„Przyjaciółka wydawała fortunę na niepotrzebne rzeczy. Mąż zagroził jej rozwodem, gdy przepuściła pieniądze na wakacje”

Przyjaciółka wydawała fortunę na zakupy fot. Adobe Stock, Leika production
– Co ty gadasz? – zdębiałam. – Nie zarabiasz stu dwudziestu, tylko wydajesz osiemdziesiąt! I to na coś, czego nie będziesz miała gdzie włożyć – dodałam na widok paskudnego tiulu. – Ale taka okazja? Żal nie brać!”.
/ 11.11.2022 18:30
Przyjaciółka wydawała fortunę na zakupy fot. Adobe Stock, Leika production

– Takie fajne buty, ale tym razem już ich chyba nie uratuję… – westchnęłam, oglądając odklejającą się po raz kolejny podeszwę skórzanych kozaków.

Było to w ubiegłym roku, na początku stycznia. Trzy czwarte zimy miałam jeszcze przed sobą, a zostałam bez butów… Pięknie, po prostu pięknie!

– Muszę sobie kupić kozaki – oznajmiłam Ewie, osobie znanej ze swojego zamiłowania do biegania po galeriach handlowych. – Pojedziesz ze mną na zakupy?

– Czy pojadę?! – wykrzyknęła. – Kochana, w ten weekend zaczynają się wyprzedaże! Super, że akurat teraz potrzebujesz tych botków. Zobaczysz, kupisz za bezcen!

Nie bardzo wierzyłam, że dobre, skórzane kozaki można kupić za bezcen. Dla mnie liczy się przede wszystkim jakość, a ta musi kosztować.

Ucieszył mnie jednak entuzjazm Ewy

Umówiłyśmy się na sobotę. Zjawiła się u mnie już o dziewiątej rano.

– Czemu tak wcześnie? – spytałam, podciągając spodnie od piżamy.

Żeby upolować najlepsze okazje! – wykrzyknęła Ewa radośnie. – Przecież na wyprzedaże czeka się cały rok.

I dodała, że konkurencja jest ogromna, bo każdy chce kupić koszulę za połowę ceny albo komplet pościeli w cenie samej kołdry. Czeka nas mnóstwo biegania, bo przeceny są w każdym butiku, a nie można ryzykować, że pominiemy życiową okazję. Musimy zacząć zaraz po otwarciu galerii, żeby zdążyć obejść wszystko. Moja nieśmiała uwaga, że w zasadzie interesują mnie wyłącznie sklepy obuwnicze, spotkała się tylko z jej pełnym politowania prychnięciem. Chociaż była sobota rano, do galerii rzeczywiście przyszło już sporo klientów. Nie, błąd – klientek, bo mężczyźni stanowili w tym tłumie zdecydowaną mniejszość.

– Patrz! Wszystko za pięćdziesiąt procent! – z tym okrzykiem Ewa pociągnęła mnie w stronę jakiegoś butiku, zanim zdążyłam zlokalizować salon obuwniczy.

– Ale to sklep z bielizną… – zaprotestowałam, jednak przyjaciółka już grzebała w wielkim koszu z figami i stringami.

Gdy wychodziłyśmy z tego sklepu, zobaczyłam w oddali szyld znanej sieci obuwniczej i chciałam się tam skierować, ale Ewa od razu weszła do najbliższego butiku odzieżowego. Niechętnie ruszyłam za nią. W środku, o dziwo, akurat zrobiło się luźno. Muszę przyznać, że przez chwilę rozważałam kupno mocno przecenionego płaszcza, ale przyszło mi do głowy, że przecież mam już trzy… Obejrzałam jeszcze rząd sweterków i bluzek, potem przyłożyłam do siebie kilka spódnic. Metki w jaskrawych kolorach informowały, że ubrania są tańsze o trzydzieści, a nawet pięćdziesiąt procent. Tylko co z tego, skoro tak naprawdę nic mi się nie spodobało? Takich ciuchów miałam w domu dwie szafy. Nie potrzebowałam więcej.

– Zobacz, jaka świetna kiecka! – krzyknęła Ewa, zbliżając się do mnie, ledwie widoczna spod naręcza ubrań. – Przeceniona z dwóch stów na osiemdziesiąt złotych! Zarabiam na czysto sto dwadzieścia zeta!

– Co ty gadasz? – zdębiałam. – Nie zarabiasz stu dwudziestu, tylko wydajesz osiemdziesiąt! I to na coś, czego nie będziesz miała gdzie włożyć – dodałam na widok białej koronki, kompletnie nie w stylu Ewy.

Przyjaciółka mruknęła coś pod nosem i tyle ją widziałam, bo natychmiast zniknęła w przymierzalni.

Pół godziny później wyszłyśmy stamtąd

Ja wciąż bez butów, ona z trzema torbami ciuchów. Tym razem byłam uparta i zaprowadziłam ją prosto do obuwniczego. Niestety, chociaż wielkie plakaty przyklejone na szybach informowały o „nieziemskich okazjach”, nie znalazłam tam nic, co spełniałoby moje oczekiwania.

Zobacz te! I tamte! O, te są super! Przymierz! Hm, a czemu by nie te? – Ewa miotała się między półkami, chcąc mi jak najlepiej doradzić. – Czekaj, te to sama przymierzę. No, niezbyt wygodne, ale jaka zniżka… Biorę je! A ty wybrałaś coś?

Pokręciłam głową. Zimowych botków, owszem, było sporo, ale jakoś mnie nie dziwiło, że sklep tak mocno pospuszczał z cen. Towar wyraźnie przebrany, na wyprzedaży same modele ze sztucznej skóry, a mnie zależało na prawdziwej. Do tego wszystkie kozaki, które zmierzyłam, były albo niewygodne, albo nie w moim stylu. Oznajmiłam Ewie, że wychodzimy, a ona spojrzała na mnie jak biskup na zatwardziałego heretyka.

Żartujesz? Nic nie bierzesz? – rzuciła i przepchnęła się koło mnie do kasy. – Przecież szkoda zmarnować takie okazje…

No tak, sama wzięła żółte baleriny, chociaż w życiu nie widziałam, żeby nosiła coś żółtego, oraz botki na obcasie, niemal identyczne jak te, które miała na sobie. Pudełka były oznaczone gwiazdką z napisem „trzecia para gratis”, więc poszukałam wzrokiem trzeciego kartonu. Miała go pod pachą. Zawierał czółenka na słupku. Nawet na obrazku wyglądały na potwornie niewygodne. Zmierzając w stronę innego salonu, zapytałam, po co jej tyle rzeczy. Przecież nikt nie rozdawał ich za darmo. Może i trzecia para butów była ekstra, lecz przecież za dwie musiała zapłacić pełną cenę.

Oj, kochana, ale to się i tak opłaca – skwitowała. – To tak, jakby mi ktoś dał te czółenka za friko, nie sądzisz?

Nic nie odpowiedziałam, bo mój wzrok przyciągnął niewielki butik z obuwiem po drugiej stronie galerii. Choć na wystawie nie miał wielkiego napisu „wyprzedaż”, przez szybę zobaczyłam całkiem ładne kozaki. Leżały dobrze na nodze, miały wygodny obcas i modny fason.

Podobne do poprzednich, które bardzo lubiłam

– Wezmę je – powiedziałam do sprzedawczyni, zadowolona, że misja zakupowa zakończona i mogę już wracać do domu.

– Nie bierz! – odezwała się scenicznym szeptem Ewa zza moich pleców. – Nie są nawet w promocji! Znajdziemy ci dwa razy tańsze. Trzeba tylko poszukać.

Dałam się namówić i odłożyłam botki. Ostatecznie to Ewa była specjalistką od zakupów. Ja robiłam je tylko wtedy, kiedy musiałam, i to bardzo niechętnie. To nasze bieganie po sklepach mnie zmęczyło i znudziło, za to Ewa była w swoim żywiole. Parę godzin później rozumiałam już, że popełniłam błąd. Nigdzie nie znalazłam butów, które odpowiadałyby mi tak jak te z małego sklepu, a kolejne propozycje Ewy tylko mnie irytowały. Tłumaczyłam jej, że potrzebuję solidnych, wygodnych butów ze skóry, i nie obchodzi mnie, czy zapłacę za nie parę złotych więcej, bo kupuję na lata. I nie, nie chcę tej marynarki z przeceny, bo w takich nie chodzę, nie interesują mnie torebki, bo lubię swoją, i nie zaopatrzę się w kamizelkę z futerka, choćby zniżka na nią wynosiła sto procent!

Wracam po tamte buty – oznajmiłam jej w końcu zła i okropnie zmęczona.

– Dobra, jak chcesz – Ewa wyglądała na lekko obrażoną. – Ja zaczekam tutaj. Mają wyprzedaż noży i maselniczek.

Zostawiłam Ewę w sklepie z artykułami do domu i poszłam po „swoje” buty. Niestety okazało się, że już ich nie ma. To była ostatnia para. Została sprzedana, kiedy ja oglądałam futrzane kamizelki i sprzęt sportowy w promocji, chociaż jedyny sport, jaki uprawiam, to bieganie po domu za dziećmi. Wróciłam do Ewy. Właśnie oglądała swój nowy chromowany cedzak, elektryczną obieraczkę do warzyw i nóż do sera.

– Po co ci nóż do sera? – spytałam. – Przecież nie jesz nabiału. Nie trawisz laktozy.

Ale był na wyprzedaży…

Nie miałam więcej pytań. Zapakowałam Ewę i jej tysiąc toreb z zakupami do samochodu, odwiozłam ją do domu i pojechałam do butiku, gdzie kiedyś kupiłam fajne kozaki. Znalazłam ten sam sklepik. Był mały, właścicielka nie robiła wielkiej akcji rabatowej, ale miała dobry asortyment. Kwadrans później byłam w domu z nowymi butami. Czułam ulgę, że załatwiłam, co miałam załatwić, i trochę złości, że dałam się wciągnąć Ewie w to całe zakupowe szaleństwo. Gdy zadzwoniła po trzech dniach, byłam już w dobrym humorze.

Ona chyba nie…

– Kurczę, wiesz co? Chyba przesadziłam z tymi zakupami – jęknęła. – Jak Czarek zobaczył, ile wydałam, zagroził, że mnie ubezwłasnowolni… Albo się ze mną rozwiedzie! Powiedział, że kasę na koncie odkładał na wakacje, a ja to wszystko wydałam na ciuchy i maselniczki... No i większość z tych rzeczy nawet nie jest mi potrzebna!

Zaproponowałam, żeby może spróbowała zwrócić część zakupów do sklepów, ale odpowiedziało mi ciężkie westchnienie.

– Już próbowałam – przyznała. – Ale artykuły z wyprzedaży nie podlegają zwrotom. To były niby takie cudowne promocje, a ja się kompletnie spłukałam! I co teraz? 

„Może wyprzedaż prosto z szafy?”– przyszło mi do głowy, ale milczałam.

Myślę, że na słowo „wyprzedaż” Ewa jeszcze długo reagowała nerwowo. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA