„Przyjaciółka w kółko mówiła tylko o swoim dziecku. Kiedy chciałam pogadać o tym, co u mnie, odwracała głowę”

Straciłam przyjaciółkę, kiedy urodziła dziecko fot. Adobe Stock, Jelena Stanojkovic
„Ile mała zjadła, spała, czego nowego się nauczyła... Mogła gadać o tym godzinami. Ale kiedy musiałam się wyżalić, kręciła się niespokojnie albo biegała do pokoju, w którym spała Marysia. Kiedy wracała, nie pamiętała, o czym przed chwilą mówiłam".
/ 20.12.2022 09:23
Straciłam przyjaciółkę, kiedy urodziła dziecko fot. Adobe Stock, Jelena Stanojkovic

Moją przyjaciółkę Iwonę poznałam w liceum. Miałyśmy podobne zainteresowania, temperament i gust, więc szybko znalazłyśmy wspólny język. Od tamtej pory spędzałyśmy ze sobą całe dnie. Byłyśmy jak papużki nierozłączki. Oczywiście, gdy po latach powychodziłyśmy za mąż, sytuacja trochę się zmieniła, ale nadal widywałyśmy się prawie codziennie. A jak nie, to przynajmniej przez godzinę gadałyśmy przez telefon.

Byłam pewna, że nie ma takiej siły, która mogłaby nas rozdzielić.

Bardzo się jednak pomyliłam

Rok temu Iwona urodziła córeczkę, Marysię. I to był początek końca naszej przyjaźni. Kiedy przyjaciółka zaszła w ciążę, była najszczęśliwszą osobą pod słońcem. W przeciwieństwie do mnie, zawsze marzyła o dzieciach, ale długo nie udawało jej się zajść w ciążę. Wspierałam ją wtedy, pocieszałam, zapewniałam, że wszystko będzie dobrze. Nie było.

Iwona już prawie pogodziła się z tym, że nigdy nie będzie matką. I wtedy wydarzył się cud. Do porodu prawie jej nie opuszczałam. Jej mąż był bardzo zapracowany, więc towarzyszyłam jej na badaniach, pomogłam urządzić pokoik dla dziecka, wybrać wózek, ciuszki, zabawki. Przez myśl mi wtedy nawet nie przeszło, że to są nasze ostatnie wspólne chwile, że gdy wyczekany maluch pojawi się na świecie, przyjaciółka odstawi mnie na boczny tor.

Początkowo wcale się tym nie przejmowałam

Rozumiałam, że nie ma dla mnie czasu, chce odnaleźć się w nowej rzeczywistości, nacieszyć się córeczką. Ale mijały tygodnie i nic się nie zmieniało. Gdy tylko do niej dzwoniłam, prawie natychmiast kończyła rozmowę. Nie zdążyłam się z nią nawet podzielić najświeższymi wiadomościami, a już słyszałam, że musi się rozłączyć.

Bo mała jest podejrzanie cicho albo płacze, trzeba ją nakarmić, przewinąć, pobujać… Gdy przychodziłam w odwiedziny do Iwony, wcale nie było lepiej. Potrafiła rozmawiać tylko o córeczce. Ile zjadła, spała, czego nowego się nauczyła. Mogła gadać o tym godzinami.

Gdy próbowałam zmienić temat, natychmiast traciła zainteresowanie. Nawet wtedy, gdy chciałam się jej zwierzyć ze swoich problemów. Pamiętam, jak któregoś dnia wpadłam do niej cała zapłakana, bo dotarły do mnie plotki, że mąż zdradza mnie z koleżanką z pracy. Kiedyś od razu zamieniłaby się w słuch i nie wyszła z pokoju, dopóki nie skończyłabym opowieści. A potem pocieszała mnie do późnego wieczora. A wtedy?

Kręciła się niespokojnie albo biegała do pokoju, w którym spała Marysia. Kiedy wracała, nie pamiętała, o czym przed chwilą mówiłam. Potwornie mnie to wkurzyło.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!

Spojrzała na mnie zdumiona

– Staram się, naprawdę. Ale sama rozumiesz… Marysia jest jeszcze malutka. Muszę mieć ją ciągle na oku – uśmiechnęła się przepraszająco.

Skończyłam temat, bo nie miałam ochoty dłużej gadać do ściany. Nie ukrywam, byłam coraz bardziej zawiedziona zachowaniem przyjaciółki. Było mi przykro, że odstawiła mnie na boczny tor. Oczywiście nie spodziewałam się, że jak dawniej będzie na każde moje zawołanie, ale chciałam, by choć od czasu do czasu poświęciła mi trochę uwagi.

Jednak ona w ogóle tego nie zauważała. Gdy więc pewnego dnia znów zignorowała jakiś mój problem i zaczęła mnie męczyć opowieściami o córeczce, nie wytrzymałam.

– Kurczę, co się z tobą dzieje? Dawniej mogłam na ciebie liczyć, zwierzyć ci się ze swoich kłopotów. A teraz? Potrafisz gadać tylko o Marysi. Mam już tego dość! Świat na dzieciach się nie kończy!

Miałam nadzieję, że Iwona zacznie się tłumaczyć, przepraszać, obieca poprawę. Przecież jeszcze niedawno byłyśmy sobie takie bliskie… Jednak nic z tego.

– Przypominam ci, że jestem matką. A dla matki dziecko jest najważniejsze. Jeśli tego nie rozumiesz, to nie mamy o czym gadać – wycedziła i zaczęła układać w szafie ubranka córeczki, dając mi do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną.

Wyszłam, bo co miałam zrobić? Na ulicy omal się nie popłakałam. Dotarło do mnie, że już chyba nie mam przyjaciółki. Od tamtej rozmowy minęły dwa tygodnie. Nie dzwoniłam do Iwony, a ona też nie próbowała się ze mną kontaktować.

Widać nie jestem jej potrzebna… Czasem widuję ją na osiedlu z jakąś inną młodą matką. Pchają wózki i trajkoczą jak najęte. Pewnie o ząbkowaniu, zupkach i szczepieniach. A ja? No cóż… Chyba zacznę się rozglądać za inną przyjaciółką. Oczywiście bezdzietną…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA