać czas, tymczasem przyśpieszyła jego bieg, bo dzięki swojej „walce” wyglądała na starszą, niż jest.
Było mi żal Hanki
Ale nie umiałam jej pomóc. Życie jednak potrafi zaskakiwać… Zajęta na zmianę chorującymi dziećmi, nie widziałam Hanki przez kilka tygodni. Tymczasem którejś soboty bez zapowiedzi zawitała do mnie na poranną kawę i ploteczki. Gdy otworzyłam drzwi, musiałam się ich złapać! Moja przyjaciółka pojawiła się u mnie… bez makijażu! Wyglądała ładnie i całkiem naturalnie, zmieniła kolor włosów na delikatniejszy odcień. Jej strój był równie skromny jak cały wygląd. Nie mogłam się na nią napatrzeć.
– Kochana, co się z tobą stało? Jesteś inną osobą? – pytałam z niedowierzaniem przyjaciółkę.
– Aj, tyle się ostatnio u mnie dzieje, zmieniam się… – odpowiedziała tajemniczo Hanka.
– Świetnie wyglądasz, promieniejesz! – pochwaliłam ją.
Okazało się, że Hanka wreszcie poznała odpowiedniego kandydata do swojej ręki. To on zmienił jej światopogląd. Oprócz tego, że zawrócił jej w głowie, pomógł odkryć Hance jej prawdziwe oblicze. Strzała Amora spowodowała, że moja przyjaciółka wreszcie przejrzała na oczy… Marek – jej partner – sprawił, że zaczęła myśleć o życiu, miłości, związku i przyszłości, a nie tylko o własnym wyglądzie. Pokochał ją za to, jaka jest, a nie za to, jak wygląda. Najważniejsze, że ona to zrozumiała.
Czytaj także:
„Wyglądam bardzo młodo. Powinnam się cieszyć, a jest to moim przekleństwem. Wiecznie słyszę pytania, gdzie moi rodzice”
„Chciałam znaleźć męża na portalu randkowym, a spotkały mnie gorzki zawód, wstyd i żenada”
„Mam 54 lata, a wyglądam na 70. Jestem zmęczona życiem i pracą ponad siły w fabryce. To był horror”